Zawsze bardzo różniłyśmy się z siostrą. Gośka starsza, szatynka, troszkę pucołowata, ja szczupła, wysoka blondynka. Ona zrównoważona, spokojna, cicha, ja wariatka z głową pełną marzeń i szalonych planów. No i ona bała się wyściubić nosa poza naszą rodzinną wioskę na Podlasiu, ja natomiast koniecznie chciałam się z niej wyrwać. Od początku było więc jasne, że Gosia zostanie z rodzicami na gospodarstwie, a ja ucieknę w świat. I tak się stało. Dziesięć lat temu pojechałam na studia do Warszawy i już nie wróciłam na wieś.
W mieście czułam się jak u siebie. Wszystko wspaniale mi się układało. Po studiach szybko znalazłam dobrą pracę, potem awansowałam. Po drodze wyszłam szczęśliwie za mąż, urodziłam wspaniałego synka. Oboje z Maćkiem świetnie zarabialiśmy, więc stać nas było na kupno pięknego mieszkania w dobrej lokalizacji, dostatnie życie i egzotyczne wakacje.
A Gośka? Z trudem mierzyła się z problemami dnia codziennego. Wyszła za mąż za Tomka, chłopaka z tej samej wsi. Przed ślubem był milutki, złote góry Gośce obiecywał. Ale potem pokazał swoją prawdziwą twarz. Zaniedbywał pracę w gospodarstwie, dużo pił. Siostra harowała od świtu do nocy, a on całe dnie spędzał z kolesiami w gospodzie. Na dodatek, gdy wracał pijany do domu, to ją bił. Nieraz, gdy przyjeżdżałam w odwiedziny w rodzinne strony, widziałam jej posiniaczone ręce, plecy, twarz.
Nie chciała słuchać moich argumentów
Znosiła to w milczeniu. Cierpiała, ale nie robiła nic, by zmienić swój los. Nie potrafiłam tego zrozumieć. Gdyby mój Maciej okazał się damskim bokserem, bez zastanowienia wystawiłabym jego walizki za próg. A ona godziła się na wszystko. Któregoś dnia nie wytrzymałam i wzięłam ją na rozmowę.
– Gośka, przecież widzę, co się dzieje. Dlaczego nie rozwiedziesz się z tym gnojkiem? – zapytałam. – Przecież jesteś jeszcze młoda, możesz ułożyć sobie życie, odnaleźć szczęście.
Spojrzała na mnie zaskoczona.
– Rozwód? O czym ty w ogóle mówisz?! – zawołała. – Przecież rodzice nigdy by mi tego nie wybaczyli. Taki wstyd… Przed ołtarzem przysięgałam. A ksiądz proboszcz zawsze powtarza, że bez względu na wszystko przysięgi danej przed Bogiem złamać nie wolno. Trzeba pogodzić się z losem i z pokorą dźwigać swój krzyż – westchnęła.
Gdy to usłyszałam, ciśnienie skoczyło mi chyba do dwustu. Jestem wierząca, ale akurat ten argument zawsze uważałam za krzywdzący i niesprawiedliwy. Jak można zmuszać kobiety do trwania w małżeństwie, nawet gdy są katowane i poniżane?! Zwyczajnie nie mieściło mi się to w głowie.
– No dobra, rozwodzić się nie chcesz. To dlaczego przynajmniej nie doniesiesz na Tomka na policję? Jakby zamknęli go parę razy w areszcie, przyłożyliby pałą, to może by się uspokoił? – podsunęłam jej pomysł.
– Telefon na policję? Zwariowałaś? Przecież to nic nie da! Na komisariacie jego koledzy z podstawówki urzędują. Prędzej ja bym dostała niż on… – stwierdziła. – Zapomniałaś już, co u nas ludzie mówią? Że chłop ma zawsze rację. A jak bije żonę, to znaczy, że sobie na to zasłużyła. Wszyscy staną od razu po stronie Tomka. Moim zdaniem, lepiej już siedzieć cicho niż wystawiać się na pośmiewisko.
– Ależ to jakaś totalna bzdura, średniowieczne przesądy! – tłumaczyłam.
– Może w tej twojej Warszawie to bzdura i przesądy. Ale ja mieszkam tutaj. A tutaj żyje się inaczej. Trzeba trzymać się zasad, liczyć się z opinią ludzi. Bo inaczej od razu na języki cię wezmą. A ludzkie gadanie boli nawet bardziej niż baty – powiedziała.
Upierała się przy tych argumentach za każdym razem, gdy próbowałam wracać do tematu. W końcu skapitulowałam. Uznałam, że to nie ma sensu. Bo Gośka nigdy nie zmieni poglądów i będzie trwać w tym beznadziejnym związku do końca życia. A skoro chce być nieszczęśliwa, to jej sprawa.
Dwa miesiące temu dostaliśmy z mężem zaproszenie na wesele mojej kuzynki, Marysi. Maciek nie mógł pojechać, więc wybrałam się sama. Ostatnio rzadko jeździłam do domu i chciałam zobaczyć rodzinę w komplecie. Byłam też ciekawa, co słychać u Gośki. Co prawda, często do siebie dzwoniłyśmy, ale nie rozmawiałyśmy o jej małżeństwie. Zbywała mnie, mówiąc, że wszystko w porządku.
Ślub był przepiękny, przyjęcie huczne. Bawiłam się świetnie. W pewnej chwili zauważyłam, że przy Gośce kręci się jakiś mężczyzna w średnim wieku. Nie znałam go. Zaprosił ją do tańca, a potem razem wyszli na dwór, żeby się przewietrzyć. Rozejrzałam się za Tomkiem. Jak zwykle szybko się upił i spał na kanapie, w rogu sali. Wyglądał naprawdę żałośnie.
Przyglądałam się Gośce i Karolowi
– Co to za przystojniak tak nadskakuje Gośce? Nigdy go wcześniej nie widziałam – zapytałam kuzynkę, gdy zmęczona zabawą usiadła na chwilę koło mnie, by odetchnąć.
– A, to nasz nowy nauczyciel, pan Karol. Na zastępstwo za panią Martę przyjechał. Kawaler. Najlepsza partia we wsi. Wszystkie panny za nim oczy wypatrują. Ale ludzie gadają, że niepotrzebnie się tak starają. Bo on już jedną wybrał. Tyle że nie pannę… – uśmiechnęła się tajemniczo.
– Tak, a kogo? – chciałam wiedzieć.
– No przecież to jasne, Gośkę! Na pierwszy rzut oka widać, że mają się ku sobie. Kto wie, co się wkrótce może wydarzyć. Może na przykład odfruną razem w siną dal. Pani Marta niedługo wraca… – szepnęła.
– Gośkę? To niemożliwe! Ona nigdy w życiu nie zdradzi Tomka! A o rozwodzie to nawet nie pomyśli. To tylko jakaś głupia plotka – pokręciłam głową z niedowierzaniem.
– Nie bądź tego taka pewna! Nikt ich co prawda razem w łóżku nie złapał, ale nie na darmo mówią, że w każdej plotce jest ziarenko prawdy – mrugnęła do mnie i wróciła na parkiet.
Po chwili bawiła się wśród innych par.
Do końca przyjęcia nie ruszyłam się już z miejsca. Siedziałam na krześle i kątem oka przyglądałam się Gośce i Karolowi. Niby nie robili nic złego. Zatańczyli ze sobą kilka razy, porozmawiali, coś tam przekąsili, wyszli na dwór. Jak to weselni goście. Ale z ich ukradkowych spojrzeń, niby przypadkowych gestów rzeczywiście można było wyczytać, że coś ich łączy. Może więc moja kuzynka mówiła prawdę?
Ucieszyło mnie to. Pomyślałam, że byłoby świetnie, gdyby siostra wreszcie posłuchała mojej rady i postanowiła ułożyć sobie życie na nowo. Gdyby spotkała w końcu prawdziwą miłość…
Już nawet chciałam do niej podejść, zaciągnąć ją do kącika i zapytać wprost czy ma romans z tym nowym nauczycielem. Niestety nie zdążyłam. Nagle na środku sali pojawił się Tomek. Ledwie trzymał się na nogach.
– Gooośkaaa! Gdzie jesteś?! Zabieramy się do domu! Zmęczony jestem, nie widzisz! – wrzasnął.
– Tak, tak, czas już na nas – odparła.
Nawet nie spojrzała w stronę Karola. Gdy wyszli, pomyślałam ze smutkiem, że chyba ten romans to tylko ludzkie plotki. Wtedy nawet nie podejrzewałam, że jednak się mylę.
Cieszę się, że podjęła dobrą decyzję
To było trzy dni temu. Właśnie szykowałam się do pracy, gdy zadzwoniła moja komórka. W słuchawce usłyszałam głos mamy.
– Był u nas Tomek… Gośka uciekła… – lamentowała.
– Jak to uciekła? – zdziwiłam się.
– No spakowała swoje ubrania i zniknęła! List zostawiła, że odchodzi. Nauczyciela też nie ma! Dzwoniłam do niej z pięćdziesiąt razy, ale nie odbiera. Taki wstyd… Jak ja teraz ludziom w oczy spojrzę! I księdzu proboszczowi! – prawie płakała.
– Naprawdę tylko to cię martwi? – warknęłam i się rozłączyłam.
Nie wiem, gdzie się podziewa Gośka. Ode mnie też nie odbiera telefonów. Przysłała tylko esemesa, że jest z Karolem, chce ochłonąć, wszystko sobie poukładać. I że wkrótce się odezwie. Napisałam jej, jak bardzo się cieszę, że wreszcie podniosła głowę do góry i wbrew głupim zasadom, zdjęła sobie z ramion ten krzyż…
Plotki i pomówienia bolą bardziej niż baty. Ale to nie jest powód, żeby zmarnować sobie życie. Trzeba robić swoje, nie bacząc na opinie innych…
Czytaj także:
„Mama uważa mojego zięcia za ideał, choć to damski bokser. Grozi, że jeśli córka się z nim rozwiedzie, wypowie jej najem”
„Sąsiad to furiat i damski bokser. Jego żona trwała przy nim ze strachu, aż w końcu coś w niej pękło. Wszystko dzięki mnie”
„Moja 20-letnia pasierbica zakochała się w moim dawnym znajomym. Facet 2 razy starszy od niej, w dodatku – pijak i damski bokser"