„Siostra karierowiczka wyzywa mnie od kur domowych pozbawionych ambicji. Ciekawe, kto jej poda wodę na starość”

Skłócone siostry fot. Adobe Stock, JackF
„Na spokojnie, z dala od niej, wiedziałam, że to głupie, ale gdy dochodziło do konfrontacji, nie potrafiłam przestać, zatrzymać się. Ona też. Działałyśmy sobie na nerwy. Gorzej, my się nawzajem raniłyśmy. Dlaczego, z jakiego powodu? Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie”.
/ 27.06.2022 09:30
Skłócone siostry fot. Adobe Stock, JackF

Ja i moja młodsza siostra Kinga w dzieciństwie zawsze ze sobą rywalizowałyśmy. Każda z nas chciała udowodnić, że jest ładniejsza, mądrzejsza, szybsza, popularniejsza, po prostu we wszystkim lepsza od tej drugiej.

Mimo to nie byłyśmy jakimiś toksycznymi siostrami; w gruncie rzeczy bardzo się kochałyśmy. Gdzieś tak na początku szkoły średniej wyrosłyśmy z ciągłego porównywania się i zostałyśmy najlepszymi przyjaciółkami.

Czemu wciąż wbija mi szpile?

Niestety, nasze stosunki znowu się pogorszyły, kiedy na ostatnim roku studiów wyszłam za mąż. Urodziłam Przemka dwa miesiące po obronie magisterki, a dwa lata później pojawiła się na świecie Renatka. Nigdy nie poszłam do pracy, ale wcale tego nie żałowałam.

Rola matki, żony i gospodyni domowej dawała mi szczęście oraz satysfakcję, całkowicie się w niej spełniałam. Kinga nie potrafiła tego zrozumieć! Według niej marnowałam swój potencjał i życie. Na próżno tłumaczyłam jej, że dla mnie wychowywanie dzieci jest wyzwaniem, przygodą, radością. Nie docierało. W końcu powiedziałam prosto z mostu:

– Kinga, nie obchodzi mnie, jak oceniasz mój sposób na życie, nie chcę już wysłuchiwać twoich kazań i dobrych rad.

– Oho, widzę, że prawda w oczy kole – zakpiła.

„Okej, skoroś taka, to ja też zacznę ci dogryzać. Zobaczysz, siostrzyczko, jakie to miłe” – pomyślałam.

I od tej pory bez przerwy wbijałyśmy sobie nawzajem szpile. Na przykład na imieninach taty, kiedy sięgnęłam po drugi kawałek sernika, Kinga zauważyła z fałszywą troską:

– Na twoim miejscu nie jadłabym dokładki ciasta, coś za bardzo się zaokrągliłaś.

– Ciekawe, czy ty będziesz miała figurę modelki, jak urodzisz dwójkę dzieci – pochłonęłam sernik i oblizałam się z lubością.

– A kto powiedział, że urodzę choć jedno? To jakiś obowiązek? Mówisz jak typowa „madka”! – prychnęła z pogardą.

Atmosfera skisła...

Nienawidzę słowa „madka”, bo jest złośliwe i wredne. Użyła go specjalnie.

– Już lepiej być „madką” niż karierowiczką bez faceta – uderzyłam w jej słaby punkt.

– Według ciebie celem życia jest złapanie męża? Żałosne.

– Dziewczyny, dajcie spokój – poprosiła nas smutnym głosem mama.

Podziałało o tyle, że przestałyśmy się kłócić, ale było już za późno: atmosfera skisła. Zepsułyśmy przyjęcie taty, skwasiłyśmy wszystkim humory, właściwie bez powodu. Tego typu sytuacje się powtarzały. Schemat był ten sam: zaczynało się od pozornie niewinnych żartów, kończyło na mówieniu przykrych rzeczy.

Jakbyśmy cofnęły się do czasów dzieciństwa, tylko zamiast szarpać się za włosy i popychać, zadawałyśmy sobie ciosy słowami. Na spokojnie, z dala od niej, wiedziałam, że to głupie, ale gdy dochodziło do konfrontacji, nie potrafiłam przestać, zatrzymać się. Ona też. Działałyśmy sobie na nerwy. Gorzej, my się nawzajem raniłyśmy. Dlaczego, z jakiego powodu? Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie.

Kinga bywała wredna jako siostra, ale w roli ciotki się sprawdzała. Kiedy moje dzieci były małe, trzymała się od nich na dystans. Kiedy podrośli na tyle, że umieli sami skorzystać z toalety, lubiła i naprawdę potrafiła się nimi zajmować. I nigdy nie odmówiła mi pomocy, jeśli byłam w potrzebie.

No to nie będzie prezentów…

A bywałam dosyć często, bo Michał dużo pracował, ale na ekstrawagancje w postaci płatnej niani nie było nas stać. Gdyby nie Kinga, siedziałabym z dzieciakami sama całymi dniami. I wszędzie musiałabym je ze sobą zabierać. Dzięki mogłam coś załatwić, zrobić albo mieć chwilę wyłącznie dla siebie.

Dzieciate znajome wciąż piały:

– Taka siostra to skarb!

– Nawet nie wiesz, jak masz dobrze, że Kinga ci pomaga.

Niby racja, ale… nie wiedziały, jak to jest korzystać z przysług oddawanych przez kogoś, kto patrzy na ciebie z wyższością. To było dla mnie upokarzające. Chociaż Kinga nie dawała mi odczuć, że robi mi łaskę, ja w głębi duszy tak to odbierałam.

Tym trudniej było mi poprosić siostrę o pożyczkę przed świętami. Nie zdecydowałabym się na to, gdyby nie fakt, że prywatne leczenie alergii pokarmowych Renatki pochłonęło praktycznie całe nasze oszczędności.

Już obiecaliśmy dzieciakom wymarzone przez nich prezenty, spisane w liście do Świętego Mikołaja, a tu okazało się, że nas nie stać! Ani moi rodzice, ani teściowie nie spali na pieniądzach, nie śmiałam ich prosić o pożyczkę. Za to Kinga na finanse nie narzekała. 

Jednak ku mojemu zdumieniu i wielkiej przykrości siostra odmówiła:

Nie podjęłam rękawicy

– Sorry, Anka, ale nie dam rady ci pożyczyć pieniędzy.

– Nie dasz rady? Raczej nie chcesz, żeby mi pokazać, kto lepszy. Zarabiasz świetnie, a wydajesz tylko na siebie. Przecież ci oddam, jak zawsze. Zaczynasz się robić nieużyta, jak to stara panna – wyrwało mi się, bo byłam rozżalona.

– Znowu to samo – wycedziła ze złością. – Ja mogłabym powiedzieć, że skoro chciałaś mieć dzieciaki, to teraz na nie zarabiaj. Ale nie powiem, bo nie jestem tak podła jak ty. I mam na kogo wydawać, wyobraź sobie. Gdybym chciała, choć nie muszę, bo zarabia więcej ode mnie.

– Masz faceta? Super! Opowiadaj – starałam się zatrzeć złe wrażenie.

– Widzę, że urosłam w twoich oczach tylko dlatego, że mam faceta – mruknęła. – A dla mnie miłość czy związek to tylko jedna ze składowych życia, nie zaś jego główny cel i sens. Mam inne marzenia i plany. Teraz na przykład zbieram na podróż dookoła świata i dlatego nie pożyczę ci kasy. Widzisz, taka ze mnie egoistka! – spojrzała na mnie wyzywająco.

– Masz do tego pełne prawo – odparłam spokojnie, starając się ukryć urazę.

Po tej rozmowie nasze stosunki się ochłodziły. Przestałyśmy do siebie dzwonić, spotykać się. A gdy przypadkiem wpadłyśmy na siebie u rodziców, traktowałyśmy się jak powietrze. Ciążyło mi to, ale nie potrafiłam wyciągnąć pierwsza ręki do zgody.

Aż tu nagle, na tydzień przed świętami, Kinga zadzwoniła do mnie i zaprosiła na kawę. Kiedy już siedziałyśmy przy stoliku, zapytała:

– Ile kasy potrzebujesz?

– Naprawdę nie trzeba, zapomnij. 

Siostra uśmiechnęła się krzywo.

Ona? W ciąży?

– Przestań. Wiem, że wam ciężko, i chętnie się dołożę. Oddacie, kiedy będziecie mogli, nie spieszy mi się.

– Daj spokój, już nie rób z nas żebraków, na życie nam starcza – powiedziałam lekko urażona. – Po prostu w tym roku zrobimy sobie skromniejszą Wigilię – dokończyłam łagodniejszym tonem.

– Ale już obiecałaś dzieciakom wymarzone zabawki pod choinkę. Wygadały mi.

– Trudno, nie dostaną ich. Pora, by zaczęły się uczyć, że nie mogą mieć wszystkiego, czego zapragną.

– No nie wiem… To jeszcze maluchy. Poza tym obietnic należy dotrzymywać, prawda? Zróbmy tak: te prezenty dostaną od kochającej cioci, czyli ode mnie. Ale nie każ mi za nimi latać po sklepach, nie znam się na smokach Lego czy co tam miało być. Dam ci kasę, a ty kupisz, co trzeba, okej? Nie mam siły na kłótnie. Więc się nie kryguj, tylko bierz, jak dają.

– Dobra. Dzięki. Naprawdę jestem wdzięczna. Ale co z twoją podróżą dookoła świata?

– Kilka stówek w tę czy we w tę nie robi różnicy – Kinga wzruszyła ramionami. – Zresztą i tak muszę odłożyć to na parę lat… – westchnęła.

– Dlaczego?

– Bo jestem w ciąży.

Najpierw rozdziawiłam usta, a potem złapałam Kingę za dłonie i mocno ścisnęłam.

Jej słowa wzruszyły mnie do łez

– Gratulacje! Czemu od razu się nie pochwaliłaś taką nowiną?!

– Wpadką mam się chwalić? No i Karol nie chce dziecka, namawiał mnie na aborcję – przyznała.

– Palant!

– Już nie jesteśmy razem.

– Wiadomo! Znajdziesz lepszego. Wszystko się ułoży, pomogę ci – pogłaskałam ją po ręce.

– Wiesz, gdyby nie ty, bardziej bym się bała, jak to będzie. Ale do obrzydzenia powtarzałaś, jakim cudownym przeżyciem i szczęściem jest macierzyństwo, więc w końcu uwierzyłam. Zresztą widać po tobie, że mówisz prawdę.

Skończyło się na tym, że obie ryczałyśmy nad wystygłymi napojami. Tamtoroczne święta były chyba najpiękniejszymi świętami w całym moim życiu. Przemek i Renia cieszyli się jak… jak dzieci z prezentów pod choinką.

Rodzice oszaleli z radości na wieść o tym, że znów zostaną dziadkami. A mnie cieszyło, że zostanę ciocią i że odzyskałam siostrę. Mur, który wyrósł między nami, runął. I wiem, że nie dopuścimy, by kiedykolwiek znów nas rozdzielił.

Bo to nie tak, że jedna jest gorsza, a druga lepsza. Jesteśmy inne i dzięki tej inności możemy sobie pomagać.

Czytaj także:
„Rodzina zaplanowała moją emeryturę za moimi plecami. Miałam być służącą dla męża i darmową niańką dla wnuków”
„Pracowałam dla toksycznego małżeństwa. Mieszali mnie w swoje brudy, zdrady i obciążali niechcianymi wyznaniami”
„Byłam licealną królową, która gnębiła koleżankę. Po latach moja ofiara postanowiła się zemścić: odebrała mi męża”

Redakcja poleca

REKLAMA