„Rodzina narzekała na mnie, że jestem dusigroszem. To ciekawe, że gdy biedowali, to ja i moja kasa ratowaliśmy im skórę”

dumny dziadek fot. Adobe Stock, Moon Safari
„Jednak byłem niespokojny​. Czułem, że mają zmartwienie i że to jest sprawa poważna. Dlatego wbrew swoim zwyczajom zaprosiłem ich do siebie niby po to, żeby mi pomogli w przesadzaniu ogromnej paproci, ale to był tylko pretekst”.
/ 09.04.2023 08:30
dumny dziadek fot. Adobe Stock, Moon Safari

Każdy mężczyzna powinien mieć jakieś własne pieniądze, które może wydać, na co tylko chce. Nie wyobrażałem sobie, że wszystko, co zarobię, oddaję na dom albo przelewam na wspólne konto. Czułbym się wtedy okropnie, jak smarkacz wyciągający rękę po drobne na słodycze lub fajki; taka perspektywa była dla mnie nie do przyjęcia!

Oszczędności i szacunku dla pieniędzy każdy facet powinien się nauczyć, żeby nie świecić oczami, kiedy trzeba będzie stanąć na wysokości zadania i sięgnąć do portfela w chwili kryzysu czy nagłej potrzeby. Ja, choćby się waliło i paliło, muszę sobie zostawić jakąś sumkę na czarną godzinę.

Z żoną się rozwiodłem, bo była nieodpowiedzialna i rozrzutna. Nasz dom to był worek bez dna. Tyle rzeczy się marnowało, tyle wyrzucało na śmietnik, bo zakupy były robione bez planu, na żywioł, często niepotrzebnie i chaotycznie. W sklepach stało się w kolejkach albo załatwiało spod lady, więc tym bardziej należało uważać, ale moja żona miała pstro w głowie i marnotrawiła żywność, nie oszczędzała prądu, zapalając żarówki we wszystkich pokojach, i wylewała do zmywania pół butelki płynu do naczyń, choć wówczas należał do artykułów prawie luksusowych.

Ciągle się kłóciliśmy. Ona mówiła, że jestem skąpy, ja twierdziłem, że przy niej każdy by poszedł z torbami. Wreszcie miałem dosyć i założyłem sprawę rozwodową, ale okazało się, że będziemy mieli dziecko, więc nasze rozstanie odłożyło się w czasie i rozeszliśmy się ostatecznie dopiero wtedy, gdy nasz syn był prawie dorosły. Wtedy ja i żona byliśmy sobie zupełnie obcy…

Chce wczasy? Niech na nie zarobi

Mam dobry zawód, jestem technikiem dentystycznym, więc nieźle zarabiam. Przez lata odłożyłem sporą kasę, żyjąc oszczędnie i bez szaleństw. Teraz już jestem na emeryturze… Miałem wiele kobiet, ale dla żadnej nie zwariowałem na tyle, aby ją obsypywać kwiatami, prezentami i tak dalej.

Raz w roku, na Gwiazdkę, synowi, synowej i wnuczce dawałem prezenty, i to nawet dosyć kosztowne, ale poza tym nikogo z bliskich nie rozpieszczałem. Nie mogę powiedzieć, żebym ich nie kochał, bo to byłaby nieprawda. Nawet żonę po swojemu kochałem, tylko nie umiałem się z nią dogadać. Kiedy się rozstaliśmy, było mi bardzo żal, ale okazywanie uczuć poprzez prezenty czy szastanie pieniędzmi na zachcianki nie wchodziło w grę.

Powiem nawet, że kilka razy własnemu synowi kategorycznie odmówiłem, kiedy przyszedł prosić o pożyczkę, bo chciał z rodziną wyjechać na zagraniczne wczasy albo remontować mieszkanie.

– Planuj wydatki i nie rzucaj się na coś, na co cię nie stać – powiedziałem.

– Przecież ci nie ubędzie, tato – tłumaczył. – Co to dla ciebie? Nawet nie poczujesz braku tych paru groszy. Oddam w ratach, obiecuję…

Nie przekonał mnie i od tej pory już mi nie zawracał głowy. Ja nie pytałem, czy czegoś nie potrzebują, bo wiem, że jakbym zapytał, to na pewno takie potrzeby by się znalazły. Więc wolałem nie prowokować i nie kusić losu. Nawet dla wnuczki, która jako jedyna potrafiła mi zmiękczyć serce, nie zmieniałem swoich zasad, choć właśnie ona nigdy, nawet jako małe dziecko, o nic się nie upominała.

Była śliczna i bardzo zdolna. Miała wielki talent muzyczny, więc pewnego roku w ramach gwiazdkowego prezentu dołożyłem do kupna pianina, a właściwie sfinansowałem wszystko, bo w końcu się okazało, że instrument jest dużo droższy, niż planowano, i że jej rodziców na niego nie stać. Ale to była jedyna taka sytuacja…

Mieszkaliśmy dosyć daleko od siebie, więc nie widywaliśmy się zbyt często, dlatego podczas każdego spotkania byłem zaskoczony zmianami zachodzącymi w Ani. Rosła szybko, z dziecka zmieniała się w dziewczynkę, potem nastolatkę, aż wreszcie pewnego razu zobaczyłem przed sobą wysoką, bardzo szczupłą pannę o długich, jasnych włosach i niebieskich oczach.

– Coś ty taka blada? – zapytałem, bo uderzyła mnie jej prawie przezroczysta cera. – Nie za dużo się uczysz? Może się odchudzasz? Chyba nie jesteś taka niemądra?

– Nie, dziadku – uśmiechnęła się. – Wiosna po prostu. Wszyscy chodzą jak muchy w smole, ale to minie, zobaczysz.

Kątem oka dostrzegłem, że moja synowa jakoś dziwnie się zakręciła i szybko wyszła z pokoju. Kiedy wróciła, miała czerwone oczy, jakby płakała. Nie zapytałem, co się dzieje, do głowy mi nie przyszło, żeby ich przycisnąć, ale skoro nigdy się nie dopytywałem o ich sprawy, teraz nie bardzo wiedziałem, jak to zrobić i od czego zacząć.

Jednak byłem niespokojny

Czułem, że mają zmartwienie i że to jest sprawa poważna. Dlatego wbrew swoim zwyczajom zaprosiłem ich do siebie niby po to, żeby mi pomogli w przesadzaniu ogromnej paproci, ale to był tylko pretekst, chociaż roślina naprawdę wymagała nowej doniczki, a synowa znała się na tym jak nikt inny.

Zapytałem bez zbędnych ceregieli, co się dzieje. Najpierw kłamali, że nic, że tylko mi się wydaje, ale w końcu puścili farbę. Miałem rację, chodziło o Anię, ale prawda o niej była taka, że prawie pożałowałem swojej ciekawości.

Niespełna szesnastoletnia Ania była w trzecim miesiącu ciąży. Ojcem maleństwa był jej kolega z klasy, taki sam dzieciak jak ona. Twierdzili, że się kochają i że chcą być razem. Rodzice tego małolata zupełnie się wypięli i oznajmili, że to nie ich sprawa i że wcale nie wiadomo, z kim Ania tak naprawdę będzie miała to dziecko. Ich syn mógł być przecież jednym z wielu, więc oni się będą poczuwali do pomocy dopiero wtedy, kiedy się ustali ojcostwo. To był grom z jasnego nieba, nie przeczę.

– Co macie zamiar zrobić? – zapytałem.

– Nie wiemy – odpowiedzieli. – Na pewno jej nie zostawimy. Dziecko się urodzi, a potem zobaczymy. Może wyjedziemy stąd gdzieś daleko? Teraz najważniejsze są jej zdrowie i spokój. Widział ojciec, jak źle wygląda. Ona najbardziej się tym gryzie. Nie będziemy jej dokładać zmartwień.

– Macie pieniądze? Będą potrzebne, i to niemałe, wiecie o tym.

– Jakoś sobie poradzimy, niech się ojciec nie martwi…

– Ja się nie martwię, bo jeśli wy nie macie kasy, to ja ją mam, więc to najmniejszy kłopot. Finanse biorę na siebie, nie będziemy na niczym oszczędzać. Najpierw dobry lekarz i kompleksowe badania, bo ona faktycznie wygląda na chorą. Potem pomyślimy, co dalej… W szkole wiedzą?

– Jeszcze nie. Nie wiemy, czy powinni – wyznała synowa.

– Powinni, i to jak najszybciej. Niedługo wakacje, to się zobaczy, co po nich. Potrzebne wam będzie większe mieszkanie. Zajmę się tym. I przestańcie się tak trząść, jakby się zdarzyło jakieś nieszczęście. Mamy problem, nie przeczę, i to duży problem, ale to nie tragedia. Powiedzcie Ani, że ma się uspokoić i zacząć o siebie dbać. A wy jej w tym pomóżcie. Taka wasza rola.

Patrzyli na mnie ze zdumieniem

– Ale tato, przecież może chodzić o dużą kasę. Nie mamy tyle, żeby ci oddać….

– Wiem, że uważacie mnie za dusigrosza – powiedziałem. – I macie rację, ale gdyby nie moje odkładanie każdej złotówki, teraz byłoby nam wszystkim dużo trudniej, prawda? Na szczęście byłem ostrożny i zebrałem ziarnko do ziarnka. Więc co moje, to i wasze. Rodzina musi się wspierać w takich momentach. Zresztą wam i tak jest trudniej, bo ja daję tylko pieniądze, a wy bierzecie na siebie całą resztę. No i będziecie mieli w domu nastolatkę i niemowlę, a to jest wyzwanie. Jeszcze wiele przed wami, nie zazdroszczę, ale i nie współczuję. Stało się. Życie bywa pełne niespodzianek.

Nie pytajcie, czy mi nie żal wydawać oszczędności całego życia, bo odpowiedź jest tylko jedna: nie żal. Czemu miałoby być inaczej? Mówiłem, że zbieram na czarną godzinę, i taka właśnie nadeszła. Może nie czarna, ale szara na pewno. Trzeba ją trochę rozjaśnić. Mam nadzieję, że Ania zdrowo donosi i urodzi swoje dziecko, no i że sobie poradzi z tak wczesnym macierzyństwem. Na szczęście mogę jej pomóc i zrobię to z radością. W końcu nie każdy ma szansę zostać pradziadkiem!

Czytaj także:
„Ojciec sfingował swoją śmierć, bo chciał się uwolnić od mamy. Po latach twierdził, że zaszła w ciążę, żeby go usidlić”
„Gdy żona zaszła w ciążę, obydwoje straciliśmy pracę. Uśmiechałem się, ale tak naprawdę byłem załamany”
„Od 5 lat staramy się o dziecko. Teściowa zrobiła nam na złość i sama zaszła w... ciążę. Ona ma prawie 47 lat”

Redakcja poleca

REKLAMA