„Siostra całe życie lubiła się wywyższać i upokarzać mnie. Dopiero tragedia zdołała ją trochę utemperować”

uśmiechnięte kobiety fot. Getty Images, Maskot
„– Znowu powie, że przecież mogłaś pożyczyć od niej sukienkę, a nie pojawiać się trzeci raz z tym samym łachu, który już dawno wyszedł z mody? – mówił ze złością. – A może zrobi mi wykład na temat moich zarobków i braku zaradności? – Oj, wiesz przecież, jaka ona jest. Po prostu ją ignoruj – próbowałam bagatelizować sprawę”.
/ 02.04.2024 14:30
uśmiechnięte kobiety fot. Getty Images, Maskot

Z Jagodą nigdy nie miałyśmy dobrego kontaktu. Była kilka lat starsza, ale to nie powinno mieć aż takiego znaczenie. Teoretycznie, powinnyśmy się świetnie dogadywać i wspierać. Nic z tego. Dzisiaj myślę, że te nasze nieporozumienia, w dużym stopniu, wynikały z winy rodziców. Mama zamiast nauczyć nas, że więzy krwi są w życiu bardzo ważne, cały czas podsycała rywalizację między nami.

Od dzieciństwa rywalizowałyśmy 

– Zobacz Zosiu, twoja siostra wygrała szkolny konkurs recytatorski i jest przewodniczącą klasy, a ty nie chcesz brać udziału w żadnym przedstawieniu – mówiła. – Zosia jest szczuplejsza, powinnaś wziąć z niej przykład i zrzucić chociaż ze 3 kg –  napuszczała nas na siebie wzajemnie.

Dlaczego to robiła? Czy z czystej złośliwości? Teraz jestem dorosła, dawno przekroczyłam 40-stkę, a moje dzieci są na studiach. Z dzisiejszej perspektywy myślę, że mama nie chciała źle. Po prostu to były nieco inne czasy. Wokół bieda, niewielkie perspektywy, ciągła walka o przetrwanie. Nie było internetu, poradników psychologicznych, książek motywacyjnych. Wtedy niewiele mówiło się o tym, jak prawidłowo wychowywać dziecko. Nikt nie przekonywał o konieczności jego wspierania, uczenia asertywności, pomagania mu w odkrywaniu talentów czy dodawaniu pewności siebie.

Mama chciała dla nas lepszego życia

Mama była zabiegana pomiędzy domem a zmianową pracą w fabryce. Być może wydawało się jej, że przez wzajemne porównywanie zmotywuje nas do nauki. Święcie wierzyła, że dobre wyniki w szkole są gwarancją lepszej pracy i łatwiejszego życia.

– Widzisz, ja nie mam nawet matury i cały czas szarpię się z codziennością. Praca na nocki, cały dzień na nogach, kostki mnie już bolą od tego stania, a kręgosłup od schylania się. Kierowniczka cały czas niezadowolona i na człowieku się wyżywa. Ty musisz się uczyć, żeby zdobyć wykształcenie i znaleźć łatwiejszą pracę. Może w jakimś urzędzie. Wtedy będziesz pracować od 7 do 15. Spokojnie, za biurkiem, z przerwą na kawę – przekonywała.

– Dobrze mamo, będę się uczyć – obiecywałam i zasiadałam do książek, podczas gdy wiele moich koleżanek biegało wtedy po podwórku, a później umawiało się na pierwsze randki.

Skończyłam pedagogikę

Posłuchałam mamy i nie tylko dobrze zdałam maturę, ale też skończyłam studia pedagogiczne. Niestety, czasy się nieco zmieniły i w momencie, gdy właśnie zdobyłam dyplom, w Polsce było największe bezrobocie w historii.

Ludzie masowo rejestrowali się w urzędach pracy, gdzie propozycji zatrudnienia było jak na lekarstwo. Praca w przedszkolu czy nauczaniu początkowym w szkole rozchodziła się wówczas po znajomości. Ani ja, ani moja rodzina odpowiednich znajomości nie mieliśmy. W efekcie, cieszyłam się z etatu sklepie mięsnym, bo wiele moich koleżanek w ogóle nie mogło załapać się nigdzie na stałe.

Siostra wyszła bogato za mąż

Jagoda miała nieco więcej szczęścia. Udało się jej wyjść dobrze za mąż. Dobrze, to znaczy za syna dyrektora naszego lokalnego banku spółdzielczego. Teść w prezencie ślubnym podarował im dom. Nie była to może jakaś okazała willa, tylko zwyczajny domek, w którym niegdyś mieszkali dziadkowie Igora.

Młodzi, wspierani finansowo przez rodziców, szybko jednak powiększyli budynek, dobudowali piękny taras i nowocześnie wykończyli całość. Zrobili piękny salon z kominkiem, hol z marmurowymi schodami prowadzącymi na piętro, stylową sypialnię, bardzo nowoczesną kuchnię połączoną z jadalnią. Wszystko było na wysokim poziomie.

Jagoda początkowo zajmowała się synkiem. Gdy jednak mały podrósł, teściowa przeszła na wcześniejszą emeryturę i przejęła opiekę nad wnuczkiem.

Dostała pracę u teścia

Moją siostrę teść zatrudnił w banku. Mimo, że miała jedynie maturę, a ludzie z wyższym wykształceniem cieszyli się, jak załapali cokolwiek. To była niewielka lokalna placówka, ale pensje dla wybranych były całkiem dobre. A Jagoda oczywiście do tych wybranych należała.

W międzyczasie zrobiła zaoczne studia na kierunku bankowość i finanse i awansowała na zastępcę dyrektora. Nie wnikam, w jaki sposób siostra zdobyła ten dyplom, skoro weekendy najczęściej spędzała w domu czy na jakichś wycieczkach, a nie na uczelni. Ale faktem jest, że jej rodzinie zaczęło powodzić się jeszcze lepiej.

Naprawdę cieszyłam się wtedy jej szczęściem i nie zazdrościłam tego, że może sobie pozwolić na o wiele więcej niż ja. Ona jednak nie zwalczyła zaszczepionej w dzieciństwie chęci rywalizacji ze mną. Cały czas usiłowała mi przypominać, że jej w życiu powodzi się o wiele lepiej niż mnie.

Czuła się lepsza ode mnie 

– Ja nie wiem, jak wy tutaj w czwórkę gnieździcie się w tym mieszkanku – mówiła podczas odwiedzin. – Nie wyobrażam sobie życia w takiej ciasnocie. Przecież wy nie macie nawet, gdzie odpocząć. Naprawdę współczuję ci kochana. Jednak taki przestronny salon z kominkiem to luksus, a nie rozkładana robiąca za fotel i łóżko jednocześnie – dodawała słodkim głosem.

– Jakoś dajemy radę. 42 m2 to wcale nie tak mało. Dziewczynki mają wspólny pokój, ale całkiem duży. My też nie mamy problemu, że śpimy w salonie – próbowałam się bronić, ale Jagoda jedynie kiwała głową i przekonywała wszystkich, że robię dobrą minę do złej gry.

Podobnie było ze wszystkim. Siostra przy każdej możliwej okazji starała się wbić mi szpilę.

– A widzisz mamo, Zosia poszła na te studia dzienne i co jej z tego przyszło? Za tą ladą w mięsnym naprawdę ma urwanie głowy – mówiła podczas wspólnej wigilii z naszymi rodzicami.

Doszło do tego, że nie miałam najmniejsze ochoty na dalsze utrzymywanie kontaktów. Zwłaszcza, że to jej wywyższanie się nad moją rodziną było doskonale widoczne nie tylko dla mnie, ale także dla całego otoczenia.

Mój mąż jej nie znosił

– Ciekawe co tym razem wymyśli Jagódka? – pytał, gdy wybieraliśmy się na wesele do kuzynki. – Znowu powie, że przecież mogłaś pożyczyć od niej sukienkę, a nie pojawiać się trzeci raz z tym samym łachu, który już dawno wyszedł z mody? – mówił ze złością.  – A może zrobi mi wykład na temat moich zarobków i braku zaradności?

– Oj, wiesz przecież, jaka ona jest. Po prostu ją ignoruj – próbowałam bagatelizować sprawę, ale Andrzej nie chciał ustąpić.

– Jasne, wielka mi zaradność za pieniądze teściów. Gotowy dom, meble, działka odziedziczona po babci i dobra praca dla obojga po znajomości. Przecież ten jej Igor bez pleców tatusia, to nawet na myjni nie znalazłby zatrudnienia. To leń, który tylko patrzy, jak się nie narobić, a zarobić – wybuchł, a ja znowu starałam się go uspokoić, chociaż sama coraz częściej czułam dokładnie to samo, co on.

Jagoda zwyczajnie zaczęła działać mi na nerwy tym swoim ciągłym wywyższaniem się. Jasne, miała dobrą pracę, fajny dom, drogie samochody i całkiem wygodne życie. Jej Tomek chodził chyba na wszystkie możliwe zajęcia dodatkowe. Było ich stać, żeby posyłać go nie tylko na angielski i hiszpański, ale także lekcje jazdy konnej czy tenis. Wozili go tak naprawdę, gdzie tylko sobie zażyczył. A on bez przerwy odkrywał nowe hobby i równie szybko tracił do niego zapał.

Moje córki były gorsze 

Siostra lubiła mi wypominać, że moje dziewczynki na pewno niewiele osiągną w życiu, skoro nie stać mnie na dobre zajęcia dodatkowe. Fakt, nie mieliśmy tyle, co ona, dlatego u nas nie było możliwe spełnianie każdej fanaberii dzieciaków. Jednak zawsze staraliśmy się znaleźć pieniądze na coś, co je interesowało. Kasia miała doskonały słuch, dlatego posłaliśmy ją na kółko wokalne prowadzone w miejscowym domu kultury.

– Co to za lekcje prowadzone przez nauczycielkę z przeciętnej szkoły? I do tego za grosze. Dziecko tam niczego się nie nauczy. Ot, taka przechowalnia stworzona dla rodziców, którzy nie mają, co zrobić z maluchami po pracy – podsumowała, gdy moja córka jeszcze nieświadoma podłego charakteru cioci, starała się jej pochwalić swoimi ulubionymi zajęciami i zaśpiewać piosenkę, której ostatnio się nauczyła.

Jagoda cały czas starała się storpedować osiągnięcia moje i moich dzieci. Z okazji komunii swojego syna przygotowała listę drogich prezentów.

– Od was to i tak nie dostanę nic fajnego. Mama mówi, że pewnie kupicie tani rower albo coś równie nieprzydatnego – ponoć Tomek podzielił się taką uwagą z moją Kasią. Oczywiście, słowa te na pewno usłyszał od swojej mamy.

W pewnym momencie przyzwyczaiłam się do tego, że na siostrę nie mogę liczyć. Ona w moje życie sączyła głównie jad, dlatego starałam się ograniczać nasze kontakty do niezbędnego minimum. Czasami jednak było mi bardzo przykro z tego powodu. Zwłaszcza, gdy koleżanki opowiadały, jak wzajemnie wspierają się z rodzeństwem w trudnych chwilach, świętują sukcesy i cieszą się radościami. No cóż, ja nie mogłam na to liczyć.

Jej syn miał być kimś ważnym

Tak mijały lata. Tomek skończył liceum i dostał się na studia. Jagoda wysłała go na medycynę.

– To prestiżowy kierunek. Tomuś będzie pierwszym lekarzem w rodzinie. Dzięki mojej zapobiegliwości i pracowitości udało się mi wysyłać go na najlepsze korepetycje, więc zdał maturę z biologii na maksimum punktów – paplała, gdy spotkałyśmy się na cmentarzu przy grobie rodziców. – A twoje córki co wybiorą? Pewnie tak, jak ty jakieś studia humanistyczne. Ale nie martw się, teraz są łatwiejsze czasy, mniejsze bezrobocie. Na pewno nie trafią do sklepu – dodała z satysfakcją w głosie.

I co miałam powiedzieć tej mojej zawistnej siostrze? Kłócić się z nią, zapalając jednocześnie znicze? Machnęłam tylko ręką i poszłam w swoją stronę.

Kasia i Agata po maturze wyjechały do K. Pierwsza wybrała anglistykę, druga ekonomię. Tak naprawdę nie miało to dla mnie większego znaczenia. Ważne, że dziewczyny same podjęły decyzję. Są zaradne i na pewno dadzą sobie radę w życiu. Kasia już dorabia tłumaczeniami, a Agatka na razie zaczepiła się w hotelu na recepcji. Egzaminy zaliczają w terminach, wspólnie wynajmują kawalerkę, spotykają się z dobrymi chłopcami.

Jestem z nich naprawdę dumna i cieszę się, że dziewczyny wzajemnie się wspierają. Ich siostrzana relacja jest zupełnie inna niż moja i Jagody. Myślę, że w przyszłości na pewno będą trzymać się razem.

Jestem szczęśliwa

Ja awansowałam na kierownika sklepu. Teraz mam wyższą pensję, łatwiejszą pracę i naprawdę zgrany zespół, który lubię. Z dziewczynami często umawiamy się po pracy na kawę czy drinka, czasami wychodzimy na zakupy, zapraszamy się na urodziny. Andrzej nadal jest kierowcą, ale teraz już nie jeździ w dalekie trasy.

Po wyjeździe dziewczyn z domu przeżywamy drugą młodość. Robimy kolacje przy świecach, wychodzimy do kina, spotykamy się ze znajomymi. W niedzielę często organizujemy sobie wycieczki po okolicy. Jesteśmy naprawdę szczęśliwi i cieszymy się, że życie wreszcie się nam ułożyło.

Los się na niej zemścił

A co u Jagody? Siostra również się zmieniła. Już nie jest taka zarozumiała i pewna siebie. Nawet ostatnio przyjechała do mnie z ciastem, żeby pogadać. Skąd ta ogromna zmiana? Szczerze mówiąc, to wolałabym, żeby jednak do niej nie doszło i moja siostra nadal pozostała dokładnie taka jak dawniej.

Byleby Tomek żył. Mój siostrzeniec w zeszłym roku miał wypadek. Akurat jechał na narty ze swoją narzeczoną i najechał na nich rozpędzony tir. Zginęli na miejscu. Okazało się, że winne były obie strony. Tomek pędził z niedozwoloną prędkością, kierowca ciężarówki nie zachował należytej ostrożności.

– Do tragedii doszło na prostej drodze, gdzie szanse na zdarzenie były naprawdę minimalne. Gdyby jechał wolniej, najpewniej zdążyłby wyhamować – tłumaczyła mi Agata, która zna ten odcinek.

Jagoda strasznie to przeżyła. Jako matka doskonale ją rozumiem. Nie ma nic gorszego w życiu niż to, że rodzice muszą pochować swoje dziecko, a nie odwrotnie. Do tego Tomek był jedynakiem i siostra pokładała w nim ogromne nadzieje. Ale czy to ma znaczenie? Ja mam dwie córki i nie mam pojęcia, co bym zrobiła, gdyby którejś z nich coś się stało.

Tragedia ją zmieniła

Bardzo współczuję siostrze. Była jaka była. Całe życie starała się pokazywać, że jest ode mnie lepsza. Ale to jednak moja siostra i chciałabym, żeby mogła spokojnie żyć. Teraz bardzo się wyciszyła. Już nie chwali się na prawo i lewo swoimi podróżami, inwestycjami, świetlaną przyszłością. Życie ją utemperowało.

Czy jednak naprawdę musiała zapłacić aż tak wysoką cenę za to, żeby przekonać się, że los bywa nieprzewidywalny i nie warto być zawistnym w stosunku do innych? Myślę, że to za duża kara. Ale to nie my o tym decydujemy.

Czytaj także: „Na emeryturze zmieniłam mieszkanie. Szybko pożałowałam, bo zamiast spokoju mam za oknem dzikie wrzaski jak w zoo”
„Zięć udaje dobrego męża, bo boi się, że córka puści go z torbami. Drań nie zasługuje na jej majątek”
„Rodzice nudzili się na emeryturze i ciągle wtrącali w nasze życie. Zrobiliśmy im więc niespodziankę”

 

Redakcja poleca

REKLAMA