„Gdy wielbiciel zasypywał mnie drogimi prezentami, chciałam zrobić pierwszy krok. Byłam o centymetr od wdepnięcia w bagno”

kobieta fot. iStock by Getty Images, fizkes
„– Jego żona nawet poczęstowała mnie kiedyś swoim ciastem. Szczerze mówiąc, sama nie wiem, dlaczego jest dla mnie taki dobry. Może mu przypominam kogoś ze znajomych?”.
/ 28.11.2024 21:15
kobieta fot. iStock by Getty Images, fizkes

Pan Janusz to naprawdę wyjątkowa osoba! Cudowny gość. Za każdym razem, kiedy mnie odwiedza, przynosi jakiś prezent – dokładnie tak, jak mawiała moja mama, że kulturalni ludzie nigdy nie przychodzą bez upominku. Czasami były to słodycze w pudełku, innym razem przyniósł mi małe drzewko w doniczce przynoszące szczęście albo domowe wypieki zrobione przez jego żonę.

Był przeuroczy

Ale najbardziej charakterystyczne były te filiżanki ze zdobieniami w aniołki, które dostawałam od niego najczęściej. Zawsze powtarzał, że te anioły mają nade mną czuwać i chronić przed niebezpieczeństwami, zwłaszcza podczas jazdy autem. Kompletnie wtedy nie rozumiałam, czemu tak bardzo się tym przejmował.

– Zasługuje pani na wszystko, co najlepsze – powiedział pan Janusz swoim ciepłym głosem.

Wiedziałam, że nie próbuje się po prostu podlizać, żeby szybciej dostać się do szefa. On już taki jest – przesympatyczny, zawsze z uśmiechem i dobrym słowem.

– Może jakieś przytulne mieszkanko z balkonem? – zażartowałam.

– No pewnie! – od razu przytaknął. – Dla pani Marcelki tylko porządne mieszkanie!

– Myślisz, że jego żona wie o tym, jak on się do ciebie przystawia? – Spytała mnie kiedyś przyjaciółka gdy przyniósł mi świeże maliny.

– Co ty opowiadasz? – spojrzałam na nią zdumiona. – Przecież jestem w wieku jego córki! To po prostu uprzejmy człowiek – zaprotestowałam. – A jego żona nawet poczęstowała mnie kiedyś swoim ciastem. Szczerze mówiąc, sama nie wiem, dlaczego jest dla mnie taki dobry. Może mu przypominam kogoś ze znajomych?

Miał za sobą traumę

Po pewnym czasie wszystko stało się jasne. To właśnie Kamila odkryła prawdę o tragicznej historii w życiu pana Janusza.

– Spójrz na to! – pokazała mi fotografię.

Widniała na niej jakaś postać, ale nie mogłam skojarzyć okoliczności wykonania tego zdjęcia.

– Coś mi tu nie pasuje – przysunęłam fotografię bliżej oczu, bo obraz był trochę rozmazany. Na zdjęciu ktoś stał z plecakiem, a w tle widać było górski krajobraz. – Nie mam pojęcia, kiedy to zrobiono ani kto był fotografem.

– Myślisz, że to ty? – Kamila spojrzała na mnie ze zdziwieniem, unosząc brwi. – To wcale nie ty jesteś na tym zdjęciu! To Ula, córka pana Janusza, która już nie żyje.

Musiałam usiąść, bo nogi się pode mną ugięły.

– Że co? – tylko tyle zdołałam wykrztusić.

– Dokładnie tak. Miała wypadek samochodowy około czterech lat temu i nie przeżyła. Spójrz sama – podsunęła fotografię bliżej – wyglądacie prawie identycznie. Ten sam typ włosów, budowa ciała, nawet sposób, w jaki się uśmiechacie. Rany, jak to pierwszy raz zauważyłam, to aż ciarki mnie przeszły.

Było mi go żal

Nie byłam w stanie wydusić z siebie ani słowa. Tkwiłam nieruchomo przy biurku dopóki szef nie wychylił się ze swojego gabinetu.

– Pani Marcelino, proszę natychmiast przynieść faktury z lipca i sierpnia! – krzyknął. – I niech księgowa się do mnie zgłosi.

– Już się tym zajmuję, panie prezesie – odpowiedziałam, próbując wyrwać się z zamyślenia, choć wciąż byłam półprzytomna.

– Czekam, czekam, tylko szybko – niecierpliwie zastukał w biurko.

Poderwałam się z krzesła i chwiejąc się lekko, ruszyłam w stronę regału pełnego segregatorów. Nie potrafiłam wyrzucić z głowy nieszczęścia, które dotknęło tego mężczyznę. Dopiero teraz dotarło do mnie, czemu za każdym razem ostrzegał mnie przed niebezpieczeństwami na drodze.

Głowiłam się nad tym, co powinnam zrobić, gdy następnym razem odwiedzi nasze biuro. Czy wspomnieć mu, że się dowiedziałam? Czy przyznać, że widziałam fotografię jego dziecka? Nie mogłam się zdecydować. Tymczasem dni mijały, a Janusza wciąż nie było.

– Minęło sporo czasu od ostatniej wizyty pana Januszka – powiedziałam do Kamili.

– Może masz chęć na coś słodkiego od jego małżonki? – puściła do mnie oko.

– Nie – pokręciłam głową. – Przecież sama wiesz, że jestem na diecie. Zastanawia mnie tylko, czemu go tak długo nie widać.

Martwiłam się

Kolejne informacje o nim dotarły do nas przez Kamilę – jej ciotka przyjaźniła się z nim jeszcze w czasach szkolnych.

– Leży w łóżku – Kamila rzuciła torbę na blat z hukiem. – Dlatego się tu nie pokazuje.

– Mówisz o panu Januszu? – zapytałam dla pewności.

– A kogo innego miałabym na myśli? Wykryto u niego nowotwór. Ciotka mówiła, że strasznie schudł i marnie wygląda.

Opadłam z powrotem na krzesło. Mój Boże, ten człowiek musi strasznie cierpieć! Szkoda mi go, chciałabym móc się z nim spotkać, dodać otuchy… I jakby los wysłuchał moich myśli, nagle w progu pojawił się pan Janusz! Wyglądał mizernie – był szczuplejszy niż zwykle, a pod oczami widać było cienie. Mimo to jego twarz wciąż rozjaśniał delikatny uśmiech. Ogarnęła mnie radość na jego widok!

– Och, pan Janusz! – krzyknęłam. – Nie widziałam pana od tak dawna!

– Przechodziłem chorobę, pani Marcelinko – odparł, a jego głos brzmiał trochę chrapliwie. – Teraz czuję się już znacznie lepiej.

– Tak się cieszę, że to słyszę – podeszłam do niego i bez namysłu przytuliłam go. Zauważyłam, że to spontaniczne zachowanie mocno go poruszyło.

Nie spodziewałam się

I tym razem nie przyszedł z pustymi rękami – przyniósł mi wizytówkę. Nachylając się w moją stronę, zapytał przyciszonym tonem:

– Wspominała pani kiedyś o marzeniu dotyczącym niewielkiego mieszkanka z balkonem.

– Rzeczywiście – odpowiedziałam niepewnie. – To byłoby cudowne.

– W takim razie mam coś dla pani – podał mi biały kartonik. – Kieruje tą firmą deweloperską moja dobra znajoma. Załatwi świetny rabat i wszystko zorganizuje. Jest mi coś dłużna – na jego twarzy pojawił się tajemniczy uśmiech. – W końcu lepiej spłacać własne lokum, nieprawdaż?

Ze zdumieniem patrzyłam na kartkę, którą trzymałam w dłoniach, obracając ją na różne strony.

– Pan… – wyszeptałam niepewnie. – Skąd ta troska? Czemu pan chce mi pomóc?

W głębi duszy domyślałam się powodu, ale on milczał o swojej córce. Ten temat najwyraźniej nadal sprawiał mu ból.

– Na pewno zadzwonię. Jestem ogromnie wdzięczna!

Pan Janusz pożegnał się uprzejmym ukłonem, uśmiechnął się ciepło i wyszedł z gabinetu. Niestety, po dwóch tygodniach Kamila przekazała mi straszną informację.

– Słyszałaś o panu Januszu? Zmarł niedawno – powiedziała ze smutkiem.

Czułam się okropnie

Poczułam, jak nogi miękną mi z wrażenia.

– Nikt mi nie przekazał tej informacji – wydusiłam z siebie. – Matko święta, co się wydarzyło?

– Taka kolej rzeczy, po prostu odszedł – odpowiedziała.

W pracy nie dawałam sobie rady, ciągle płakałam i wszystko leciało mi przez palce. Musiałam wrócić do domu. Sen nie przychodził tej nocy. Postanowiłam, że następnego dnia po pracy odwiedzę cmentarz. Odnajdę miejsce jego spoczynku, zostawię kwiaty i zapalę znicz. Może nie będzie miał mi za złe, że mnie nie było na pogrzebie.

Po nocy obudziłam się z opuchniętymi oczami. Próbowałam ratować się domowym sposobem – kompresem z herbaty, ale nie dało to większego efektu, mimo że trzymałam go na oczach dobre piętnaście minut. No trudno, musiałam jakoś funkcjonować, w końcu czekała mnie praca, a moje osobiste problemy nikogo tam nie interesowały.

Czuwał nade mną

W trakcie przeglądania dokumentów usłyszałam, że ktoś wchodzi do biura. To była jakaś kobieta. Na głowie miała przestarzały kapelusz, a wokół niej unosił się specyficzny zapach – chyba naftalina. Przybyszka uśmiechnęła się lekko.

– Poszukuję pani Marceliny – oznajmiła. – Mam dla niej przesyłkę.

Koleżanka, której miejsce znajdowało się przy wejściu, skierowała nieznajomą w moją stronę. Podeszła z uśmiechem na twarzy. W jej spojrzeniu było coś osobliwego… Jakby nieobecnego. Sprawiała wrażenie, jakby jej myśli błądziły gdzieś daleko. Sięgnęła do torby i wyciągnęła pakunek, który położyła na moim biurku.

– Mam pani przekazać informację, że nie ma powodów do obaw – oznajmiła. – Naprawdę wszystko układa się pomyślnie, pani Marcelinko. Proszę się nie przejmować.

– Przepraszam, ale… – odparłam zdezorientowana. – O co właściwie chodzi? Kto przysyła mi prezent?

Milczała.

– Muszę już iść – obróciła się i ruszyła w kierunku wyjścia. – Żegnam panią.

Rozpakowałam prezent. W środku znalazłam filiżankę. Widniał na niej aniołek. W tym momencie wszystko stało się jasne.

Marcelina, 31 lat

Czytaj także:
„Odkąd dostaliśmy spadek z Ameryki, przeżywamy horror. Zazdrośni sąsiedzi najchętniej oskubaliby nas z dolarów”
„Córka robiła z nas niedołężnych starców, żeby dobrać się do naszej kasy. Posmakowała zemsty emerytów”
„Mam trójkę dzieci, ale rozpieszczałem tylko jedno. Teraz pluję sobie w brodę, bo wychowałem pyskatą złodziejkę”

Redakcja poleca

REKLAMA