„Sąsiad po śmierci żony codziennie miał inną kobietę. Udawał majętnego wdowca, więc leciały do niego jak ćmy do światła”

Mężczyzna, który ma wiele kobiet fot. Adobe Stock, alfa27
„Raz siedział z dużo młodszą od niego kobietą z blond czupryną, długimi czerwonymi paznokciami, w mini i rajstopach kabaretkach. Mąż widział go z rudą gdzie w okolicach restauracji, a sąsiadka z czarnowłosą u nas na osiedlu. Nie mogłam uwierzyć, że Jurek stał się lowelasem”.
/ 14.03.2022 08:43
Mężczyzna, który ma wiele kobiet fot. Adobe Stock, alfa27

Mieszkamy od lat w niewielkim bloku. Wszyscy sąsiedzi znają się i lubią. Bardzo to sobie cenimy, bo w dzisiejszych czasach coraz trudniej znaleźć godnych zaufania znajomych. Ludzie chowają się w domach i unikają nawiązywania bliższych kontaktów. My pochodzimy jednak z pokolenia, które ze sobą rozmawia, a nie tylko mailuje czy esemesuje. I dobrze!

Dwa lata temu jedna z sąsiadek ciężko zachorowała i umarła. Wszyscy stawiliśmy się na pogrzebie, by nie tylko pożegnać zmarłą, ale też wesprzeć jej męża i dorosłego już syna, którzy byli w wielkiej żałobie.

Jurek został w mieszkaniu sam. Jego syn mieszkał w naszym miasteczku, ale już na swoim. Starałam się pomagać sąsiadowi jak mogłam. Podrzucałam mu czasem obiady – to trochę pierogów, to krokiety z mięsem, a czasem zapraszałam go do nas na rosół. Nie krył swojej wdzięczności, a ja cieszyłam się, że mogę go wspierać.

Ostatnimi czasy coś się jednak zmieniło. Jurek nieco się od nas odsunął. Nie chciał już przychodzić, za to coraz częściej widywałam go wychodzącego gdzieś w eleganckiej koszuli i wypastowanych butach. Miałam wrażenie, że się z kimś spotyka.

– Chyba kogoś poznał!– powiedziałam podekscytowana do męża, a on tylko pokręcił głową.

Nie lubił, kiedy snułam domysły i emocjonowałam się plotkami. Ja jednak nie uważałam tego, co mówię, za jakąś sąsiedzką pikantną historię. Po prostu cieszyłam się, że może jednak Jurkowi ktoś będzie towarzyszył w jesieni życia, a my zyskamy nową sąsiadkę. Przyglądałam się dyskretnie jego wyjściom, ale nie śmiałam pytać, czy coś jest na rzeczy. Pewnie był to świeży związek, więc nie chciał się chwalić przedwcześnie.

Pewnego dnia, gdy byłam w centrum, zauważyłam go w kawiarni. Siedział z dużo młodszą od niego kobietą z blond czupryną, długimi czerwonymi paznokciami, w mini i rajstopach kabaretkach. To chyba nie z nią…?! Zdumiewające!

Jego żona była spokojną, ciepłą kobietą

Ten wamp był w zupełnie innym typie. Nie miałam zamiaru mieszać się w jego życie uczuciowe, ale bardzo zdziwił mnie ten wybór. Po chwili sama skarciłam się w myślach za taką reakcję. Skoro mu się spodobała, pewnie była fajną kobietą. Nie powinnam oceniać jej po wyglądzie.

Nie powiedziałam nic mężowi, bo wiedziałam, że zaraz oburzy się, że śledzę sąsiada, a przecież to był zwykły przypadek, że na nich wpadłam. Jednak ku mojemu zdziwieniu, tydzień później mój ślubny w czasie obiadu wspomniał, że chyba miałam nosa co do Jurka, bo widział go z jakąś kobietą.

– I jak ci się podoba? Ładna jest? – próbowałam go wyczuć.

– Nie przepadam za rudymi, ale to kwestia gustu – wzruszył ramionami.

– Rudymi? Ja go widziałam z blondynką.

Mąż był przekonany, że towarzyszka Jurka była rudowłosa. Albo zmieniła fryzurę, albo nasz sąsiad miał większe powodzenie, niż można było przypuszczać.

– Myślisz, że spotyka się z dwiema naraz? – zapytał zaskoczony.

– Podobno brzydzisz się plotkami… – spojrzałam na niego rozbawiona, a on machnął ręką. Po kilku dniach temat wrócił jak bumerang, bo Jurek znów wyszedł w eleganckiej koszuli, a pod dom podjechał ładny samochód, w którym siedziała jakaś kobieta. Nie była ruda. Nie była to też ta seksbomba, którą widziałam wcześniej. Niewiarygodne! Skąd nagle takie zainteresowanie sąsiadem? Mąż właśnie wracał z pracy i zauważył Jurka, który wsiadał do obcego samochodu.

– Widziałaś? – zapytał od progu.

W bloku huczało od plotek. Krysia z piętra wyżej spotkała go na mieście już dwa razy. Za każdym razem z inną panią. Wiesiek z parteru też był przekonany, że Jurek spotyka się z co najmniej trzema kobietami. W końcu nie wytrzymałam. Musiałam dowiedzieć się, o co chodzi. Kiedy następnego dnia wpadłam na niego pod klatką, spytałam wprost, czy to prawda, że z kimś się spotyka.

– Zauważyłaś?- powiedział onieśmielony.

– To coś poważnego? – próbowałam go delikatnie podpytać.

Jurek zaprzeczył. Po chwili westchnął ciężko i zaczął mi opowiadać, skąd ten cały galimatias w jego życiu towarzyskim. Jego syn założył mu profil na portalu internetowym dla samotnych. Wrzucił kilka zdjęć ojca z podpisem sugerującym, że szuka poważnego związku i jest „dobrze sytuowany”.

Uniosłam brew ze zdziwienia. Nie zaglądałam mu w portfel, ale nie wydawało mi się, żeby mu się przelewało. Jak jednak wyjaśnił, syn uważał, że to dobry chwyt marketingowy. Okazało się, że było wręcz przeciwnie. Wszystkie panie, z którymi się spotkał, oczekiwały zaproszeń do eleganckich restauracji i stawiania drogich drinków.

– Kazałem mu już usunąć profil. To randkowanie zbyt wiele mnie kosztuje. Nie tylko materialnie! Człowiek stary, a głupi – jęknął.

Pokręciłam głową z niedowierzaniem. Z drugiej strony było to rozczulające, że syn tak się o niego troszczył. Nigdy nie podejrzewałabym Jurka o umawianie się na randki w ciemno, a już na pewno nie w ten sposób. Zrobiło mi się go żal. Musiał być naprawdę samotny, skoro zdecydował się na taki krok i na dokładkę małe oszustwo.

Nie powiedziałam nikomu poza mężem prawdy o tajemniczych nieznajomych. To była sprawa Jurka. Tymczasem dawny sąsiad powrócił. Znów zaczął pojawiać się u nas na niedzielnych obiadach i zachowywać jak zwykle. Ja jednak wiedziałam, że brakuje mu kogoś bliskiego. Kobiety, która nie zaglądałaby w jego portfel, tylko pokochałaby takim, jakim jest. Spokojnym, miłym mężczyzną o gołębim sercu.

Wiedziałam, że jego syn nie miał złych intencji, ale z tym umawianiem randek przez internet to nie był dobry pomysł. Dlatego coraz częściej myślałam o tym, żeby jakoś Jurkowi pomóc.

– Moja kuzynka jest wolna – rzuciłam do męża, rozważając różne opcje.

– Ta z drugiego końca Polski?

– Oj tam… prawdziwa miłość nie zna granic – zaśmiałam się.

Wzniósł oczy do nieba. Chyba miał rację

Powinnam szukać bliżej, bo nie przypuszczam, żeby Jurek chciał się przeprowadzać. Tu miał mieszkanie, pracę, niedaleko syna i nas – sąsiadów, na których mógł zawsze liczyć. Kilka dni później zapytał, czy nie wybieram się na cmentarz.

Często chodzimy tam razem – ja, żeby uprzątnąć grób ojca, on do żony. Odparłam, że z chęcią. Po drodze spotkaliśmy jeszcze jedną koleżankę. Wygląda na to, że w naszym wieku częściej spotyka się znajomych w drodze na cmentarz niż w kawiarniach!

Henia szła na grób męża. Miło sobie rozmawialiśmy, ale po chwili musiałam ich zostawić, bo tata leżał w innej części cmentarza. Umówiliśmy się za pół godziny. Gdy wracałam, zauważyłam, że idą w moim kierunku pod rękę. To od razu podsunęło mi pewną myśl. Postanowiłam jednak działać delikatnie.

Tu pośpiech i pochopne słowa mogłyby wyrządzić więcej szkody niż pożytku. Zaprosiłam ich do siebie na herbatę. Zgodzili się z chęcią, całą drogę rozmawiali i byli dla siebie bardzo mili. Posadziłam ich w salonie na kanapie i poszłam do kuchni. Słyszałam, że się śmieją, więc nie spieszyłam się z powrotem.

Pogadaliśmy jeszcze z godzinkę, Henia opowiadała, że wybiera się na pielgrzymkę, a gdy zapytałam, z kim jedzie, odparła, że z koleżanką z pracy. Kiedy poszła, poprosiłam Jurka, żeby poczekał chwilkę, bo mój mąż bardzo chciał z nim pogadać, a zaraz będzie.

– Miła ta Henia – powiedziałam, gdy koleżanka wyszła. Przytaknął i zamyślił się.

Nie zamierzałam już nic dodawać. Nie znam się na swataniu, ale czułam, że działania muszą być naprawdę subtelne. Po kilku dniach spotkałam Henię, która zaczęła się żalić, że koleżanka zwichnęła nogę, więc nie jadą. To była okazja, na jaką czekałam!

– A może zabrałabyś Jurka? Był taki zainteresowany tą pielgrzymką. Zapytaj – zachęcałam ją.

Była trochę zaskoczona, ale kiwnęła głową i tak zrobiła. Jurek oczywiście się zgodził i wyglądał na bardzo podekscytowanego wyjazdem. Kiedy wrócili po tygodniu, nie dało się już dłużej ukryć, że łączy ich coś więcej niż przyjaźń. Kiedy Jurek przyszedł do nas którejś niedzieli (a znów przychodził rzadko!), zapytał, czy uważam, że jego żonie byłoby przykro, gdyby się znów ożenił.

– Jestem pewna, że bardzo wam kibicuje. Chyba to nie przypadek, że spotkaliście się akurat w drodze na cmentarz.

Jurek uśmiechnął się na samą myśl, że żona mogłaby pobłogosławić jego nową miłość. Nie zamierzał dłużej zwlekać. Pobiorą się w przyszłym roku i wygląda na to, że zyskamy nową, sympatyczną sąsiadkę.

Czytaj także:
„Kuzynka była mierną pracownicą, ale przyjęłam ją z litości. Odpłaciła mi podłymi kłamstwami i obmawianiem po rodzinie”
„Ludzie pytali, kiedy drugie dziecko, a mnie na samą myśl przechodził zimny dreszcz. Panicznie bałam się porodu”
„Syn sąsiadów kradł mi bieliznę i wysyłał erotyczne smsy. Odrzuciłam jego zaloty, a on prawie zniszczył mi życie”

Redakcja poleca

REKLAMA