„Rodzina przyjaciółki zdewastowała moją działkę. Tyle pracy, oszczędności, a ta raszpla mówi, żebym nie przesadzała!”

Rodzina przyjaciółki zdewastowała moją działkę fot. Adobe Stock, stockbakers
„>>W nosie mam twoją rodzinę, tę bandę bydląt<< – wrzasnęłam i rozłączyłam się. No co za babsko! Cały rok gnije na hamaku i patrzy, jak inni pracują, a do zbierania owoców cudzej harówki jest pierwsza i jeszcze mi mówi, że dramatyzuję? Przecież to całe miesiące mojej pracy na marne, o pieniądzach utopionych w sadzonkach nie wspomnę!”.
/ 06.02.2023 13:15
Rodzina przyjaciółki zdewastowała moją działkę fot. Adobe Stock, stockbakers

Zośka jakoś specjalnie błyskotliwa nie jest, ale jej pomysł, żeby wydzierżawić na spółkę ogródek działkowy, to był strzał w dziesiątkę! Co ja w ogóle robiłam, zanim zostałam agroholiczką?

Chodziłyśmy do kina, nie pamiętasz? – dogaduje czasem przyjaciółka. – Raz nawet pojechałyśmy do Krakowa do teatru. Nie wspominając o koncertach naszych ukochanych…

– O, Jezu, o tym ani słowa – wzdrygnęłam się. – Gwiazdy naszej młodości zdecydowanie też już powinny przejść na emeryturę. Człowiek idzie z bijącym sercem na koncert, a tam takie łysawe dziady...

Zdecydowanie z ogródkiem żyje nam się lepiej, a jak Zośce tak brakuje kultury, to niech przypomni o tym zimą, wtedy jest pora na takie pierdoły.

Zimą to ty siedzisz z nosem w katalogach ogrodniczych i ciułasz grosz do grosza, żeby kupić nowe zielsko – wypomniała mi ostatnio.

Trudno, ktoś w końcu musi!

Jakby to zostawić w jej rękach, to miałybyśmy tylko trawnik. Zresztą, Zośka lubi narzekać, taką już ma naturę, a mnie to specjalnie nie przeszkadza. Ona sobie międli ozorem rozwalona na hamaku między jabłonkami, a ja plewię i tylko od czasu do czasu coś tam bąknę, niby, że słucham. Tak naprawdę już myślę o floksach, które nam obiecała w tym roku sąsiadka, albo podglądam, czy jakieś robactwo nie dobiera się do róż. W sumie, jakby spojrzeć realnie, to sama zasuwam na tej działce! Dobrze choć, że już na początku ustaliłyśmy, że Zosia zajmuje się koszeniem, bo chyba musiałabym się sklon`ować! Próbowałam nawet bardziej ją wykorzystać, ale jak ktoś nie ma serca do roślin, to lepiej niech odpoczywa, bo więcej szkód przy takiej robocie niż pożytku.

Naturalnie rozumiem, że nie każdego musi zielone interesować, ale żeby do dziś mylić kokorycz i kokoryczkę? Albo pytać, czy psiząb jest chory, bo ma jakieś plamy na liściach! Gwoli sprawiedliwości, należałoby dodać, że Zośka czasem jeszcze pichci na działce, jakąś sałatkę zmajstruje albo kanapki z pomidorem. Dobrze jest, nie ma co jęczeć. Każdemu według jego potrzeb. Chociaż ostatnio trochę w strachu byłam, bo okazało się, że do przyjaciółki ma przyjechać na tydzień rodzina: syn z synową i wnukami. I moja współdziałkowiczka wymyśliła, że byłoby cudnie spędzić te ciepłe, czerwcowe dni w ogrodzie.

Oni tego nie mają – oświadczyła. – Co to za życie w blokach, w dodatku w wielkim mieście? Maluchy tak rzadko widuję, a sama mówisz, że na łonie natury nawiązuje się najbliższa więź. Akurat truskawki się zaczną…

Nie podobał mi się ten pomysł

Ale nie miałam serca odmówić. Zosia zresztą pytała raczej z grzeczności, bo, zanim zdążyłam udzielić odpowiedzi, już zaproponowała miejsce, gdzie mogłabym jej pomóc rozstawić grill. Strasznie była przejęta, aż miło było widzieć ją taką rozentuzjazmowaną. Co się dziwić – na co dzień, w odróżnieniu ode mnie, sama jest jak palec. Ja chociaż męża mam. Jaki ten mój Heniek jest, to jest, przynajmniej jednak sama wieczorami nie siedzę, gapiąc się w telewizor jak sroka w gnat. No więc porobiłam na działce najważniejsze sprawy, sprawdziłam, czy róże dobrze podwiązane, przy świeżych sadzonkach powbijałam znaczniki z nazwami, na wypadek, jakby rodzinka Zosi chciała się na przykład odwdzięczyć plewieniem…

– Pamiętaj, że sąsiadka ma przynieść flance tej pysznej, jesiennej sałaty – przypomniałam koleżance. – Prosiłam ją też o goździki brodate. Nie musisz tego sadzić, sama to zrobię, ale przynajmniej zadołuj gdzieś w cieniu, dobrze?

No, już, nie bój się tak – prychnęła. – Wszystko będzie tip-top, Brydzia.

Strasznie mi się dłużył ten tydzień bez ogródka, kusiło mnie nawet, żeby „przypadkiem” zajrzeć, lecz mąż stwierdził, że przesadzam. Mieli wyjechać w poniedziałek rano, więc we wtorek skoro świt poczułam się rozgrzeszona – wsiadłam na rower i na działkę! Jak tylko wyjechałam za miasto, od razu popuściłam cugle wyobraźni i zaczęłam planować, co dziś zrobię. Może jak już wyplewię to, co narosło przez tydzień, wybrałabym się po pokrzywę i nastawiła ją na gnojówkę w plastikowej beczce? Podobno to fantastyczny nawóz! Zajechałam wreszcie na działkę, otwieram kłódkę, wchodzę, patrzę i oczom nie wierzę…

Jakby stado słoni przegalopowało przez ogród!

Liczyłam się z tym, że truskawki zostaną wyżarte do cna, ale żeby jeszcze wszystko zdeptać?! Pędy ziemniaków były połamane, róże też jakieś podskubane, a już najgorzej wyglądały irysy – ktoś po prostu poodcinał wszystkie kwiaty! Znalazłam je potem na rabacie z pomidorami powtykane bez sensu w ziemię. Kiedy w kącie za altanką natknęłam się na reklamówkę z zaparzonymi sadzonkami od sąsiadki miarka się przebrała – klapnęłam na ławkę i rozpłakałam się. Tyle pracy na marne! O, Zośka doskonale wiedziała, co tu narobili… Swoją drogą, żeby nawet nie próbować naprawić szkód po wyjeździe rodziny – co za chamstwo! Kiedy wreszcie ogarnęłam się na tyle, żeby do niej zadzwonić, nie poczuwała się do żadnej winy.

– Nie przesadzaj, Brygida. Nic takiego się nie stało! To tylko działka.

Tylko działka?! Znaczy się co, można ją zamienić w śmietnik? A moje oszczędności utopione w zniszczonych nasadzeniach?

– Trzeba było je ubezpieczyć – prychnęła. – Przestań tragizować. Mogłabyś chociaż zapytać, jak się czuję, jak mi się udało spotkanie z rodziną…

– W nosie mam twoją rodzinę, tę bandę bydląt! – wrzasnęłam.

I rozłączyłam się. No co za babsko! Cały rok gnije na hamaku i patrzy, jak inni pracują, a do zbierania owoców cudzej harówki jest pierwsza. Wróciłam do domu wściekła i opowiadam Heńkowi, co się stało, a ten drugi mądry: też twierdzi, że przesadziłam. Przecież to moja przyjaciółka, znam ją tyle lat! Czy warto się kłócić w jesieni życia o parę kwiatków?

Czytaj także:
„Przyjaciółka zaczęła się umawiać z moim byłym. Chciałam ją ostrzec, ale nie chciała mnie słuchać, więc niech cierpi!”
„Wiedziałam, że przyjaciółka wyleci z pracy i zrobiłam coś strasznego. Przeze mnie Beatka miesiącami żyła w nędzy”
„Przyjaciółka wprosiła się i zrobiła z mojego mieszkania hotel. Nie miała dla mnie czasu, bo uganiała się za facetami”

Redakcja poleca

REKLAMA