Moje przyjaciółki emanują pewnością siebie i są dobrze wykształcone, a mimo to non stop wałkują te same, zacofane poglądy. Czy one serio są przekonane, że kobieta bez faceta u boku nie da sobie rady?
Nie rozpaczałam ani trochę
Kilka lat temu mój mąż postanowił odejść. Co ciekawe, zamiast pogrążyć się w rozpaczy, poczułam wtedy niesamowitą ulgę. Miałam serdecznie dość jego wiecznego narzekania, życia pod jego dyktando i czyszczenia marynarek z łupieżu, od czego robiło mi się niedobrze.
„Niech teraz inna się z tym męczy! – przeszło mi przez myśl z lekką nutą złośliwości, gdy oznajmił, że się zakochał. – Naiwna, nawet nie zdaje sobie sprawy, co dostanie w gratisie z jego niezłą wypłatą, na którą pewnie się połasiła".
Po rozwodzie nareszcie odzyskałam upragnioną swobodę! Pozbyłam się jednej z poduszek, która leżała na łóżku. Teraz została tylko moja. Kiedy kładłam się spać pierwszego wieczoru, miałam tyle wolnej przestrzeni, że mogłam ułożyć się w poprzek materaca. Przed snem opróżniłam opakowanie lodów o smaku pistacjowym, nawet nie fatygując się, by przełożyć je do jakiejś miseczki. Dla męża byłaby to tragedia! Niejednokrotnie później łapałam się na tym, że robię to, co Zbyszkowi nie mieściło się w głowie. Kpił ze mnie albo po prostu zakazywał mi pewnych rzeczy, wprowadzając w naszych czterech kątach swoją dyktaturę.
Koleżanki nie rozumiały mojej radości
Jako właścicielka domu, teraz to ja rządziłam! Stopniowo, w miarę moich możliwości finansowych, zaczęłam odświeżać wygląd lokum. Ciemne barwy ustępowały miejsca pastelowym odcieniom. Samodzielnie odmalowałam nawet meble! W sklepach budowlanych jest ogromny wybór farb, a w sieci można wyszukać mnóstwo poradników… I czułabym się najszczęśliwszą osobą pod słońcem, gdyby nie teksty moich znajomych.
– Na pewno ciężko ci żyć samej, bez mężczyzny u boku… – regularnie powtarzały koleżanki, robiąc przy tym przejęte i pełne litości miny.
Próbowałam im wytłumaczyć, ale widziałam, że niespecjalnie dają wiarę moim słowom. Niełatwo jest przekonać koleżankę, że naprawienie krzesła, które od wielu lat trzeszczało i się chybotało, dało mi niebywałą satysfakcję. Zwłaszcza, gdy ona z przerażeniem spogląda na zwyczajną wiertarkę! A przecież to urządzenie nie jest wcale bardziej zawiłe niż suszarka do włosów.
Chciały mnie na siłę swatać
Najgorsza była jednak inna rzecz – moje przebojowe przyjaciółki wpadły na pomysł, by znaleźć mi nowego faceta!
– Mam takiego w robocie! Wśród kumpli! W rodzinie! Wdowiec! Po rozwodzie! Singiel! – jedna przez drugą wykrzykiwały, aż mi głowa pękała.
Jakoś nie paliłam się do spotkań z tymi facetami.
– Stałaś się taka aspołeczna, od kiedy się rozwiodłaś. Czas ruszyć się z domu i poznać nowych ludzi! – radziły przyjaciółki.
Tak jakby same miały jakieś bujne życie towarzyskie... Ja po prostu miałam czas dla siebie i na swoje hobby.
Szczerze powiedziawszy, dysponowałam obecnie większą ilością wolnego czasu niż one wszystkie razem wzięte! W przeciwieństwie do nich, w domu nie oczekiwał na mnie wygłodniały małżonek ani płaczące dzieci. Po zakończeniu pracy mogłam wstąpić z marszu do kina czy pospacerować po centrach handlowych. Zapisałam się też do newsletterów muzealnych, by być na czasie z nadchodzącymi ekspozycjami.
Żyłam lepiej niż one
Kiedy słuchałam ich narzekań, korciło mnie, by spytać którąś z nich:
– A pamiętasz, kiedy ostatnio byłaś w Zachęcie?
Zdawałam sobie jednak sprawę, że taki argument chybiłby celu i nie zrobiłby na nich wrażenia. Nie przejmowałam się zbytnio ich opinią, ponieważ wiedziałam, że najistotniejsze było dla nich to, iż żaden pan i władca nie czekał w mieszkaniu, aż przyniosę mu kapcie. Według nich taka powinna być funkcja każdej kobiety, jej życiowy cel.
Ja jednak miałam zupełnie odmienne zainteresowania. Od dziecka uwielbiałam śpiewać w chórze. Na studiach również chciałam to kontynuować, był taki nawet bardzo dobry uczelniany chór, który osiągał sukcesy nie tylko w Polsce, ale i poza granicami kraju, jednak… Na mojej drodze stanął Zbigniew, wpływowy prezes dużej firmy. Wyszłam za niego i zajęta tworzeniem naszego wspólnego domu, zapomniałam o tym, co naprawdę kocham robić. To był błąd, bo z biegiem lat czułam się coraz bardziej sfrustrowana.
Zaczęłam spełniać marzenia
Nie dalej jak parę dni temu natknęłam się w prasie na informację o naborze do chóru dla pasjonatów śpiewu. Udałam się na przesłuchanie z ogromną tremą. Chyba ostatnim razem czułam taki stres podczas egzaminu dojrzałości. Jednak kiedy dotarłam na miejsce, spotkałam się z przyjaznym nastawieniem, co pozwoliło mi się rozluźnić. Wykonałam zadany utwór najlepiej, jak potrafiłam. W odpowiedzi usłyszałam komplement:
– Ma pani niezwykle intrygujący i silny głos.
Udało mi się! Przyjęli mnie! Od teraz, przez trzy dni w tygodniu, będę miała próby z chórem. To oznacza, że nie będę miała za dużo wolnego czasu na inne rzeczy. Moje przyjaciółki narzekały, że chyba przez brak mężczyzny coś mi się poprzestawiało w głowie, bo nawet dla nich przestałam mieć czas. Ale wiecie co? Mnie to kompletnie nie ruszało. Miałam swój wymarzony chór. W dodatku damski! I wiecie co? Tam w ogóle nie odczuwałam braku faceta w moim życiu.
Zrobiłam niespodziankę
Nie wspominałam przyjaciółkom o moim nowym pomyśle, ale w końcu doszłam do wniosku, że nadszedł czas, aby im powiedzieć. Nie chodziło mi przecież o zatajanie czegokolwiek, a wręcz odwrotnie – miałam powody do dumy! Mój zespół wokalny uplasował się na drugiej pozycji w kraju wśród amatorskich chórów żeńskich. Od dawna żaden sukces nie sprawił mi tak ogromnej radości.
Zdecydowałam, że zabiorę dziewczyny na występ, nie zdradzając im na początku, że będę tam występować solo. Sądziły, że mam opóźnienie i połapały się w sytuacji dopiero, kiedy wyszłam na scenę. Później zasypały mnie telefonami i podbiegały do mnie, aby złożyć gratulacje. Nagle usłyszałam od nich, jak wspaniale, że mogę spełniać swoje marzenia. Nawet odnawianie starych mebli przestało im przeszkadzać, a zaczęły to postrzegać jako ciekawe zajęcie w wolnym czasie.
Nie czuję się samotna
– Słuchaj, od dawna marzę, żeby wymienić zasłony w pokoju dziennym, ale małżonek woli w ciemnym kolorze – zwierzyła się Halinka. – A ja najbardziej marzyłabym o beżowych!
– Nie cierpię tych przestarzałych, topornych gratów odziedziczonych po babci. Gdyby dało radę je jakoś rozjaśnić na nowoczesny styl. Może by tak chlapnąć je białą farbką? – rozważała Ania.
W końcu dotarło do nich, że wcale nie cierpię z samotności. Przecież nawet będąc w związku małżeńskim, który nie spełnia oczekiwań, można czuć się opuszczonym. Tyle że wtedy trzeba jeszcze tolerować cudaczne zachowania partnera, z którym coraz trudniej wytrzymać.
Nie twierdzę, że obecność mężczyzny jest mi zbędna, ale też nie szaleję z poszukiwaniami na chybił trafił, biegając na przypadkowe randki. Poświęcam ten czas na ogarnięcie swojej przestrzeni – urządzenie mieszkania tak, jak mi się podoba i porządki we własnej głowie.
Specjaliści od ludzkiej psychiki twierdzą, że gdy przestaniemy szukać miłości na siłę, ona sama nas odnajdzie. Będzie to uczucie do odpowiedniego faceta, z którym oprócz codzienności, będę mogła dzielić również moje zainteresowania. Wystarczy, że uświadomię sobie, jakie cechy powinien mieć mój wymarzony partner, a on niespodziewanie pojawi się w moim życiu, zupełnie jakby za sprawą magii. Jestem o tym głęboko przekonana! Ale jeśli się nie trafi, nie będę jakoś bardzo rozczarowana. W tej chwili rozwód był najlepszym prezentem, jaki mogłam sobie wymarzyć od życia.
Maria, 55 lat
Czytaj także: „Od 15 lat jestem z gburem, przez którego przestałam czuć się kobietą. Iskrę kobiecości rozpalił we mnie były facet”
„Bałam się samotności i znalazłam sobie młodszego utrzymanka. Okradł mnie i uciekł bez słowa”
„Wrobiłam w dziecko własnego męża. Doszukuje się w córce swojego podobieństwa, a tylko ja wiem, że to niemożliwe”