„Siostra bliźniaczka przespała się z moim narzeczonym tydzień przed naszym ślubem. On myślał, że to ja”

bliźniaczki, które zawsze ze sobą rywalizowały fot. Adobe Stock, shock
„Do głowy mu nie przyszło, że dziewczyna leżąca w naszym łóżku, może nie być mną. Bianka zrobiła to z premedytacją. Wiedziała, że jak wrócę, to ich przyłapię. Czego się spodziewała? Że zerwiemy tydzień przed ślubem, że zniszczy moje szczęście?”.
/ 15.01.2022 07:31
bliźniaczki, które zawsze ze sobą rywalizowały fot. Adobe Stock, shock

Zawsze byłyśmy we dwie. Od jednej podzielonej na pół zygoty. Jednakowe jak dwie krople wody. Identyczne twarze, włosy, geny, głosy… Moja siostra jest ode mnie sześć minut młodsza. To jedyna różnica. Choć nie, charaktery też mamy inne. Bianka zawsze walczyła z kompleksem młodszej bliźniaczki. Jakby to, która urodziła się pierwsza, miało jakiekolwiek znaczenie. Dla niej miało.

Zawsze starała się być lepsza ode mnie

W szkole, w domu, wśród znajomych. Szkoda tylko, że próbowała to osiągać cwaniactwem i oszukiwaniem. Potrafiła idealnie się pode mnie podszyć, narozrabiać, a potem udawać aniołka. Rodzice i bliscy nie dawali się na to nabierać Ale nauczyciele, sąsiedzi, nie mówiąc już o obcych ludziach, mieli problem z rozpoznaniem, która z nas jest która. Tak było od wczesnego dzieciństwa i nic się nie zmieniło, gdy dorosłyśmy.

Dopiero na studiach po raz pierwszy nasze drogi się rozeszły – ja wybrałam weterynarię, ona filozofię. Mnie szło coraz lepiej, Biance kiepsko. Ja miałam mnóstwo znajomych, ona ledwie garstkę. Ja związałam się na trzecim roku z kolegą z roku, Miłoszem, i od początku to było coś poważnego. Moja siostra tymczasem skakała z kwiatka na kwiatek. Kiedy skończyliśmy studia i znaleźliśmy pracę – Miłosz na uczelni, ja w klinice weterynaryjnej – postanowiliśmy się pobrać. Zero wahań. Kochaliśmy się i chcieliśmy spędzić razem życie.

Zaczęliśmy przygotowania do skromnego wesela

Nie uśmiechała nam się wielka feta, na którą zaprosimy połowę świata, o której wiemy tylko tyle, że istnieje. Planowaliśmy intymną uroczystość z najbliższymi, a potem – podróż do Meksyku, o czym oboje marzyliśmy. Naszym przepisem na „długo i szczęśliwie” było proste życie, wspólne kolacje, przytulanie przy czytaniu książek na kanapie, takie zwyczajne, niby nudne rzeczy…

– Córeczko, tak się cieszę! – powtarzała mama, gdy jej powiedziałam, że chcemy się pobrać. – Wiesz, że uwielbiamy Miłosza… Żeby tylko Bianka wzięła z ciebie przykład i zaczęła żyć, jak trzeba…

Rodzice martwili się o moją siostrę i wciąż prosili, żebym jakoś na nią wpłynęła. Ciekawe jak? W końcu miałam dość próśb mamy, która uważała, że jeśli Bianka kogoś posłucha, to tylko mnie, i zaprosiłam siostrę na zakupy i pizzę.

– Matka mi truje – powiedziałam, gdy tylko usiadłyśmy w knajpie.
– O co? Przecież wszystko załatwisz ślubem, jak zwykle bezbłędnie.
– Nie o mój ślub się martwi, tylko o ciebie. Nie możesz znaleźć porządnej pracy, porządnego faceta… To są jej obawy, nie moje! – zastrzegłam, podnosząc ręce do góry, bo Bianka zrobiła minę, jakby chciała strzelać. – Ja tylko przekazuję. Może byś ich trochę uspokoiła, co? Pomogę ci znaleźć jakąś normalną pracę na dłużej. Faceta ci nie znajdę, tu już musisz sama się wysilić, tylko żeby spełniał jakieś tam standardy.
– Wiedziałam, że nie zadzwoniłaś bez powodu… – zacisnęła usta, a potem warknęła: – W dupie mam wasze standardy! Masz swoje idealne życie, to się nim ciesz, a ode mnie się odwal. Raz na zawsze. Jestem tą gorszą córką i tak już zostanie, choćbym na głowie stanęła. Zresztą wcale nie chcę żyć jak ty. Ani być taka jak ty! Mam cię dosyć – Bianka wstała i wyszła, zostawiając mnie samą.

Próbowałam. Mogłam z czystym sumieniem powiedzieć mamie, że spróbowałam i nie wyszło. Bianka jest dorosła i ma rację, nie musi żyć tak jak ja, pod linijkę.

– Mamo, nie będę więcej jej prostować. Bianka to Bianka, a ja to ja. Lepiej się zastanów, jaką kieckę włożysz na moje wesele.

Wielki dzień zbliżał się szybko, a wcześniej – wieczory panieński i kawalerski, zorganizowane w dwóch różnych klubach. Miałam nadzieję, że dziewczyny nie zatrudniły striptizera, bo w przeciwieństwie do Bianki nie gustowałam w takich rozrywkach. Na szczęście obyło się bez golizny. Było za to mnóstwo śmiechu, dobrej muzyki, kolorowych drinków i tort w kształcie penisa. Nawet moja siostra zachowywała się wyjątkowo, czyli nie próbowała na sobie skupiać uwagi. A w prezencie zamiast spodziewanego obciachowego gadżetu ofiarowała mi komplet biżuterii z opalami.

– Jest cudowny, bardzo ci dziękuję! – uściskałam siostrę i poczułam, że ona też mocno mnie przytula.

Może to dla nas moment przełomowy? – pomyślałam. Niektóre pary bliźniaków łączy niemal magiczna więź – myśmy nie miały nawet takiej zwykłej. Z przyjaciółkami czułam się bardziej komfortowo niż z Bianką, lepiej je rozumiałam, lepiej się dogadywałyśmy. Co nie znaczy, że nie chciałabym zbliżyć się z siostrą. Ona chyba też wreszcie do tego dojrzała. Jedna z nas wychodzi za mąż – pora porzucić szczeniackie waśnie.

Tańczyłyśmy i śmiałyśmy się przez pół nocy, a Bianka cały czas trzymała się blisko mnie. Nawet się wzruszyłam, że tak się do mnie klei, na co swój wpływ miał też pewnie alkohol, który w siebie wlewałyśmy.

– Lusia, źle się czuję, przesadziłam z drinkami… Eee… przepraszam cię, ale wyjdę wcześniej. – Bianka przytuliła mnie w trakcie tańca. – Nie obrazisz się?
– No co ty, jasne, leć, odpocznij! – ucałowałam ją w policzek.

Wróciłam do domu nad ranem, wybawiona i śmiertelnie zmęczona. Weszłam po cichu do mieszkania, nie wiedząc, czy Miłosz już wrócił. Jeśli tak, nie chciałam go budzić. Zrzuciłam z ulgą szpilki i na palcach weszłam się do sypialni.

Uśmiech zamarł mi na ustach…

W moim łóżku u boku mojego narzeczonym leżała moja siostra. Nago, sądząc po tym, co odsłaniała kołdra. Stałam jak zamurowana i patrzyłam, nie wierząc w to, co widzę. W piersi czułam ucisk i ból, jakby jakaś niewidzialna łapa ściskała mi serce.

– Miłosz! – krzyknęłam. Niewyraźny pomruk. – Miłosz, wstawaj!

Otworzył oczy i spojrzał na mnie.

– Lucynka… – uśmiechnął się zaspany, skacowany, nie do końca przytomny. – Kochanie, co ty… tam…?

Usiadł, zmarszczył brwi, spojrzał na kobietę leżąca obok siebie, potem na mnie, zrobił wielkie oczy, jakby też miał problem ze zrozumieniem tego, co widzi, znowu popatrzył na Biankę, na mnie. I wyskoczył z łóżka. Złapał mnie za ręce i wyjąkał:

– Lucuś, ja… ja nie wiem… ja nie mam pojęcia jak… Ja… ona…
– Wiem. Ubierz się.

Naprawdę wiedziałam. Miłosz był porządnym facetem. I kochał mnie. Nie miałam, co do tego cienia wątpliwości. W ciągu tych kilku lat nigdy nie dał mi powodu do zazdrości, nigdy mnie nie zawiódł. Mógł się niektórym wydawać nudziarzem, ale był moim nudziarzem. Moim!

Czekała mnie przeprawa z Bianką

Skrzywdziła nie tylko mnie, ale także Miłosza. Ten prostolinijny facet pewnie do końca życia będzie sobie wyrzucał, że przespał się z siostrą swojej narzeczonej. Pomijając jego upojenie, pomyłka była możliwa właśnie dlatego, że Miłosz był taki nieskomplikowany. Do głowy by mu nie przyszło, że dziewczyna leżąca w naszym łóżku i wyglądająca jak ja, może nie być mną. Bianka zrobiła to specjalnie, z premedytacją. Wiedziała, że jak wrócę, to ich przyłapię. Czego się spodziewała? Że zerwiemy tydzień przed ślubem, że zniszczy moje szczęście? Miłosz wyszedł z sypialni, a ja potrząsnęłam Bianką.

– Wstawaj!

Przeciągnęła się i posłała mi uśmiech, za który miałam ochotę ją zabić.

– O, Lusia, już jesteś…
– Dlaczego? – wycedziłam.
– Gniewasz się? Oj, już nie przesadzaj, ze szwagierką bliźniaczką to nie grzech, miał prawo się chłopak pomylić, zwłaszcza że znam twoje zwyczaje i sztuczki…
– Przestań! Nie na niego jestem zła.
– Więc na mnie? Ale ja to przecież dla ciebie… – kpiła ze mnie w żywe oczy. – Chciałam się upewnić, że dobrze wybrałaś. Taki crash test, jazda próbna. Jak zwał, tak zwał, zaliczył… – zachichotała, ubawiona obrzydliwą dwuznacznością tego stwierdzenia.
– Wynoś się! – wrzasnęłam, czując, jak wzbiera we mnie coś, czego nie chciałam uwolnić. – Zabieraj się stąd, zanim… Nigdy ci tego nie wybaczę! Wynocha! Nigdy więcej nie chcę cię widzieć!

Przestała się uśmiechać.

– Wzajemnie! Jesteśmy kwita. Przez ciebie byłam wiecznie druga, wiecznie gorsza, wciąż porównywana, wszystko mi zabierałaś, nawet rodziców. Więc teraz ja ci coś zabrałam! Przyjemnie?

Nie miałam siły ani odwagi się z nią kłócić

Jej pretensje były absurdalne. Jej zemsta chora. Moje uczucia w tamtej chwili – zbyt rozchwiane, zbyt niebezpieczne. Nienawidziłam jej tak bardzo, że nie tyle chciałam ją zabić, co w ogóle wymazać jej istnienie. Niech zniknie, niech wyparuje z mojego życia. Na zawsze! Wyniosła się, trzaskając drzwiami, aż szyby w oknach zadrżały. Odetchnęłam głęboko kilka razy i poszłam do salonu, gdzie Miłosz krążył jak lew po klatce.

– Lucynka… – wyciągnął do mnie ręce. Cofnęłam się. – Błagam cię… byłem pewny, że to ty. Przepraszam, wybacz mi. Nawet nie bardzo pamiętam, co robiłem… a ona… zachowywała się jak ty…– zapewniał mnie blady, drżący z nerwów.
– Nic nie mów! Nie chcę wiedzieć. Żadnych szczegółów! Stało się i nie odstanie, więc zapomnij. Ja też postaram się zapomnieć. Idź się umyć. Nie chcę czuć na tobie jej zapachu.

Wzięliśmy ślub z Miłoszem

Nie mimo wszystko czy na złość Biance. Pobraliśmy się, bo Miłosz nie był rzeczą, którą mogła mi zabrać. Był mężczyzną, którego kocham i który nie z własnej winy popełnił błąd. Błagał mnie o wybaczenie, ale właściwie to ja powinnam go przepraszać. Ucierpiał z powodu czegoś niedobrego, mrocznego, co wyrosło między mną a moją siostrą. Nie zmieniliśmy zatem planów i przysięgliśmy sobie w kościele, w którym kiedyś byłyśmy z Bianką chrzczone.

Uroczystość była piękna i wzruszająca, choć cieniem kładła się na niej nieobecność mojej siostry. Nie była na tyle bezczelna, by się pojawić, a ja na tyle wspaniałomyślna czy zważająca na konwenanse, by jej wybaczyć lub chociaż znieść jej widok. Nadal czułam złość, gdy tylko o niej pomyślałam. Gorycz podchodzącą do gardła i sprawiającą, że nawet tort weselny smakował piołunem. Najchętniej bym o niej zapomniała, ale goście nie pozwalali.

Krewni i znajomi wciąż pytali o Biankę. Co się stało? Choruje? Wyjechała? Co miałam powiedzieć? Prawdę? Że ją pogoniłam, bo tydzień temu przespała się z panem młodym, żeby zemścić się na pannie młodej? Przetrwaliśmy ten piękny, ważny i trudny dzień, starając się skupić na tym, co radosne, a nie na tym, co ponure i przykre. Zaraz po ślubie wyjechaliśmy z Miłoszem do Meksyku, a po powrocie wróciliśmy do naszego spokojnego, uporządkowanego życia.

Minął rok, dwa… Nie spotykałam się z moją siostrą. Rodzice też nie. Gdy dowiedzieli się, co zrobiła, wybrali mnie. Może nie w sposób zero-jedynkowy, ale jakoś tak wyszło. Nie zabiegali o nią. Nie dzwonili, nie zapraszali, nie oczekiwali, że przeprosi, zadośćuczyni, byśmy mogli się pogodzić i znowu być rodziną.

Bianka nie odwiedzała ich nawet w święta. Miała swoje życie, jakie, to wiedziała tylko ona, nie spowiadała się nam. Powinnam czuć zadowolenie, ulgę, satysfakcję… Przecież dostała to, na co zasłużyła, prawda? Z początku czułam głównie złość. Zajęło mi sporo czasu uporanie się z nią, ale gdy wreszcie to przetrawiłam, pojawiły się wyrzuty sumienia. Gdy na spokojnie zaczęłam się zastanawiać nad naszą siostrzaną relacją, musiałam uderzyć się w pierś. Nie byłam całkiem bez winy. Zachowanie Bianki nie wzięło się znikąd. Może nie robiłam tego w pełni świadomie, ale patrzyłam na nią z góry.

Zamiast ją wspierać, zamiast trzymać sztamę z siostrą bliźniaczką przeciwko całemu światu, nawet przeciw rodzicom, wolałam się od niej dystansować, ustawiać na jej tle, bo wtedy wypadłam lepiej. To było… podłe. Nie tak powinna postępować starsza siostra. Bianka nie mogła na mnie liczyć. Zamiast odkrywać i pielęgnować bliźniaczą więź, byłam jedną z wielu osób, które ją krytykowały, pouczały, której jej nie akceptowały, za to kazały się zmienić, dostosować albo chociaż udawać „grzeczną”.

Nie dziwota, że się buntowała, gorzkniała, wściekała, aż się pogubiła i zrobiła coś okrutnego i niewybaczalnego. I co teraz? Jak pozbyć się tego niewygodnego brudku na sumieniu? Jak zasypać dzielącą nas przepaść? Bo wiedziałam, że to ja muszę pierwsza wyciągnąć rękę do zgody. I to tak, by nie odtrąciła mnie na zasadzie odruchu, z przyzwyczajenia. Potrzebowała terapii szokowej. Zadzwoniłam. Wciąż miała ten sam numer.

– To ja…
– Czego chcesz?
– Twojego szpiku?
– Co? Oszalałaś?

Chwila ciszy i niepewne:

– Chora jesteś? Jakaś białaczka czy coś?

Uśmiechnęłam się pod nosem.

– Czy coś. W każdym razie tylko ty możesz mi pomóc.
– A jak odmówię?
– To umrę bez ciebie.

Znowu przedłużające się milczenie.

– Naprawdę jesteś aż tak chora?
– Nie. Ale chcę wiedzieć, czy gdybym była umierająca, to byś mi pomogła. Nie mówię, że zaraz nerkę, ale… szpik?

Tym razem bez wstępu w postaci ciszy Bianka wybuchnęła serią przekleństw, szlochów, pretensji i przeprosin. Tak zaczęła się nasza trudna droga w budowaniu siostrzanej więzi. Na równych prawach. Więc ja też przeprosiłam. 

Czytaj także:
Radzimir kazał zmienić żonie nawet imię, żeby nikt się nie dowiedział, że to sklepowa ze wsi
Poszedłem na pogrzeb kolegi tylko po to, żeby spotkać swoją dawną ukochaną
Po śmierci siostry adoptowałam córkę. Nie kochałam jej, ani nawet nie lubiłam

Redakcja poleca

REKLAMA