„Rodzina chłopaka mnie nie akceptuje, bo jestem rozwódką. Dla nich ślub cywilny jest papierkiem bez znaczenia”

młoda para fot. Getty Images, SimpleImages
„Tego było za wiele. Nikt nie będzie traktował mnie jak gorszej, tylko dlatego, że nie udało mi się w pierwszym małżeństwie. Rozwód nie jest żadnym piętnem i nie mogłam pozwolić, by ktoś mnie stygmatyzował”.
/ 21.03.2024 21:15
młoda para fot. Getty Images, SimpleImages

Koleje losu biegną różnymi torami i czasami życiowy pociąg niespodziewanie zmienia kurs. Wyszłam za mąż młodo, ale sakrament małżeństwa traktowałam z największą powagą. Czasami jednak tak bywa tak, że niedopasowanie ujawnia się dopiero po latach.

Poznałam fantastycznego faceta

Moje małżeństwo zakończyło się. Nie przez zdradę, przemoc czy nadużywanie alkoholu. Po prostu przestaliśmy się dogadywać i wspólnie zdecydowaliśmy, że nie ma sensu dalej tego ciągnąć. Rozwiedliśmy się jak cywilizowani ludzie i zaczęliśmy na nowo układać sobie życie. Normalna, dojrzała decyzja. Nie spodziewałam się, że mój stan cywilny będzie mi ciążyć jak piętno.

Po rozwodzie z Szymonem nie chciałam spieszyć się z poznawaniem kolejnych mężczyzn. Bywa jednak tak, że strzała Amora dosięga nas niespodziewanie. Mnie trafiła w pewne piątkowe popołudnie. Wracałam z pracy i postanowiłam wstąpić na kawę. Barista przygotował mój napój i wywołał moje imię. Odebrałam kubek i już miałam wracać do stolika. Odwróciłam się i przypadkiem wpadłam na młodego, przystojnego faceta. Nagle połowa mojej kawy znalazła się na jego koszuli, a on odskoczył jak poparzony (ten epitet pasuje jak ulał do tej sytuacji).

– O rany, strasznie cię przepraszam! Gapa ze mnie – zganiłam się.

– Zdarza się, zwłaszcza w zatłoczonych kawiarniach – powiedział i uśmiechnął się do mnie.

– Bardzo boli? – zapytałam z autentyczną troską.

– Tylko trochę. A właściwie to już przestaje – powiedział i spojrzał mi głęboko w oczy.

Speszył mnie swoją śmiałością. Utkwiłam wzrok w podłodze i nieśmiało się uśmiechnęłam. Jestem pewna, że w tamtej chwili na mojej twarzy pojawił się purpurowy rumieniec. Darek, bo tak miał na imię chłopak, którego oblałam kawą, od razu mi się spodobał. To był facet w moim typie. Wyższy ode mnie brunet z orzechowymi oczami, ubrany elegancko, ale nie pretensjonalnie. Najwyraźniej zauważył moje zakłopotanie i trafnie je zinterpretował, bo po krótkiej chwili przeszedł do rzeczy.

– Może w ramach zadośćuczynienia napijesz się ze mną kawy?

– Ale pod warunkiem, że ja stawiam.

– Zgoda, ale ja też mam jeden warunek.

– Jaki? – zdziwiłam się.

– Obiecaj, że nie wylejesz na mnie kolejnego kubka – powiedział i oboje wybuchliśmy śmiechem.

– Zobaczę, co da się zrobić – zażartowałam i zajęliśmy miejsca przy wolnym stoliku.

Znajomość nie skończyła się na kawie

Rozmawiało się nam fantastycznie. Choć brzmi to jak wyświechtany frazes, naprawdę czułam się, jakbym znała go od wielu lat. Czasami tak bywa, że gdy spotyka się dwoje ludzi, od razu pojawia się między nimi nić porozumienia. Wtedy, w tamtej kawiarni, doświadczyłam tego na własnej skórze. To było coś jak połączenie dusz.

Wypiliśmy kawę, a ja nie chciałam, żeby to popołudnie już się kończyło. Nieśmiało zapytałam go, czy odprowadzi mnie do domu. Zgodził się, a ja byłam cała w skowronkach, że spędzę z nim jeszcze kilka chwil.

– To mój blok – powiedziałam, gdy dotarliśmy na miejsce. – Świetnie się bawiłam.

– Ja też – odpowiedział i pocałował mnie. Już wtedy wiedziałam, że coś z tego będzie. – Zadzwonisz do mnie? – zapytał i wręczył mi serwetkę, na której zapisał swój numer.

– Już myślałam, że nie zapytasz.

Spotkaliśmy się w niedzielę. Darek zabrał mnie na obiad, a później pojechaliśmy na romantyczny spacer nad jezioro. Ani się obejrzeliśmy, a byliśmy już parą. Nie przeszkadzało mu, że jestem rozwódką. „Przeszłość nie ma najmniejszego znaczenia, liczy się tylko przyszłość” – powtarzał. Po osiemnastu miesiącach oświadczył mi się, a ja, mimo że obiecałam sobie, że nie będę się spieszyła, przyjęłam pierścionek.

– Co byś powiedziała, gdybyśmy w ten weekend pojechali do moich rodziców? – zapytał Darek niedługo po oświadczynach.

– Świetnie. W końcu muszę ich poznać, choć nie ukrywam, że trochę się stresuję.

– Zupełnie niepotrzebnie. Zobaczysz, będą tobą oczarowani.

Dla rodziny Darka byłam śmieciem

Gdy przyjechaliśmy na miejsce, czekali na nas wszyscy najbliżsi mojego narzeczonego: Maryla, jego matka, Stefan, ojciec Darka i Dominika, jego młodsza siostra. Wszyscy przywitali mnie serdecznie i nagle opuścił mnie cały stres.
Spotkanie przebiegało w miłej i przyjaznej atmosferze, ale tylko do momentu, gdy Darek ogłosił, że jesteśmy zaręczeni. Kiedy to powiedział, wszyscy nagle spoważnieli i nikt nam nie gratulował.

– Coś się stało? – zapytał Darek. – Nie cieszycie się?

– Synku, mówiłeś mi, że ta pani (nagle stałam się „tą panią”) jest rozwiedziona – zauważyła Maryla.

– Tak, to prawda. I co z tego?

– W jaki więc sposób chcecie wziąć ślub? – zapytał Stefan.

– Tato, są jeszcze śluby cywilne. Zresztą, dla nas to tylko czysta formalność.

– Nie tego chcieliśmy dla ciebie, synu. Ślub cywilny to tylko urzędowe dopełnienie ślubu kościelnego. Tylko święty sakrament ma znaczenie i właśnie dlatego nie można go ot tak rozwiązać.

– Ale ja tego chcę. Wy mnie nie zrozumieliście. Ja nie proszę was o zgodę. Pobierzemy się, czy wam się to podoba, czy nie. Mieliśmy tylko nadzieję, że będziecie cieszyć się razem z nami.

– A niby z czego tu się cieszyć? – wtrąciła się Dominika.– Że żenisz się z kobietą, którą jeden już pogonił?

Tego było za wiele. Nikt nie będzie traktował mnie jak gorszej, tylko dlatego, że nie udało mi się w pierwszym małżeństwie. Rozwód nie jest żadnym piętnem i nie mogłam pozwolić, by ktoś mnie stygmatyzował. Już miałam zabrać głos, ale ubiegła mnie Maryla. „No dobrze, za dużo tu emocji. Lidia, kochanie, zechcesz pomóc mi w kuchni?”.

Zbojkotowali nasz ślub

Oho... z „tej pani” awansowałam na „kochanie”. To nie wróżyło niczego dobrego, ale wstałam od stołu i wyszłam razem z nią. Byłam ciekawa, co jeszcze ma mi do powiedzenia.

Odczep się od mojego syna – wysyczała przez zęby, gdy zostałyśmy same.
– A niby dlaczego miałabym to zrobić? Kochamy się i ślub jest naszą wspólną decyzją. Chyba pani nie myśli, że do czegokolwiek go przymuszam.

– Zobaczysz, on zmądrzeje. Zrozumie, że raz rzuconego śmiecia nie należy podnosić. Już moja w tym głowa!

– Śmiecia? – usłyszałam za plecami głos Darka. Nawet nie zauważyłam, kiedy wszedł do kuchni. Jego matka najwyraźniej też nie. – Masz moją narzeczoną za śmiecia?

– Synku, źle mnie zrozumiałeś. Ja tylko...

– Zrozumiałem cię bardzo dobrze – stwierdził. – Chodź, skarbie. Najwyraźniej nie jesteśmy tu mile widziani.

Pobraliśmy się pół roku później. Zaprosiliśmy na ślub całą rodzinę Darka, ale nikt się nie zjawił. Solidarnie postanowili zbojkotować najpiękniejszy dzień w życiu swojego syna. Nawet przestali się do niego odzywać. Jest mi przykro z tego powodu, ale to ich wybór. Darek też wychodzi z tego założenia. Jest ze mną szczęśliwy, a ja z nim. Dla nas tylko to się liczy. A że komuś jest to nie na rękę... cóż, to nie nasz problem.

Czytaj także:
„Narzeczony z wakacji zamiast muszelek, przywiózł kochankę. Dowód ze zdrady uwiecznił na naszym romantycznym filmie”
„Dla teściów jestem żałosnym biedakiem. Zawsze mnie poniżają, bo ich córka powinna mieć lepszego męża niż ja”
„Mój ukochany wolał bandę patałachów goniących za piłką, niż figlowanie ze mną. Pocieszenie znalazłam w ramionach innego”

Redakcja poleca

REKLAMA