Monika należała do kobiet, które od pierwszego wejrzenia monopolizują uwagę wszystkich obecnych, niezależnie od płci. Miała w sobie coś, czym natychmiast zwracała uwagę, i nie była to tylko uroda, chociaż tej jej nie brakowało. Wdzięk? Na pewno, ale to nie on decydował o magnetycznym wpływie. Może feromony?
Wywierała ogromne wrażenie, byłam pewna, że mężczyźni wodzili za nią wzrokiem, a kobiety odkrywały w sobie mroczne pokłady niczym nieumotywowanej nienawiści do hipotetycznej rywalki. Sama nieraz zastanawiałam się, na czym polega nieodparty urok takich kobiet. Zdarza się, że nie są nawet ładne, a mężczyźni za nimi szaleją, wydawałoby się, bez powodu.
Miałam taką koleżankę na studiach – ani piękna, ani zgrabna, a jednak bez wysiłku siała spustoszenie wśród chłopaków z roku. W dodatku wcale jej na tym nie zależało, wszystko działo się ot tak, mimochodem.
– Mamy usiąść na kozetce?
Wpatrzona w Monikę prawie przeoczyłam jej męża, chociaż stał tuż koło niej. Przystojny, ubrany z nonszalancką elegancją, doskonale pasował do atrakcyjnej żony. Imię też miał niezwyczajne, Radzimir. Razem tworzyli piękną parę. Czym prędzej zaprosiłam oboje na kozetkę, nadal nie odrywając wzroku od Moniki.
Co w niej było szczególnego?
Psychologia na różne sposoby próbuje wytłumaczyć, dlaczego jedni ludzie wydają nam się atrakcyjniejsi od drugich, nic więc dziwnego, że i ja chciałam zgłębić temat, skoro trafiła mi się taka okazja. Monika nawet nie usiłowała zwrócić na siebie uwagi, przeciwnie, widziałam, że stara się zająć jak najmniej miejsca. Usiadła wyprostowana, starannie obciągnęła spódnicę zakrywając kolana, nie założyła kokieteryjnie nogi na nogę, wydawała się spokojna i stonowana.
Za to Radzimir rozłożył się wygodnie, narzucając swoją postawą przekonanie, że odrobina komfortu należy mu się od urodzenia. Bez wątpienia to on grał pierwsze skrzypce w związku. W dodatku był bystrym facetem, bo od razu zauważył, że skanuję wzrokiem jego żonę, i uniósł kpiąco w górę jedną brew, upodobniając się do znanego aktora. Nic jednak nie powiedział, wydawało mi się nawet, że jest dumny z zainteresowania, jakie budzi w ludziach Monika.
Czyżbym miała okazję poznać męża idealnego, zakochanego i wspierającego swoją żonę? – zastanowiłam się. Tacy rzadko siadają na mojej kozetce, ale kto wie, może się właśnie trafił?
– Chciałbym, żeby pani wytłumaczyła Monice, że jej obawy są wyssane z palca. Nudzi się dziewczyna i wymyśla niestworzone historie, co jeszcze bym mógł zrozumieć, ale ona chce odejść, a tego nigdy nie zaakceptuję.
– Już odeszłam – wtrąciła cicho Monika, zwracając się wyłącznie do mnie.
Radzimir nie zwrócił uwagi na jej słowa, chociaż musiał je usłyszeć.
– A na imię mam Marysia, po babci, wolałabym, żeby tak się do mnie zwracać. Teraz Radzimir ostro zareagował.
– Całkiem oszalałaś, mam nadzieję, że to przejściowe. Zachowujesz się jak zbuntowane dziecko, bądźże rozsądna i wracaj do domu, nie możesz dłużej mieszkać u koleżanki, nie będę tego tolerował, jesteś moją żoną.
– To dlaczego się mnie wstydzisz? – rzuciła Monika/Marysia.
Zdziwiłam się. Spodziewałabym się każdego innego zarzutu – Radzimir dostatecznie wpisywał się w kulturę maczo, by wkurzyć każdą świadomą swojej wartości kobietę, ale na pewno nie wstydził się żony. Raczej był z niej dumny jak właściciel rasowego, przepięknego kota.
– Widzi pani? – wziął mnie na świadka swojej krzywdy. – Od pewnego czasu o niczym innym nie mówi… A nie, przepraszam, jeszcze o tym, że nie kocham jej takiej, jaka jest. Nic z tego nie rozumiem, mam nadzieję, że pani mi to wyjaśni, byle szybko, zanim znajomi dowiedzą się, co ona wyprawia. Chce zniszczyć nasze małżeństwo, i to zupełnie bez powodu!
– Mówiłam, że się wstydzi – podsumowała jego wywód żona. – Prosiłam cię, żebyś nazywał mnie moim prawdziwym imieniem, ale ty nie słuchasz.
Zajrzałam do formularza, który oboje wypełnili przed terapią – jak byk stało imię Monika, sama je wpisała.
– To jak pani naprawdę ma na imię? – pokazałam jej druk, dyskretnie wskazując palcem odpowiednią rubrykę.
– Maria, ale Radzimir nigdy nie przyjął tego do wiadomości. Zwykła Marysia mu nie odpowiadała, używa mojego drugiego imienia. Przyzwyczaiłam się, ale teraz zrozumiałam, że to element jego planu przerobienia mnie pod swój gust, na kogoś innego, niż jestem. Realizuje ten plan konsekwentnie, krok po kroku, a ja mu na to do tej pory pozwalałam, bo chciałam, żeby mnie kochał. Zrobiłabym wszystko, by mu się podobać, zasłużyć na akceptację.
Zdziwiłam się po raz drugi, a właściwie zdębiałam. Brakowało jej akceptacji? Dałabym sobie uciąć mały palec, że Radzimir musiał mocno przepychać się łokciami, by utorować sobie drogę do Moniki, to znaczy Marii, w tłumie adoratorów. Do takich kobiet mężczyźni lecą jak ćmy do światła, niektórzy nawet opalają sobie skrzydła, ona musiała być tego świadoma. Nie da się tego nie zauważyć. Radzimir bezbłędnie rozszyfrował, o czym myślę.
– No właśnie, cała Monika. Używam niewłaściwego imienia, oto główny zarzut. Będziemy go omawiać w trakcie terapii?
Ironia była dobrze wyczuwalna, nie zamierzałam dać się wciągnąć w tę rozgrywkę. Maria wyprowadziła się od męża, więc przyczyny, o których na razie nie powiedziała, musiały tkwić głębiej. Najlepiej dowiedzieć się wszystkiego od początku.
– Jak się poznaliście?
Pogrążeni w sporze nie spodziewali się takiego pytania, ale Radzimir z refleksem podjął temat:
– Na studiach. Zobaczyłem Monikę i poraził mnie grom, to było takie niespodziewane i mocne, że aż się przestraszyłem. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie czułem, od razu się zaangażowałem, po uszy, a przecież do tej pory unikałem jak ognia stałych związków. Z Moniką było inaczej, musiałem ją zdobyć i zrobiłem wszystko, żeby tak się stało.
– To nie było tak. Radzimir studiował, ale ja nie. Stałam w sklepie za ladą – sprostowała Maria Monika, nie patrząc na męża.
Radzimir obruszył się, jakby powiedziała coś niewłaściwego.
– Co za różnica, kiedy obroniłaś licencjat, nikt nie będzie zaglądał w kalendarz.
– A jednak to ważne, bo tworzy naszą historię. Pracowałam wówczas w sklepie spożywczym i cieszyłam się, że od razu po przyjeździe do miasta znalazłam tak dobre zajęcie. Pochodzę ze wsi i jestem z tego dumna, zostałabym tam, gdyby nie pewne nieprzyjemne okoliczności. Za bardzo podobałam się chłopcom, a to z kolei nie podobało się ich matkom i dziewczynom, z którymi chodzili. Uznały, że chłopaki szaleją na moim punkcie, bo jestem łatwa, daję im to, czego nie dostaliby od innej. Przypisywały mi mnóstwo wad, plotkowały zawzięcie na mój temat, nic nie mogło ich powstrzymać. Sytuacja zrobiła się nie do wytrzymania, ojciec musiał przyłożyć jakiemuś dowcipnisiowi, co ostrzył sobie na mnie język, mamie sąsiedzi przestali się kłaniać. Uznali mnie za dziwkę, do dziś nie rozumiem, jak to się mogło stać.
Pokiwałam głową. Słusznie się domyśliłam, ta kobieta miała w sobie coś, co przyciągało mężczyzn.
– Wyjechałam, bo nie widziałam innego wyjścia – ciaągnęła kobieta. – Rodzice mają małe gospodarstwo, chętnie zostałabym na nim, gdybym mogła. Wcale nie ciągnęło mnie do miasta.
– Człowiek powinien się rozwijać, nie osiadać na wygodnej mieliźnie – powiedział niezobowiązująco Radzimir.
– Wiem, wciąż mi to powtarzasz – uśmiechnęła się lekko Maria Monika. – Już po tygodniu pracy w sklepie poznałam Radzimira. Przychodził kilka razy dziennie, zagadywał, proponował kawę i kino, kino i kawę. Na zmianę.
– Musiałem ostro startować, odniosłem dziwne wrażenie, że mam konkurencję a ja nie lubię przegrywać. Pochodzę z rodziny z tradycjami, nasza dewiza brzmi: "Rób, co chcesz, bylebyś skończył architekturę i miał odpowiednią żonę". Bo jak cię widzą, tak cię piszą, trzeba zachować poziom.
– Do tego ostatniego punktu zupełnie nie pasowałam, ale Radzimir się uparł. Przekonał rodzinę, a raczej postawił ją przed faktem dokonanym, i w ten sposób zostałam jego żoną.
– Nie było tak źle, nie rób z siebie Kopciuszka. Ojciec miał trochę wątpliwości, mama mu jak zwykle sekundowała, ale przecież oboje się do ciebie przekonali.
– Oni nigdy nie mówią tego, co myślą, każde uczucie maskują udawaną uprzejmością. Ale zgoda, z ich strony nie doznałam żadnej przykrości.
– No to o co ci chodzi?
Maria znów zwróciła się do mnie:
– Jeszcze przed ślubem Radzik zaczął mnie namawiać, żebym złożyła papiery na studia. Pomógł mi opłacić kurs angielskiego, na który zapisałam się pod jego wpływem. Wcale nie miałam ochoty się uczyć, ale poleciałabym w kosmos, gdyby mu na tym zależało. Podciągałam się więc na drążku, a on zawieszał poprzeczkę coraz wyżej jak ambitny trener. Szlifował mnie, żebym pasowała do niego i rodziny, do której miałam wejść.
– Tylko nie opowiadaj łzawych historii o przepaści klasowej – ostrzegł poważnie Radzimir. – Pomyśl raczej, że chciałem, byś się rozwijała. Szkoda było patrzeć, jak się marnujesz. Chciałaś do końca życia stać za sklepową ladą?
– Wtedy nie myślałam o przyszłości, cieszyłam się z tego, co mam.
– A ja ci pokazałem, że stać cię na więcej. Czy to źle?
– Dzięki tobie wróciłam do nauki, to twoja zasługa – przyznała Maria. – Ale potem była ta sprawa z suknią ślubną. Mama ciężko to przeżyła, powiedziała, że to zły omen, kiedy narzeczony osobiście wybiera ubiór, jakby nie ufał w gust panny młodej.
– Chciałaś kupić bezę, wyglądałaś w niej jak kopka siana – zaśmiał się Radzimir.
– No i co by powiedzieli twoi znajomi, widząc wiejską pannę młodą – podrzuciła Maria. – Ale ostatecznie wszystko dobrze się skończyło, bo Radzik nie tylko wybrał suknię, ale i makijażystkę. O wszystko zadbał, jakby się bał, że strzelimy z mamą gafę, której będzie się musiał wstydzić.
– Źle doradziłem? Wyglądałaś zjawiskowo, przyznaj sama.
– Tak też powiedziałam mamie, była urażona twoim zachowaniem. Mówiła, że przerabiasz mnie na swoje kopyto, i żebym uważała, bo to się nigdy nie skończy. Nie wierzyłam jej, ale teraz wiem, że miała rację.
– Monisiu, podsumujmy. Dzięki moim namowom zrobiłaś licencjat na wydziale marketingu, nauczyłaś się angielskiego, a przypominam, z jednego i drugiego miałaś kilkakrotnie ochotę zrezygnować, bo nie chciało ci się wysilać. Zrobiłaś prawo jazdy. Tak, przyznaję, kurs był twoim pomysłem, ale lubię uważać, że podjęłaś kolejne wyzwanie, bo nauczyłaś się rozwijać. Pokazałem ci drogę, a ty z niej skorzystałaś.
– Chciałam ci dorównać, wejść do twojego świata i czuć się w nim swobodnie. Myślałam, że jak wyrównam braki, to osiągnę cel, ale okazało się, że mama miała rację. To nie ma końca. Teraz przejrzałam na oczy, bo wziąłeś się za mój wizerunek. Dałeś mi w prezencie kilka zajęć z instruktorem fitness, nawet się ucieszyłam… Potem okazało się, że to forsowny plan ćwiczeń połączonych z dietą, które mają zrobić ze mnie miss płaskiego brzucha! Przecież nie jestem gruba!
– Trzeba dbać o ciało, żeby nie zwiotczało – zarymował Radzimir.
– Wobec tego masz szczęście, że nie będziesz musiał na nie dłużej patrzeć – nie pozostała mu dłużna żona. – Jestem, jaka jestem, i nie mam zamiaru całe życie w pocie czoła się udoskonalać, żeby cię zadowolić. Nie zrobię korekcji nosa i nie powiększę biustu ani ust. Nigdy!
Chciał wykreować żonę na ideał
Radzimir nagle przycichł i spojrzał ostrzegawczo na żonę. Dawał jej znak, że za bardzo się zagalopowała, są sprawy, które powinny pozostać między małżonkami, nie ma potrzeby o nich mówić. Maria nie skorzystała z niemej porady.
– Postanowiłam, że pozostanę przy swoim kształcie nosa i nie zmienię rozmiaru stanika, obecny bardzo mi odpowiada – oświadczyła twardym tonem. – Gdybym zgodziła się na obie operacje, co byłoby dalej? Podniesienie kości policzkowych? Wyszczuplenie talii? Przestałabym przypominać siebie, stałabym się ożywionym wyobrażeniem Radzimira.
– Przesadzasz, to była tylko luźna propozycja – mruknął cicho wywołany do tablicy. – A poza tym, dlaczego nie? Wszystko jest dla ludzi, po co sobie odmawiać, kiedy można upiększyć życie.
– Całkowicie się z tobą zgadzam. Zawsze miałeś na mnie duży wpływ, teraz też mnie zmotywowałeś. Powinieneś być zadowolony, zamierzam zacząć od dzisiaj.
To mówiąc, Maria gwałtownie wstała, pożegnała się i wyszła, zbyt mocno zamykając za sobą drzwi.
– Beze mnie pewnie nadal polerowałabyś sklepowe półki! – rzucił za nią rozzłoszczony Radzimir.
Zaczęła dbać o własne życie
Nie wróciła do męża, słyszałam, że robi karierę w marketingu, jest cennym nabytkiem, bo klienci wprost biją się, by z nią współpracować, a mogłabym się założyć, że nie ma wśród nich kobiet. Maria zręcznie wykorzystuje dodatkowe bonusy, obraca je na swoją korzyść, mając przy tym w branży opinię świetnego fachowca. Mam nadzieję, że Radzimir jest dumny z jej sukcesów, w końcu walnie się do nich przyczynił, ucząc ją, że może sięgnąć po więcej. Szkoda, że na końcu przedobrzył.
Czytaj także:
Namolnej sąsiadce przeszkadzało nawet, że używam dużo czosnku
Miałam być włoską księżniczką, a zostałam workiem treningowym
Siostra ukochanego zginęła w wypadku, więc zaopiekowałam się jej córką