– W co tak pan wgapiony, panie Olgierdzie? Nie widział pan kobiety w Święta? – mruknął mój sąsiad przy stole, pan Stefan, który co roku pił za dużo kompotu z suszu i głośno komentował wszystko, co się działo wokół.
Nie odpowiedziałem. Nie miałem siły na jego żarty. Patrzyłem tylko w jej stronę, jak zahipnotyzowany. Janina… To naprawdę ona. Myślałem, że nigdy więcej jej nie zobaczę, że życie już dawno zrobiło z nami porządek, układając nas na różnych torach. A jednak los postawił ją teraz tutaj, w tej samej sali, przy tej samej sztucznej choince, otoczoną ludźmi, których życie też dawno przestało obchodzić.
– To… to Janina – wyrwało mi się cicho, niemal do siebie.
– Janina? – Pan Stefan uniósł brwi i spojrzał w stronę, na którą patrzyłem. – A no widzi pan, ładna kobieta. Na oko pewnie starsza panna.
– Starsza panna? – prychnąłem, zanim zdążyłem ugryźć się w język.
Janina nie była żadną starą panną
Była wszystkim. Przynajmniej kiedyś. Przypomniały mi się tamte dni. Beztroskie lato, kiedy życie smakowało jak wiśnie prosto z drzewa. Miałem wtedy dwadzieścia lat i wydawało mi się, że świat należy do mnie. A Janina? Była najpiękniejszą dziewczyną w całej wsi. Śmiała się często i głośno, a mnie roznosiło wtedy od środka, że to ja jestem tym, kogo wybrała, by szepnąć mu „kocham”.
Ale życie… życie lubi kpić sobie z takich historii. Z tamtych dni pozostały mi tylko wspomnienia, które dzisiaj bolały mocniej niż zazwyczaj. Czas wszystko rozmył, ale widok Janiny sprawił, że wspomnienia wróciły wyraźne jak zdjęcie.
Los kpi sobie z ludzi. Podsuwa nam miłość, a potem odbiera ją jednym ruchem, jak zdmuchnięcie płomienia świecy. A teraz? Teraz przywraca wspomnienia, by może jeszcze bardziej bolały.
– Znam ją – powiedziałem bardziej do siebie niż do Stefana.
– Zna pan? No, no… Może ma pan tu jeszcze jakieś stare romanse? – zaśmiał się głośno. Zignorowałem go.
Nie miałem ochoty na głupie docinki
Wstałem od stołu, zanim zdołałem o tym pomyśleć. Nogi same poniosły mnie w stronę Janiny. To była jakaś siła, której nie potrafiłem powstrzymać. Bałem się, że jeśli tego nie zrobię, ona zniknie znowu.
Siedziała obok okna. Migotliwe światła z choinki odbijały się w jej oczach, jakby gwiazdki, które ktoś ukrył tam przed laty. Nie od razu mnie zauważyła. Dopiero gdy przystanąłem obok, podniosła wzrok. Zatrzymałem oddech.
– Janeczko… – powiedziałem, a głos zadrżał mi tak, jakbym był znowu tym dwudziestoletnim chłopakiem.
Spojrzała na mnie i przez chwilę nic nie mówiła. Potem się uśmiechnęła. Ten sam uśmiech, łagodny, ciepły, jak dawniej.
– Olgierd? To ty? – zapytała cicho.
Kiwałem głową, bo nagle nie byłem w stanie wydusić z siebie słowa. Boże, ile to już lat? A ona wyglądała tak, jakbym widział ją wczoraj.
– Nawet nie wiem, co powiedzieć… – dodałem.
– Nie myślałam, że jeszcze kiedyś się spotkamy – odparła. Jej głos brzmiał spokojnie, ale czułem w nim coś więcej. Coś, czego nie dało się uchwycić. – Ile to już lat?
– Całe życie, Janino. Całe moje życie, które chyba zmarnowałem.
Patrzyła na mnie uważnie, a potem odwróciła wzrok ku choince. Przez chwilę milczeliśmy.
– Nic nie jest stracone – powiedziała nagle. – Dopóki oddychamy, możemy jeszcze czegoś poszukać.
Jej słowa były jak iskra
Przypomniały mi, że kiedyś byłem inny. Kiedyś miałem marzenia, kiedyś miałem odwagę. Kiedyś… miałem Janinę.
– Nie byłem gotowy na to spotkanie – wyznałem po chwili. – A jednak czułem, że nie mogę pozwolić, żebyś znowu zniknęła.
Spojrzała na mnie, a jej uśmiech rozświetlił tę ponurą, sztuczną salę, jakby była prawdziwym słońcem.
– Nie zniknę. Już nie – odpowiedziała.
Stałem tam jeszcze chwilę, nie wiedząc, co zrobić. Nie wiedziałem, czy usiąść, czy odejść, czy po prostu stać i patrzeć na nią, żeby zapamiętać każdy detal. Ale jedno wiedziałem na pewno – los dał mi coś, czego nigdy się nie spodziewałem. Drugą szansę.
Po kolacji znalazłem ją przy choince. Siedziała cicho, patrząc na migoczące światełka.
– Janina... – zacząłem niepewnie, bo nagle brakło mi odwagi.
Odwróciła się i uśmiechnęła, jakby na mnie czekała. Opadłem na krzesło obok. Przez chwilę żadne z nas się nie odzywało. W głowie kłębiły mi się tysiące myśli, ale żaden sensowny wyraz nie przechodził przez gardło. W końcu to ona przerwała ciszę.
– Pamiętasz tamto lato? – zapytała. – Łąki pełne maków i wiatr, który plątał mi włosy.
– Pamiętam wszystko – odpowiedziałem szybko.
– Ja też. – Spojrzała na mnie uważnie. – Dlaczego wtedy pozwoliłeś mi odejść?
Patrzyłem na swoje dłonie. Nie wiedziałem, jak odpowiedzieć. Byłem wtedy głupcem, tchórzem, chłopakiem, który bał się zawalczyć.
– Nie wiem – powiedziałem w końcu. – Myślałem, że jeszcze będzie czas.
– Czas... – Janina westchnęła. – Zawsze wydaje nam się, że mamy go więcej, prawda?
Skinąłem głową. Przez chwilę byliśmy tylko dwojgiem starych ludzi, którzy zmarnowali zbyt wiele lat.
– Ale teraz jesteśmy tu – dodała cicho. – I może... jeszcze nie wszystko stracone?
Spojrzałem na nią
Następnego dnia znalazłem Janinę na ławce w ogrodzie za domem opieki. Było chłodno, ale nie przeszkadzało jej to. Siedziała, owinięta szalem, i patrzyła na gołębie zbierające okruszki.
– Nie za zimno ci tu? – zapytałem, przystając obok.
– Lubię ciszę – odpowiedziała. – A tutaj można ją usłyszeć. Usiądziesz?
Milczeliśmy przez chwilę, ale to milczenie nie było krępujące. Było jak kiedyś. Wspomnienia wracały same, choć nie wszystkie chciałem przywoływać.
– Wiesz, Olgierdzie, myślałam czasem o tym, co by było, gdybyśmy wtedy zawalczyli – powiedziała nagle.
– Ja też – przyznałem. – Żałuję, że tego nie zrobiłem. Tyle razy chciałem cię szukać, ale...
– Bałeś się – dokończyła za mnie i spojrzała łagodnie. – Ja też się bałam. Że już mnie nie zechcesz. Że o mnie zapomniałeś.
– Nigdy nie zapomniałem, Janina. Całe życie żałowałem.
Patrzyła na mnie chwilę, a potem uśmiechnęła się, delikatnie, prawie niewidocznie.
– Przeszłości nie zmienimy, Olgierdzie. Ale może... teraz możemy spróbować? Chociaż trochę?
– Co masz na myśli? – spytałem, choć serce biło mi szybciej.
– Że możemy być dla siebie. Na te dni, które nam jeszcze zostały.
Jej słowa były jak plaster na otwarte rany, które bolały mnie od lat. Spojrzałem na jej pomarszczoną twarz, na te same oczy co dawniej, i poczułem coś, czego nie czułem od dawna. Nadzieję.
– Spróbujmy – odpowiedziałem.
Patrzyła na mnie jeszcze chwilę, a potem jej dłoń znalazła moją. I w tej chwili wiedziałem, że nie pozwolę, by los znowu zabrał mi to, co kiedyś straciłem.
– Wiesz, Olgierdzie, nigdy nie miałam męża – zaczęła cicho. – Mogłam wybrać, ale nikt nie był tobą.
Stanąłem jak wryty
Patrzyłem na nią, nie mogąc uwierzyć w to, co słyszę.
– Czekałaś? – spytałem w końcu.
– Nie. – Uśmiechnęła się smutno. – Po prostu żyłam, jak umiałam. A miłość… Może miała być tylko jedna, taka nasza.
Zerknąłem na swoje buty. Nagle poczułem, jakbym zmarnował nie tylko swoje życie, ale i jej.
– Przepraszam, Janina – wyszeptałem. – To wszystko moja wina.
– Daj spokój. – Pokręciła głową i ścisnęła moją dłoń. – Wiesz, co teraz jest ważne? Że jeszcze nie jest za późno.
Patrzyła przed siebie, a ja miałem wrażenie, że przez chwilę widzi coś więcej niż te ponure drzewa.
– Myślałem, że już nic dobrego mnie nie spotka – przyznałem szczerze.
– Ja też. Ale może Bóg miał dla nas inny plan – spojrzała na mnie. – Lepiej późno niż wcale, prawda?
Pokiwałem głową i uśmiechnąłem się pierwszy raz od dawna. Jej ręka w mojej była ciepła, a świat wokół jakby nabrał kolorów. Szliśmy dalej, a ja czułem, że z każdym krokiem wracam do życia.
– To dziwne, Janina – odezwałem się po chwili. – Mam siedemdziesiąt pięć lat, a czuję się, jakbym miał znowu osiemnaście.
Roześmiała się.
– Może miłość nie zna czasu, Olgierdzie. Może tylko my próbujemy ją zatrzymać.
Patrzyłem na nią, na tę uśmiechniętą, dzielną kobietę, którą kiedyś kochałem i którą, jak czułem, kocham nadal. I przysiągłem sobie, że tym razem nie pozwolę jej odejść.
– Janina… – zacząłem, ale brakło mi słów.
– Ciii – przerwała mi i oparła głowę na moim ramieniu. – Po prostu chodźmy.
I szliśmy dalej. Jak dawniej.
Olgierd, 70 lat
Czytaj także:
„Rodzina uważa, że moje miejsce jest w kuchni przy garach i zmywaku. Nawet córki pomiatają mną jak niedouczoną kucharką”
„Mój facet wolał robić karierę, niż wieść spokojne życie ze mną. Mężczyźni nie potrafią docenić kobiecej troski”
„Ciotka nie słuchała, gdy mówiliśmy, że jej kochanek to dwulicowy drań. Po 15 latach poszła wreszcie po rozum do głowy”