Wróciłam ze spotkania z wydawcą mojej debiutanckiej książki wściekła jak osa. Zwrócił mi tekst upstrzony uwagami jak dyktando dyslektyka. Płakać mi się chciało, gdy to zobaczyłam.
– Pani Nino – tłumaczył spokojnie. – To będzie naprawdę świetna książka. Proszę tylko uwzględnić moje uwagi. Daję pani na to miesiąc. Cmoknął mnie w rękę i poszedł.
Wyjazd miał pomóc mi w pracy
– Gdzie ja to mam pisać? – zastanawiałam się. U siebie w mieszkaniu nie, bo mój narzeczony, Jakub, wrócił z kontraktu i pomieszkuje u mnie, więc nici z roboty. Muszę gdzieś wyjechać. W myślach zrobiłam przegląd rodziny i znajomych, ale u nikogo nie znalazłam idealnych warunków do pracy.
Za to w Internecie od razu trafiłam na wolny domek w Wiśle. Cena przystępna. Nie sądziłam, że to takie proste. Jakub się trochę buntował, bo nie chciał mnie puścić tak daleko.
– To nierozsądne – marudził. – W Internecie można wszystko ładnie pokazać, a na miejscu może być koszmar.
– Skarbie, poradzę sobie – tłumaczyłam. – A poza tym to tylko miesiąc.
Szybko się spakowałam. Wzięłam laptop oraz zapas ulubionej kawy i koniaku; pożegnałam ukochanego i pomknęłam w nieznane.
Jechałam podekscytowana. Paliła mnie ciekawość, jak będzie. To była moja pierwsza samodzielna wyprawa tak daleko. Do górskiego domku przy polanie dotarłam przed wieczorem. Gospodarz dał mi klucze, zainkasował należność, wytłumaczył co, gdzie i jak, i poszedł sobie.
Domek był ekstra. Dla mnie najważniejsza była łazienka z ciepłą wodą i ekspres do kawy.
Przejechane kilometry dały mi dobrze w kość. Padłam jak kawka. Ranek przywitał mnie świergotem ptaków i oparami mgły okrywającej polanę.
– Boże! Jakie to piękne – krzyknęłam z zachwytu, stojąc na werandzie.
– A piękne, piękne! – odpowiedział mi męski głos i w tej samej chwili stanął przede mną zarośnięty, półnagi „tarzan”.
Wyciągnął rękę w powitalnym geście
– Dawid jestem, malarz naturszczyk, nie mylić z naturystą – przedstawił się, błyskając zębami w uśmiechu.
– Nina, początkująca pisarka. Ale do naturysty to już ci całkiem blisko – rzuciłam zaczepnie.
Uścisk jego dłoni był ciepły i mocny.
– Wracam z kąpieli w potoku – tłumaczył swój niekompletny strój. – Zapraszam na świeżą kawę, na dobry początek dnia i znajomości – skłonił się szarmancko.
Wydał mi się sympatyczny, przyjęłam zaproszenie. Jego domek stał na skraju lasu, nad wąwozem.
– Witaj w mojej samotni – zaprosił mnie do środka. – Mieszkam tu od kilku lat. Mam dobry klimat do tworzenia.
Rozejrzałam się zaciekawiona. To był normalny mieszkalny dom. Dwupoziomowy, z pełnym wyposażeniem.
– Spróbuj – podał mi kubek z kawą.
– Aromat zniewalający, a smak boski, no i chyba czymś wzmocniona – oceniłam po kilku łykach.
– To mój tajemny napój – zaśmiał się. – Pobudza wyobraźnię. Coś dla artystów.
Dokończyłam kawę, podziękowałam i zaczęłam zbierać się do wyjścia. Zanim wyszłam, zaproponował wspólne wypady pieszo, na obiad, do zajazdu w dolinie.
– To blisko. Znam fantastyczny skrót. Daj się namówić, nie pożałujesz!
– Dobrze. Gdzieś muszę jeść.
– Będę o czternastej – rzucił. – Tylko nie wkładaj szpilek!
– Oszalałeś?! – roześmiałam się.
„Ale facet! – rozmyślałam, wracając do siebie. – Mieszka sam, w leśnej głuszy, robi cudowną kawę, dowcipny, i do tego artysta!”.
Potem wessała mnie praca nad książką.
– Gotowa?! – usłyszałam. W progu stał Dawid.
– To już? – zdziwiłam się. – Ależ ten czas zleciał.
Dawid oczarował mnie swoim stylem życia
Za jego domem zeszliśmy łagodnym zboczem wąwozu w dół, a potem kładką przez wartki potok. Nieoczekiwanie po drugiej stronie wąwozu ukazał się zajazd z drewnianych bali.
– Niewiarygodne – wyrwało mi się. – To jest naprawdę o rzut beretem.
– No widzisz – uśmiechnął się, zaglądając mi w oczy.
Zajazd zrobił na mnie wrażenie. Ogromna izba z meblami ręcznie wystruganymi z drewna, a do tego wspaniała kuchnia. Czułam się cudownie. Nie żałowałam, że tu przyjechałam. Po obiedzie zaprosiłam Dawida do siebie na kawę; to miał być rewanż. Usiedliśmy na werandzie. Do kawy podałam po lampce koniaku.
– Widzisz, ja też mam swój tajemny napój – zaśmiałam się.
Siedzieliśmy tak do późnego wieczoru, gawędząc o wszystkim. Dawid opowiedział o swoich podróżach po Europie, o studiach na Akademii Sztuk Pięknych, rodzinie w Gdańsku i o tym, jak własnymi rękami budował tu swój dom. Ja mówiłam o mojej pracy tłumacza i o książce. W pewnej chwili, Dawid nalewając koniak, z wahaniem w głosie powiedział.
– Mówimy sobie po imieniu, a nie przepiliśmy uczciwego brudzia. Co ty na to?
– Może być – trochę się speszyłam.
Zakazany pocałunek
Upiliśmy po łyku, Dawid ujął moją twarz w dłonie, zbliżył usta do moich i złożył na nich pocałunek delikatny jak muśnięcie motyla. Uniosłam wzrok, a wtedy on zagarnął mnie ramionami i mocno przywarł do moich warg. Zalała mnie fala gorąca. Szarpnęłam się energicznie.
– Przepraszam – wykrztusił zduszonym głosem.
– To był tylko bruderszaft. Pamiętaj! – warknęłam, ledwo nad sobą panując.
– No to do jutra – poderwał się nagle i wybiegł.
Siedziałam chwilę jak porażona. Jeszcze czułam jego usta i objęcie ramion. – Żeby Jakub tak całował – westchnęłam. On jest inny niż Dawid. Znamy się trzy lata, ale nigdy jego pocałunki tak na mnie nie działały. Jest zawsze taki uładzony we wszystkim, co robi, nawet w łóżku. Ale za to jest wierny, uczciwy, kulturalny. No i jest dobrym lekarzem, a jego prywatna praktyka daje niezłe dochody... Świetny materiał na męża, jak mówi moja mama.
Będę z nim mieć bezpieczne, spokojne życie. Bez wstrząsów. Może trochę nudne, ale przecież małżeństwo to nie kabaret. Natomiast Dawid jest fascynujący. „Fajnie, że mieszka obok. Pewniej i bezpieczniej się czuję na tym odludziu. Jakub zapewne nie byłby tym zachwycony...” Zasypiałam, zatopiona w rozmyślaniach.
Od samego rana zabrałam się za książkę. Szło mi trochę opornie, bo co chwilę przypominał mi się pocałunek Dawida. „Przecież to nie ma sensu! Jestem dorosłą kobietą, a reaguję jak podlotek” – sama siebie strofowałam w myślach.
Około południa przyszedł Dawid:
– No, zbieraj się. Obiad stygnie.
„On jest niesamowity – pomyślałam. – Taki bezpośredni i troskliwy!”.
W czasie obiadu zabrzęczała moja komórka. Dzwonił Jakub.
– Kochanie, przepraszam, oddzwonię do ciebie. – powiedziałam. – Teraz jestem zajęta. Jem obiad. Pa!
– Przyjaciółka? – spytał Dawid.
– Nie, narzeczony, a niebawem mąż – rzuciłam i zajęłam się jedzeniem.
– Ach, tak? – powiedział przeciągle.
Z obiadu wracaliśmy w milczeniu. Gdzieś ulotnił się nasz beztroski nastrój. Dawid bez słowa odprowadził mnie do mojego domku.
– Dziękuję za miłe towarzystwo – skłonił głowę i tyle go widziałam.
Poczułam się fatalnie. Coś było nie tak. Usiadłam do komputera, próbowałam grzebać w mojej książce. Wszystko mnie denerwowało. Ledwo dociągnęłam do kolacji. Czekałam na Dawida. Nie przyszedł. Czyżby się obraził?
Zamiast kolacji zrobiłam sobie drinka. i usiadłam na werandzie. Piękny wieczór, bezchmurne niebo, powietrze przesycone zapachem igliwia i dochodzący z głębi lasu tajemniczy szum drzew. To wszystko tworzyło niesamowity nastrój.
Nagle w oddali usłyszałam dźwięki gitary i piosenkę śpiewaną męskim głosem. Pewnie jacyś zakochani na randce nad potokiem... Siedziałam zasłuchana. „Dla mnie żaden mężczyzna nigdy nie śpiewał i nie grał na gitarze, a zawsze o tym marzyłam”, pomyślałam zazdrośnie. Moje serce topniało przy dźwiękach gitary...
– Pora spać! – rzuciłam głośno komendę, chcąc wyrwać się z rozmarzenia. Ten koncert i drink trochę mnie rozkleiły.
Nazajutrz, po śniadaniu, pobiegłam do Dawida. Dom był zamknięty. Wróciłam zawiedziona. Zabrałam się za książkę, ale moja twórcza wena gdzieś odfrunęła. Nic nie mogłam wymyślić. Na obiad wybrałam się sama już znanym mi skrótem. Na obiedzie pan Józef, właściciel zajazdu, podając mi zupę napomknął:
– Smutno pani samej?
– Nie rozumiem – zdziwiłam się.
– No, bez Dawida. Dzisiaj rano wyjechał. Myślałem, że pani wie.
– Nie, nic nie wiem – wzruszyłam ramionami. A do siebie pod nosem burknęłam: – Faceci! Kto ich zrozumie!
Ale trochę poczułam się nieswojo. Mógł się chociaż pożegnać! Z obiadu wracałam w posępnym nastroju. Zamiast zabrać się do pisania, położyłam się na leżaku. Kiedy tylko zamykałam oczy, widziałam Dawida.
Znam go zaledwie parę dni, a zrobił na mnie takie wrażenie! On trochę mnie przeraża, trochę zadziwia, a jednocześnie ma w sobie jakąś magiczną siłę, która daje mi poczucie bezpieczeństwa i przyciąga. Jest niby prosty, ale i pełen sprzeczności.
– Cholera! – zaklęłam. – Dość tego.
Wzięłam się ostro do roboty. Dzień po dniu pracowałam od świtu do nocy. Przyrosłam do komputera. Nawet na obiady przestałam chodzić. Zrobiłam zakupy w sklepie, było co przegryzać na miejscu. Codziennie podchodziłam do domku Dawida. Nadal był zamknięty.
Miłość przyszła znienacka
Po kilkunastu dniach książka była gotowa. Nowa wersja bardziej mi się podobała niż poprzednia. Wydawca miał rację. Z wielką ulgą wysłałam swoje „dzieło”. Po dwóch dniach przyszedł e-mail: „O to chodziło! Za miesiąc będzie druk”. Zapiszczałam z radości. Moja pierwsza książka za kilka tygodni będzie w księgarniach! Czuję się jak matka, która wydała dziecko na świat. Ależ to podniecające!
Mogłam już wracać do domu, ale chciałam jeszcze zobaczyć się z Dawidem. Byłam ciekawa, kiedy wróci i czemu tak nagle wyjechał. Po prostu tęskniłam za nim. Raniutko jak zwykle wyszłam na werandę. Na polanie stał Dawid.
– Wróciłeś! – krzyknęłam. I w tej samej chwili Dawid był już przy mnie.
– Jesteś. Nareszcie jesteś – szeptałam, obsypywana jego pocałunkami. – Myślałam, że już cię nie zobaczę, draniu! – z czułością targałam jego brodę.
Nagle zesztywniałam.
– Co się stało? – zapytał z lękiem.
– Wybacz, ale ja nie mogę. Przecież niedługo wychodzę za mąż! – krzyknęłam rozpaczliwie. Zrobiłam w tył zwrot.
– Nina! – chwycił mnie za ręce. – To nie może tak się skończyć. Wyjechałem, bo nie chciałem ci się narzucać. Ale nie mogłem dłużej być z dala od ciebie. Pomyślałem, że może ty też… – patrzył na mnie z nieskrywaną nadzieją w oczach.
– Masz rację. Ja też… Ale to nie ma sensu. Rozumiesz?! Nie mogę komplikować sobie życia. Żegnaj i wybacz – wyrzuciłam jednym tchem i nie patrząc na niego, wbiegłam do domku.
Łzy zalewały mi oczy. Czułam się rozdarta na pół. Jedna Nina chciała dochować wierności Jakubowi, a druga pragnęła Dawida, tu i teraz, jak powietrza. Jego ramion, jego pocałunków! Z rozpaczy zaczęłam gryźć palce.
– Trudno – jęknęłam w końcu z rezygnacją. – Obydwu mieć nie mogę. Tu namiętność i fascynacja, a tam spokój i stabilizacja. Muszę być uczciwa wobec siebie i Jakuba. Wyjeżdżam, bo nie ręczę za siebie przy następnym spotkaniu. W godzinę uporządkowałam domek, spakowałam się, oddałam gospodarzom klucze i z bólem serca ruszyłam w drogę.
Nikogo nie uprzedziłam o moim przyjeździe. Dojechałam do Warszawy późną nocą. Byłam potwornie zmęczona podróżą i roztrzęsiona po rozstaniu z Dawidem. Gdy tylko przekroczyłam próg mieszkania, od razu padłam na kanapę.
– Zasnąć jak najszybciej – zamruczałam do siebie. – Nie mam siły na nic.
Sen jednak nie przychodził. Gdy tylko przymykałam oczy, jawił się Dawid i słyszałam jego ostatnie słowa; „To nie może się tak skończyć”.
– Wybacz… – szeptałam, wtulając głowę w poduszkę.
Następnego ranka przyszedł Jakub. Był zdziwiony, że już jestem i zły, że nie dałam mu znać. Ja byłam wściekła, sama nie wiedząc na co. Zamiast czułego powitania była awantura. On stał i patrzył na mnie ze smutkiem w oczach.
– Ninko – objął mnie. – Wiem, że jesteś zmęczona, że denerwujesz się książką, rozumiem cię.
– Masz rację – przytuliłam się do niego. – Przepraszam. Nerwy mi puszczają.
Pogodzeni poszliśmy na obiad do restauracji. Kiedy jedliśmy, nagle spostrzegłam, jakim sztywniakiem jest Jakub. Jadł w wielkim skupieniu, bez słowa. Celebrował każde danie. Zdziwiłam się, że wcześniej mi to nie przeszkadzało.
„Z Dawidem to by była uczta i dla podniebienia, i dla ducha” – pomyślałam z rozrzewnieniem. Co dzień coraz więcej zachowań nie podobało mi się u Jakuba. A to, że kompletnie nie potrafił nic zrobić w kuchni. Że w sypialni składa swoje spodnie w kancik, a gdy wejdzie do łóżka, ja już na nic nie mam ochoty. Byłam wciąż poirytowana.
Moja mama pewnego dnia zagadnęła:
– Dziecko, ja nie chcę się wtrącać, ale od pewnego czasu jakoś inaczej traktujesz Jakuba. Krytykujesz go, fukasz na niego. To nie wróży dobrze. Zastanów się, w czym tkwi przyczyna..
– Jestem podenerwowana, za tydzień mam promocję książki – wybuchnęłam.
Mama pokręciła głową: – Ninuś, ty go nie kochasz. Przyznaj się uczciwie. Jesteś za młoda, żeby wychodzić za mąż z rozsądku.
Patrzyłyśmy na siebie w milczeniu. Mama miała rację. Nie kochałam Jakuba. Może na początku tak, ale potem raczej przywykłam do niego. Zebrałam się na odwagę i opowiedziałam jej o Dawidzie. Słuchała w skupieniu.
– Córeczko – uśmiechnęła się – jakbym siebie widziała! Ja też byłam już zaręczona z innym, kiedy poznałam twojego ojca. Od pierwszego spojrzenia wiedziałam, że tylko on i żaden inny. Dopiero z nim przeżyłam prawdziwą miłość.
– A ten poprzedni? – spytałam.
– Miał do mnie żal, ale cóż mógł zrobić. Ja nigdy nie żałowałam tej decyzji. Nie wyobrażam sobie małżeństwa bez miłości.
– Mamo – szepnęłam. – Dziękuję ci. Chciałam…
– Nic już nie mów – spojrzała mi w oczy. – Wracaj do niego, a potem z nim. Musimy go przecież poznać.
Poczułam ogromną radość i wdzięczność za to, co usłyszałam. Tak się bałam, że mnie zruga, a ona otworzyła mi oczy i wskazała drogę! Kochane matczysko...
Postanowiłam zmienić swoje życie
Wróciłam do siebie i podjęłam decyzję. Obojętnie, czy będę z Dawidem, czy nie – z Jakubem koniec. Przy Dawidzie zrozumiałam, jakiego mężczyznę pragnę mieć u swego boku przez całe życie. Jakub przyszedł dość późno. Zaraz po kolacji zaczęłam rozmowę.
– Już dawno chciałam z tobą porozmawiać o nas. Czuję, że my chyba nie pasujemy do siebie – palnęłam prosto z mostu.
Nie umiałam prowadzić trudnych rozmów. Czekałam w napięciu, co odpowie.
– No dobrze, nie będę zaprzeczał. Ja też tak sądzę. Rozstańmy się w zgodzie – zaproponował chłodno.
– To już wszystko? – patrzyłam na niego z niedowierzaniem.
– Po co mamy się ranić, przerzucać argumentami. Jesteśmy dorośli – tak oto skwitował całą rozmowę i spokojnie poszedł do szafy po neseser.
Patrzyłam, jak pedantycznie układa w torbie swoje rzeczy i z każdą chwilą robiło mi się lżej na sercu. A jednocześnie po głowie krążyła mi jedna myśl: „Jak ja mogłam z nim tak długo wytrzymać?”. Żegnając się ze mną, pocałował mnie tylko w rękę i bez słowa wyszedł. Usiadłam w kuchni i poczułam ulgę, jakbym pozbyła się uciążliwego lokatora. Od dawna tak dobrze nie spałam. Obudziłam się wolna i lekka. Spakowałam się błyskawicznie i pognałam jak szalona ku swojemu przeznaczeniu.
Gdy dojechałam do zajazdu, był już mrok. Samochód zostawiłam na parkingu i na skróty poszłam do domu Dawida. Z daleka zobaczyłam światło w oknach. Serce biło mi jak szalone. Podeszłam bliżej i zobaczyłam na oświetlonej werandzie Dawida brzdąkającego na gitarze.
„To jednak on wtedy śpiewał” – ucieszyłam się.
Podeszłam bliżej. Zobaczył mnie. Z dzikim okrzykiem podbiegł i porwał mnie na ręce. Tulił mnie jak odnalezioną zgubę. Nie mogliśmy ze wzruszenia mówić. Nasze usta, dłonie i oczy wyrażały wszystko.
– Wiedziałem, że wrócisz – przemówił w końcu. – Wiedziałem. Wiedziałem – powtarzał, całując moje dłonie.
– Dawid, czy to prawda, czy sen? – nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje.
– Sen już się skończył – szepnął, całując mnie chyba po raz setny. – Już robię kolację – pobiegł do kuchni.
Poczułam się wreszcie na swoim miejscu. Jak to dobrze, że wróciłam! Potem usiedliśmy na werandzie. Dawid wziął gitarę i zaczął śpiewać. Jego mocny, ciepły głos rozbrzmiewał w nocnej ciszy.
– Dziękuję – pocałowałam go. – Spełniło się moje marzenie.
– A czy ja mogę też mieć marzenie?
– Spełnię każde – popatrzyłam mu głęboko w oczy.
– Marzę, że zostaniesz ze mną na zawsze – powiedział drżącym głosem.
– Mamy takie same marzenia – odparłam i przytuliłam się do niego. – Jestem szczęśliwa – szeptałam w jego ramionach.
– Wiesz – powiedział Dawid – twojemu wydawcy należy się ode mnie duża wódka. Gdyby nie on, nie poznałabym ciebie.
– To chyba jakieś przeznaczenie…
Nie dokończyłam, bo Dawid zamknął mi usta namiętnym pocałunkiem. Dla takich pocałunków warto było przewrócić całe życie do góry nogami.
Więcej prawdziwych historii:
„Mąż zabiera mi całą pensję i wydziela 100 zł miesięcznie. Nie mam nawet za co kupił kurtki na zimę”
„Jestem nieuleczalnie chora i nie wiem, ile mi zostało. Nie chcę zmarnować życia mężowi, dlatego wolę, by mnie zostawił”
„Mój mąż latami ukrywał przede mną swój majątek. Gdy prawda w końcu wyszła na jaw, powiedział mi, że to i tak tylko jego pieniądze”
„Wzięłam rozwód w wieku 20 lat. Po 10 latach kobieta, która ukradła mi męża, poprosiła mnie, bym się nim zaopiekowała”