„Rodzina myśli, że jestem nieszczęśliwa, bo nie mam faceta. Nie wiedzą, ile życiowych problemów mnie dzięki temu omija”

kobieta fot. iStock by Getty Images, AaronAmat
„Życie w Warszawie daje mi komfort bycia singielką bez konieczności tłumaczenia się komukolwiek. Moje otoczenie widzi we mnie niezależną dziewczynę ze swoimi celami i marzeniami, które niekoniecznie obejmują ślub”.
/ 02.01.2025 07:15
kobieta fot. iStock by Getty Images, AaronAmat

Kilka dni temu otrzymałam zaproszenie na ślub od kuzynki. Ma być to spora uroczystość, na którą przyjdzie około dwustu gości. Z jednej strony cieszę się na myśl o zabawie. Jednak samo wyobrażenie tej sytuacji przyprawia mnie o złe samopoczucie. Spotkam wszystkich krewnych i mnóstwo innych osób, które znam.

Nie chcę tego słuchać

Problem w tym, że przyjście bez towarzysza znów zmusi mnie do wysłuchiwania tych samych pytań. Mam trzydzieści dwa lata i żyję bez partnera, ale to nie przypadek sprawił, że jestem sama. Świadomie podjęłam taką decyzję.

W Warszawie nikt specjalnie nie zwraca uwagi na takie sprawy. Zupełnie inaczej sytuacja przedstawia się w miejscu, z którego pochodzę. Według niektórych to prawdziwy wstyd dla rodziny.

Mało kogo obchodzi fakt, że świetnie radzę sobie zawodowo, mieszkam w pięknym miejscu i jeżdżę fajnym samochodem. Ludzie widzą tylko to, że nie mam obrączki na palcu. No i oczywiście snują domysły, że coś musi być ze mną nie w porządku, bo mimo niezłego wyglądu i życiowej stabilizacji nadal nie znalazł się chętny do stworzenia związku.

Za każdym razem, gdy odwiedzam rodzinę albo dzwonię do rodziców, słyszę te same gadki. Niby się cieszą, że wszystko u mnie ok, ale zaraz zaczyna się to samo – że powinnam już znaleźć sobie męża, założyć rodzinę i urodzić minimum troje dzieci. Według nich tylko dzięki temu kobieta może być naprawdę szczęśliwa. Wszyscy dookoła czekają, aż w końcu się ustatkuję i założę rodzinę.

Kazała mi kogoś znaleźć

Niedawno historia znów się powtórzyła. Rozmawiałam przez telefon z mamą i próbowałam pochwalić się sukcesami w pracy, ale ona błyskawicznie przeskoczyła na temat ślubów. Najpierw przypomniała mi, że dzieli mnie prawie dekada różnicy wieku z Karolcią, która szykuje się do zamążpójścia. A później dodała, że odwiedziła ją ciocia Beatka, mama Karolci, i z wyraźną ironią wypytywała, kiedy w końcu ja zdecyduję się na ślub.

– Beatka chodzi dumna jak paw. A ja chciałam się schować ze wstydu jak najgłębiej… – żaliła się do telefonu.

– Co cię tak denerwuje? Przecież to ja jestem sama, nie ty – odpowiedziałam poirytowana.

– Doskonale rozumiesz, do czego piję. Dlatego musisz przyjść na wesele z kimś u boku, tak jak jest napisane w zaproszeniu. Nie mam już siły słuchać więcej tych wszystkich plotek i uszczypliwości. To mnie przerasta – ostrzegła.

Ale gdzie ja mam znaleźć tę odpowiednią osobę? Faceci są w porządku, nie mam z nimi żadnego problemu. Po prostu jeszcze nie spotkałam takiego, przy którym poczułabym, że to ten właściwy. Do tej pory mój najdłuższy związek trwał ledwie cztery miesiące. Zaczęliśmy być razem przed maturą, ale ten wielki romans zakończył się, gdy tylko dostaliśmy świadectwa.

Miałam tego dosyć

Po ukończeniu szkoły każdy z nas poszedł w swoją stronę – różne uczelnie, różne miejscowości. Od tamtej pory próbowałam się z kimś związać, ale żadna relacja nie przetrwała dłużej niż osiem tygodni. Za każdym razem sama kończyłam te znajomości.

Życie w Warszawie daje mi komfort bycia singielką bez konieczności tłumaczenia się komukolwiek. Moje otoczenie widzi we mnie niezależną dziewczynę ze swoimi celami i marzeniami, które niekoniecznie obejmują ślub i wszystkie związane z nim sprawy.

Początkowo próbowałam unikać w rozmowach z rodziną tego tematu. Udawałam, że tego nie słyszę albo zręcznie zmieniałam temat rozmowy. Kiedy te sposoby przestały działać, wyjaśniałam wszystkim, że to dla mnie jeszcze nie ten moment, że skupiam się na karierze zawodowej, no i że nie spotkałam jeszcze odpowiedniego kandydata na męża.

Te tłumaczenia nikogo nie przekonywały. „O czym ty mówisz? Przecież każda kobieta chce mieć dzieci. Wymówka z pracą jest bez sensu, da się pogodzić karierę z rodziną. A to czekanie na odpowiedniego faceta? Będziesz tak wybrzydzać, to zostaniesz sama” – słyszałam ze wszystkich stron.

To był niezły plan

Na każdym rodzinnym spotkaniu moje życie osobiste było numerem jeden wśród tematów do dyskusji. Mam przeczucie, że podczas wesela Karoliny historia się powtórzy. Pewnie skończy się tak, że zirytowana wyjdę, zanim impreza na dobre wystartuje.

Opowiedziałam o swoich obawach znajomej. Zasugerowała, żebym zaprosiła jakiegoś fajnego gościa z firmy. Miałby udawać, że jest we mnie totalnie zakochany. Nie tylko mama będzie szczęśliwa, ale też wszyscy ci gadatliwi ludzie, włącznie z ciocią Beatą będą musieli się wreszcie zamknąć. I sama się przy tym świetnie zabawię.

Na pierwszy rzut oka pomysł wydawał mi się genialny, ale to by było tylko chwilowe rozwiązanie na tę jedną uroczystość. I co dalej? Znów będę musiała wymyślać jakieś głupie historyjki o rozstaniu i braku chemii między nami? Mam już kompletnie dość takich sztuczek.

Chcę być sama

Już nie mogę znieść tych nieustannych dociekań i chcę raz na zawsze rozwiązać tę sprawę. Najwyższy czas, żeby bliscy przestali wtrącać się w moje osobiste życie i dali mi oddech. Tylko jak ich do tego przekonać? Kusi mnie, żeby podczas przerwy w graniu na weselu złapać mikrofon i zakomunikować wszystkim zebranym, że następna osoba, która zapyta mnie o datę mojego ślubu, zostanie przeze mnie wysłana do wszystkich diabłów.

Jako dorosła mam swobodę podejmowania własnych decyzji życiowych i nie zamierzam wiązać się z kimś wyłącznie po to, by zadowolić otoczenie. Martwi mnie jednak, że takie bezpośrednie postawienie sprawy może wywołać niepożądane reakcje.

Ludzie zaproszeni na uroczystość mogą poczuć się dotknięci i zacząć rozpowiadać, że nie dość, że nie mam partnera, to jeszcze brakuje mi kultury albo mam coś nie tak z głową. Mama na pewno byłaby tym bardzo zawiedziona. Zastanawiam się, czy nie dałoby się zakomunikować tego w bardziej subtelny sposób.

Agnieszka, 32 lata

Czytaj także:
„Sąsiadka na świątecznym stole stawiała flaszki zamiast pierogów z kapustą. Musiałam działać, bo szkoda jej dziecka”
„Teściowa zaglądała mi do garów, więc dałam jej nauczkę. Ciekawe, co powie na gulasz prosto z psiej miski”
„Kpiłam z męża, że ciągle przesiaduje w piwnicy. Gdy przyłapałam go na tym, co tam wyprawia, aż oniemiałam z wrażenia”

Redakcja poleca

REKLAMA