Jestem singielką. Nie brzmi źle. Na pewno o niebo lepiej niż stara panna czy osoba samotna. Bo mając 22 lata, na pewno nie jestem stara. Samotna? Mam wielu znajomych i kilkoro dobrych przyjaciół. Ale żadnych związków. Przynajmniej nie na stałe. Żadnych dzieci. No, dzieci akurat lubię, ale zakładanie rodziny, małżeństwo, wiązanie się z kimś? Nie, to nie dla mnie. Fiasko gwarantowane.
Dość się napatrzyłam na szarpaninę moich rodziców. Najpierw była wielka miłość i jej efekt, czyli Karol, mój starszy brat – później ślub, ja, a dziesięć lat później rozwód. Poprzedzony awanturami o byle pierdołę. Nie lubię, jak ktoś krzyczy, a kiedy rodzice darli się na siebie, to już zupełnie nie wiedziałam, co zrobić. Chciałam spokoju, chciałam, żeby się po prostu zamknęli, rozwiedli. Tak, rozwiedli. Wtedy myślałam, że to najlepsze rozwiązanie.
No i nagle stało się tak, że miałam dwa domy i telefon komórkowy do kontaktów z rodzicami. Byłam rozbita na pół. Zawsze, kiedy nocowałam u ojca, miałam ważną sprawę do mamy, a kiedy spałam u matki, potrzebowałam obecności ojca. Nie potrafili nawet zmobilizować się do wspólnego wyjazdu na wakacje. Przecież mogliby spać w osobnych pokojach. Nic z tych rzeczy. Jeździliśmy więc z mamą nad morze, a z ojcem pod namiot. Koleżanki mi zazdrościły, ja się pukałam w czoło.
Obiecałam sobie, że ja nigdy nie zafunduję swoim dzieciom takiej traumy; dlatego już na zawsze pozostanę na etapie singielki. Łatwiej z nikim się nie wiązać, niż później rozstawać.
– Hej, o czym tak dumasz? – Karol nie wiadomo kiedy zmaterializował się w pokoju. – Mieliśmy jechać po kwiaty dla mojej przyszłej teściowej.
– Na pewno chcesz się żenić? – zapytałam po raz nie wiedzieć który.
– Na pewno.
– A później będziesz się rozwodził jak nasi rodzice – wieszczyłam.
– No właśnie. Nie mam pojęcia, po co oni się w ogóle rozwodzili.
– Nie rozumiem?
– Bo kilka dni temu spotkałem ich w centrum handlowym. Trzymali się za ręce i nawet mnie nie zauważyli.
Z wrażenia zakrztusiłam się kawą. Brat usłużnie poklepał mnie w plecy.
– Jesteś pewien? – zapytałam, kiedy odzyskałam głos. – Może to nie oni.
– Hej, siostra, własnych starych bym nie poznał? Ale zareagowałem prawie tak jak ty przed chwilą.
– Nic nie rozumiem. Sugerujesz, że nasi rodzice spotykają się w tajemnicy, prowadzają jak nastolatki i całują w miejscu publicznym?
– Czy się całują, to nie wiem, ale bardzo prawdopodobne.
– To po co się rozwodzili? Po co zafundowali nam piekło w sądzie i podwójne życie?
– A skąd mam wiedzieć? Jedziemy po te kwiaty?
– Tak.
Zabrałam torebkę i wyszliśmy. Nie mogłam się jednak skupić na wybieraniu bukietu dla nieznanej kobiety. Wciąż myślałam o randkowaniu rodziców i nadal nie mieściło mi się to w głowie. Musiałam sprawdzić, czy Karolowi coś się nie pomyliło. Ostatnio widziałam w łazience ojca damskie perfumy i jakieś kremiki. Na pewno nie moje. Pomyślałam jednak, że może postanowił ułożyć sobie życie od nowa. U matki męskich kosmetyków nie było, lecz nie zaglądałam do szafek. W jaki sposób odkryć prawdę? Przecież nie zapytam wprost…
Postanowiłam zabawić się w detektywa
Po powrocie do domu wybrałam numer taty.
– Cześć, córuś! – przywitał się jak zwykle. – Co się stało, że dzwonisz?
– A musiało się coś stać?
– No nie, ale bez powodu nigdy nie dzwonisz – wypomniał mi.
Już miałam się obrazić, ale w porę sobie przypomniałam, że mam do załatwienia pewną misję.
– Tato, chciałam cię zaprosić na mecz – skłamałam gładko.
– Fajnie. A kiedy ten mecz?
– Dziś o osiemnastej.
– Za dwie godziny?
– Na kortach obok twojego bloku.
– Nie, nie mogę. Jestem umówiony na kolację służbową.
Czy mi się wydawało, czy słowo „służbową” zostało dodane po chwili wahania? Jeśli tak, to bingo!
– No, skoro służbową, to nie przeszkadzam – powiedziałam i się wyłączyłam, żeby wybrać inny numer.
– Cześć, Misiu, co u ciebie? – usłyszałam radosny głos mamy i lecącą w jej mieszkaniu muzykę…
Nagle sobie przypomniałam, że kiedyś, dawno, mama miała zwyczaj śpiewania przy wykonywaniu codziennych prac. Emanowała wtedy od niej taka zaraźliwa radość, która zniknęła na kilka miesięcy przed rozwodem i nigdy więcej nie wróciła.
– Jesteś tam? – głos w słuchawce nieco się zniecierpliwił.
– Jestem, mamuś. Chciałabym… pogadać – wymyśliłam na poczekaniu. – Mogę wpaść? Dzisiaj?
– Jutro. Dziś nie mogę.
– Ale dlaczego nie?
– Bo – mama wyraźnie się zawahała. – Bo się umówiłam z koleżankami z pracy – powiedziała w końcu, a ja już wiedziałam, że to nieprawda. – Właśnie się szykuję do wyjścia.
– Miłej zabawy i do jutra.
Wprost nie mogłam uwierzyć, że tak łatwo mi poszło. Dwa telefony i odkryłam, że moi rodzice są umówieni na randkę! Nie wiedziałam tylko, czy mają gdzieś wyjść, czy spotkają się w domu. Mama mówiła, że się szykuje, więc pewnie jedzie do ojca…
Miałam ochotę zadzwonić do Karola i poprosić go o pomoc w szpiegowaniu, ale zrezygnowałam. Mój brat był na proszonym obiedzie u przyszłych teściów i pewnie teraz konsumował danie główne. Postanowiłam sama zabawić się w detektywa.
No i po co było to wszystko?!
Włożyłam nowy płaszcz, którego ani mama, ani tata jeszcze nie widzieli, głowę obwiązałam chustką. Znalazłam sobie doskonały punkt obserwacyjny naprzeciwko bloku ojca. Bardzo dobrze widziałam drzwi klatki oraz wszystkich wchodzących i wychodzących, pozostając z boku, więc poza ich spojrzeniami.
Samo patrzenie było nudne i niesamowicie mi się dłużyło. Przyszłam za wcześnie. Tak naprawdę nie miałam pojęcia, na którą rodzice się umówili. Musiałam jednak sprawdzić, czy ojciec będzie wychodził. Siedział w domu. Był tam na pewno, bo dzwoniłam na stacjonarny i odebrał.
W końcu się doczekałam. Kilkanaście minut przed osiemnastą na parking podjechał niebieski samochód matki. Właściwie mogłam od razu zakończyć szpiegowanie, musiałam jednak zyskać pewność, że to nie jest zbieg okoliczności. Mama miała na sobie spódnicę w wesołe esy-floresy, chyba nową, i płaszczyk, nowy na pewno. Stukała obcasami. No, no! Weszła do klatki ojca po wprawnym wpisaniu kodu na domofonie. Znaczy, że bywała tu już wcześniej.
Pobiegłam za nią, zajrzałam przez okno na klatkę schodową, gotowa wparować do mieszkania taty. Na razie jednak postanowiłam dać im święty spokój. Kiedyś przecież będą musieli nam powiedzieć, o co tu tak naprawdę chodzi.
Jakże się zdziwiłam, kiedy dwie godziny później zadzwoniła mama i zaprosiła mnie na niedzielny obiad. Poszłam, nie wiedząc, czego się spodziewać. W mieszkaniu czekał już ojciec, po chwili przybył też Karol.
– Rozumiesz coś z tego? – zapytał, siadając obok mnie przy stole.
– Nic a nic.
Sprawa wyjaśniła się przy deserze.
– Chcieliśmy wam coś powiedzieć – zaczął ojciec. – spotykamy się z Jolą już od jakiegoś czasu.
– Spotykacie się? – udałam zdziwioną. – Od jakiegoś czasu?
– Konkretnie od dwóch lat – wyjaśniła mama. – I postanowiliśmy, że koniec z ukrywaniem się. Chcemy razem zamieszkać.
– To po co się rozstawaliście i fundowaliście nam gehennę rozwodu? – wyskoczyłam z pretensjami.
– Bo decyzję o małżeństwie podjęliśmy za szybko – wyjaśnił spokojnie ojciec. – Musieliśmy za sobą zatęsknić, żeby zrozumieć, że nie potrafimy bez siebie żyć. Młodzieńcze uczucie dojrzało. Teraz jest silniejsze.
Nie wiem, czy to prawda, ale widziałam szczęście w oczach mamy i spokój na twarzy taty. Oni zwyczajnie do siebie pasowali. Tworzyli idealną całość… Może więc i mnie niekoniecznie jest pisany los singielki? Wiem jedno, na pewno nie będę się śpieszyć z ważnymi decyzjami. Nigdy.
Czytaj także:
„Piętnaście lat temu zrobiłam coś, czego bardzo żałuję. Tamta koszmarna noc do dziś śni mi się po nocach”
„Przed laty stchórzyłem i przez to straciłem miłość życia. Teraz dostałem drugą szansę, choć jest dużo trudniej...”
„Toksycznie matkowałam swojemu bratu. Dorosły facet, a ja nie jeździłam na wakacje, żeby być na jego każde zawołanie”