„Żeby spotkać miłość, trzeba dobrze wyglądać. Szare myszki mają mniejsze szanse na związek”

Załamana kobieta fot. Adobe Stock, Pixel-Shot
Mimo najboleśniejszych ciosów od życia zawsze warto dbać o swój wygląd. Bo nie dość, że to poprawia humor, to jeszcze można poznać kogoś interesującego, kto pomoże wyleczyć złamane serce.
/ 09.12.2021 06:50
Załamana kobieta fot. Adobe Stock, Pixel-Shot

Moja wieloletnia przyjaciółka Matylda zawsze była bardzo zadbaną kobietą. Nawet przed wyprawą po bułki do sklepu szykowała się jak na bal. Wychodziła z założenia, że kobieta musi się świetnie prezentować w każdej sytuacji i o każdej porze dnia i nocy. Trochę mnie to śmieszyło, bo sama nie poświęcałam aż tyle czasu na wybór stroju, fryzurę czy makijaż, ale jej tego nie mówiłam. Każda z nas ma przecież bzika na jakimś punkcie. Jej bzikiem był nienaganny wygląd.

Prawie trzy lata temu w życiu Matyldy spełnił się scenariusz jak z kiepskiego melodramatu. Mąż zostawił ją dla sekretarki. Młodszej o dobrych kilka lat. Pewnego dnia oświadczył, że się zakochał, a potem spakował swoje rzeczy i się wyprowadził. Przyjaciółka próbowała o niego walczyć, bo przecież przeżyli razem tyle lat, ale jej wysiłki nie przyniosły rezultatu. Im bardziej go błagała o to, by wrócił, tym dalej on od niej uciekał. Kilka miesięcy później byli już po rozwodzie.

Nie chciała słyszeć o wyjściu na zakupy czy do fryzjera

Po rozstaniu z Karolem Matylda kompletnie się załamała. Wciąż go kochała i nie wyobrażała sobie bez niego życia. Zrezygnowała ze spotkań towarzyskich, przestała o siebie dbać. W ogóle się nie malowała, rzadko chodziła do fryzjera. I jeszcze te ubrania…

Wcześniej bardzo starannie dobierała garderobę. Pilnowała, żeby wszystko do siebie pasowało i było idealnie wyprasowane. A teraz? Wrzucała na siebie pierwszą lepszą bluzkę i spódnicę, nie bacząc na to, że są z zupełnie innej bajki, a na dodatek tak pomięte, jakby je ktoś przed chwilą psu z gardła wyciągnął. Początkowo miałam nadzieję, że czas zrobi swoje i przyjaciółka otrząśnie się ze smutku i rozpaczy. Ale było coraz gorzej. Z największej elegantki w naszym towarzystwie Matylda zamieniała się w zabiedzoną szarą mysz, która nie wierzy, że coś dobrego może się jej jeszcze przytrafić. Aż żal było patrzeć.

Nie podobała mi się ta przemiana. Bolało mnie, że moja najlepsza przyjaciółka tak się zaniedbała. Wszelkimi sposobami próbowałam więc przywołać ją do porządku. Tłumaczyłam, że Karol nie zasługuje na to, by po nim płakać, że powinna o nim zapomnieć i zacząć nowy rozdział w życiu. Przypominałam, jak to wszyscy zazdrościli jej wyglądu, namawiałam na wspólną wyprawę na zakupy, do fryzjera, kosmetyczki. Przekonywałam, że jak o siebie zadba, to od razu poczuje się lepiej. Nic do niej nie docierało. Dziękowała mi za rady, przyznawała nawet rację, ale zaraz potem dodawała, że nie ma się dla kogo starać, że jej nie zależy, nie ma ochoty, że pragnie tylko świętego spokoju. Czułam się bezsilna. Bałam się, że nigdy już nie wyrwie się z tego dołka. Na szczęście się pomyliłam.

Zobaczyła na ulicy wypadek i bardzo się przejęła

To było kilka miesięcy temu. Właśnie zabrałam się za zmywanie naczyń po kolacji, gdy odezwał się dzwonek u drzwi. W progu stała Matylda. Była aż czerwona z emocji. Weszła do środka i…

– Zawsze myślałam, że jesteś moją najlepszą przyjaciółką. A ty co? Zawiodłaś mnie na całej linii! – wypaliła.

– Ja? Kiedy? Gdzie? O co ci chodzi? – nic nie rozumiałam.

– O co? A o to, o to i o to – pokazywała po kolei na włosy, twarz i bluzkę. – Czy ty już zupełnie oślepłaś? Nie widziałaś, jak okropnie wyglądam? Jak jakaś bezdomna!

– Widziałam, pewnie, że widziałam, i… – zaczęłam tłumaczyć, ale natychmiast mi przerwała.

– I co? I pozwoliłaś, żebym paradowała w takim stanie po ulicy? Dlaczego nic nie zrobiłaś? Wszystkiego się po tobie spodziewałam, tylko nie tego… – naburmuszyła się.

– Jak to nie zrobiłam? Setki razy próbowałam ci przemówić do rozumu. Błagałam, tłumaczyłam, przekonywałam. Ale wiecznie słyszałam, że ci nie zależy, że nie masz się dla kogo stroić, że mam ci dać święty spokój… Nic więc dziwnego, że w końcu straciłam zapał.

– Faktycznie, może byłam trochę marudna – przyznała. – Ale mogłaś się bardziej postarać! Ja na twoim miejscu nigdy bym nie odpuściła. Wierciłabym ci dziurę w brzuchu aż do skutku.

– Masz rację, chyba za szybko się poddałam. Ale jak widzę, znalazł się ktoś, kto mnie świetnie zastąpił i sprawił, że w końcu dostrzegłaś, jak się zaniedbałaś.

– A żebyś wiedziała!

– Powiesz kto? Umieram z ciekawości!

– Nie kto, tylko co… Wypadek.

– Jak to? Nic nie rozumiem.

– No dobrze, zacznę od początku. Otóż gdy wracałam z pracy, byłam świadkiem bardzo nieprzyjemnego zdarzenia. Samochód potrącił kobietę na przejściu dla pieszych. Dosłownie na moich oczach. Na szczęście nie jechał szybko, więc wyglądało na to, że tylko się potłukła. Mimo to natychmiast wezwałam pogotowie. Przyjechali bardzo szybko. Ale zamiast zabrać bidulkę do karetki, zaczęli badać ją na ulicy, choć wokół było mnóstwo gapiów…

– Pewnie musieli najpierw sprawdzić, czy nie ma jakichś złamań albo innych urazów – powiedziałam.

– Wiem… Ale gdy tak stałam i patrzyłam, jak rozpinają jej bluzkę i podłączają do jakiś urządzeń, myślałam tylko o jednym… – zawiesiła głos.

– O czym? Czy z tego wyjdzie?

– Nie… Wiem, że to głupie, ale zastanawiałam się, co by było, gdybym znalazła się na jej miejscu. I ogarnęło mnie takie przerażenie, że omal nie zemdlałam.

– To normalne… Każdy boi się takich zdarzeń. Ale co to ma wspólnego z tym, o czym rozmawiałyśmy, czyli twoim niezbyt starannym wyglądem?

– Jak to co? Gdyby mnie tak rozebrali i zaczęli badać, to od razu by się wydało, że mam na sobie spraną podkoszulkę, rozciągnięty stanik i majtki z odpruwającą się gumką. Wyobrażasz sobie, jaki to wstyd? Tam na ulicy, a potem w szpitalu przy tych wszystkich pielęgniarkach i lekarzach? Nic, tylko pod ziemię się zapaść. Jak ja mogłam się tak zapuścić? Groza! – złapała się za głowę.

Zatkało mnie na amen. To ja tyle czasu starałam się przemówić Matyldzie do rozumu, tylu mądrych argumentów użyłam i nic nie wskórałam, a tu jeden wypadek załatwił sprawę! Nagle ogarnęła mnie taka wesołość, że zaczęłam się śmiać.

– Z czego tak chichoczesz? To bardzo poważna sprawa – naburmuszyła się Matylda.

– Wiem, wiem i przepraszam. Po prostu cieszę się, że znowu jesteś sobą – powiedziałam.

– No, chyba że tak. Nie mam pojęcia, co robisz jutro, ale odwołaj wszystkie plany. Jedziemy razem do centrum handlowego. Muszę kupić sobie trochę rzeczy. No i coś zrobić z tymi włosami. Przecież tak nie da się żyć! – westchnęła dramatycznie.

Od tamtych wydarzeń minęło już trochę czasu. Matylda jest znowu najbardziej zadbaną i elegancką kobietą w towarzystwie. Wystarczyła jedna całodzienna wizyta w centrum handlowym, by znowu złapała wiatr w żagle. Już nie zamyka się w czterech ścianach. Z tego, co mi wiadomo, właśnie zaczęła się spotykać z pewnym bardzo przystojnym wdowcem. Nie wiem, czym się skończy ta znajomość, ale jednego jestem pewna: Karol wywietrzał jej już z głowy.

Jaki z tego morał? Że mimo najboleśniejszych ciosów od życia zawsze warto dbać o swój wygląd. Bo nie dość, że to poprawia humor, to jeszcze można poznać kogoś interesującego, kto pomoże wyleczyć złamane serce. Nie twierdzę oczywiście, że szare, zaniedbane myszki nie mają na to szans. Mają, ale zdecydowanie mniejsze… 

Czytaj także:
„Mój narzeczony ma niepełnosprawnego brata. Zataił przede mną, że po ślubie mamy przejąć nad nim opiekę”
„Mąż zostawił dla innej. Schudłam 30 kg i nie poznał mnie na rozprawie rozwodowej”
„Jako dziecko widziałem, jak mój ojciec zamordował mamę. Całe życie czułem się popsuty i niegodny miłości”

Redakcja poleca

REKLAMA