Jola była, jak to mówią, „późnym dzieckiem”. My z Kaśką powoli szykowaliśmy się już w dorosłe życie. Moja starsza siostra studiowała psychologię, ja kończyłem technikum i od razu chciałem iść do pracy. I wtedy właśnie Jola „przydarzyła” się naszym rodzicom. Różnica wieku między nami a nią była tak duża, że trudno było, aby rodzice traktowali ją tak samo jak nas. A Jola, odkąd skończyła pięć lat, chciała być uważana za dorosłą. Bo jeśli jej rodzeństwo takie było, to dlaczego ona by nie mogła?
Kiedy miała sześć lat, urodzili się synowie moi i Kasi. Jola nigdy nie pozwoliła im zwracać się do siebie po imieniu, co niekiedy prowadziło do komicznych sytuacji. Zawsze była drobna i gdy miała osiemnaście lat trudno było postronnemu obserwatorowi stwierdzić, czy jest starsza od naszych wyrośniętych, dwunastoletnich dryblasów. Dlatego kiedyś w sklepie, gdy zwróciła uwagę mojemu synowi, Jackowi, żeby mówił do niej ciociu, ekspedientki mało nie umarły ze śmiechu. To doprowadziło Jolę do wściekłości, bo była bardzo nerwową osobą.
Pół biedy byłoby, gdyby ta jej „dojrzałość” przejawiała się w poważnym podejściu do życia. Ale ona dostarczała nam wielu atrakcji. Chciała mieć wszystkie prawa dorosłych osób, zaś decyzje, jakie podejmowała, świadczyły raczej o jej dziecinności. Choć deklaracje były zawsze bardzo poważne. W dniu swoich piętnastych urodzin oświadczyła nam:
– Jak najszybciej chcę wyjść za mąż i od razu urodzić trzech synów. No, ewentualnie jedną córkę.
Tą deklaracją dawała nam do zrozumienia, jak bardzo jesteśmy niedojrzali z Kasią. My bowiem po urodzeniu pierwszych dzieci posiadanie dalszego potomstwa odkładaliśmy w nieskończoność, co Jola uważała za wyraz naszej niedojrzałości. Ona nie miała zamiaru skupiać się, jak my, na robieniu kariery, ale postanowiła mieć prawdziwą rodzinę. Z dobrze zarabiającym mężem, co pozwoli zostać jej w domu i opiekować się dziećmi. Gdy jednak proponowaliśmy jej, żeby nauczyła się w związku ze swoimi planami dobrze gotować, zbywała nas niecierpliwym prychnięciem, które miało oznaczać, że gotowanie to nie jest zajęcie dla niej.
Każdy jej chłopak był „skomplikowany”
Traktowaliśmy naszą siostrę z pobłażaniem. Szczególnie zabawny był dobór jej kolejnych chłopców. Każdy z nich był, że tak powiem, „skomplikowany” i wyróżniał się masą osobistych problemów. Jola opowiadała nam z zapałem, jak pomaga im je rozwiązać, co świadczyło o jej dorosłości. Kiedy jednak te problemy były naprawdę poważne (alkohol, ciągłe imprezy) mieliśmy niezawodny sposób na zniechęcenie jej do dalszego spotykanie się z kimś takim. Z poważną miną pytaliśmy ją:
– Czy naprawdę uważasz, że to najlepszy kandydat na ojca trzech udanych synów?
Ona brała to niezwykle serio, niezależnie od tego, czy miała lat piętnaście, czy dwadzieścia pięć. Bo niestety, nawet już jako dorosła osoba zawsze musiała poznać typa z masą kłopotów do rozwiązania. Sama twierdziła, że przyciąga takich ludzi, ale my wiedzieliśmy, że to raczej oni ją przyciągają…
Jej podejście zmieniło się dość nagle w dniu jej dwudziestych piątych urodzin. Siedzieliśmy we trójkę i piliśmy wino na tarasie domu rodziców. Jola, mimo skończonej niedawno pedagogiki, wciąż z nimi mieszkała. Właśnie zaczęła pracę w przedszkolu. Może dlatego nagle stwierdziła:
– Jestem już strasznie stara.
Spojrzeliśmy z Kasią rozbawieni na siebie. No cóż, nie powinniśmy się dziwić. Skoro ktoś, mając pięć lat, uznał się za osobę dorosłą, to dwadzieścia lat później może mówić o starości…
– Byłam pewna, że w tym wieku będę już miała co najmniej jednego syna. A tymczasem nie mam nawet widoku na męża – wino najwyraźniej rozwiązało jej język i nastawiło refleksyjnie.
– Bez paniki, siostrzyczko – objąłem ją pocieszająco ramieniem. – Jeszcze jest trochę czasu. Poza tym myślę, że jak zrezygnujesz z trzech i ograniczysz się do dwóch synów, to zdążysz bez problemu – nie mogłem sobie odmówić tego drobnego żartu. A powinienem…
Dwa tygodnie później zadzwoniła do mnie mama, pytając się, czy wiem coś o narzeczonym Joli, niejakim Kubie.
– Chciała mama powiedzieć, o nowym chłopaku Joli? – mama miała w zwyczaju nazywać narzeczonym każdą poważniejszą sympatię Joli.
– Dobrze wiem, co chciałam powiedzieć. Jola właśnie się pakuje i wyprowadza do narzeczonego!
– A co na to tata?
– Ucieszył się, bęcwał jeden! – gdy z ust mamy padało słowo „bęcwał”, znaczyło to, że rodzice są świeżo po kłótni i przez kilka kolejnych dni nie będą się do siebie odzywać. – Śmieje się i pomaga jej pakować. Zadeklarował się, że ją nawet odwiezie, bo już całkiem stracił nadzieję, że się jej pozbędzie – wiedziałem, że tata mówił to w żartach, ale słyszałem również, że mamie wcale nie jest do śmiechu.
– Mamo, ona ma w końcu dwadzieścia pięć lat i najwyższy czas, żeby wzięła odpowiedzialność za swoje życie.
– Darek, przestań mi opowiadać głupoty. Przecież wiesz, że ona jest zupełnie niedojrzała! Co pięć minut zmienia swoje decyzje. Pamiętasz, jak chciała zostać gitarzystką klasyczną?
Uśmiechnąłem się. To była jedna z tych słynnych „dorosłych” decyzji mojej siostry. Zażyczyła sobie na szesnaste urodziny drogiej gitary i opłacenia lekcji u znanego nauczyciela. Nawet dokładnie obliczyła przyszłe zarobki, które pozwolą jej na zakup domku nad Morzem Śródziemnym. Zapału wystarczyło jej na półtora miesiąca.
Wtedy poznała chłopca trenującego walki na miecze. Sprzedała gitarę i kupiła sobie rycerskie akcesoria. Opowiadała, że w przyszłości zbuduje średniowieczny gródek, do którego będą przyjeżdżać turyści, a ona będzie urządzać pokazowe walki rycerzy, w których będzie występować. Ale tak jak wtedy, tak i teraz, jakiekolwiek prośby o to, by zastanowiła się nad swoją „dorosłą” decyzją nie miały żadnego sensu. Bo jak twierdziła, każdą z nich dobrze przemyślała…
Oświadczyła nam, że wychodzi za mąż
Tydzień później wszyscy poznaliśmy Kubę. Trzeba powiedzieć od razu, że, jak na chłopaka mojej siostry, był absolutnie wyjątkowy. Wszyscy dotychczasowi byli od niej starsi co najmniej pięć, a zwykle koło dziesięciu lat, bo młodszych uważała za niedojrzałych gówniarzy. Ten był jej rówieśnikiem, na dodatek rzeczywiście poważnie myślącym o życiu.
Żaden z poprzedników nie miał stałej pracy, zarabiając dorywczo to tu, to tam. Kuba pracował od dwóch lat w banku, ostatnio awansował i dostał podwyżkę. Mieszkanie urządził za pieniądze, które zarobił przez kilka lat w trakcie studenckich wakacji. To oznaczało, że tych wakacji po prostu nie miał, tylko ciężko pracował…
Chociaż była niedziela, Kuba w pewnym momencie pożegnał się, tłumacząc, że musi wykonać jakąś zaległą robotę. Kiedy już poszedł, Jola oświadczyła nam:
– Pobieramy się.
– Ale… – mamę zatkało. – Przecież wy się znacie niecałe dwa tygodnie.
– Spokojnie, ślub planujemy dopiero za pół roku.
– To po co od razu ta nagła decyzja?
– Jesteśmy dorośli, kochamy się…
– Skąd ty to możesz wiedzieć po dwóch tygodniach?
– Wiedziałam to od momentu, kiedy go zobaczyłam.
Dyskusja z moją siostrą nie miała sensu. Kuba rzeczywiście wydawał się idealnym kandydatem na męża i ojca trójki dzieci, który zapewni Joli możliwość zajmowania się domem, bez konieczności robienia kariery. Poza tym moja siostra jak zwykle uważała swoją decyzję za dorosłą i głęboko przemyślaną.
Ale tym razem doszło jednak coś nowego. Pierwsza zauważyła to Kasia, która postanowiła się podzielić ze mną swoimi wątpliwościami.
– Nie masz wrażenia, że Jola wcale tego Kuby nie kocha?
– Bo ja wiem? Uważam, że jej decyzja jest jak zwykle spontaniczna i nieprzemyślana, ale ona szczerze w nią wierzy.
– A ja myślę, że tym razem jest jednak inaczej.
– To znaczy jak?
Na nasze rady Jola reagowała krzykiem
– Masz rację, ona do tej pory szczerze wierzyła w realność swoich szaleństw. Ale teraz to ona w głębi duszy chyba wie, że po prostu wmawia sobie tę miłość.
– Tak wynika z twojej psychoanalizy, pani doktor?
– Nie żartuj sobie, to poważna sprawa. To już nie jest jej zwykła dziecinada, z której się możemy pośmiać i przymknąć na nią oko. Ona sobie może zmarnować przez to życie. Musimy z nią koniecznie porozmawiać.
– My?
– Przecież wiesz, że ty jesteś dla niej większym autorytetem. Ja, według niej, jestem kobietą, która poświęciła życie rodzinne dla kariery i dlatego mój mąż się ze mną rozwiódł.
Byliśmy niemal pewni, że ona go nie kocha
Wprosiliśmy się oboje do Joli pod pretekstem wręczenia jej prezentu „na nowe cztery kąty”. Przy okazji postaraliśmy się, żeby nasza wizyta wypadła w trakcie nieobecności Kuby. Nasza siostra była wniebowzięta, że może nas przyjąć we własnym mieszkaniu, które było przecież jednym z atrybutów dorosłości.
– Nie macie pojęcia, jaka jestem szczęśliwa! – oświadczyła nam zaraz po tym, jak wręczyliśmy jej prezent i usiedliśmy razem przy herbacie.
– Jakoś tego nie widać – zauważyła zgryźliwie Kasia.
– Nie rozumiem – spojrzała na nią naprawdę zdziwiona.
– Mam przecież idealnego mężczyznę, którego kocham…
– Nie zauważyłam, żebyś go kochała.
– Kacha, o co ci chodzi? Darek, może ty wiesz?
– Twoja siostra po prostu uważa, że wmawiasz sobie tę miłość.
– No wiesz co?! – nie posiadała się z oburzenia. – Jak możesz tak sądzić?
– Twoja reakcja to pierwszy dowód na to, że mam rację. Gdybyś go kochała, po prostu roześmiałabyś się z moich przypuszczeń i wzruszyła ramionami. Bo dla waszej miłości nie jest ważne, czy ja w nią wierzę. Ważne, abyś ty wierzyła.
– Tak? – Jola opanowała już swoją złość i lekceważąco wzruszyła ramionami. – I co jeszcze powiesz, pani psycholog?
– To, że wiele razy widziałam jak byłaś naprawdę zakochana. I zachowywałaś się wtedy zupełnie inaczej.
– Czyli jak?
– Tak jak wszyscy zakochani na początku. Ciągłe radosne drżenie, nieustanna tęsknota i tym podobne. A ja słyszę, jak ty z nim rozmawiasz przez telefon. Żegnasz się i zapominasz. I musisz od razu nam powiedzieć, jak go strasznie kochasz, bo boisz się, że sami tego nie zauważymy. A gdybyś go naprawdę kochała, nie musiałabyś nas stale o tym zapewniać.
– A może po prostu tym razem moje uczucie jest bardziej dorosłe, dojrzałe…
– Nie ma czegoś takiego jak dojrzała miłość. To, bez względu na wiek, zawsze na początku jest coś irracjonalnego, czego nie można opanować. Dopiero z czasem uczymy się z tym żyć. Przyzwyczajamy się i opanowujemy. Ale na początku to zawsze jest szaleństwo. A tego u ciebie nie ma.
Myśleliśmy, że rodzice chcą nas pogodzić
– A co jest?
– Wybacz, siostro, ale to wygląda na zwykłe wyrachowanie.
– Ale to nie ja się rozwiodłam z mężem, bo chciałam robić karierę! – Jola sięgnęła w rozmowie po „ciężką broń”.
– W ten sposób rzeczywiście do niczego nie dojdziemy…
– Nie dojdziemy do tego, do czego ty chcesz dojść. Do rozbicia mojego udanego związku!
– Uspokójcie się! – musiałem wkroczyć między nie, bo jeszcze by się pobiły.
– Nie mam zamiaru się uspokajać! Jeśli nie podoba się wam moje szczęście, to nie chcę was więcej widzieć!
– Jolka, proszę cię, nie krzycz na nas, jesteśmy od ciebie dużo starsi…!
– I dlatego nas nie rozumiecie! Ja i Kuba chcemy mieć normalny dom z gromadą dzieci. Wiecie, dlaczego się w nim zakochałam? Bo jak zaczęliśmy rozmawiać, to od razu się okazało, że mamy takie same marzenia!
– I to zastępuje ci miłość!
– Przestań mnie wreszcie analizować!
– A ty wreszcie dorośnij i przestań tylko udawać dorosłą! Najwyższa pora na to.
Nie wszystkim udaje się dorosnąć…
Postanowiłem, że czas już zakończyć tę rozmowę. Jej kontynuowanie groziło taką awanturą, która mogłaby się zakończyć tym, że przez kolejne dziesięć lat obydwie siostry nie odzywałyby się do siebie. Przez następny miesiąc Jola rzeczywiście się z nami nie kontaktowała. Zaproszenia na ślub, który miał się odbyć już za cztery miesiące zostawiła nam u rodziców.
Mama oczywiście wypytywała ją dokładnie o powód tego dziwacznego zachowania, ale nasza siostra milczała jak grób. My również nie chcieliśmy nic mówić. Dlatego kiedy tata zadzwonił do mnie i powiedział, że mamy pilnie przyjechać z Kaśką, bo jest u nich Jola, wydawało mi się, że rodzice chcą doprowadzić do naszego pogodzenia. Byłem jednak w błędzie.
Dotarliśmy na miejsce z Kaśką równocześnie. Przywitał nas tata, pokazując tylko gestem ręki, żebyśmy weszli do środka. W dużym pokoju zastaliśmy mamę, która głaskała leżącą na jej kolanach głowę Joli. Ta zaś spazmatycznie płakała.
– Co się stało?! – zapytała Kaśka.
– No bo… no bo – Jola z trudem opanowywała histerię. – No bo ja go naprawdę nie kocham! I nie chcę za niego wyjść! – rozryczała się jeszcze straszniej niż przedtem. Po chwili jednak opanowała się.
– Bo jak mi to wtedy powiedziałaś, to ja zaczęłam się zastanawiać i analizować… sprawdzać, co czuję, kiedy dłużej nie wraca z pracy… i nic nie czułam! I co ja teraz zrobię?!
– Po prostu mu to powiesz – stwierdziła spokojnie Kaśka.
– Ale jak?!
– Najpierw się uspokoisz, zadzwonisz do niego, powiesz, że chcesz spędzić dzisiejszą noc z mamą, która cię potrzebuje. Do jutra się uspokoisz, umówisz na rozmowę z nim i wszystko mu wytłumaczysz…
Jak chcesz, możemy te rozmowę przećwiczyć.
– Nie chcę, dam sobie radę, jestem… – urwała, bo zorientowała się, jak bardzo niestosowne jest to, co chciała właśnie powiedzieć.
– Jesteś dorosła? – dokończyła ironicznie Kasia.
– Wy mnie zawsze uważaliście za gówniarę! Zawsze musiałam wam udowadniać, że jestem dorosła! – krzyczała.
– Błąd, siostrzyczko – wtrąciłem się do rozmowy. – Uważaliśmy cię za gówniarę, kiedy nią byłaś. I wtedy każdą swoją decyzją udowadniałaś nam, że mamy rację. Ale teraz masz już dwadzieścia pięć lat i najwyższa pora naprawdę dorosnąć. Nie próbować udowadniać nam, jak jesteś dojrzała, tylko zacząć dojrzale postępować, nie patrząc, co ktoś inny pomyśli o twojej decyzji.
– A, niestety, Jolu, w tej sytuacji jedyna poważna decyzja, to powiedzieć Kubie prawdę – Kasia objęła siostrę ramieniem.
– I to jak najszybciej.
– Ale my już zamówiliśmy salę, umówiliśmy orkiestrę, zaplanowaliśmy podróż poślubną… Jeśli teraz odwołam to wszystko to… będzie niepoważne.
– A będzie poważne wychodzić za kogoś, tylko po to, żeby spełnić swoje dziecinne obietnice? Jolu, dorośnij wreszcie. Tylko naprawdę.
– A jeśli już… jeśli już nigdy nie spotkam kogoś, kto się będzie chciał ze mną ożenić?
– Na pewno spotkasz. Wariatów nie brak na tym świecie – w moich słowach nie było cienia złośliwości, dlatego Jola nawet się nie obruszyła. – I na pewno znajdzie się wśród nich taki, którego naprawdę pokochasz. Pewnie nie będzie miał mieszkania i takich perspektyw finansowych jak Kuba. Zakładam, że nie będzie też tęsknił za trójką dzieci, chociaż jakieś będziecie mieli. Ale najważniejsze, że będziesz z nim po prostu szczęśliwa.
Następnego dnia po naszej rozmowie Jola wyprowadziła się od Kuby. Nie chciała nam opowiadać o jego reakcji, powiedziała tylko, że podobno to ciężko przeżył. Ale trzy miesiące później była już na niego wściekła, bo od wspólnych znajomych dowiedziała się, że Kuba ożenił się dokładnie w tym terminie, w którym planował to zrobić z naszą siostrą. Swoją żonę poznał już po tym, jak Jola się od niego wyprowadziła. To pokazało jej, że z jego strony to też nie była prawdziwa miłość, tylko nasza siostra zwyczajnie wpisała się w jego plany posiadania żony, która zajmie się domem.
A Jola planuje teraz podróż po Indiach. Stwierdziła, że Hindusi to bardzo przystojni mężczyźni i być może wyjdzie za któregoś z nich. No cóż, pewni ludzie nigdy nie dorastają. Taki już ich urok.
Czytaj także:
„Zgodziłam się wziąć ślub z kolegą, żeby mógł odziedziczyć fortunę po ciotce. Jest tylko jeden problem... nie kocham go”
„On zapewniał mi wygody, a ja dawałam mu swoje młodsze o 22 lata ciało. Nie kochałam go, to był zwykły biznes”
„Uciekłam sprzed ołtarza, bo wciąż byłam zakochana w byłym. To on był moim przeznaczeniem, moją miłością, moim życiem..."