Wyszłam od siostry wzburzona. Nie mogłam zrozumieć, jak można tak zmienić punkt widzenia! Przecież wychowywała się w tym samym domu co ja. Obie nieraz miałyśmy pokusę, żeby coś ukraść w sklepie. Nie po to, żeby zaimponować koleżankom czy zdobyć jakiś kosmetyk. Doskonale pamiętam, jak chodziła mi po głowie kradzież mrożonego kurczaka. Kombinowałam, jak go schować pod bluzę i udawać ciężarną.
Tym kurczakiem mogłybyśmy się najeść na trzy dni, Wiktoria i ja
– Ale nigdy niczego nie ukradłaś, prawda? – rzuciła mi w twarz, ustawiając filiżankę z kolekcji „Biała Maria” w witrynie.
Ten serwis był jej chlubą, uwielbiała go. Rzeczywiście, nie ukradłam. Głównie dlatego, że bałam się, że zostanę przyłapana. Wiedziałam, że gdyby tak się stało, wszyscy dowiedzieliby się, jak naprawdę było u nas w domu. Że rodzice o nas nie dbali, że pieniądze szły na alkohol i papierosy, więc nie zawsze starczało na jedzenie. Że to, iż nie chodziłyśmy brudne i zawszone, to była głównie zasługa naszej sąsiadki, do której mówiłyśmy „babciu”.
Ta prawdziwa babcia – jedna, druga nie żyła – nader często sama była zbyt pijana, by rozpoznać wnuczki… Najważniejsze jest to, że obie dałyśmy radę wykaraskać się z tego bagna.
Wiktoria nie czekała do osiemnastych urodzin. Jako szesnastolatka uciekła z domu
Rodzice nigdzie tego nie zgłosili. Byli zadowoleni, że nie muszą jej już utrzymywać. Kiedy ja byłam pełnoletnia, siostra ściągnęła mnie do siebie. Już wtedy znała Szczepana.
– Tylko nie opowiadaj nic o domu – przestrzegła mnie, kiedy się do niej wprowadziłam i poznałam jej chłopaka.
I tak zaczęło się moje nowe życie. Siostra dała mi wszystko: dach nad głową, jedzenie, poczucie bezpieczeństwa. Szczepan traktował mnie neutralnie, trochę jak dzieciaka, trochę jak daleką kuzynkę, dla której trzeba być uprzejmym. Wyprowadziłam się od nich, kiedy miałam dwadzieścia lat i stabilną pracę. Siostra i jej narzeczony szykowali się do ślubu.
– Mam nadzieję, że tobie też uda się znaleźć takiego mężczyznę – powiedziała, kiedy gratulowałam jej zaręczyn. – Prawdziwą miłość! Sama czasami nie wierzę, jaką jestem szczęściarą!
Faktycznie, miała szczęście. Szczepan był chłopakiem z tak zwanego dobrego domu, skończył z wyróżnieniem administrację publiczną, miał ambitne plany zawodowe. Dla mojej siostry był czuły, dobry i wyrozumiały. Miałam nadzieję, że życzenie Wiki się spełni i ja także znajdę kogoś takiego. Ale ułożyło mi się nieco inaczej…
Dla mnie Lucjan nie był złodziejem. Widziałam w nim ofiarę systemu
Studiowałam zaocznie resocjalizację i w ramach stażu pracowałam przez jakiś czas w więzieniu. Oczywiście nie miałam kontaktu ze skazanymi za ciężkie przestępstwa. Skierowano mnie do prowadzenia zajęć z osadzonymi za włamania czy kradzieże bez użycia przemocy. Moi podopieczni byli w większości młodymi chłopakami, których ktoś namówił do „skoku”.
Jednym z nich był Lucek. Starszy ode mnie o trzy lata, uprzejmy i chętny do pracy na zajęciach. Kiedy się poznaliśmy, zostało mu jeszcze trzy miesiące odsiadki. Nawet nie wiem, jak to się stało, że się w nim zakochałam. Wiedziałam, za co siedział. Sam mi to wyznał:
– Zarabiałem na ten rower pół roku – zaczął opowiadać. – Miałem wtedy kumpli, którzy namawiali mnie na kradzież, ale ja nie chciałem. Mój ojciec za młodu siedział, dwaj wujowie mieli zawiasy. Matka zapowiedziała mi, że jeśli kiedykolwiek coś ukradnę, to mnie zabije. No i widzisz, nie chciałem, żeby poszła do paki! – wyszczerzył zęby w uśmiechu, a ja odpłynęłam.
Dalsza część historii była okrutna i niesprawiedliwa. Lucek nacieszył się swoim rowerem dosłownie kilka dni, kiedy ktoś mu go… ukradł. Chłopak był zrozpaczony, poszedł na policję, ale niczego to nie zmieniło. I wtedy pojawił się jakiś kumpel, który powiedział, że wie, kto ma ten rower.
– Zaproponował, żebyśmy go odkradli. Rozumiesz? Nie „ukradli”, bo to była moja własność, ale po prostu odebrali.
Zapytałam, czy nie mógł tego pasera po prostu zgłosić policji, ale przyznał, że nie miał dowodu, że to jego rower. Kumpel go rozpoznał po charakterystycznych szczegółach, kiedy udawał, że chce kupić, ale dla policji to było za mało. Lucek z dwoma kolegami zaplanowali więc włamanie do dziupli pasera. Opowiadał, że łatwo było tam wejść, ale trudniej wyjść. Paser umiał się zabezpieczyć. Po włączeniu się alarmu Lucek i jego kumple zostali uwięzieni w składzie przedmiotów do sprzedaży.
Przyjechała policja i aresztowała ich za włamanie. Miał nadzieję, że dostanie wyrok w zawieszeniu, ale biednemu chłopakowi z rodziny znanej lokalnym stróżom prawa nie poszczęściło się. Dostał pół roku bezwarunkowego więzienia. Dla mnie jednak Lucjan nie był włamywaczem. Widziałam w nim ofiarę systemu, dzieciaka, który wyrósł w biedzie i patologii, a jednak chciał pracować i się uczyć, żeby wyjść na ludzi.
Ta historia z rowerem przypominała mi historię z mrożonym kurczakiem, która, chociaż nigdy się nie wydarzyła, była częścią mnie. Ale Wiki miała na ten temat inne zdanie. Kiedy powiedziałam jej, że zakochałam się w chłopaku, który przebywa w zakładzie karnym, dostała histerii. Krzyczała, że skończę jako żona kryminalisty. Kazała mi zerwać znajomość, a kiedy się sprzeciwiłam, oznajmiła, że ona mnie z tym przestępcą nie chce widzieć w swoim domu.
– Bo co? Bo Szczepan czułby się niekomfortowo? – odcięłam się. – Bo mój chłopak nie będzie pasował do jego antycznych mebli, dywanów za osiem tysięcy i porcelany?
– Tu nie chodzi o Szczepana – siostra wyglądała na urażoną. – I nie wiń go, że jest porządnym człowiekiem, który w dodatku ma gust! Tu chodzi o ciebie. Masz szansę wyrwać się z błędnego koła, możesz znaleźć dobrego faceta, który cię uszczęśliwi…
– Sęk w tym, że już go znalazłam! – krzyknęłam i dodałam, że skoro Wiki nie chce widzieć mojego ukochanego, to może i my powinnyśmy przestać się widywać.
Już na podjeździe ich pięknego domu pożałowałam swoich słów. Nie chciałam zrywać znajomości z siostrą. Od lat nie utrzymywałam kontaktów z ojcem, matkę odwiedzałam rzadko i niechętnie. Siostra i jej mąż byli moją jedyną rodziną.
– Przejdzie jej – pocieszał mnie Lucjan, który już był na wolności. – Może zaprosimy ją do nas? Ugotuję coś…
„Do nas” oznaczało do wynajmowanego wspólnie mieszkania. Po wyjściu Lucka z więzienia nie czekaliśmy nie wiadomo na co, tylko od razu zamieszkaliśmy razem. Nasze poszukiwania mieszkania zbiegły się w czasie z szukaniem lokatorów do mieszkania Szczepana, które kupił w celach inwestycyjnych. Miałam nawet myśl, żeby zgłosić się do siostry w tej sprawie, ale wciąż byłam na nią obrażona. Kiedy zaczęłyśmy ponownie rozmawiać, powiedziała mi, że już znalazła najemców. W ciągu tej samej rozmowy zaprosiłam ją do siebie.
Cieszyłam się, że siostra pozbyła się uprzedzeń do mojego ukochanego
Przyjechała sama. Szczepanowi „coś wypadło”, ale domyślałam się, że siostra ma nadzieję, iż rozstanę się z Luckiem, nim jej mąż będzie miał okazję go poznać. Na szczęście spotkanie poszło całkiem dobrze. Lucek zrobił bardzo smacznego kurczaka, Wiki przyniosła białe wino. Widziałam wprawdzie, że w konwersacji siostra krąży po tematach tak, by broń Boże nie zahaczyć o przeszłość, ale ogólnie byłam zadowolona.
– Może byście wpadli do nas w przyszłym tygodniu? – zaproponowała Wiktoria i zgodziliśmy się entuzjastycznie.
Lucek bardzo przeżywał tę wizytę. Chciał dobrze wypaść przed moją elegancką siostrą i jej mężem, denerwował się, że popełni jakąś gafę.
– Przestań – uspokajałam go. – Wiki i ja wychowywałyśmy się w domu, gdzie sąsiadka zabierała nas do siebie na mycie włosów, bo rodzice zamiast na szampon wydawali na wódę…
– Ale Szczepan grywa w tenisa i kupuje obrazy na aukcjach – mruknął mój ukochany. – Każdy widzi, że twoja siostra dokonała lepszego życiowego wyboru…
Nie znosiłam, kiedy tak mówił. Rozmawialiśmy o tym nie raz. Lucek pracował w firmie zajmującej się praniem dywanów, w przyszłości chciał otworzyć własną pralnię. Szukaliśmy informacji o dofinansowaniach unijnych, on myślał o zapisaniu się na różne kursy. Widziałam naszą przyszłość w jasnych barwach. Cieszyłam się, że kiedy siostra poznała mojego ukochanego, pozbyła się uprzedzeń do niego.
Jak mam mu powiedzieć, że przyszła szwagierka uważa go za kryminalistę?
Obiad u Wiki i Szczepana był zaplanowany na szesnastą, ale przyjechaliśmy godzinę wcześniej. Wiki pokazywała dom Luckowi, a ja kroiłam warzywa na sałatkę.
– To moja kolekcja porcelany Rosenthala i Miśni – słyszałam, jak siostra pokazuje swoją dumę w salonie. – A to obraz zupełnie nieznanego jeszcze artysty, który Szczepan kupił, bo uważa, że za kilkadziesiąt lat będzie wart fortunę.
W pewnym momencie do Wiki ktoś zadzwonił. Z kontekstu domyśliłam się, że to jej lokatorzy z najmowanego mieszkania. Chwilę później zadzwoniła do elektryka i wysłała go pod ich adres.
– Szkoda, że się nie zgadaliśmy wcześniej – powiedziała, wracając do nas. – Mam na myśli nasze mieszkanie. Wynajęliśmy je małżeństwu z nastoletnim synem i mówiąc szczerze, nie bardzo nam się to podoba. Chłopak ostatnio zalał kuchnię, bo nie dokręcił wody. Dobrze, że mam zapasowe klucze i mogłam to ogarnąć od razu. Może jak się wyprowadzą, to się dogadamy?
Lucek już otworzył usta do odpowiedzi, ale w tym momencie do domu wszedł Szczepan i zajęliśmy się wzajemną prezentacją oraz nakrywaniem do stołu.
– Chyba mnie polubili, co? – uśmiechnął się mój chłopak, kiedy już wyszliśmy. – Szczepan to równy gość. Kasa nie przewróciła mu w głowie.
Ja też byłam zadowolona z tej wizyty. I szczęśliwa, że wreszcie normalnie rozmawiam z siostrą. Tematu przeszłości Lucka już nie poruszałyśmy, rozmawiałyśmy o bieżących sprawach, trochę o moich marzeniach, a w większości o planach Wiki i Szczepana, by zacząć starać się o dziecko. Kiedy Wiki zadzwoniła do mnie w środku nocy, pierwsze, co pomyślałam, to że zobaczyła dwie kreski na teście ciążowym i chce się podzielić dobrą nowiną. Ale moja siostra była bardzo wzburzona.
– Milena, okradli moich lokatorów! Wynieśli im dosłownie wszystko! Tyle że nie było włamania. Ktoś po prostu otworzył drzwi. A nasz zapasowy klucz zniknął!
– Ale co ja mam z tym wspólnego? – zapytałam oszołomiona.
Siostra przez chwilę kręciła wokół tematu, aż w końcu strzeliła mi prosto w serce.
– Nie rozumiesz? Kiedy u nas byliście, podawałam adres tego mieszkania elektrykowi. A teraz patrzę i nie ma klucza! Nie mieliśmy innych gości, tylko was!
Nie rozumiałam, o czym mówi. Nagle do mnie dotarło. Oskarżała Lucjana, że wziął zapasowy klucz i okradł mieszkanie!
– Niemożliwe! – krzyknęłam. – Chyba nie sądzisz, że Lucjan mógłby…
Cóż, właśnie to sądziła. I uprzedziła mnie, że powie o tym policji. Lucjan był jedynym podejrzanym. Znał adres najemców i miał sposobność, by ukraść klucz. Dwa plus dwa równało się cztery. Usiłowałam wytłumaczyć Wiki, że się myli. Błagałam ją, żeby nikomu nie mówiła o swoich podejrzeniach. Lucjan jest po wyroku. To byłby dla niego koniec, nikt by nie uwierzył prawomocnie skazanemu za kradzież z włamaniem, że przy takich poszlakach nie ma z tym nic wspólnego.
– No to powiedz, jakie jest inne wytłumaczenie? – zapytała siostra. – Naprawdę nie widzisz, że to jedyna możliwość? Rozumiem, że się w nim zakochałaś i nie chcesz widzieć brzydkiej prawdy, ale…
– Milena? Kto dzwoni? Dlaczego zamknęłaś się w łazience? – zawołał Lucek, a ja nie wiedziałam, co odpowiedzieć.
Nie miałam pojęcia, jak mu przekazać to, co właśnie usłyszałam. Przecież wiedziałam, że on nie wziął tego klucza i nie obrobił tych ludzi. Jak miałam mu jednak powiedzieć, że przyszła szwagierka uważa go za kryminalistę zdolnego do takiego przestępstwa? Jednak musiałam. Kilka prostych zdań. Lucjan ukrył twarz w dłoniach.
– Tak będzie zawsze, Milena. Zawsze… – wyszeptał. – Cokolwiek złego się stanie, będą podejrzewali mnie. To jest jak piętno na czole. Tylko wiesz, co jest dziwne? – oderwał ręce od twarzy.
– No?
– Że ten klucz im zginął akurat wtedy, kiedy tam byliśmy…
– Może zapodział się gdzieś już wcześniej – wzruszyłam ramionami. – Wiki przecież nie jeździ tam zbyt często. Pewnie raz pojechała, jak zalali kuchnię.
Spojrzeliśmy na siebie, tknięci tą samą myślą. A co, jeśli Wiktoria… Zadzwoniłam do niej i kazałam przeszukać wszystkie torebki, a szczególnie tę, którą miała ze sobą, kiedy pojechała do zalanego mieszkania. Obiecała, że tak zrobi, chociaż „obie dobrze wiemy, że to na nic”. Oddzwoniła kilkanaście minut później.
– Znalazłam ten klucz… – powiedziała cicho. – Miałaś rację, nie wyjęłam go wtedy z torebki… Boże, przepraszam…
Odłożyłam słuchawkę. Wiki dzwoniła jeszcze kilka razy, ale nie miałam siły odebrać
Czułam się, jakby mi ktoś wyrwał kawał ciała. Ukochana siostra oskarżyła mojego chłopaka o poważne przestępstwo, a przecież go poznała! Widziała, jakim jest człowiekiem! Była jednak gotowa rzucić go na pożarcie policji bez najmniejszych dowodów, w oparciu o same podejrzenia… Dzwoniła i pisała do mnie jeszcze wiele razy. Dostałam od niej nawet wiadomość z wyjaśnieniem, co ustalili stróże prawa. Za włamaniem stali szkolni kumple syna najemców, którzy podebrali mu klucz do domu z plecaka i dorobili kopię. Stało się to ponoć dużo wcześniej, nim Wiktoria poznała Lucjana.
Złodzieje po prostu przyczaili się i uderzyli, kiedy chłopak zaczął opowiadać, że jego rodzice kupili wielki telewizor plazmowy. Weszli i ogołocili cały lokal, nie zostawiając śladów włamania. Nie odpisałam na tę wiadomość. Od początku wiedziałam, że to ktoś inny, nie Lucjan. Od początku jej to powtarzałam. Ale ona była po prostu uprzedzona.
– Daj jej szansę, widać, że naprawdę jej głupio – powiedział Lucek, kiedy Wiktoria przysłała nam kurierem paczkę z napisem „Ostrożnie! Szkło!”.
To był serwis „Biała Maria” Rosenthala. Jej serwis – poznałam po filiżance z wyszczerbionym uszkiem. Dołączyła do niego kartkę: „Po raz tysięczny przepraszam!”. Zostawiłam pudło nierozpakowane. Nie miałam ochoty się do niej odzywać. Któregoś dnia Lucek przyszedł do domu cały w uśmiechach. Kazał mi zgadnąć, kogo spotkał na mieście.
– Szczepana! – wykrzyknął po mojej trzeciej nieudanej próbie. – Wiesz, że Wiktoria jest w ciąży? Nie napisała, bo chce ci o tym powiedzieć osobiście. Aha, Szczepan nie miał pojęcia o jej podejrzeniach i całej awanturze, nawet go wtedy nie było w mieście. To spoko gość. Umówiliśmy się na piwo w piątek. To co? Zadzwonisz do Wiki? Będzie mamą… a nie wolno źle traktować ciężarnych…
Zadzwoniłam. Pogratulowałam jej. Naprawdę cieszę się, że urodzi dziecko. Ale kiedy zapytała, czy na pewno jej wybaczyłam, zamilkłam na długą chwilę.
– Rozumiem – szepnęła. – Jednak mam nadzieję, że kiedyś to się stanie…
Ja też mam taką nadzieję. I cieszę się, że Szczepan i Lucjan się dogadują. Wiem, że kiedyś będziemy szczęśliwą rodziną. Ale potrzebuję jeszcze czasu…
Czytaj także:
Chciałam usidlić syna znanego adwokata. Rozstaliśmy się, a ja związałam się z jego ojcem
Moich synów wychowywały babcie. Ja nie miałam czasu, a to i tak poświęcenie że ich urodziłam
Matka ciągle była na rauszu. Najpierw chowała alkohol w szufladzie z majtkami