„Rodzina nie jest mi wdzięczna za paczki z USA. Niczego nie mają w tej biednej Polsce, ze wszystkiego powinni się cieszyć”

Po każdej kłótni partner po prostu znikał fot. Adobe Stock, Zadvornov
„Każdy wie, jak w Polsce stwarza się pozory bogactwa na pokaz. Gdy siostra napisała, że bardzo dziękuje mi za dotychczasową pomoc, ale nie ma sensu, bym wykosztowywała się na paczki, bo u nich niczego nie brakuje, przełknęłam ten brak wdzięczności, choć było mi bardzo przykro. W końcu mogłaby się zdobyć na szczerość w najbliższej rodzinie!”.
/ 28.02.2023 17:15
Po każdej kłótni partner po prostu znikał fot. Adobe Stock, Zadvornov

Kiedy wyjeżdżałam z Polski, na półkach sklepów stał tylko ocet i nic nie wskazywało na to, by miało być lepiej. Rodzina mi zazdrościła, sąsiadki patrzyły wilkiem, raz tylko odważyłam się powiedzieć, że dla mnie przymusowa emigracja to dramat, za co mało nie zarobiłam w zęby od szwagra, więc darowałam sobie szczerość. W gruncie rzeczy miałam żal do męża, że przez swoją działalność w opozycji postawił nas w takiej sytuacji, żal, który podczas pobytu w obozie dla uchodźców w RFN tylko się spotęgował, a potem rósł wprost proporcjonalnie do odległości, jaka dzieliła mnie od kraju. A ponieważ ostatecznie zatrzymaliśmy się w San Diego, żalu i urazy było już tyle, że pozostało nam tylko rozstanie.

Tyle że byłam już za daleko, by wracać do kraju…

Po osiemdziesiątym dziewiątym odwiedziłam rodzinne strony i stało się dla mnie jasne, że Heraklit z Efezu miał rację: nie da się wejść drugi raz do tej samej rzeki. Wszystko się zmieniło, przyjaciele się zmienili, często w przedziwny sposób, rodzina także – byłam dla wszystkich ciotką z Ameryki i nikt nie pragnął niczego innego. Jasne, nie byłam bez winy, też już myślałam inaczej i wkurzało mnie typowo polskie czarnowidztwo, dopatrywanie się wszędzie działania wrogich sił i ogólny fatalizm. Z całego półmiesięcznego pobytu zapamiętałam właściwie tylko siostrzenicę, która urodziła się podczas mojej nieobecności.

Mała Iwonka była taka rezolutna i przebojowa! Mogłabym ją porwać, gdyby starczyło mi odwagi, tym bardziej że lekarze w Kalifornii już mnie uświadomili, że nie mam szans na macierzyństwo. Ale, jak już wspomniałam, na radykalne rozwiązania zabrakło mi odwagi, toteż poprzestałam na wysyłaniu paczek, gdy już wróciłam do siebie. Przynajmniej dwa razy do roku, na każde święta, pakowałam do kartonu kawę i czekolady, rozpuszczalne kakao, torby z fikuśnymi płatkami śniadaniowymi, które w Polsce wzbudzały gorący aplauz, trochę ciuszków, zabawki… Posyłałam te dobra rodzinie, żeby pomóc jej przetrwać, bo cóż z tego, że bliscy mieli wymarzoną wolność, skoro bochenek chleba kosztował dwa tysiące złotych?

Mijały lata, w końcu, niestety, i do USA dotarł kryzys. Musiałam zamknąć firmę i przyznam, że przez chwilę przeżywałam coś na kształt załamania, ale w końcu znalazłam w sobie dość siły, żeby odbić się od dna. Teraz sprzątam w domach i raz w tygodniu zajmuję się dziećmi znajomych Amerykanów. Nie mam już rodzinie w Polsce tyle do zaoferowania co kiedyś, ale wciąż staram się wysłać pakiet od czasu do czasu. Często są to używane rzeczy, które dostaję od pracodawców: drobny sprzęt kuchenny, jakieś zabawki po dzieciach, ciuszki, upolowane na wyprzedażach. To co w bogatym świecie jest odpadem, w rękach zapobiegliwego Polaka znów może stać się cenne, wystarczy naprawić, zlutować druciki, przeszyć kilka ściegów. Doskonale pamiętam, że zawsze umieliśmy zrobić coś z niczego, i chociaż na Zachodzie wciąż się trąbi o ekologii, co oni mogą o tym wiedzieć, wywożąc co tydzień tony śmieci? Od jednej ze znajomych dostałam nawet komputer, bo uznała, że choć działa bez zarzutu, jest już przestarzały. Zrobiłam kursy i teraz śmigam po internecie, a dzięki Facebookowi mogę na bieżąco być w kontakcie z moją rodziną, widzieć, jak dzieci rosną, jak wszystko się zmienia…

Chciałam nawet załatwić jakiś sprzęt dla siostry

Ale napisała, że oni już mają, podobno Iwonka, która w międzyczasie stała się dorosłą kobietą, została graficzką komputerową i prowadzi własną firmę! Bardzo się cieszyłam każdą wiadomością z Polski, choć miałam świadomość, że rodzina trochę koloryzuje. Nikt nie lubi czuć się gorszy, ale powiedzmy sobie szczerze, cóż oni tam mogą mieć? Gdyby było tak pięknie, jak usiłowano mi wmawiać, dlaczego tylu młodych ludzi wyjeżdżałoby do pracy w Wielkiej Brytanii i innych krajach UE? Zdjęcia, które namiętnie publikują na Facebooku, nikogo nie przekonają. Już od czasów „Samych swoich” każdy wie, jak w Polsce stwarza się pozory bogactwa na pokaz. Dlatego gdy siostra napisała, że bardzo dziękuje mi za dotychczasową pomoc, ale nie ma sensu, bym wykosztowywała się na paczki, bo u nich jest już prawdziwa Europa i niczego nie brakuje, przełknęłam ten brak wdzięczności, choć było mi bardzo, bardzo przykro… W końcu mogłaby się zdobyć na szczerość w najbliższej rodzinie! Poczułam się tak, jakby ktoś dał mi w twarz.

Ostatecznie, postanowiłam nie przejmować się jej uwagami i nadal posyłałam paczki, tylko teraz na adres Iwonki, która wraz z mężem, spodziewała się pierwszego dziecka. Malutka urodziła się w listopadzie, więc do bożonarodzeniowej paczki mogłam już wrzucić wszystkie niemowlęce rzeczy, które udało mi się zdobyć w ostatnich miesiącach. Dorzuciłam dwa opakowania syntetycznego mleka, któremu kończył się termin ważności, więc było tańsze. W Wigilię Iwonka złożyła mi życzenia na Facebooku, przy okazji zdawkowo dziękując za prezent. Kurczę, czy im się wydaje, że tutaj ładne rzeczy rosną na drzewach i wystarczy tylko po nie sięgnąć? Napisałam, że byłoby mi bardzo miło, gdyby zamieściła zdjęcie małej Natalki z upominkami, może ubranej w tę prześliczną wełnianą sukieneczkę z błękitnym haftem? Na drugi dzień włączyłam Facebooka i aż mną zatrzęsło. Jakby mi ktoś w twarz dał!

Dziecko leżało na sofie, kiecuszka z plamą na brzuchu, dołem urwana listwa, a obok lalka bez oka. To takie trudne zadbać o coś, co się dostało za darmo? Piszę tutaj, bo chciałam się dowiedzieć, czy teraz w Polsce są takie zwyczaje? Czy grzeczność aż tak staniała, że można narażać na pośmiewisko tego, kto się z serca dzieli tym, co ma, choć sam ma niewiele?

Czytaj także:
„Miałam jedną zasadę: nigdy nikomu nie pożyczam pieniędzy. Złamałam ją raz. Straciłam kasę i przyjaciółkę”
„Mąż dawał mi 200 zł miesięcznie, a resztę pieniędzy wydawał na kochankę. Nie pracowałam, więc nie miałam głosu”
„Koleżanka zazdrościła mi pieniędzy i pozycji. Sama nie umiała zapracować na swój sukces, więc odebrała wszystko mnie”

Redakcja poleca

REKLAMA