„Sąsiad wyrzucił córkę z domu, bo bał się że zarazi go COVID-em. Mi wszystko jedno czy umrę, więc zamieszkała u mnie”

80-latka, która pomogła sąsiadce w dobie pandemii fot. Adobe Stock, curto
W 2020 profesor bał się koronawirusa i nie wpuścił Marty do domu, gdy wróciła z Włoch. Dziewczyna nie miała się gdzie podziać, więc zamieszkała u mnie - oczywiście w tajemnicy przed wszystkimi.
/ 01.07.2021 10:46
80-latka, która pomogła sąsiadce w dobie pandemii fot. Adobe Stock, curto

– Będziemy udawać, że mnie tu nie ma, ale… będę? – upewniła się dziewczyna, spoglądając spod zmierzwionej grzywki.

Skinęłam głową, cóż innego mogłam zrobić? Mam osiemdziesiąt lat, śmierć i tak wkrótce mnie odnajdzie. Może to ostatnia okazja, by zrobić w życiu coś dobrego? Pościeliłam jej w dawnym pokoju Karola, tym samym, w którym leżał przez ostatnie miesiące, zanim odszedł.

– Trochę tu smutno – rozejrzałam się. – Jeśli będziesz chciała coś zmienić, nie krępuj się. Tylko niczego nie wyrzucaj bez pytania, dobrze?

Teraz ona kiwnęła głową. Była wykończona; nic dziwnego, skoro ostatnie kilkanaście godzin spędziła na pace ciężarówki, która zabrała ją spod granicy. Ja nigdy nie jeździłam autostopem, nawet nie potrafiłam sobie wyobrazić drogi, którą Marta przebyła, skoro wystartowała tydzień temu z Włoch.

– Jak ojciec się dowie – zajrzała jeszcze do mnie przed snem – narobi pani problemów.
– Nie dowie się – wzruszyłam ramionami. – Spokojna głowa.

Odkąd ogłoszono te wszystkie zakazy, nie byłam na grobie Karola

Dziwnie było kłaść się spać, wiedząc, że oprócz mnie jest jeszcze w mieszkaniu ktoś inny. Odkąd zmarł Karol, zdarzyło się to zaledwie kilka razy, najczęściej w święta, gdy wpadał syn z rodziną. Tyle że teraz było cicho, nie płakało żadne dziecko… Chociaż, kto wie, co robiła właśnie Marta? W końcu i ona była dzieckiem, tyle że pana profesora z dołu, który po prostu nie wpuścił córki za próg i kazał jej się wynosić, skąd przyszła, bo jeszcze go zarazi. Zanim się położyłam, zajrzałam do lodówki – powinnyśmy sobie poradzić, zanim syn zapewni mi kolejną aprowizację. Położyłam kartkę i długopis na środku stołu, żeby nie zapomnieć zrobić listy zakupów.

– Nie boi się pani, że mogę być chora? – zapytała rano przy śniadaniu.

Wyraźnie wypoczęła i miała dość siły, by uruchomić wyrzuty sumienia.

– Nie powiem, strach jest – uśmiechnęłam się. – Ale wiesz, stary człowiek i tak obcuje ze śmiercią za pan brat. W ostateczności spotkam się z mężem trochę wcześniej – to nie jest znów taka przykra myśl.
– To zależy, jakiego miało się męża – odparła bystro i obie się roześmiałyśmy.

Odkąd siedziałam w zamknięciu, najbardziej dokuczało mi, że nie mogę iść na grób Karola. Lubiłam przysiąść na ławeczce – było tak, jakby mąż znów był blisko. Nie wiem po co opowiadałam o tym Marcie, ale skoro miałyśmy mieszkać razem przez jakiś czas, może powinna wiedzieć, ze tak całkiem dobrze w głowie to ja nie mam?

– Ja też czasem rozmawiam z mamą – zaskoczyła mnie. – Ale nie na cmentarzu. Nie sądzę, by jej się podobało przebywanie w okolicy wypasionego pomnika postawionego przez ojca. Jak potrzebuję pogadać, wyciągam zdjęcie – sięgnęła po portfel i wyjęła fotografię w plastikowej koszulce.
– Musiałam oprawić, bo się sfatygowało – zaśmiała się. – Dorosła jestem tylko z metryki…

Hm… Może to jest jakiś pomysł, myślałam później, gdy Marta próbowała uruchomić laptop, który dostałam od syna na gwiazdkę. Dlaczego właściwie Karol miałby być dostępny tylko na cmentarzu, skoro za życia to miejsce go przerażało i nigdy nie był na żadnym pogrzebie, oprócz własnego? Pod wieczór zadzwonił syn, żeby zapytać, czy mam jakieś życzenia spoza zwykłej listy zakupów. Trochę się zdziwił, gdy zażyczyłam sobie podpasek, ale był chyba zbyt skrępowany, by dociekać, po co mi potrzebne. W ogóle zachowywał się dziwnie, aż zapytałam, czy stało się coś złego.

– Nie, nic – zapewnił. – Nie gniewaj się, mamo, chyba podrzucę ci wszystko, lecz nie będę wchodził. Wydaje mi się, że byłbym dla ciebie zbyt dużym zagrożeniem.
– Nie przejmuj się, Michasiu.
– Nawet rozmawiałem z Magdą, żeby to ona przyjechała, ale co za różnica, kurier czy żona kuriera – wciąż się tłumaczył. – Jeśli coś złapałem, ona na pewno już to ma.
– Uważajcie na siebie – poprosiłam.
– Ty też – wyraźnie mu ulżyło, że tak pogodnie przyjęłam zmianę planów. – Nie zapominaj o lekarstwach i mierzeniu ciśnienia. Będę jutro pod wieczór z zakupami.

Kochany chłopak… Co by powiedział, gdyby dowiedział się, że przyjęłam pod dach Martę?

Nieraz trzeba podejmować wybory w sytuacjach, z których nie ma idealnego wyjścia. Dni mijały nam podobne jeden do drugiego, mimo że robiłyśmy co w naszej mocy, by napełnić je treścią. Wyżywałam się w kuchni, Marta uparła się, że nauczy mnie obsługi komputera. Trochę była rozczarowana, że nie mam internetu, ale uznałyśmy, że byłoby podejrzane, gdybym poprosiła Michała o wykupienie usługi. Czasem po prostu gapiłyśmy się w telewizor.

– Teraz organizują kwarantannę dla powracających – komentowała Marta. – Rychło w czas.
– Zamknęli cmentarze – dziwiłam się. – Mam nadzieję, że mnie nie zarazisz, nawet nie miałabym porządnego pogrzebu!
– Minęły dwa tygodnie – stwierdziła któregoś dnia. – Wygląda na to, że nam się udało. Mogę upiec ciasto z tej okazji? Zawsze to pani pichci.
– Pewnie – zgodziłam się. – Widziałam kiedyś dokument o chorobliwie otyłej kobiecie z Ameryki. Gdy zachorowała i trzeba było ją przewieźć do szpitala, wyciągali ją dźwigiem przez okno. Jeśli to zamknięcie potrwa dłużej, ze mną też tak się skończy.
– Jak będą panią zwozić, proszę zerknąć, co u ojca na dole – poprosiła. – Wczoraj nie mogłam spać, wyszłam na balkon…
– Nikt cię nie widział?
– Nie – machnęła ręką. – Ale widziałam Renatę, konkubinę taty. Chyba się wyprowadzała. Musiał jej nieźle dać popalić.

Wzruszyłam ramionami. Jakoś straciłam serce do profesorka, odkąd zostawił własne dziecko bez pomocy.

– To nie jest zły człowiek – zaczęła go usprawiedliwiać. – Zmienił się po śmierci mamy. Chyba go to wszystko przerosło.

Upiekła całkiem niezły sernik i siedziałyśmy, jedząc i rozmawiając. Potem włączyła laptopa i musiałam przyznać, że być może ta szatańska machina nie jest tak trudna w opanowaniu, jak mi się zdawało. Marta stwierdziła, że gdybym miała internet, mogłybyśmy połączyć się z każdym.

– Rozmawiałaby pani ze swoją rodziną i widziała wszystkich – zachwalała. – I oni panią też. Jak to wszystko minie, proszę zadbać o dostęp do sieci.
– Jak to wszystko minie, będziemy się po prostu spotykać.
– Oj, tam, oj tam – żachnęła się. – Można oglądać cały świat w czasie rzeczywistym…

Musiałam jej obiecać, że będę korzystać. Może to i racja, że człowiek powinien nadążać za czasami, w których żyje? Rano znalazłam podczas sprzątania w szafie kaszmirowy szal, który kupiłam kiedyś w Barcelonie. Mąż go uwielbiał, twierdził, że ma barwę dokładnie jak moje oczy. Owinęłam się szalem i usiadłam na łóżku, patrząc na nasze wspólne zdjęcie stojące na komodzie. Och, Karolu, pomyślałam. Co byś na to wszystko powiedział? Trochę się zasiedziałam, nie zauważyłam, że już dziesiąta. Dlaczego nie słychać Marty? O tej porze już zazwyczaj jest na nogach.

Odeszła, tak bez słowa? Dopiero po chwili zobaczyłam na biurku kartkę…

Poszłam do kuchni, zajrzałam do łazienki, w końcu zapukałam do drzwi dawnego pokoju Karola. Cicho. Uchyliłam drzwi: łóżko było zasłane, zniknęła spod niego torba dziewczyny. Odeszła, tak bez słowa? I takie to rozmowy z martwym mężem, rozżaliłam się. Człowiek gada sam do siebie, a z próżnego, wiadomo, nawet Salomon nie naleje! Dopiero po dłuższej chwili zobaczyłam kartkę na dawnym biurku Karola.

Pani Leokadio – przeczytałam, gdy już znalazłam okulary. – Wczoraj wieczorem zadzwonił tata. Płakał i prosił, bym wróciła. Ma gorączkę, chyba majaczył, bo opowiadał straszne głupoty. Boi się, że się zaraził i umrze. Renata go zostawiła. Rozmowy z panią tyle mi dały, tak mnie zmieniły, że postanowiłam wrócić do domu. Wyjdę po cichutku nad ranem, żeby mnie nikt nie widział. Tata myśli, że mieszkałam u koleżanki, więc nikt się nie dowie. Dziękuję pani za wszystko. Marta. PS. Będę stukać codziennie trzy razy w sufit o ósmej wieczorem. A jak pani nie odpowie, to do skutku.

Zbliża się ósma, siedzę w pustym mieszkaniu, stara jak zwykle, ale po nowemu samotna. Puk, puk, puk… Pamiętała, kochana dziewczyna! Biorę szczotkę i odpowiadam, również trzy razy. Do jutra, Marto, bądź zdrowa…

Czytaj także:
Zaszłam w ciążę z młodym kochankiem. Nie powiem mężowi
Dopiero po śmierci żony pogodziłem się z jedynym synem
Kiedy spalił się nam dom, dowiedzieliśmy się na kogo możemy liczyć

Redakcja poleca

REKLAMA