„Zdradziłam męża ze szkolną miłością sprzed lat. Mikołaj zachwycał się moim ciałem i jędrnością skóry. Kiedy usłyszałam podobny komplement od Jacka?"

Zdrada fot. Adobe Stock
„Nad ranem w niedzielę przyszło mi do głowy, żeby odejść od męża. Wydawało mi się, że pasujemy do siebie z Mikołajem jak dwie krople wody, wydawało mi się, że kochanek odczuwa podobnie – w końcu tyle nas łączyło, oboje mieliśmy dosyć związków, w których tkwiliśmy jak zwierzęta w potrzasku".
/ 13.10.2022 12:01
Zdrada fot. Adobe Stock

Znacie takie powiedzenie, że zemsta jest rozkoszą bogów, a nie ludzi? Ja znam. Ale ostatnio chyba, na swoją zgubę, o nim zapomniałam, bo postanowiłam się zemścić. I to na kim? Na moim ślubnym. Oczywiście wtedy, kiedy planowałam, co mu zrobię, żeby w końcu zrozumiał, jaki popełnia błąd, byłam przekonana, że on jest jedynym winowajcą i że nie robię nic złego. Teraz jednak wcale takiej pewności już nie mam. Co ja najlepszego zrobiłam…? Szkoda gadać.

Byliśmy z Jackiem nierozłączni

Jesteśmy z Jackiem 7 lat po ślubie, znamy się drugie tyle. Od szkoły byliśmy nierozłączni. Już samo to chyba wystarczy, żeby uwierzyć, że będziemy idealną parą, prawda? A jeśli dodać do tego, że nasi rodzice się przyjaźnią i że od początku połączyła nas wielka miłość, trudno się dziwić, że nikt nie widział nad naszym związkiem ciemnych chmur.

My też uwierzyliśmy, że zawsze będzie idealnie. Oczywiście, były drobne zawirowania, jak choćby wtedy, kiedy Jacek dostał pracę w Warszawie i musieliśmy z tygodnia na tydzień zostawić rodzinne miasteczko i przenieść się do stolicy. Albo wtedy, gdy na świat przyszli nasi synowie i przewrócili nasze życie do góry nogami. Ale ogólnie nie było źle. Wierzyliśmy, że zawsze będziemy przy sobie trwali, na dobre i na złe – tak jak sobie ślubowaliśmy. I żyliśmy złudzeniami, nawet nie widząc, że powoli do naszego idealnego związku wkrada się „miłości kat” – monotonia i nuda.

Jacek nie narzekał. Wychodził rano, wracał wieczorem...

Szybki prysznic, rzadko szybki seks, potem spać i rano to samo. W weekendy jechaliśmy do rodziców albo odsypialiśmy zaległości. Ot, zwykłe życie. Tylko że mi ono przestało wystarczać. Powiedzcie, ile można prasować w wolnych chwilach albo zabijać tęsknotę za wiecznie nieobecnym mężem głupimi serialami w telewizji? Usiłowałam raz czy drugi napomknąć Jackowi o tym, że ostatnio czuję się zaniedbana, ale mój mąż był kompletnie głuchy na takie uwagi.

– W głowie ci się przewraca, kobieto – warknął na mnie, gdy ośmieliłam się powiedzieć, że może od czasu do czasu gdzieś byśmy wyszli, z kimś się spotkali, porobili coś razem. – Mnie po całym dniu pracy marzy się jedynie to wyrko i telewizor. Na znajomych był czas, jak byliśmy młodsi.

Tak, tu był pies pogrzebany

Ja nie czułam się jeszcze stara. A on – tak. Owszem, może nie wchodzę w sukienki sprzed ciąży, ale przecież mimo to figurę mam nie najgorszą, faceci się za mną do tej pory oglądają. Słowa męża odebrałam jako skrajnie niesprawiedliwe. „Już ja ci pokażę, kto tu jeszcze jest młody” – pomyślałam tego wieczora zjadliwie, jak zwykle biorąc sobie za towarzysza do łóżka grubą książkę. Mój mąż od dawna nie był zainteresowany „tymi sprawami”, więc nie czułam wyrzutów sumienia, że go odtrącam.

Przez kilka kolejnych dni chodziłam naburmuszona. Jacek jednak nawet tego nie zauważał. Zdałam sobie sprawę, że dla męża od dawna jestem raczej elementem wystroju mieszkania niż częścią życia – i było mi coraz bardziej przykro.

Pewnie są kobiety, które w takiej sytuacji szukają winy w sobie. Kupują seksowną bieliznę, robią romantyczną kolację – jednym słowem, robią wszystko, żeby ten jeden jedyny w końcu obdarzył je uczuciem. Ja do takich kobiet nie należę. Wprost przeciwnie. „Jeszcze zobaczysz, że dla kogoś mogę być wciąż seksowna”, myślałam zjadliwie. Nie miałam w głowie żadnego konkretnego planu, ale, jak to często bywa w takich sytuacjach, okazja nadarzyła się sama...

Miłość sprzed lat...

Wieczorem przeglądałam pocztę w laptopie, gdy w oczy rzuciło mi się zaproszenie na pokaz slajdów z egzotycznej podróży. Pracuję w domu kultury i dostaję mnóstwo takich zaproszeń. Zwykle nie zwracam na nie najmniejszej uwagi – gdybym chciała chodzić na te wszystkie imprezy, których organizatorzy chcą mnie widzieć – nie robiłabym w życiu nic innego. Tym razem jednak coś mnie tknęło, bowiem nazwisko autora i jego twarz na fotografii wydały mi się dobrze znajome… Tak, nie mogło być mowy o żadnej pomyłce. Zapraszającym był Mikołaj, chłopak, z którym kiedyś chodziłam do ogólniaka i w którym się podkochiwałam. Przyjrzałam się uważniej zrobionemu z daleka zdjęciu. Naprawdę niewiele się zmienił. Pokaz organizowało spore wydawnictwo. Domyśliłam się, że Mikołaj pracuje dla nich jako fotoreporter.

„No proszę, widać praca, którą się kocha, to najlepsza metoda na zachowanie młodości i urody” – pomyślałam, bo trudno było nie zauważyć, że mój szkolny kolega wyglądał rewelacyjnie. Jeśli zdjęcie było aktualne, to przez 20 lat praktycznie w ogóle się nie zmienił, ściął tylko włosy, co dodawało mu męskiego wdzięku. „A może właśnie powinnam pójść? Przekonać się, że nie wszyscy faceci przed czterdziestką zachowują się tak jak Jacek? Poznać kogoś, kto ma pasję?” – przebiegło mi przez myśl. Szybko wysłałam wiadomość potwierdzającą obecność, zanim zdążyłam się rozmyślić. Celowo napisałam bezosobowego, formalnego maila, podpisując się nazwiskiem męża.

W szkole średniej ja byłam szarą myszką, a on brylował na wszystkich imprezach, łamiąc serca dziewczyn. Nie łudziłam się, że będzie mnie pamiętał – a jednak wolałam nie zaczynać od przypominania dawnej znajomości. Zawsze odpowiadała mi rola obserwatora, biernie czekającego na rozwój wydarzeń. W dniu pokazu poinformowałam Jacka, że wrócę później. Liczyłam na to, że wykaże choć minimum zainteresowania, będzie chciał wiedzieć, co się stało – nic podobnego. Pokiwał tylko głową i stwierdził:

– W takim razie zjem obiad w stołówce w pracy.

Tak jakby moją najważniejszą funkcją było ugotowanie mu posiłku. Nie zamierzałam tego tak zostawić. Tak, tego dnia byłam nastawiona bojowo. Złość na męża narastała we mnie do niebezpiecznego poziomu.

Kiedy przyszłam na pokaz, sala była prawie pełna

Zamierzałam usiąść gdzieś z tyłu i w ciszy oglądać egzotyczne fotografie, gdy nagle usłyszałam za sobą piskliwy śmiech, a następnie ktoś z całej siły uderzył mnie w ramię.

– Dorota! Kopę lat. Co za niezwykły zbieg okoliczności.

„No, może nie do końca, może temu zbiegowi okoliczności troszeczkę pomogłam” – pomyślałam, oglądając się za siebie i bez pudła identyfikując Ewę, koleżankę z klasy. Przytyła wprawdzie kilka kilogramów, ale po tym śmiechu poznałabym ją na końcu świata

– Co za dobre wiatry cię tu przywiały? – paplała jak zwykle.

– Dostałam zaproszenie. Pracuję w domu kultury i… – tłumaczyłam nieskładnie, rozglądając się po sali.

Jest Mikołaj czy go nie ma? Jako autor zdjęć powinien wyjść na scenę… Ale może zrobi to później… Towarzystwo tej całej Ewki wcale nie było mi na rękę, ale przecież nie mogłam tak po prostu się jej pozbyć. Słuchałam więc rada nie rada jej niekończącej się paplaniny, gdy nagle z potoku słów wyłowiłam:

– … no i wyobraź sobie, że jesteśmy już z Mikołajem 6 lat.

– Ty? Z Mikołajem? – dopiero teraz spojrzałam na nią uważnie.

Nigdy bym nie przypuszczała. Ewa, której nikt nigdy nie traktował poważnie i bożyszcze naszej klasy?!

– No przecież ci mówię – znowu zaśmiała się perliście. – Dziwnie to się plecie, co? Ale zobacz, oto i nasza gwiazda… Miki, chodź tu, musisz kogoś poznać…

Wstyd się przyznać, ale w momencie, kiedy Mikołaj do nas podszedł, ja, stara baba, oblałam się rumieńcem. Ten człowiek zawsze robił na mnie wrażenie, ale teraz, po kilkunastu latach, wyglądał jeszcze lepiej niż kiedyś, o ile to w ogóle możliwe. Spojrzał na mnie tymi swoimi miodowymi oczami i uśmiechnął się szeroko:

– Dorotka, co za miłe spotkanie. Wiele razy się zastanawiałem, co porabiasz. Widzę, że Ewa już cię zaangażowała w swoje sprawy. Ewuniu, daj naszej Dorotce dojść do słowa. Ta Ewa jak zawsze jest niemożliwa...

Czy mi się zdawało, czy w głosie Mikołaja słychać było autentyczną przyganę? I czy to możliwe, że naprawdę „wiele razy się zastanawiał, co porabiam”? Zajmowałam jego myśli? Nie chciało mi się w to wierzyć. Sądziłam, że w szkole on ledwie mnie zauważał.

Przez cały pokaz siedziałam jak na szpilkach, choć sama nie potrafiłam sobie wytłumaczyć mojego dziwnego zachowania. Zdjęcia bardzo mi się podobały, ale przecież nie one były przyczyną, dla której drżały mi ręce i piekły policzki… Kiedy pokaz dobiegł końca i przebrzmiały ostatnie oklaski, Mikołaj z Ewą natychmiast do mnie podeszli.

– I jakie wrażenie zrobiła na tobie nasza skromna podróż do Ameryki Południowej? – widać było, że Mikołaj jest autentycznie ciekaw mojego zdania.

Zgodnie z prawdą odpowiedziałam, że na swoich fotografiach Mikołaj uchwycił chyba to, co najważniejsze w każdej podróży – człowieka, i trudno się tym jego subiektywnym spojrzeniem nie zachwycić.

– Cieszę się, że tak to widzisz, Doris – nie pamiętałam, kiedy ostatni raz ktoś użył wobec mnie szkolnego przezwiska. Poczułam się, jakbym znowu miała 17 lat i życie przed sobą. – Co byś powiedziała na lampkę wina ze mną i Ewą?

Nie miałam powodu odmawiać

Czułam się adorowana, chciana, piękna. Wysłałam Jackowi tylko SMS-a, że wrócę później i wsiadłam z dawnymi znajomymi ze szkoły do taksówki. Wieczór był wyjątkowo udany. Wspominaliśmy dawne czasy, wymienialiśmy się ploteczkami i oczywiście bieżącymi informacjami o tym, co teraz u nas słychać. Dowiedziałam się, że Mikołaj i Ewa nie mają dzieci.

Z ich słów wywnioskowałam, że żyją jak niebieskie ptaki – dużo podróżują, wynajmują niewielkie mieszkanie, żadne z nich nie ma stałej pracy. Zaczęłam im autentycznie zazdrościć. Ja ze swoim zwyczajnym mieszczańskim życiem przykładnej matki i pani domu wydawałam się przy nich potwornie nudna.

Pożegnaliśmy się koło północy, wymieniając numery telefonu i obietnice, że na pewno „musimy się zdzwonić”. Nie robiłam sobie wielkich nadziei. Wiadomo, jak to jest z takimi znajomościami. Jeden wieczór jest rewelacyjny, szczególnie przy kilku lampkach wina, ale później żadna ze stron nie ma ochoty kontynuować „odgrzewania starych kotletów”. Było, minęło.

Dlatego zdziwiłam się, kiedy następnego dnia dostałam SMS-a od Mikołaja.

– Nawet sobie nie wyobrażasz, jak się cieszę z naszego spotkania po latach – pisał. – Tak wspaniale nam się rozmawiało. Co byś powiedziała na kawkę tylko we dwoje?

Serce zabiło mi mocniej

Nie chciałam robić nic wbrew Jackowi, zawsze byłam mu wierna – z drugiej strony trudno mi było zapomnieć i wybaczyć mu, że poprzedniego wieczora, gdy wróciłam o północy, nie wykazał nawet krztyny zainteresowania tym, gdzie byłam i z kim. Dał się zbyć krótkim:

– Spotkałam dawnych znajomych ze szkoły i się zagadałam.
Czy tak postępuje prawdziwie kochający mąż?! „Należy mu się odrobina niepokoju, raz kozie śmierć”, pomyślałam i odpisałam:
„Mnie też się wspaniale rozmawiało. Kawa o trzeciej, po pracy?”.

To spotkanie było jeszcze bardziej niezwykłe od poprzedniego. Mikołaj nawet nie krył, że jest mną zafascynowany. Poza tym opowiadał, jak bardzo nie układa się pomiędzy nim a Ewą.

– Sama przecież ją znasz – wzdychał teatralnie, a mnie trudno było nie przyznać mu racji, szczególnie patrząc w te czarujące, miodowe oczy, którym chyba nie potrafiłaby oprzeć się żadna kobieta. – To jest wieczne dziecko, ona chce się tylko bawić. A mnie potrzebny jest już ktoś dojrzały, ktoś, kto chce się ustatkować. Jaką ty jesteś szczęściarą, że znalazłaś swój port, Doris – mówiąc to, położył swoją dłoń na mojej ręce.
Poczułam się, jakby poraził mnie prąd.

A może wyjedziesz ze mną na weekend na Wybrzeże? – zapytał nagle. – Mam tam zdjęcia, pochodzimy po plaży, powspominamy dawne czasy…

– A co na to Ewa? – wyjąkałam tylko, zaskoczona jego bezpośredniością.

Zdążyłam w swoim nudnym szarym życiu kury domowej zapomnieć już, jak to jest, kiedy mężczyzna proponuje kobiecie wspólny wyjazd.

– Ewa? Przecież sama rozumiesz, że to zamknięta sprawa – Mikołaj machnął lekceważąco ręką. O Jacka nie zapytał, ja też nie poruszałam tego tematu.

Nie dałam Mikołajowi wiążącej odpowiedzi

Z jednej strony coś ciągnęło mnie nieodparcie do tego człowieka – z drugiej, wciąż miałam nadzieję, że mąż da mi choć jeden powód do tego, by go nie zdradzać. Niestety.

Kiedy wróciłam do domu, zastałam bałagan jeszcze gorszy niż zwykle i pełnego pretensji Jacka:

– O której ty do domu wracasz, kobieto? – warczał z kanapy. – Gdzie ty w ogóle byłaś?

– Na randce – wypaliłam, licząc na odrobinę jego zainteresowania.

Niestety, mój mąż uważał chyba, że nikt nie chciałby już ze mną chodzić na randki, bo wzruszył tylko ramionami:

– To chociaż zostawiaj ziemniaki na gazie, jak idziesz na schadzkę – powiedział z przekąsem.

Tego już było dla mnie za wiele. „To jeszcze zobaczysz” – pomyślałam, ledwo opanowując wybuch wściekłości. Kilka minut później napisałam do Mikołaja SMS-a: „Gdańsk aktualny”. Jackowi powiedziałam, że mam wyjazd z pracy. Kompletnie nie myślałam o wyrzutach sumienia. Chciałam się dobrze bawić i o wszystkim zapomnieć. I tak właśnie było.

Muszę powiedzieć, że to był niezapomniany weekend, choć nie zobaczyłam za wiele z Wybrzeża. Po prostu nie wychodziliśmy przez te dwa dni z łóżka. Już zapomniałam, jaki seks może być przyjemny. Mikołaj był taki pomysłowy, taki troskliwy, taki… delikatny. Czułam się przy nim jakbym odmłodniała o kilkanaście lat. Wciąż zachwycał się moim ciałem, kolorem moich włosów, jędrnością skóry... Kiedy słyszałam podobne komplementy od Jacka?

Nad ranem w niedzielę przyszło mi do głowy, żeby odejść od męża. Wydawało mi się, że pasujemy do siebie z Mikołajem jak dwie krople wody, wydawało mi się, że kochanek odczuwa podobnie – w końcu tyle nas łączyło, oboje mieliśmy dosyć związków, w których tkwiliśmy jak zwierzęta w potrzasku. Jednak kiedy powiedziałam o swoich planach Mikołajowi, spotkało mnie gorzkie rozczarowanie.

– Chyba źle mnie zrozumiałaś, Doris – wyjąkał, najwyraźniej nieprzyjemnie zaskoczony. – Ja się nie nadaję do stałego związku. Za stary pewnie jestem – uśmiechnął się kokieteryjnie, doskonale świadomy, jak młodo wygląda. – Dobrze mi tak, jak jest. Ty masz dzieci… Czy wyobrażasz sobie mnie w roli ojczyma? No sama przyznaj, że to cokolwiek egzotyczny pomysł.

Nie myślałam wcześniej o tym w ten sposób, ale teraz sama zaczęłam widzieć, jak się wygłupiłam. „Co ja najlepszego zrobiłam?”, przebiegła mi w panice przez głowę myśl. Jakby tego było mało, właśnie w tej chwili dostałam wiadomość od Jacka. Pisał, że chłopcy dostali gorączki, że podał im lekarstwo, żebym się niczym nie martwiła. To mój mąż zajmuje się teraz dzieciakami, a ja się zabawiam z jakimś niedojrzałym Piotrusiem Panem.

– Przepraszam cię, Mikołaj, ale ja muszę natychmiast wracać – energicznie wstałam z łóżka.

– Chyba cię nie uraziłem? Nie chciałbym, żeby to w jakikolwiek sposób wpłynęło na naszą przyjaźń – w głosie niedawnego kochanka wyczułam wyraźne zaniepokojenie.

„Na naszą przyjaźń?!” – miałam ochotę krzyknąć. „My się nigdy nie przyjaźniliśmy. Przyjaźnić to się można z kimś, kto jest z tobą na dobre i na złe, kto jest gotów poświęcić dla ciebie część siebie, kto cię zna… Z kimś takim jak mąż” – przyszło mi nagle do głowy.

Pierwszym możliwym pociągiem wróciłam do Warszawy. Spodziewałam się zwykłego w takich sytuacjach trzęsienia ziemi – zapłakanych dzieciaków, stosu brudnych naczyń w zlewie, głodnego męża. O dziwo jednak, niczego takiego nie zastałam. Dzieci były wprawdzie usmarkane, ale jakby nigdy nic grały z Jackiem w jakąś planszówkę. Mój mąż zrobił im nawet ukochaną lasagne na obiad. No nie, nie poznawałam go. „Nie mogłeś tak się popisywać, zanim zdecydowałam się ciebie zdradzić, głupku?!”, miałam ochotę wyć.

Wiedziałam, że nie mogę się przyznać do tego, co zrobiłam

To byłby koniec wszystkiego, co jest naprawdę dla mnie ważne, koniec nas. Te trzy dni wystarczyły, żebym zrozumiała, że te wszystkie kwiaty, wypady do kawiarni czy romantyczne słówka nie są najważniejsze. Co z tego, że Jacek mi ich skąpi. Potrafi stanąć na wysokości zadania jak prawdziwy mężczyzna wtedy, gdy naprawdę go potrzebuję – i to się liczy.

Szkoda tylko, że nie doszłam do tych mądrych wniosków, zanim zdecydowałam się na tę swoją żałosną zemstę. Teraz muszę żyć ze swoim błędem do końca życia. I mieć nadzieję, że prawda o weekendzie nad morzem nigdy nie wyjdzie na jaw. Bo to byłby koniec mojego świata.

Więcej listów do redakcji:„Powiedziałem żonie: »Sorry skarbie, ale nasz czas minął« i odszedłem do młodej kochanki. Chciałem poczuć, że żyjꔄWybaczyłam mężowi seks ze stażystką, bo każda zdrada ma swoją przyczynę. Ja też byłam winna, że poszedł do innej”„Nie odeszła do kochanka, ale dlatego, że coś się skończyło... To bardziej boli niż zdrada”

Redakcja poleca

REKLAMA