„Rzucił mnie, bo byłam biedna, a teraz z psią miną patrzy, jak robię karierę. Mam męża i sukces, a po niego wróciła karma”

Kobieta, która odniosła sukces fot. Adobe Stock, Yakobchuk Olena
„Nie byłam już dawną Renatą. Trochę już mieszkałam w stolicy, poznałam życie i ludzi wielkiego miasta. Miałam męża, firmę, prestiż, wymagania. Niech mnie teraz Adam uzna za snobkę, ale nie był dla mnie odpowiednim partnerem. A na przyjaciela się nie nadawał. Czemu? Nie umiałabym mu zaufać”.
/ 18.06.2022 16:15
Kobieta, która odniosła sukces fot. Adobe Stock, Yakobchuk Olena

Niektórzy ludzie mają w życiu łatwiej. Przychodzą na świat w bogatych rodzinach i w ogóle nie muszą się martwić o finanse. Ja niestety nie miałam takiego szczęścia. Wychowywała mnie mama. Ojciec uciekł, gdy tylko dowiedział się o moim istnieniu. Nigdy go nie poznałam.

Nie miałam łatwego dzieciństwa. Mama pracowała jako szwaczka i nie zarabiała kokosów. Doskonale wiem, jak to jest, kiedy w domu brakuje pieniędzy. Żyłyśmy od pierwszego do pierwszego, z łapy do papy, jak mawiała mama. Nie miałyśmy żadnych oszczędności ani zabezpieczenia na przyszłość. A jednak, mimo ciężkiego startu, ciągle gdzieś w głębi mojego serca tliła się nadzieja na lepsze jutro.

Wiedziałam, że mogę w życiu do czegoś dojść

W końcu byłam jedną z najlepszych uczennic. Po maturze planowałam studiować ekonomię. Oczywiście nie od razu. Najpierw musiałam znaleźć jakąś pracę, żeby zarobić na te studia. W moich planach bardzo wspierał mnie Adam, mój chłopak.

On też nie był bogaty, ale wierzył, że dzięki swojej determinacji daleko zajdzie. Po maturze wyjechał na studia do Warszawy. Nie musiał płacić za stancję, bo zatrzymał się u wujostwa. Ciotka od dawna wspierała go finansowo. Sama nie miała dzieci, więc chętnie pomogła siostrzeńcowi i chrześniakowi zarazem. Pamiętam, jaka byłam z niego dumna, kiedy powiedział mi, że dostał się na politechnikę.

– Wreszcie się wyrwę z tej nory! – rzucił z entuzjazmem, a mnie zrobiło się nagle smutno.

On jechał do stolicy, ja musiałam zostać w miasteczku, w którym nie widziałam dla siebie żadnych perspektyw. Adam dostrzegł, że niechcący sprawił mi przykrość. Przytulił mnie i obiecał:

– Wrócę po ciebie.

Adam wyraźnie zaczął mnie unikać

Nasza rozłąka miała trwać tylko rok, a ja w tym czasie miałam pracować i gromadzić kasę na studia. Zaczepiłam się zatem w sklepie spożywczym i zaczęłam odkładać, ile mogłam, czyli to, co zostało po dołożeniu się do domowego budżetu.

Zamierzałam też starać się o akademik, bo tak byłoby najtaniej. O miejsce w domu ciotki Adama nie śmiałam prosić. Mój chłopak też nie. Obydwoje czuliśmy, że to byłoby nadużycie gościnności.

Martwiłam się, czy wystarczy mi pieniędzy, ale Adam zapewniał, że w Warszawie bez problemu dorobię. Mogłam zostać hostessą albo iść do call center. Mnóstwo studentek łatało swój budżet w ten sposób.

Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że stolica zmienia ludzi. Nie miałam pojęcia, że za kilka miesięcy nie poznam własnego chłopaka. Adam był moją podporą, niestety – ja w którymś momencie stałam się dla niego balastem…

Na początku faktycznie sporo rozmawialiśmy przez telefon. Często też mnie odwiedzał. Jednak stopniowo nasz kontakt zaczął się rwać, zamierać. Adam nie odpisywał na esemesy, przestał przyjeżdżać do domu. Kiedy jakimś cudem udało mi się do niego dodzwonić, zwyczajnie mnie zbywał, i to coraz mniej grzecznie.

– Mam dużo nauki, później się odezwę – ucinał rozmowę, zanim zdążyłam go o cokolwiek spytać.

Najpierw myślałam, że to moja wina

Zastanawiałam się, co zrobiłam źle. Nie wpadłam na to, że Adam po prostu zachłysnął się życiem w stolicy. Dziewczyna z prowincji była dla niego zbyt nudna, zbyt obciachowa, obniżała jego prestiż. Miał teraz innych, ciekawszych znajomych. I inną dziewczynę… Szkoda, że na wyznanie prawdy potrzebował aż kilku miesięcy.

– Słuchaj, Renia… – zaczął, gdy wreszcie raczył się ze mną spotkać. Przyjechał do rodziców na święta, więc nie bardzo mógł mnie unikać. Po jego minie już wiedziałam, że nie ma dla mnie dobrych wiadomości. – Długo o tym myślałem, ale… no wiesz, nie gniewaj się, po prostu nie pasujemy do siebie. Więc… no wiesz…

Wpatrywałam się w niego bez słowa. Nie zamierzałam mu pomagać ani niczego ułatwiać. Niech zbierze się na odwagę. Niech zdobędzie się w końcu na szczerość i to z siebie wykrztusi.

– Nie wiem. Powiedz mi.

Umknął spojrzeniem w bok.

– Bo ten… ja chcę do czegoś w życiu dojść, coś osiągnąć. Rozumiesz, prawda? – upewnił się.

Milczałam. Adam coraz bardziej się denerwował.

Skąd miał na to pieniądze?

– Chodzi o to, że powinniśmy zerwać. Przykro mi, ale nie jesteś dla mnie, no wiesz, odpowiednia. Nie poszłaś na studia i nie wiadomo, czy w ogóle pójdziesz. Nie masz klasy, obycia, pieniędzy, pozycji. Wiem, że będę w życiu kimś, dlatego potrzebuję równie ambitnej dziewczyny, a właściwie partnerki.

Przez chwilę nie wiedziałam, co powiedzieć. Kompletnie mnie zatkało. Spodziewałam się zerwania, ale… nie w taki sposób, nie z takich powodów. Zrywał ze mną, by byłam biedna? A on to kto? Książę z bajki?

Spojrzałam na niego i zdałam sobie sprawę, że nie znam tego człowieka. Obok mnie siedział ktoś obcy. Miejsce mojego Adama zajął chłopak wystrojony w markowe ciuchy, wyposażony w drogi zegarek i nowiutki telefon. Skąd miał na to pieniądze? Przecież jego ciotka też nie spała na kasie.

Lekko go nacisnęłam i sam się nie tyle przyznał, ile pochwalił. Poznał starszą od siebie kobietę. Panią stomatolog, z własnym gabinetem, bogatą, wypielęgnowaną, piękną, z koneksjami…

– Przykro mi. Nie chciałem ci tego mówić. Aneta może zapewnić mi życie, o jakim zawsze marzyłem. Też sobie kogoś znajdziesz, kogoś…

– Kogoś na poziomie zwykłej sklepowej, tak? – wycedziłam. – Wiesz co, wal się!

To był definitywny koniec. Nie mieliśmy o czym rozmawiać, nie mieliśmy po co się spotykać. Moja miłość do Adama wyparowała w jednej chwili, bo Adama już nie było.

Faktycznie zniknął

Nie tylko z mojego życia, ale także z naszego miasteczka. Lata mijały, a on ponoć nawet z rodzicami się nie kontaktował. Kiedyś byłam z nimi blisko, nadal lubili ze mną rozmawiać, gdy się przypadkiem spotkaliśmy, i zawsze powtarzali: „Jaka to szkoda, że ty i Adaś nie jesteście już razem, tak do siebie pasowaliście, tak dobrze razem wyglądaliście”.

Więc jeśli kogoś było mi żal, to właśnie ich. Nie mieli innych dzieci poza Adamem. A on najwyraźniej nie tylko mnie się wstydził, ale w ogóle swoich korzeni. Cóż, nie mój problem. Już nie. Zwłaszcza że moje życie zaczęło się układać.

Skończyłam wymarzoną ekonomię i obroniłam pracę magisterską na piątkę. Wprawdzie poszłam na studia dopiero dwa lata po maturze, ale ostatecznie osiągnęłam swój cel. W miłości też mi się poszczęściło. Na studiach poznałam Mariusza.

Jemu nie przeszkadzała moja trudna sytuacja. Wręcz przeciwnie – podziwiał mnie za to, że tak dobrze daję sobie radę. W przeciwieństwie do Adama Mariusz myślał o mnie na poważnie. Planowaliśmy wspólną przyszłość. Wszystko szło w dobrym kierunku, aż nagle sytuacja się skomplikowała.

Nasz związek może na tym ucierpieć

Znajomy Mariusza załatwił mu świetną pracę… w Warszawie. Mariusz miał być księgowym dużej firmy. To była dla niego ogromna szansa.

– Pojedź ze mną, zamieszkamy razem – prosił.

Nie miałam ochoty na przeprowadzkę. I bałam się. W końcu kiedyś Adam złożył mi podobną obietnicę, a potem mnie zostawił. Nalegałam, żebyśmy zostali w Rzeszowie. Tu skończyliśmy studia, tu się poznaliśmy. Ze znalezieniem pracy też pewnie nie mielibyśmy problemu.

Ale Mariusz się uparł, a ja nawet go rozumiałam. Szansa nieczęsto puka do drzwi. Będzie żałował, jeśli nie skorzysta. Może na tym ucierpieć nasz związek. Tak długo wiercił mi dziurę w brzuchu, że w końcu zgodziłam się na ten wyjazd.

Mama trochę się martwiła, bo z Rzeszowa miałam znacznie bliżej do rodzinnego miasteczka. No, ale dałam słowo, klamka zapadła. Kilka dni po przyjeździe do Warszawy poszłam na rozmowę do biura nieruchomości. Nie wiem, czy uznać to za znak, ale ku mojemu zdumieniu zostałam przyjęta. I to z miejsca. Zdziwiłam się, bo przecież nie miałam w tym kierunku żadnego doświadczenia.

– Mam nosa do ludzi, będzie pani świetną agentką – powiedział mój nowy szef.

Nie pomylił się. Nie mam pojęcia, jak to wyczuł, ale szybko zaczęłam osiągać dobre wyniki. Lubiłam tę pracę i dawałam z siebie wszystko. I moje starania nie szły na marne, bo pewnego dnia szef złożył mi niesamowitą propozycję.

Kolejny znak?

– Pracuje pani u nas dwa lata i generuje spore zyski dla firmy. Nie chciałbym, żeby podkupiła panią konkurencja.

– Na razie jestem tutaj – odparłam.

– Na razie to za mało. A może chciałaby pani zostać moją wspólniczką?

Z wrażenia aż zabrakło mi tchu. Jak to wspólniczką? Ja? Dziewczyna z prowincji? Miałabym prowadzić firmę? Wolne żarty. Spojrzałam na szefa, ale nie wyglądał na ubawionego. Zaczął mi tłumaczyć, jak widzi przyszłość firmy i na czym polegałaby moja rola. Obiecał, że od strony prawnej wszystkim się zajmie.

Byłam oszołomiona. Jakaś nieufna część mnie węszyła w tym wszystkim podstęp. Mariusz poprosił więc swojego kolegę prawnika o przejrzenie dokumentów, które miałam podpisać. Były w porządku. I tak ze zwykłej agentki nieruchomości stałam się wspólnikiem.

Zaczęłam zarabiać naprawdę godne pieniądze. Wzięliśmy z Mariuszem ślub cywilny i dostaliśmy kredyt na mieszkanie. Pomagałam też mamie. Po raz pierwszy w życiu pojechałyśmy razem na zagraniczne wakacje! Długo nie mogłam uwierzyć, że moje życie tak się zmieniło.

Czasem po przebudzeniu prosiłam Mariusza, żeby mnie uszczypnął. To wszystko wydawało się pięknym snem. A co będzie, jeśli się z niego obudzę?

Prędzej spodziewałabym się ducha

Pewnego popołudnia piłam kawę w pracy i przeglądałam oferty biur podróży. Planowaliśmy z mężem wyprawę na Malediwy. Do mojego gabinetu wszedł mężczyzna z ekipy sprzątającej.

– Przepraszam, już uciekam. Wydrukuję tylko te foldery – powiedziałam i wskazałam palcem na ekran.

– Renata…? – mężczyzna bacznie mi się przyglądał.

Ja potrzebowałam chwili, bo go rozpoznać. O cholera, Adam! Przez dłuższą chwilę wpatrywaliśmy się w siebie bez słowa. Adam taksował mnie wzrokiem od stóp do głów, a potem się zarumienił.

– Pracujesz tu?

Kiwnęłam głową.

– Jestem wspólnikiem.

– No proszę… Jak to się w życiu plecie… – gapił się na moje eleganckie ubranie, na markowy zegarek i torebkę, na modną fryzurę. Zerkał też na foldery biur podróży, które właśnie wydrukowałam.

Nie umiem mu już zaufać

Czułam, że zaraz zapyta, co tam u mnie, a potem zacznie opowiadać, co u niego słychać. Może zacznie się żalić, tłumaczyć, co sprawiło, że spadł ze szczytu, na który ja się pieczołowicie wspięłam. Czy chciałam to wiedzieć? Czy chciałam mu pomóc, jeśli o taką pomoc poprosi? Było mi go żal.

Nie był ani dawnym Adamem, którego kochałam, ani tym aroganckim, niewrażliwym palantem, który mnie rzucił, bo nie przystawałam do jego lepszego życia. Był kimś, kogo kiedyś znałam. Kimś, kto podjął złe decyzje i przegrał. Spokorniał, dostał nauczkę…

– Może dasz się zaprosić na kawę? – spytał wreszcie. – Zgódź się, ze względu na stare, dobre czasy. Pogadamy, powspominamy, może dasz się przeprosić. Byłem idiotą. Ale jak widzisz, zaczynam od nowa… – wyznał z nieśmiałym uśmiechem.

Ten uśmiech był zbyt znajomy i właśnie on zaważył na mojej decyzji. Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Nie potrzebowałam kłopotów ani komplikacji, a czułam, że Adam mi ich przysporzy. Nieważne, jakiej byłyby natury – zawodowej, towarzyskiej czy emocjonalnej. Po prostu uznałam, że lepiej trzymać się od niego z daleka.

Nie byłam już dawną Renatą. Trochę już mieszkałam w stolicy, poznałam życie i ludzi wielkiego miasta. Miałam męża, firmę, prestiż, wymagania. Niech mnie teraz Adam uzna za snobkę, ale nie był dla mnie odpowiednim partnerem. A na przyjaciela się nie nadawał. Czemu? Nie umiałabym mu zaufać. Pewnych rzeczy nie da się zapomnieć.

Czytaj także:
„Tato odszedł, gdy byłam mała. Latami nawet nie kiwnął palcem, by mi pomóc. Dziś przyrodnia siostra żąda, bym się nim zajęła”
„Jedną nogą staliśmy na ślubnym kobiercu, gdy los ze mnie zadrwił. Zamiast tańczyć na weselu, płakałam na pogrzebie”
„Słodkie wyznania miłosne i obietnice miały zamydlić mi oczy. Po romantycznych kolacjach, na noc wracał do żony i syna”

Redakcja poleca

REKLAMA