„Syn sąsiadów kradł mi bieliznę i wysyłał erotyczne smsy. Odrzuciłam jego zaloty, a on prawie zniszczył mi życie”

Kobieta, którą podrywa uczeń fot. Adobe Stock, Antonioguillem
„Przecież ja chciałam pomóc sąsiadom, wyświadczyć im przysługę. Uczyłam ich syna za parę groszy, poświęcałam mu swój wolny czas, a oni oskarżyli mnie o uwiedzenie nieletniego… To jakiś kompletny absurd. Przecież dzieci zrobią wszystko, aby się wybielić”.
/ 11.03.2022 06:55
Kobieta, którą podrywa uczeń fot. Adobe Stock, Antonioguillem

Dzwonek do drzwi oderwał mnie od lektury. W progu stał sąsiad z góry, Artur B. Zdziwiłam się, bo do tej pory co najwyżej mówiliśmy sobie „Dzień dobry”.

– Pani Aneto, słyszałem, że jest pani anglistką – od razu przeszedł do rzeczy.
Potwierdziłam skinieniem głowy.

– Może pan wejdzie? Nie będziemy rozmawiać w progu – zaproponowałam.

Zgodził się, przekroczył próg i zatrzymał się w przedpokoju. Był wyraźnie podenerwowany. Odmówił herbaty  oraz przejścia do pokoju.

– Chodzi o naszego Kubę – wrócił do tematu. – Ma problemy z angielskim, podpadł nauczycielce i grozi mu jedynka na półrocze. Pomyślałem, że może udzieliłaby mu pani korepetycji…

– Wie pan, co prawda uczę w prywatnej szkole, ale po powrocie do domu jestem tak zmęczona, że nie mam już sił na dodatkowe lekcje – odparłam, spoglądając niepewnie na sąsiada.

Wyraźnie posmutniał. Zrobiło mi się go żal. Wiedziałam, że jego żona straciła pracę, więc postanowiłam zrobić wyjątek i im pomóc.

– No dobrze, dla miłych sąsiadów zawsze coś da się wymyślić – rzuciłam.

– Życie nam pani ratuje! Proszę podać termin, a my się dostosujemy – ucieszył się sąsiad.

Zaproponowałam wtorki i czwartki – w tych dniach kończyłam lekcje jeszcze w miarę wcześnie i bez większego problemu mogłam zając się Kubą.

– A finansowo? Jak nam to wyjdzie? – zapytał nerwowo sąsiad.

Odetchnął z ulgą, gdy podałam wyjątkowo niską stawkę.

Dziwne, taki mądry chłopak, a źle się uczy

Trzy dni później zjawił się u mnie Kuba B.. Wyglądał na stremowanego, ale co się dziwić – czternaście lat to trudny wiek.

– Zaraz zaczynamy. Napijesz się czegoś? – zapytałam.

Poprosił o colę.

– To znaczy… Gdyby pani miała… – zająknął się.

– Mam. I możesz mi mówić po imieniu, czyli Aneta.

– Serio? – ożywił się.

– Serio – uśmiechnęłam się.

Nalałam mu coli. Przyszedł za mną do kuchni i stanął w progu, nie spuszczając ze mnie oczu.

– Wracaj do pokoju i rozkładaj książki – nakazałam.

Oblał się rumieńcem i posłusznie wrócił, gdzie trzeba. Lekcja, choć nudna, minęła szybko. Gdy wychodził, przypomniałam mu o czwartku i z ulgą pobiegłam na aerobik. Nigdy nie przepadałam za udzielaniem korepetycji, źle się czułam sam na sam ze zwykle opornymi uczniami; jednak musiałam przyznać, że Kuba nie był głupi.

Jeśli miał problemy z angielskim, to tylko i wyłącznie przez swoje zaległości. Byłam więc przekonana, że szybko je nadrobimy i poprawimy jego oceny. Kilka dni później, wracając z pływalni, zauważyłam go, jak szedł wolno chodnikiem. Wiało i padał śnieg z deszczem. Zmarznięty Kuba wyglądał wyjątkowo żałośnie. Zjechałam na pobocze, odkręciłam szybę i krzyknęłam do niego:

– Jakub! Wsiadaj, podrzucę cię!

– Co pani tu robi? – zdziwił się.

Wyglądał na speszonego.

– Aneta. Miałeś mi mówić po imieniu, pamiętasz? – przypomniałam mu.

– Sorry. Więc co tutaj robisz?

– Czasem wpadam na basen popływać. Wsiadaj, nie powinnam się tu zatrzymywać – popędziłam go.

– Jasne, dzięki – mruknął.

Zapytałam, jak mu idzie angielski, ale nie był zbyt rozmowny. Popatrywał na mnie ukradkiem w coraz bardziej kłopotliwym milczeniu. W końcu wyskoczył z samochodu, ledwo rzucając szybkie „Do widzenia” i wpadł do klatki. „Dzieciaki” – uśmiechnęłam się pod nosem, zanim zamknęłam auto.

– Dla ciebie – powiedział.

– Nie wygłupiaj się. Nie mogę tego przyjąć – zaprotestowałam.

Wyglądał na rozczarowanego.

– Kupiłem je specjalnie i…

– No dobra. Zjemy razem. Częstuj się – wyjęłam czekoladki na deserowy talerzyk. – Dziękuję, Kuba, ale nie rób tego więcej. Wystarczy, że twój tata mi płaci za lekcje. Nie potrzebuję jeszcze prezentów, okej?

– Okej – mruknął.

Lekcja poszła dość gładko, szybko jednak zdałam sobie sprawę, że w obecności syna sąsiadów czuję się coraz bardziej zakłopotana. „Czyżby się we mnie zadurzył?” – myślałam. Kilka razy przyłapałam go, że zerka mi w dekolt, a zagadnięty o jakąkolwiek prywatną sprawę jąkał się, czerwienił i krztusił z zażenowania. No nic, w końcu to nie pierwszyzna – każda młoda nauczycielka miała pewnie do czynienia z zadurzonym w niej uczniem.

„Przejdzie mu tak szybko, jak go naszło” – pocieszyłam się. Niestety, Kuba zaczął zachowywać się coraz dziwaczniej. Najpierw z mojej komody zniknęło kilka sztuk bielizny: koronkowy komplecik, czarne stringi i fioletowy stanik.

Stało się to w chwili, gdy poszłam do przedpokoju odebrać telefon, bo ktoś zadzwonił podczas korepetycji. Kuba został w salonie sam i mógł swobodnie dobrać się do mojej komody. Później zaczęły mnie nękać głuche telefony, w końcu ktoś zaczął zostawiać na mojej wycieraczce namiętne wyznania.

Nie wie, kim mogłabym dla niego być?!

Biłam się z myślami, nie wiedząc, co robić. Bezpośrednia rozmowa z chłopakiem wydała mi się ryzykowna, bo to nuż to jednak nie on? Milczenie też było nie najlepszym rozwiązaniem, tym bardziej że mój skryty adorator wkrótce jeszcze bardziej się rozzuchwalił. Któregoś wieczoru dostałam od niego esemesa o mocno erotycznej treści. Straciłam cierpliwość.

– Ktoś wysyła mi jakieś debilne esemesy – powiedziałam w końcu Kubie na kolejnej lekcji. – Wiesz coś o tym?

Miałam nadzieję, że zrobi głupią minę i tylko wzruszy ramionami, ale on zerwał się zza stołu i zanim zdołałam zareagować, pocałował mnie prosto w usta!

– Ja cię kocham, Anetko! – powtarzał, całując mnie po szyi i włosach.

Kiedy w końcu udało mi się go odepchnąć, wyglądał na zdruzgotanego.

– Kuba, ty i ja – nie ma takiej opcji. Mam 31 lat, ty 16. Oszalałeś, dzieciaku? Mogłabym być twoją matką! Nie sądzisz chyba, że…

Wybiegł z mojego mieszkania, nie dając mi szansy na dalszą rozmowę. Trzy godziny później zjawił się u mnie jego ojciec. Był okropnie wzburzony, trząsł się ze zdenerwowania.

– Kuba zniknął… Zostawił list. Pisze, że panią kocha i nic już nie ma sensu. Nie zabrał swoich rzeczy, zostawił nawet empetrójkę. Wymknął się z mieszkania, zanim wróciłem z pracy. Czy może mi pani powiedzieć, co się tu, do cholery, wyprawia?!  – huknął na mnie. – Co to za miłość, dla której mój syn robi takie rzeczy?! Powierzyłem pani nastolatka, a pani doprowadziła do czegoś takiego?!

– Proszę się uspokoić. Niech pan siada, zaparzę kawy i porozmawiamy jak dorośli ludzie – próbowałam zapanować nad rosnącą irytacją.

– Kawy?! Nie będę tu z panią niczego popijać! Uwiodła mi pani syna! – ryknął na mnie sąsiad.

Zapłonęły mi policzki. Poradziłam mu, żeby liczył się ze słowami, ale facet dopiero się rozkręcał.

– Co za tupet! Jak pani w ogóle mogła?! Chłopak jest nieletni, dotarło to do pani?! Na to są paragrafy! Wierzyć się nie chce, że jest pani nauczycielką!

– O czym pan mówi?! – krzyknęłam.

W tym samym momencie w moim mieszkaniu pojawiła się jego żona – blada, chuda kobieta ubrana w byle jaką sukienkę i z lękiem w oczach.

– Może z panią uda mi się porozmawiać spokojnie – powiedziałam pełna nadziei. – Proszę siadać.

– Żadne tam siadać! – obruszył się sąsiad, odsuwając krzesło. – Niech nam pani lepiej powie, gdzie jest nasz syn! Dosyć tej zabawy w chowanego!

– Nie wiem, gdzie jest państwa syn – starałam się mówić spokojnie. – Proponuję, żeby powiadomili państwo policję. A jeśli chodzi o nasze lekcje, to nie mam sobie nic do zarzucenia. Nikogo nie prowokowałam ani nie podrywałam.

– Nic?! Już ja wiem, co się pani w głowie roiło! – wrzasnął pan B. – I syna też raz z panią widziałem. A tak, wysiadał z pani auta, to środa chyba była!

– Wracałam z pływalni, zabrałam go po drodze. Był cały zziębnięty i…

– Spotkamy się w sądzie! – wszedł mi w słowo sąsiad – A teraz niech się pani modli, żeby dzieciak się znalazł!

I ciągnąc żonę za rękę, wypadł z mojego mieszkania. Kuba znalazł się nad ranem. Jak się okazało, przemarznięty i skołowany kręcił się bez celu po parku po drugiej stronie naszego miasta.

„Jakie to przykre, że ta sytuacja rozwinęła się w tak idiotyczny sposób” – pomyślałam, widząc go wysiadającego z policyjnego radiowozu. 

Przecież ja chciałam pomóc sąsiadom, wyświadczyć im przysługę. Uczyłam ich syna za parę groszy, poświęcałam mu swój wolny czas, a oni oskarżyli mnie o uwiedzenie nieletniego…
Kilka dni później ojciec chłopca kupił mi wielki bukiet kwiatów i nawet mnie przeprosił, jednak chociaż nalegał, nie zgodziłam się na dalsze lekcje z Kubą.

Żal mi było chłopaka, bo dobrze mu szło, lecz nie chciałam ryzykować. Tym bardziej że po okolicy rozeszła się już plotka, że mam słabość do młodziutkich chłopców… I bądź tu uczynny!

Czytaj także:
„W pakiecie z ukochanym dostałam jego rozwydrzoną córkę. Bycie macochą 15-letniej smarkuli doprowadzało mnie do szału”
„Kocham córkę, ale gdybym jej nie miała, nie czułabym pustki. Urodziłam ją na prośbę partnera"
„Mąż dawał mi 200 zł miesięcznie, a resztę pieniędzy wydawał na kochankę. Nie pracowałam, więc nie miałam głosu”

Redakcja poleca

REKLAMA