„Sąsiad przygruchał sobie narzeczoną-trofeum. Bezmyślna laleczka zatruwała życie wszystkim mieszkańcom budynku”

Rzuciłam męża dla kochanka fot. Adobe Stock, Drobot Dean
„Widywałam ją, jak wychodzi na kilka godzin koło południa i wraca zwykle z nową fryzurą albo paznokciami. Była śliczna, ale też niezwykle marudna. Przeszkadzało jej, że śmieciarka hałasuje wcześnie rano i że drzwi wejściowe ciężko chodzą. W przeciwieństwie do narzeczonego rozmawiała ze mną czasami, ale zawsze była to litania zażaleń i roszczeń”.
/ 18.12.2022 14:30
Rzuciłam męża dla kochanka fot. Adobe Stock, Drobot Dean

Po śmierci Antoniego musiałam szybko znaleźć jakąś pracę, żeby móc płacić czynsz. Akurat wtedy zarząd naszej wspólnoty mieszkaniowej poszukiwał osoby na stanowisko dozorcy i uznałam, że akurat w sprzątaniu i pilnowaniu porządku jestem całkiem dobra. Dostałam tę pracę i z entuzjazmem się do niej zabrałam. Ciągle byłam na zewnątrz, w ruchu, więc nabrałam kondycji, schudłam i, co najlepsze, nawiązałam sporo nowych znajomości.

Kamienica była spora

Cztery piętra, trzy piony mieszkań, wielka klatka schodowa. Do tego dookoła trawnik, żywopłot i ławeczka obok kwietnika, w którym zasadziłam bratki. No i dzikie wino, które oplatało całą zachodnią ścianę budynku. Zaglądało też w moje okno od sypialni – co roku Antek wychodził na parapet i przycinał gałązki równo z framugą, żeby nie zasłaniało światła. To samo robili sąsiedzi na wyższych piętrach. Latem winorośl była zielona i kryły się w niej wróble, a nieraz motyle, jesienią przybierała wszystkie odcienie czerwieni. Wino rosło tu przynajmniej od kilkunastu lat i było przepiękną ozdobą. Nie przyszło mi do głowy, że komuś może przeszkadzać.

Tym kimś był nowy lokator – pan Seweryn, który kupił mieszkanie na drugim piętrze i wprowadził się tam z narzeczoną. Zawsze staram się widzieć w ludziach to, co najlepsze, ale naprawdę trudno mi było polubić tę parę. On był zawsze sztywny i spięty, ledwie mówił „dzień dobry” i nigdy nawet nie spojrzał mi w oczy, nie mówiąc o krótkiej rozmowie, a ona wyglądała jak jakaś celebrytka, chociaż raczej nią nie była, bo nie chodziła do pracy. Widywałam ją, jak wychodzi na kilka godzin koło południa i wraca zwykle z nową fryzurą albo paznokciami.

Była śliczna, ale też niezwykle marudna

Przeszkadzało jej, że śmieciarka hałasuje wcześnie rano i że drzwi wejściowe za ciężko chodzą. W przeciwieństwie do swojego narzeczonego rozmawiała ze mną czasami, ale zawsze była to litania zażaleń i roszczeń. Któregoś dnia dowiedziałam się, że ktoś z mieszkańców napisał pismo do zarządu wspólnoty z żądaniem wycięcia naszego dzikiego wina.

– Co takiego? – nie mogłam uwierzyć, kiedy przekazała mi to wiceprezes zarządu. – Ale przecież to bez sensu! Komu to przeszkadza?

Nie powiedziała tego wprost, ale zgadłam, że chodziło o parkę z drugiego piętra.

– Podobno zawilgaca im ściany, a przez okna wchodzi im robactwo – wyjaśniła.

– To bzdura! – żachnęłam się. – Też je mam na ścianie i nie mam żadnych zawilgoceń! A robaki? No dobre sobie! Niech sobie siatkę w oknie zainstalują i po kłopocie. Zaraz… – dodałam, widząc jej wzrok – nie zamierzacie wyciąć wina, prawda?

Okazało się, że pan Seweryn jest nie byle kim, tylko wspólnikiem w kancelarii adwokackiej i znalazł jakiś przepis, który dawał podstawę do wycięcia winorośli, jeśli potwierdzi się, że ściany budynku przez to są zawilgocone. Kiedy po raz kolejny spotkałam panią wiceprezes, z bólem opowiedziała, że w mieszkaniu na drugim piętrze była komisja i rzeczywiście – na ścianie, po której pięło się dzikie wino, widać było nalot, który zidentyfikowano jako grzyb spowodowany zawilgoceniem.

– To niemożliwe! Niech pani zapyta innych sąsiadów. Cały pion ma ściany od tej strony i nikt się nie skarżył na grzyba!

Ale decyzja już zapadła. Nikt nie miał zamiaru procesować się z adwokatem, który ponoć wprost zagroził, że odda sprawę do sądu.

Zarząd postanowił wyciąć roślinę

– Prośba do pani, żeby pani dopilnowała ekipy, która tu przyjedzie – polecił mi pan prezes. – Mają taką technikę, że najpierw zatruwają korzenie, potem czekają kilka tygodni, a na koniec dopiero wycinają. Niech pani patrzy im na ręce, żeby tej trucizny nie wylali na trawnik, dobrze?

Omal się nie popłakałam po tych słowach. Planowano zabić przepiękną, rosnącą od lat roślinę, która dawała chłód, oczyszczała powietrze i dawała schronienie małym ptaszkom. Nie mogłam się z tym pogodzić. Kiedy przyjechała ekipa trucicieli i zabójców roślin, powiedziałam im, że sprawa jest nieaktualna. Wiedziałam, że dostanę za to reprymendę albo nawet mnie zwolnią, ale nie mogłam im pozwolić na tę zbrodnię. Postanowiłam porozmawiać z sąsiadami. Przygotowałam się do tej dyskusji. Znajoma znalazła mi artykuł o tym, jak rośliny na elewacjach obniżają latem temperaturę w lokalach i o ich dobrodziejstwach jako naturalnych oczyszczaczy powietrza. Tyle się przecież mówi o zanieczyszczeniu i smogu!

Pan Seweryn był z młodego pokolenia, a to oznaczało, że ekologia musiała coś dla niego znaczyć – dumałam. Kiedy do nich zadzwoniłam, długo nikt mi nie otwierał. W końcu drzwi się uchyliły i stanęła w nich pani Kinga w peniuarze, turbanie na głowie i maseczce na twarzy.

– Tak? – zmierzyła mnie zdziwionym spojrzeniem.

– Dobry wieczór… Ja chciałam chwilkę porozmawiać. Mogę wejść? – uśmiechnęłam się, kryjąc zdenerwowanie.

– No nie wiem… a może pani przyjść kiedy indziej? – zapytała z lekką niechęcią.

Pomyślałam, że ekipa od wycinki pewnie już skontaktowała się z prezesem, a ten kazał im przejechać jutro. Nie miałam czasu do stracenia. W końcu na korytarz wyszedł pan Seweryn i kazał mnie wpuścić. Kiedy weszłam, zauważyłam, że w mieszkaniu panuje chłodna mgła.

– Co to? – zdziwiłam się.

– Nawilżacz powietrza – wyjaśniła pani Kinga i machnęła ręką w stronę białego urządzenia, z którego wydobywały się kłęby zimnej pary wodnej.

Zapytałam ją, co daje taki nawilżacz, i wyjaśniła mi, że pan Seweryn ma astmę, więc go sobie sprawili, a potem ona odkryła, że zimna para wspaniale działa na cerę. I nagle zrozumiałam, skąd te zawilgocenia na ścianie! Rozmawialiśmy nie za długo, ot, tyle, żebym zdążyła przekazać swoją opinię na temat przyczyn nalotu na zachodniej ścianie mieszkania.

– Ale jakoś na innych ścianach nie ma zawilgoceń – panu Sewerynowi nie spodobała się sugestia, że to nawilżacz powietrza powoduje szkody. – Proszę, niech pani zobaczy.

Przyznałam, że rzeczywiście, w drugim pokoju ściany były suche i czyste, ale zauważyłam też, że to ekspozycja południowa, zatem przez cały dzień elewację zalewa słońce. A potem poprosiłam, bym mogła zerknąć jeszcze od trzeciej strony, tam, gdzie nie było wina. Nalotu wprawdzie nie znalazłam, ale ściana była… wilgotna. Farba już zaczynała się łuszczyć. Po minach właścicieli mieszkania widziałam, że nie zauważyli tego wcześniej i było im głupio. Nie tryumfowałam, nie okazałam zadowolenia, tylko grzecznie poprosiłam, żeby wycofali z administracji żądanie wycięcia wina. Dzień później wszystko zostało odwołane.

Dzikie wino mogło zostać!

Tym sposobem ocaliłam od zguby piękną roślinę i chyba trochę pomogłam środowisku. Nieco się obawiałam, że pan Seweryn i jego narzeczona będą teraz dla mnie niemili, ale okazało się, że mieli klasę i zachowywali się całkowicie poprawnie. Jasne, pani Kindze nadal wszystko przeszkadza i wciąż potrafi skarżyć się na to, że w piwnicy jest za mało żarówek, ale jest dla mnie zawsze uprzejma. A piękne dzikie wino nadal pnie się po ścianie i obejmuje już połowę dachu.

Wiem, że jesienią będę miała masę pracy ze sprzątaniem jego opadniętych liści, ale zupełnie mi to nie przeszkadza. Mam wrażenie, że od kiedy uratowałam winorośli życie, najpiękniej wygląda wokół mojego okna. Jeśli można zaprzyjaźnić się z rośliną, to mnie się to właśnie udało! Nie byłam pewna, czy nasz wybieg się uda, bo ta intryga była zbyt grubymi nićmi szyta… Na szczęście mama dała się nabrać i dzięki temu jej zeszłoroczne święto było niezapomniane!

Czytaj także:
„Przyjaciółka zaczęła się umawiać z moim byłym. Chciałam ją ostrzec, ale nie chciała mnie słuchać, więc niech cierpi!”
„Wiedziałam, że przyjaciółka wyleci z pracy i zrobiłam coś strasznego. Przeze mnie Beatka miesiącami żyła w nędzy”
„Przyjaciółka wprosiła się i zrobiła z mojego mieszkania hotel. Nie miała dla mnie czasu, bo uganiała się za facetami”

Redakcja poleca

REKLAMA