Rowerem po nową miłość

Rowerem po nową miłość
Po odejściu męża wpadłam w kompleksy. Myślałam, że już nic ciekawego mnie w życiu nie spotka. Bardzo się myliłam! Nigdy nie wolno się poddawać!
/ 27.05.2010 13:40
Rowerem po nową miłość
Mamo, minęło już półtora roku, nie możesz wciąż rozpamiętywać rozstania z ojcem! – oznajmiła ostatnio moja przemądrzała córka.
Podskoczyłam jak oparzona. Weronika studiuje w innym mieście, przyjechała do mnie tylko na parę dni, starałam się więc nie obarczać jej swoimi problemami. Nie miałam pojęcia, że aż tak bardzo po mnie widać smutek, który zamiast z biegiem czasu przemijać, z każdym dniem ogarniał mnie coraz szczelniejszym kokonem.
– Powinnaś cieszyć się życiem, znaleźć sobie hobby, przyjaciół… – ciągnęła niezmordowanie córka. – Przecież on odszedł do innej kobiety! Nie zasługuje, żebyś wypłakiwała za nim oczy.
– Ani słowa więcej! – nie wytrzymałam.

W mieszkaniu zapadła cisza, a mnie zrobiło się wstyd. Niepotrzebnie się uniosłam. Miała rację. Wciąż zadręczałam się pytaniami: Dlaczego wybrał tamtą? Czemu tak łatwo zrezygnował ze mnie? Nie, nie kochałam już Janusza. Ale czułam się samotna, upokorzona, a nawet, mimo zaledwie czterdziestu paru lat w metryce… stara.
– Idziemy na rowery! – rozładowała napięcie córcia.
– Ale ja nie mam roweru…
– A ten błyszczący bolid stojący w piwnicy obok mojej starej damki? – mrugnęła okiem Weronika.
Ukochany rower Janusza… Wciąż jeszcze go nie odebrał. Uśmiechnęłam się, wyobrażając sobie, jak śmigam nim po błocie i kamieniach.

Nareszcie poczułam się prawdziwą kobietą
– Cześć dziewczyny! W którą stronę jedziecie? – spytał jakiś facet, który dogonił nas na ścieżce rowerowej.
Obrzuciłam natręta niechętnym spojrzeniem. Ciasny rowerowy strój opinał całkiem młodzieńczą figurę, ale szpakowate włosy na skroniach zdradzały prawdę: był w moim wieku. Pewnie wpadła mu w oko Weronika. Przeklęty amator „kwaśnych jabłek”. Zupełnie jak mój były mąż… Ale niedoczekanie! Postanowiłam zignorować intruza.
– Jedziemy na drugą stronę rzeki – nieoczekiwanie odpowiedziała córka.
Zgromiłam ją wzrokiem.
– Super! Ja też – odparł zgodnie z moimi obawami. – Jestem Piotr. Często tu jeżdżę, ale was widzę pierwszy raz. Na pewno bym zapamiętał…
– Werka – odparła córka.
– A twoja siostra? – zapytał, patrząc na mnie.
Wtedy nie wytrzymałam:
– Niech mnie pan nie łapie na tanie komplementy!
Jestem matką Weroniki. Wstydziłby się pan podrywać dwa razy od siebie młodszą dziewczynę!
Facet o mało nie spadł z roweru. – Ale ja… – zająknął się. – Naprawdę myślałem, że pani jest starszą siostrą Weroniki. I to nie ją chciałem poderwać, tylko… – w ostatniej chwili ugryzł się w język, ale ja i tak poczułam, że się czerwienię.
– Chyba, ee, złapałam kapcia. Wracam do domu. Cześć! – krzyknęła córka i pojechała.

To był cudowny dzień. Piotr okazał się błyskotliwym mężczyzną. Jego subtelne komplementy sprawiły, że znów, po raz pierwszy od dawna, poczułam się prawdziwą kobietą. Kiedy więc późnym popołudniem pod drzwiami mojego bloku spytał, czy może mieć nadzieję, że spotkamy się znów… bez wahania nagryzmoliłam mu na kartce swój numer komórki. A co tam! Już czas rozerwać kokon smutku i przekształcić się w motyla.

Redakcja poleca

REKLAMA