„Sąsiadka nie ma co do garnka włożyć, ale przytargała do domu kolejnego przybłędę. Gdzie ta kobieta ma rozum?”

kobieta z kotem fot. Adobe Stock, Halfpoint
„Po powrocie do domu długo myślałam o dwóch paniach mieszkających na jednej klatce schodowej. O tym, że ponad trzydzieści lat temu bezdomny kot, którego uratowały, zbliżył je do siebie, co zaowocowało długoletnią przyjaźnią, która trwa do dziś”.
/ 15.04.2023 11:15
kobieta z kotem fot. Adobe Stock, Halfpoint

– Nie uwierzysz, Halinka ma nowego kota – przywitała mnie od progu podekscytowana teściowa. – Od trzech dni, to już czwarty – wcisnęła mi do ręki ziarna słonecznika. – No idź już, idź, one czekają…

Otuliłam się szalem i posłusznie wyszłam na balkon, by nakarmić ptaki. Silne przeziębienie trzymało teściową od kilku dni w domu, co oczywiście było potwornym nieszczęściem, bo nie mogła wychodzić na balkon, by karmić „swoje” ptaki. Nieważne, że dwa płaty słoniny dyndały na wietrze.

Sikorki potrzebowały zróżnicowanej diety! W karmniku były jeszcze jakieś inne ziarna, ale może teściowa miała rację, że sikorki czekały właśnie na słonecznik…

– Siadaj i patrz – teściowa pociągnęła mnie na fotel. Nalot nastąpił po kilku sekundach. Ptaki zlatywały się z różnych stron. Było ich kilkanaście! Małych sikoreczek z czarnymi głowami, białymi policzkami i krawatami na żółtej piersi.

– Widzisz, większość z nich to bogatki, ale są też sosnówki, o, te dwie – objaśniała teściowa, a ja starałam się dostrzec różnicę. – Ubiegłej zimy przylatywały jeszcze ubogie, ale w tym roku nie widziałam ani jednej. Zastanawiam się dlaczego. Jak myślisz?

– Nie mam pojęcia, mamo – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

W kontenerze coś strasznie płakało

– Chodźcie, kochanieńkie, wreszcie możecie coś przekąsić – zaświergotała teściowa. – Od rana podlatywały pod okno i patrzyły na mnie, jakby chciały zapytać: kiedy wreszcie będzie jedzenie?! – dokończyła, patrząc na mnie z wyrzutem.

– Mamo, mamy jedną sobotę w tygodniu, musimy się wyspać. Poza tym uczeni nie zalecają dokarmiania ptaków… – wypaliłam i od razu pożałowałam swoich słów, bo teściowa aż sapnęła z oburzenia.

– Co ty za głupstwa pleciesz, dziecko? Jak to nie zalecają? Też coś! Przecież te kruszyny zdane na siebie mogłyby nie przeżyć zimy!

– A skąd pani Halinka ma tego nowego kota? – zmieniłam szybko temat. – Przybłąkał się?

– Nie, dziecko, wyszarpała go śmierci. A jaka chudzina ten kociak, Boże! Mówię ci, Halinka tak strasznie płakała, gdy go przyniosła do domu. Ale chyba nie nad tym kotem, tylko nad ludźmi. Wyobraź sobie, że ktoś go wyrzucił do pojemnika na śmieci. Znalazła kotka, gdy poszła ze swoim kubełkiem. Obok w kontenerze coś strasznie płakało. Musiała prosić przechodzącego mężczyznę, żeby pomógł jej go wydostać. Jakim trzeba być człowiekiem, żeby zrobić coś takiego? No, sama powiedz!

– Bez serca, mamo…

– Pani Halinka nigdy nie narzeka, przecież wiesz, nie skarży się, wysupłuje ze swojej chudej portmonetki ten emerycki grosz i – na koty, wszystko na koty. A nie myśl sobie, że one jedzą byle co – zaśmiała się. – Pamiętasz?Zróżnicowana dieta! Dlatego mają takie piękne futra i mruczą jej te swoje murmuranda. Halinka śmieje się, że nawet przy swoim mężu nie czuła się tak kochana.

Zadźwięczał domofon. Wpuściłam męża, który wrócił z zakupów.

– Synuś, kupiłeś mi to, o co cię prosiłam? – teściowa zajrzała do toreb.

– Tak, mamo, cztery pudełka.

– A co w nich jest, mamo? – zainteresowałam się natychmiast.

– To prezent dla Halinki, jutro ma urodziny! – teściowa się uśmiechnęła. – Kupiłam jej zapas karmy dla Tofika, Śnieżki, Pazurka i tego nowego, który jeszcze nie ma imienia. Chyba będzie po prostu Maluch, bo straszna z niego drobinka. Myślisz, że to dobry prezent? Halinka zawsze powtarza, że ona niczego nie potrzebuje, najważniejsze, żeby jej mruczkom niczego nie zabrakło. A ja kocham te jej koty, mimo że nie potrafią latać jak moje sikorki.

– Myślę, mamo, że pani Halinka będzie zachwycona.

Po powrocie do domu długo myślałam o dwóch paniach mieszkających na jednej klatce schodowej. O tym, że ponad trzydzieści lat temu bezdomny kot, którego uratowały przed pięścią sąsiada pijaka, zbliżył je do siebie, co zaowocowało długoletnią przyjaźnią, która trwa do dziś.

Zwierzęta, jak ludzie, bywają samotne i cierpią, zanim znajdzie się ktoś, kto pochyli się nad ich niedolą i pomoże… Poczułam mokry jęzor na dłoni. Alex wpatrywał się we mnie. Znam to spojrzenie.

– Spacerek, piesku?

Czytaj także:
„Teściowa uważała, że lepiej wie jak odżywiać moje dzieci. Tak się wymądrzała, a skończyło się na pizzy na telefon…”
„Teściowa jest wyjątkowo bezczelną babą, ale moje dzieci ją uwielbiają. Dla mnie jest jędzą, a dla nich słodką babunią"
„Moje dzieci czują się gorsze, bo jako jedyne w szkole wyciągają kanapki. Cała reszta dostaje kasę na chipsy i batony”

Redakcja poleca

REKLAMA