„Siostra kazała mi jechać 600 km tylko dlatego, że nasz 80-letni ojciec wygrał kasę i nie chciał się nią podzielić”

80-latek, który wygrał dużą sumę pieniędzy fot. Adobe Stock, Miljan Živković
„Baśka twierdziła, że tata ma początki choroby Alzheimera i muszę koniecznie przyjechać. Na miejscu okazało się, że tata wygrał ostatnio kilkadziesiąt tysięcy złotych, za które Baśka chciała ułożyć kostkę wokół domu. No a on nie chciał się podzielić”.
/ 29.01.2022 12:30
80-latek, który wygrał dużą sumę pieniędzy fot. Adobe Stock, Miljan Živković

Moja siostra od jakiegoś już czasu nękała mnie telefonami. Z grubsza chodziło o ojca.

– Naszym zdaniem – zaczynała każdą rozmowę konspiracyjnym szeptem – z tatą jest niedobrze. Musisz przyjechać, Mateusz, i z nim porozmawiać. Zawsze się dogadywaliście.

Odkąd wyszła za mąż, Baśka nie używała w ogóle liczby pojedynczej. Zrobiliśmy, postanowiliśmy, byliśmy… Jakby zupełnie przestała istnieć jako ludzka jednostka. Miało to chyba świadczyć o jednomyślności w jej związku, ale odbierałem to zgoła inaczej: podporządkowała się woli palanta, który został jej mężem, i straciła osobowość. A przecież nie była nigdy głupią dziewczyną! Może nie jestem obiektywny, bo od początku nie lubiłem szwagra, ale kto powiedział, że muszę?

– Konkretnie, siostra – poprosiłem. – Co się stało? Mam jeszcze parę dni urlopu i mógłbym was odwiedzić, ale to kawał drogi i chciałbym jednak znać powód, dla którego pokonam sześćset kilometrów.
– Oj, to są w większości drobiazgi – tłumaczyła mętnie.– I trudno tak przez telefon opowiedzieć… Głównie chodzi o jego głowę.
– Rak?! – przygryzłem wargi z emocji.

Tata jest już po osiemdziesiątce i, mimo iż nikt z naszej rodziny nie miał nowotworu, panicznie się bał, że umrze pokonany przez tego złośliwego sukinsyna.

– Nie – stanowczo zaprzeczyła Basia. – To na pewno nie rak, ale w jego mózgu zachodzą już poważne zmiany. Zawsze był rzeczowy i praktyczny, a teraz działa zupełnie irracjonalnie. Nie możemy się z nim porozumieć. Jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o…

Odetchnąłem z ulgą, że ominęła mnie najgorsza wiadomość, ale choroba psychiczna, mimo że nie śmiertelna, też stanowiła problem.

Nie mogłem udawać, że to nic wielkiego

Co prawda, Basia przyjęła na siebie obowiązek opieki nad tatą, zrzekłem się z tego powodu spadku po rodzicach, nie zwalniało mnie to jednak z synowskiej odpowiedzialności. Powinienem w końcu wziąć tyłek w troki i odwiedzić rodzinkę. Obiecałem, że będę najpóźniej pojutrze. Basia i jej mąż zajmowali teraz piętro rodzinnego domu, dół pozostawiając ojcu. Wydawało się, że taki układ wszystkim pasuje.

– No i tak jest, szwagier – zapewnił mąż Basi, kiedy dwa dni później przyjmowali mnie u siebie. – Tyle że taka chałupa wymaga ciągłych inwestycji. Sam widzisz, ile już tu zrobiłem, a końca nie widać. I tak rozumuję, że wasz ojciec, w miarę możliwości, powinien się jednak czasem dołożyć.
– Przecież robicie to dla siebie – zauważyłem nieśmiało.
– Chodzi o to – Basia przyszła mężowi z odsieczą – że tata jest już stary i zdarza mu się zapominać o wielu rzeczach… No wiesz, czasami potrzeba pożyczyć jakiegoś grosza, no to do kogo pójdziesz, do obcych?!
Przecież tata ma marną emeryturę – przypomniałem. – Szczerze wątpię, by dysponował zbędną gotówką.
– Ha! – triumfalnie włączył się szwagier. – Dysponuje, dysponuje, i to całkiem sporą! A ja miałem niedawno okazję polbruk na podwórko kupić po okazyjnej cenie, i co? Gówno, kolego, okazja przeszła mi koło nosa.

Okazało się, że tata wygrał jakieś pieniądze w zakładach piłkarskich. Skąd wiadomo? Ano od sąsiada, który co tydzień obstawia jeden kupon dla ojca. Jest pewien wygranej, bo zapamiętał wyniki, na które postawił tata… Były zupełnie absurdalne!

– Czemu po prostu nie spytacie ojca, czy to prawda? – wzruszyłem ramionami.

Cała ta historia zaczynała mi się nie podobać

– Pytaliśmy – siostra zniżyła głos do szeptu. – A on potwierdził. Tylko nie chce powiedzieć, co zrobił z pieniędzmi.
– Dużo tej kasy wygrał? – spytałem z obowiązku raczej niż z ciekawości.
– Jakieś pięćdziesiąt tysięcy – niezdrowe wypieki ozdobiły twarz szwagra. – Mateusz, przecież to jest kupa gotówki dla takiego starego człowieka. Wiemy, że nie ma konta w banku, więc musiał je skitrać w domu, a to w dzisiejszych czasach nie jest bezpieczne. Ktoś go w nocy ukatrupi za parę groszy…
– Przecież chyba byście zareagowali na hałasy, jakby co, no nie?
– Nie o to chodzi – wtrąciła Basia. – Naprawdę martwimy się, żeby ta gotówka nie ściągnęła na tatę kłopotów. Wiesz, ilu jest naciągaczy.

Poczułem niesmak. Jeżeli nawet były jakieś pieniądze, to raczej nie nasza sprawa, co z nimi ojciec zrobił. Dla świętego spokoju spytałem, czy w ogóle zadali mu takie pytanie.

– No wiesz – zacukała się siostra. – Tak oględnie, bo nie wypadało. Zbył mnie żartem: wskazał na ten obrazek, co wisi w kuchni, wiesz, ten z łodziami i morzem… I powiedział, że wszystkie pieniądze są tam. Zajrzałam potem za obraz, ale znalazłam tylko pająka. Sam powiedz, czy to nie wygląda na alzheimera?

Postanowiłem, że zobaczę się z ojcem, porozmawiam i wrócę podzielić się spostrzeżeniami. Tata czekał na mnie w kuchni.

– Widziałem, jak zajechałeś na podwórko – powiedział, obejmując mnie ramionami. – Tak się cieszę, że jesteś, synu.

Wzruszyłem się, bo tata nigdy nie był specjalnie wylewny. Odwzajemniłem uścisk i staliśmy tak w milczeniu dobre dwie minuty. Kiedyś był postawnym mężczyzną z mięśniami wyćwiczonymi fizyczną pracą, a teraz górowałem nad jego lekko przygarbioną sylwetką. Bardzo się zestarzał, odkąd widziałem go ostatni raz, ale w oku miał ten sam błysk, chyba że to była łza… Kiedy opanował wzruszenie, odkaszlnął i poklepał mnie po plecach.

– Dosyć tych czułości, Mateusz – stwierdził. – Od ściskania masz żonę.
Rozwiedliśmy się pięć lat temu, tato – przypomniałem. – I nieczęsto już zdarza mi się kogoś obściskiwać.
– Aleś ty głupi – powiedział. – Pozwoliłeś odejść takiej wspaniałej kobiecie? Mam nadzieję, że doskwiera ci samotność.

Pewnie, że doskwierała, ale nie było możliwości, by cofnąć czas. A przecież był moment, kiedy mieliśmy szansę ocalić związek… Gdyby nie targały mną emocje i urażona duma.

– A ty – spytałem – nie czujesz się samotny?
– Jakoś przywykłem – powiedział. – Choć czasami bywa trudno.

Niby mieszka z córką i zięciem, ale i tak jest sam

Odkąd umarła mama, ojciec zaszył się w czterech ścianach i rzadko kontaktował ze światem zewnętrznym. Czasami odwiedzali go znajomi, ale tych, z racji wieku, ciągle ubywało. Tata usadził mnie za stołem i zaproponował herbatę. Nie gustowałem w tym, co serwowano w rodzinnym domu pod tą nazwą, ale nie miałem serca odmawiać. Chciał mnie ugościć, tak tutaj było. Patrzyłem, jak się krząta, przygotowując szklanki, i poza pewną niewydolnością ruchową nie dostrzegłem w jego zachowaniu niczego niepokojącego.

– Mam jeszcze ciastka – oznajmił triumfalnie, zaglądając do jednej z szafek. – Gdybyś uprzedził, że przyjeżdżasz, kupiłbym coś specjalnego.
– Kupimy jutro – uspokoiłem go. – Pobędę parę dni, mamy czas.

Postawił przede mną szklankę z lekko zabarwioną wodą i podsunął talerzyk, na który wysypał herbatniki. Potem siadł i wbił we mnie bystre spojrzenie.

– Baśka cię ściągnęła, co? – spytał.
– Martwią się o ciebie – mruknąłem bez przekonania.
– O co konkretnie? – uśmiechnął się. – Czy czasem nie o pieniądze z wygranej?
– A były takie? Trochę nie mogę w to uwierzyć. Nigdy nie miałeś szczęścia w grze.

Ku mojemu zdziwieniu, ojciec przytaknął.

– To ile według nich wygrałem? – spytał.
– Pięćdziesiąt tysięcy – powiedziałem. – Naprawdę wygrałeś tyle kasy?
– Niestety, nie – machnął ręką. – Było tego niecałe dwadzieścia tysięcy. Jak widzisz, dużo mniej, niż im się uroiło…

Stwierdziłem, że to i tak spora suma i pogratulowałem mu fartu. Ojciec uważnie mi się przypatrywał, a w jego oczach dostrzegłem rozbawienie. Zapadło niezręczne milczenie.

– No, zadaj w końcu to pytanie – rzucił.
– Jakie pytanie? – udałem zdziwienie.
– Jak to jakie? Gdzie ulokowałem pieniądze – podpowiedział.

Umysł miał jak brzytwa i doskonale się orientował, co w trawie piszczy. Zrobiło mi się głupio, że dałem się wplątać w intrygę rozsnutą wokół niego.

– To gdzie je ulokowałeś? – spytałem wreszcie z rezygnacją.
– Tam – wskazał ręką coś za moimi plecami.

Odwróciłem się i omiotłem wzrokiem ścianę. Między ślubnym portretem rodziców i wizerunkiem Chrystusa z gorejącym sercem wisiał mroczny obraz w dość bogatej, złotej ramie.

– Oprawiłeś go – stwierdziłem. – Pasuje do tego widoku, ale przecież nie wydałeś wszystkiego na oprawienie obrazu… Chyba że to prawdziwe złoto, a nie drewniane listwy.

Tata uśmiechał się i skinieniem głowy dopingował do działania, jakby chciał powiedzieć: „ciepło, ciepło”. Wstałem i uważniej przyjrzałem się obrazowi. Przedstawiał stary port, w którym cumowały żaglowce. Ciemne niebo zwiastowało nadchodzący sztorm.

– To nie jest ten sam obraz, który tu wisiał – zauważyłem. – Tamten przedstawiał inne statki, a na nabrzeżu chyba kręcili się ludzie. Tutaj wygląda to tak, jakby wszyscy schronili się przed nawałnicą.
– Brawo, synek – tata klasnął w dłonie. – Jesteś bardziej spostrzegawczy niż twoja siostra. Coś jeszcze?

Zrobiłem kolejne pół kroku i obrazek znalazł się tuż przed moją twarzą. Zamalowana płaszczyzna wcale nie była taka gładka, jak się wydawało. Fakturą przypominała korę drzewa. Poprzedni widoczek był zwykłym kawałkiem papieru naklejonym na płytę pilśniową, ten wyglądał na oryginalny, olejny obraz. Delikatnie zdjąłem go z gwoździa, na którym wisiał, i zajrzałem pod spód. Faktycznie, na pociemniałej ze starości ramie rozpięte było grubo plecione płótno.

Super, że staruszek wciąż potrafi się cieszyć

– Czy to jakiś antyk? – spytałem. – Wygląda na autentyk.
– Zgadza się – rozpromienił się tata. – To, co wisiało tu przedtem, to był zwykły, tani oleodruk z kopią obrazu jakiegoś osiemnastowiecznego Holendra, a ten tutaj jest najprawdopodobniej jego autentycznym dziełem.
– Najprawdopodobniej… – mruknąłem nieco rozczarowany.
– Hej – tata poczuł się dotknięty – dlatego tak mało za niego dałem. Gdyby jego oryginalność była potwierdzona przez dom aukcyjny, nie starczyłoby na niego nawet to wymyślone pięćdziesiąt tysięcy. Mnie zainteresował nie sam obraz, a to, co przedstawia, wiesz? – stuknął palcem w ramę. – Jest prawie identyczny z tym, który mama powiesiła tu wcześniej. Wiesz, lubiliśmy zawsze na niego patrzeć i wyobrażać sobie, że sami zwiedzamy dalekie kraje, podróżując od portu do portu na jednym z tych żaglowców… Albo że mieszkamy w jednej z tych kamieniczek i codziennie oglądamy nowe statki cumujące do nabrzeża. Patrzymy, jak robotnicy portowi wyładowują worki wypełnione wonnymi przyprawami z dalekich krajów i próbujemy odgadnąć, skąd przypłynęły…

Nigdy nie słyszałem, żeby tata mówił o takich sprawach. Przez całe życie myślałem, że życie duchowe to dla niego dyrdymały. No i proszę, jak się myliłem. W dzieciństwie też lubiłem ten widoczek, w przeciwieństwie do siostry, którą, nie wiedzieć czemu, przerażał ciemnymi barwami.

– Jakieś parę miesięcy temu – kontynuował tata – zadzwonił mój stary przyjaciel, który prowadzi sklep z antykami. To od niego mieliśmy właśnie tamten stary oleodruk. „Mam dla ciebie prawie identyczny obraz – powiedział. – Tylko oryginał”. Mojej emeryturki ledwie starcza do pierwszego, więc potraktowałem to jak dobry żart, ale kiedy nagle wygrałem w zakładach sportowych, pomyślałem, dlaczego by nie? No i zainwestowałem. I wiesz co? Nie żałuję. Uwielbiam patrzeć na ten obraz i tylko szkoda, że muszę go podziwiać sam. Mama byłaby nim zachwycona.

Ojciec posmutniał. Wziął ode mnie obraz, położył na stole przed sobą i zatopił się w myślach. Może zniknął we wnętrzu namalowanego żaglowca, a może siedział ze swoją żoną w jednym z mieszkań w średniowiecznej kamienicy? Po chwili oderwał wzrok od płótna, a na jego ustach znów zagościł uśmiech.

– Mówiłem ci już, Mateusz, że bardzo lubię ten obraz? – zapytał.
– Mówiłeś – przytaknąłem. – I cieszę się, że tak dobrze zainwestowałeś gotówkę… – powiedziałem z głębi serca.

No nic, zajrzę jeszcze do Basi, a potem obejrzymy razem jakiś film, co ty na to? Tata skinął głową, a ja poszedłem uspokoić siostrę. Opowiedziałem jej, na co ojciec wydał wygraną, i dodałem, że lokata w dzieła sztuki jest teraz bardzo opłacalna i ten zakup świadczy o przenikliwości ojca.

– A co z polbrukiem? – jęknął szwagier.
– I tak ci okazja przepadła – próbowałem go uspokoić. – A za taki obraz kupisz sobie kiedyś tyle kostki, że wybrukujesz parę hektarów.

Basia, o dziwo, nic nie mówiła, ale kiedy od nich wychodziłem, odprowadziła mnie do drzwi i szeptem spytała:

– Mówisz, że tata jest szczęśliwy, patrząc na ten obrazek? Nigdy nie widziałam w tym widoczku nic szczególnego, ale mama też go lubiła. Nie powtarzaj tego mojemu chłopu, ale cieszę się, że ojciec go sobie kupił.

A już ją spisałem na straty! Objąłem siostrę, pocałowałem w policzek, a potem wróciłem do taty. Chciałem się nacieszyć jego obecnością i wykorzystać dobrze te parę dni, w czasie których znów mogliśmy być razem.

Czytaj także:
Odrzuciłam faceta, bo dał mi pierścionek z odzysku
Rodzice zginęli, a ja od tamtej pory nie opuszczam naszej wsi
Po śmierci rodziców, zaopiekował się mną brat. Gardziłem nim

Redakcja poleca

REKLAMA