„Rodzina mojego chłopaka zniszczyła mi życie i przylepiła łatkę złodziejki. Gdyby zaoferowali pomoc, nie musiałabym kraść”

smutna starsza kobieta fot. Adobe Stock, Krakenimages.com
„Nasłuchałam się o sobie tyle, że mi wystarczyło za każdy wyrok. Jurek też w tym uczestniczył... do dzisiaj słyszę jego okrutne słowa: >>patologia, gdzie ja miałem oczy?!<<. Pocztą pantoflową puścił wiadomość o mnie na całą uczelnię. Ludzie z innych wydziałów trącali się, kiedy przechodziłam”.
/ 26.07.2023 21:30
smutna starsza kobieta fot. Adobe Stock, Krakenimages.com

W roku tysiąc dziewięćset sześćdziesiątym czwartym miałam dwadzieścia lat. Byłam na drugim roku uniwersyteckich studiów i wydawało się, że świat stoi przede mną otworem. Wiedziałam, czego chcę; miałam zrobić magisterium, znaleźć dobrą pracę i cieszyć się życiem wspólnie z chłopakiem, który wtedy był dla mnie wszystkim... Gdyby ktoś mi wtedy powiedział, że z tych planów nic nie wyjdzie, nie uwierzyłabym. Wszystko wydawało się takie pewne i proste! Mój tata był dyrektorem szkoły, mama pracowała w przychodni rejonowej jako lekarz pediatra. Nie mieliśmy kokosów, ale żyliśmy na przyzwoitym poziomie, jak na tamte czasy. Jednak w porównaniu z rodziną mojego narzeczonego, byliśmy biedni; ojciec Jerzego kierował kombinatem, a mama była wysoko postawioną urzędniczką w Komitecie Wojewódzkim PZPR, więc różnica w standardzie życia była duża. Muszę przyznać, że rodzice Jurka traktowali mnie przyjaźnie, nigdy nie dali mi wyraźnie odczuć, że jestem jakąś biedulą tylko przypadkiem zaplątaną w ich domu. Nie wiem, czy poważnie brali nasz pomysł o małżeństwie po trzecim roku studiów.

Nie wypowiadali się na ten temat

Mogłam mieć nadzieję, że nie są mu przeciwni. Wszystko się zawaliło w październiku, kiedy radio i gazety ogłosiły, że znany pisarz został aresztowany za współpracę z radiem Wolna Europa. Mój tata, który dużo czytał, a autora cenił i lubił pozwolił sobie na parę głośnych uwag na ten temat. Podobno oburzał się na głupotę i krótkowzroczność władz, a nawet powtórzył jakieś polityczne dowcipy w tak zwanym szerszym gronie. To była wielka nieostrożność w tamtych czasach. Oczywiście został wezwany tam, gdzie trzeba, i przesłuchany; to się powtórzyło jeszcze kilka razy, a później ojca z dnia na dzień odwołano ze stanowiska dyrektora szkoły, a potem aresztowano. Tak się zaczęły nieszczęścia, które na nas spadły...

Pod koniec sierpnia pracę straciła również moja mama. Co gorsza, ją zwolniono dyscyplinarnie, bo podobno w wyniku jej błędnej diagnozy zmarło leczone przez nią dziecko. Mama się broniła, twierdziła, że w ogóle nie pamięta takiego pacjenta ani takiego aktu, ale na jej niekorzyść świadczyła dokumentacja wypełniona innym charakterem pisma, ale z jej podpisem. Mama mówiła, że podpis także sfałszowano, jednak nikt jej nie słuchał... W taki oto sposób, w ciągu kilku tygodni zawalił się cały mój świat. Zostałam bez pieniędzy, z tatą w więzieniu i chorą mamą, która tak przeżyła wszystko, co z nią zrobiono, że zapadła na ciężką nerwicę i trudno było się z nią porozumieć. Strasznie się wstydziłam tego, co się stało! Byłam młoda, nie miałam pojęcia, co robić, wszyscy znajomi jakoś szybko się wykruszyli, moi rodzice byli jedynakami, więc nie miałam ciotek i wujków, dziadkowie z obu stron nie żyli, nie miałam się do kogo zwrócić z prośbą o pomoc i radę. Myślałam, że mogę liczyć na Jurka i jego rodziców, ale okazało się, że to był mój największy błąd. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że najbardziej się boją ci, którzy mają najwięcej do stracenia, a rodzice Jerzego mieli co tracić! Tacie potrzebny był adwokat, mamie lekarz, musiałam zdobyć na to pieniądze. Prosiłam o pożyczkę każdego, kto chciał ze mną rozmawiać, ale odmawiali... Sprzedałam, co miało jakąś wartość, ale u nas w domu nie było antyków ani biżuterii, więc niewiele uzbierałam.

Nie miałam wyjścia

Musiałam iść do Jurka i jego rodziców... Przyjechałam bez uprzedzenia. Pomyślałam, że tak z zaskoczenia może ich łatwiej przekonam i wzruszę, ale moje rachuby zawiodły, bo w domu był tylko Jurek. Był wyraźnie zaskoczony i nie bardzo wiedział, jak się zachować. Siedzieliśmy w ich pięknym, stołowym pokoju z dywanami, kolekcją kryształów i meblami w politurze i milczeliśmy. Co chwilę otwierałam usta, żeby wykrztusić to, po co przyszłam, ale żadne słowo mi nie przechodziło przez gardło. Pragnęłam, żeby Jurek się domyślił, że mam jakieś zmartwienie i sam zapytał, o co chodzi, ale on się nie odzywał. Zresztą, co się miał domyślać, kiedy przecież o wszystkim wiedział! Dusiły mnie łzy, czułam, że za chwilę się rozpłaczę, więc powiedziałam, że muszę do łazienki...Chciałam umyć twarz zimną wodą i jakoś się uspokoić. Weszłam, przysiadłam na brzegu olbrzymiej wanny, pooddychałam głęboko i już miałam wychodzić, kiedy na szklanej półeczce pod lustrem zobaczyłam ten pierścionek... Był ogromny. Złoty, ciężki, z jakimś migocącym kamieniem ujętym w misterny koszyczek i mniejszymi błyszczącymi drobinami dookoła. Na pewno bardzo drogi. Na pewno należał do matki Jurka. Ona pewno miała takich więcej, skoro ten zostawiła tak beztrosko w łazience.

To była chwila. Wiedziałam, że muszę to zrobić, że to rozwiąże moje najważniejsze problemy, że nie mam innego wyjścia. Po tylu latach nadal się czerwienię, kiedy o tym myślę, ale tak, muszę to powiedzieć, muszę się przyznać, że ukradłam ten pierścionek! Tak było. Przez moment się zastanawiałam, gdzie go schować, aż wreszcie wsadziłam go za stanik, bo to miejsce wydało mi się najbezpieczniejsze. Czułam jego chłód i myślałam tylko o tym, żeby jak najszybciej wyjść z tego domu. Nie bałam się, że ktoś z domowników wróci i zauważy brak pierścionka, tylko, że mi go odbiorą, i znowu zostanę bez grosza. Nie spałam całą noc. Siedziałam w ciemnej kuchni przy oknie i obserwowałam, czy pod nasz dom nie podjeżdża milicja. Ale był całkowity spokój, więc w końcu się zdrzemnęłam z głową na parapecie... Gdybym była mądrzejsza, albo gdyby ten adwokat tak nie nalegał o zapłatę, pewnie bym poczekała dłużej niż tydzień. Ale nie poczekałam... Na uczelni spotykałam Jurka i cały czas drżałam ze strachu, że zapyta, czy nie widziałam tego pierścionka, kiedy byłam u nich w łazience, jednak on zachowywał się tak, jakby się nic nie stało, więc doszłam do wniosku, że jego matka sama nie wie, gdzie kładzie swoją biżuterię, i pewnie nawet nie zauważyła, że coś jej ubyło.

Było mi wstyd, ale sumienie mnie nie gryzło

Moi rodzice byli ważniejsi! Nie zrobili nic złego, tata siedział w więzieniu za nic, mama płaciła za to wysoką cenę, więc miałam się zastanawiać, co jest moralne, a co nie jest? Nad nami nikt nie płakał... Jurka też mi nie było żal. Uważałam go za swojego chłopaka, a kiedy mnie spotkało nieszczęście, on też się wypiął i nawet nie zapytał, jak sobie radzę. Moi rodzice byli dla niego bardzo mili, wydawało się, że on też ich lubi i szanuje, a jednak czmychnął jak tchórz, kiedy był najbardziej potrzebny! Więc po tygodniu poszłam z tym pierścionkiem do jubilera. Wybrałam średni zakład w centrum miasta, gdzie zawsze było sporo ludzi, naiwnie myśląc, że nie będę się rzucała w oczy. Do głowy mi nie przyszło, że we wszystkich zakładach jubilerskich już dostali cynk o kradzieży pierścionka z prawie karatowym brylantem i że tylko czekają, żeby ktoś go przyniósł do wyceny albo sprzedaży. Tak wpadłam! Nie wsadzili mnie do aresztu tylko dlatego, że mama Jurka wycofała skargę. Za to nasłuchałam się o sobie tyle, że mi wystarczyło za każdy wyrok. Jurek też w tym uczestniczył... do dzisiaj słyszę jego okrutne słowa: „złodziejka, patologia, chamka, gdzie ja miałem oczy?!". Pocztą pantoflową puścił wiadomość o mnie na całą uczelnię. Ludzie z innych wydziałów trącali się, kiedy przechodziłam...

Nie wytrzymałam tego; przerwałam studia. Tatę skazano na cztery lata więzienia. Mama nie doczekała jego wyjścia na wolność. Zmarła na serce. Wyjechałam z mojego miasta. Znalazłam pracę, ale nigdy nie ułożyłam sobie życia osobistego. Poza tym, w każdym zakładzie moja teczka personalna zawierała informacje o tym, że jestem osobą niegodną zaufania i nie zasługującą na awans. Zawsze miałam najniższą grupę zaszeregowania i pensję. Dopracowałam do emerytury, też niskiej, bo przy takich zarobkach nie mogło być inaczej. Długie lata opiekowałam się chorym ojcem. Nie było mi łatwo... Czasami wracam myślą do tamtych czasów i zastanawiam się, czy dziś postąpiłabym tak samo? O dziwo, odpowiadam sama sobie, że tak... tylko dużo mądrzej! Niech rzuci we mnie kamieniem ten, kto wtedy nigdy nie musiał ratować bliskich i nie miał znikąd pomocy. Kawałek metalu z drogim kamieniem mógł mi pomóc; problem w tym, że nie był mój i że innego wyjścia wtedy nie widziałam. Całe życie za to płaciłam. Surowa kara, prawda? 

Czytaj także:
„Miałam jedną zasadę: nigdy nikomu nie pożyczam pieniędzy. Złamałam ją raz. Straciłam kasę i przyjaciółkę”
„Mąż dawał mi 200 zł miesięcznie, a resztę pieniędzy wydawał na kochankę. Nie pracowałam, więc nie miałam głosu”
„Koleżanka zazdrościła mi pieniędzy i pozycji. Sama nie umiała zapracować na swój sukces, więc odebrała wszystko mnie”

Redakcja poleca

REKLAMA