Teoretycznie zima jest dla ogrodnika czasem odpoczynku, jednak nie przesadzajmy – ileż można leniuchować?! Miesiąc, dwa, ale nie pięć! Ja na przykład już w styczniu zaczęłam kontrolować roślinne promocje w internecie, w lutym znalazłam nasiona nowych odmian dyni i pomidorów, w marcu posiałam te ostatnie wraz z paprykami do doniczek. Stefan załatwiał u szwagra na wsi obornik i w chwilach lepszej pogody reperował tunel foliowy na działce.
W każdym razie nie mogłam się doczekać rozpoczęcia sezonu, i ledwo zrobiło się przyzwoicie, wytaszczyłam rower z piwnicy i pojechałam na działeczkę. Uliczki między ogródkami były jeszcze szare i nieciekawe, ale oczami wyobraźni widziałam już płoty oplecione groszkiem pachnącym i fasolą, główki maków wyglądające ciekawie przez oczka siatki… Ach, niech no tylko zrobi się ciepło, a piękno eksploduje z każdego kąta!
– Helenka, żyjesz! – wyskoczyła na mnie działkowa sąsiadka, gdy mocowałam się z kłódką. – Daj no pyska, kochana, stęskniłam się!
– A ty co? – patrzyłam na nią nieufnie, bo doprawdy, takie powitanie…
Danka wytrzeszczyła oczy: to nie wiem, że Węgorzewscy mieli wypadek zimą? Jechali do dzieci na Śląsk, on prowadził i nagle szast-prast, zawał… Skończyli na drzewie, ponoć nie było co zbierać!
– No popatrz – zadumałam się nad światem. – Z Tadka zawsze taki niezguła był, wszędzie Gośkę ciągał ze sobą jak jakiegoś adwokata. No i na drugi świat też ją wziął…
– Lepiej się martw, kto po nich działkę przejmie – prychnęła Danka. – Bo jak się trafi jakiś kretyn, co jeździ kosiarką 24 na 24 to marny nasz los!
O nie, tylko nie to
Działka była i ma pozostać oazą ciszy i spokoju. Może nikt jej nie weźmie? Ludzie teraz tacy zarobieni, czasu ani ochoty na dodatkowe aktywności nie mają, a na urlop to każdy woli nad morze pojechać, do jakiegoś Rzymu czy innego Paryża na zwiedzanie…
Ustaliłyśmy z Danką, że nie warto sobie głowy na zapas zawracać, i zabrałyśmy się za porządkowanie naszych majątków ziemskich. Mijały tygodnie, rzodkiewka zieleniła się w radosnych rządkach, powoli podskubywaliśmy sałaty, a działka po Węgorzewskich wciąż stała pusta. Ponoć wystawiono ją na sprzedaż, ale dość drogo i nie było chętnych. Tak przynajmniej twierdził mój Stefan, który ma znajomości w zarządzie.
Tamtej niedzieli nie pojechaliśmy do ogrodu, bo miał nas odwiedzić wnuk. Stefan douczał go matematyki, a mnie jako babci, wypadało trochę podopieszczać młodzież kulinarnie. Wiadomo. W poniedziałek rano zabrałam resztę ciasta z rabarbarem w torbę i pojechałam zobaczyć, jak tam nasze pomidory. W takie upały nie można zostawić roślin pod folią na łasce losu.
– Helka! – Danka wyskoczyła zza krzaka bzu z takim impetem, że mało nie spadłam z siodełka. – Masz nową sąsiadkę, wczoraj była pierwszy raz!
– I co, fajna jakaś babeczka?
– Ha! – Danka przewróciła oczami.– Mojemu Romkowi się podoba i założę się, o co chcesz, że twój Stefek też będzie zachwycony.
Strasznie była tajemnicza, aż mnie nerwy brały… Nie mogłaby powiedzieć, co i jak, zamiast stroić miny jak gwiazda telenoweli?!
– A co ja ci będę opowiadać, Helka – żachnęła się, gdy próbowałam ją przycisnąć. – To trzeba przeżyć!
W piątek pełłam akurat marchew, gdy usłyszałam skrzypnięcie sąsiedniej furtki. Podniosłam wzrok i zobaczyłam nową sąsiadkę. Szczupła, młoda raczej, niebrzydka, ale nic specjalnego. O co tej Dance chodzi?
Myślałam, że nowa się przywita, przedstawi czy coś, ale tylko skinęła głową i zniknęła w altance.
Wróciłam do marchwi, bo w końcu, co mnie to wszystko obchodzi. Przyjaciół za płotem już miałam.
Wkrótce jednak drzwi altanki się otworzyły i pani, tym razem w fikuśnym bikini, wyszła na trawę.
Zamierza się opalać? Przecież to rakotwórcze!
– Witam panią sąsiadkę! – usłyszałam naraz ze ścieżki.
Romek, mąż Danki! Odpowiedziałam, ale chyba nawet mnie nie zauważył, gapiąc się na roznegliżowaną działkowiczkę, która odpowiedziała mu niedbałym machnięciem ręki. „Aaa, to dlatego Danka zła – domyśliłam się. – Ale też ten jej chłop zawsze wyglądał mi na erotomana gawędziarza, nic dziwnego, że szwenda się przy płocie jak kocur”.
Mój Stefan nawet lądowania UFO by nie zauważył, więc z czystym sumieniem wysłałam go następnego dnia do podlewania. Wrócił późno i natychmiast się pochwalił, że razem z Romkiem poszli do nowej sąsiadki z propozycją wykoszenia trawnika. Kobieta samotna jak widać, sprzętu pewnie żadnego nie ma, a wiadomo, nie wykosi się w porę i zaraz się chwast zacznie siać wokół, do nas także przelezie.
– I co ona na to? – zapytałam zimno. – Zgodziła się?
Stefek jakby się zafrasował.
– Powiedziała, że nie lubi hałasu – przyznał w końcu. – Wiesz, Hela, mówią, że ona jest po ciężkim rozwodzie, choć młoda taka. Podobno miała męża strasznego bydlaka.
Proszę, rycerz nam się objawił na białym koniu. Ja godzinami proszę o odpalenie kosiarki, a za płot mężulo leci na ochotnika! Już ja wiem, co ci po łbie chodzi, ty stary capie! Kiedy wymyślił, że trzeba siatkę pomalować, od razu wiedziałam, o co mu chodzi. Będzie stał z pędzlem jak zombie i gapił się na tę flądrę, która najwyraźniej pomyliła ogródek działkowy z dziką plażą. Nawet mu to wygarnęłam, będzie mi podstarzały lowelas wstyd przynosił i na pośmiewisko narażał.
– Co ty, Hela, zazdrosna jesteś? – prychnął. – Nie wiem, co ci się tam roi pod kopułką, ale siatka rdzewieje i wymaga konserwacji.
Resztki testosteronu mu rozum odbierają, a ze mnie wariatkę robi! Mamy z Danką serdecznie dość tej wydry… Niby nic, niby pomocy jej nie trzeba, a cały czas szczuje – wczoraj to nawet biustonosz rozpięła jak leżała na brzuchu!
Ech, tyle się naczekałam na to lato, a teraz marzę, żeby już było zimno – przynajmniej cudzego tyłka nie będę musiała oglądać!
Czytaj także:
„Ojciec porzucił mnie, gdy miałam 7 lat. Przysięgłam sobie, że nikt mnie już nie skrzywdzi. Nigdy się nie zakochałam”
„Mąż ma romans z moją przyjaciółką, która spodziewa się jego dziecka. Nie mieli nawet odwagi mi o tym powiedzieć”
„Żona marzyła o córce i tylko nią się zajmowała. Syn zupełnie się dla niej nie liczył i po rozwodzie został ze mną”