„Rodzice zginęli 4 lata temu w wypadku. Musiałam zrezygnować ze swojego życia i zająć się młodszym o 10 lat rodzeństwem”

Kobieta, które opiekuje się rodzeństwem fot. Adobe Stock, fizkes
„Gdy z dnia na dzień straciliśmy rodziców, bliźniaki miały po 14 lat, a ja właśnie skończyłam studia i dopiero wchodziłam w dorosłość. Niedawno zamieszkałam z Tomkiem, którego poznałam na uczelni”.
/ 08.10.2021 14:50
Kobieta, które opiekuje się rodzeństwem fot. Adobe Stock, fizkes

Dzień, w którym Tomek zszokował mnie wiadomością o swoich planach, był wilgotny i wietrzny. Wróciliśmy właśnie z cmentarza z moim bratem Krzyśkiem. Co roku odwiedzaliśmy grób rodziców. Tego dnia przypadała czwarta rocznica ich śmierci.

Od wypadku, w którym zginęli, opiekuję się bliźniakami, moim młodszym o 10 lat rodzeństwem. Krzysiek zawsze był grzecznym chłopakiem, pomocnym, spokojnym. Cierpiał po śmieci rodziców, ale ważne było dla niego, że zostaliśmy razem, że nie przyszło mi do głowy oddać ich do rodziny zastępczej.

Z Asią, która urodziła się pięć minut po bracie, sprawa już nie wyglądała tak różowo. Ona swój ból okazywała, wściekając się na świat i ludzi – na mnie w szczególności, słuchając hałaśliwej muzyki i znikając bez słowa z domu. W szale wrzeszczała, że odlicza dni do osiemnastki i wyzwolenia się spod mojej upierdliwej opieki. Nazywała mnie strażnikiem, kapo, poganiaczem niewolników. Starałam się ją zrozumieć, ale moja cierpliwość też miała swoje granice. Czasem aż mnie ręka swędziała, by jej przyłożyć…

Sytuacja była trudna dla nas wszystkich. Gdy z dnia na dzień straciliśmy rodziców, bliźniaki miały po 14 lat, a ja właśnie skończyłam studia i dopiero wchodziłam w dorosłość. Niedawno zamieszkałam z Tomkiem, którego poznałam na uczelni, planowaliśmy wspólną, ekscytującą przyszłość. Aż tu nagle musiałam zostać mamą młodszego rodzeństwa i jedynym możliwym wyjściem okazało się zamieszkanie we czworo.

Tomek dał się wtedy poznać jako świetny, wyrozumiały, dojrzały facet, mimo swoich wówczas zaledwie 25 lat. Byłam w pozytywnym szoku. Mało który chłopak w jego wieku zachowałby się w ten sposób, tym bardziej że nie byliśmy małżeństwem. Ba! Mieliśmy fiu-bździu w głowie, a nasze najpoważniejsze plany dotyczyły podróży po świecie. Tymczasem ten młody mężczyzna został kimś na kształt ojca dla zupełnie obcych dzieci. W dodatku, jak w przypadku Aśki, wyjątkowo nieznośnych dzieci. Przyjął moje rodzeństwo, oddał im naszą sypialnię i obiecał, że za parę lat wrócimy do planów podróżniczych. Dosłownie się rozpłakałam, gdy to powiedział.

Trzy lata w obcym kraju?

Zatem nowina, jaką mnie uraczył w czwartą rocznicę śmierci rodziców, może nie wywołała potoku łez, ale niemal zwaliła mnie z nóg. Musiałam usiąść.
– Chyba nie mówisz serio? – spytałam, gdy oznajmił, że otrzymał propozycję trzyletniego wyjazdu do Kataru w charakterze wykładowcy ekonomii na uczelni.
– Jak najbardziej – wybuchnął z entuzjazmem dziecka na widok stosu prezentów pod choinką. – To niesamowita oferta.
– Faktycznie… – mruknęłam. – Trzy lata na emigracji.
– Kochanie, to przygoda życia. Siedemnaście stopni w styczniu, świetne zarobki, dodatek na wynajęcie i umeblowanie apartamentu, sponsorowana opieka zdrowotna, firmowy telefon, transport. To praca marzeń. I najważniejsze: podróże. Poznalibyśmy nowy, nieznany kraj, kontynent. Byłaś kiedyś na pustyni? Pewnie, że nie. Nie mów, że byś nie chciała.
– Chciałabym – odrzekłam machinalnie. – Ale Tomek, czy ty siebie słyszysz? Trzy lata z dala od domu… A dzieci? Co według ciebie miałabym zrobić z Krzysiem i Asią? Zabrać ich ze szkoły tuż przed maturą? A może zostawić w Polsce? Bez nadzoru, pomocy, u progu dorosłości. Wykluczone.
– Hanuś… – jęknął Tomek.
– Po prostu wykluczone. Chciałabym, nie będę kłamać, że nie… Ale nie mogę.

Twarz mi poczerwieniała, a ręce zaczęły się trząść. Zauważyłam, że w progu pokoju stoi Krzysiek. Wszystko słyszał i nie przyjął rewelacji Tomka z radością. Broda opadła mu nisko, w oczach stanęły łzy.
– Krzysiu… – ruszyłam w jego stronę.
– Nigdzie się nie wybieramy.

Mój brat obrócił się na pięcie, przemierzył szybko korytarz i wpadł do pokoju, który dzielił z Asią. Młoda była w środku, bo do salonu dobiegały wrzaski zespołu, którego słuchała. Krzysiek zatrzasnął za sobą drzwi. Po chwili usłyszałam chrzęst zamykanego od środka zamka.
– Idź sobie – krzyknął, gdy zapukałam. – Zostaw nas! Nie musisz się tak wielce poświęcać. Chcesz jechać, to jedź. Nie potrzebujemy ani ciebie, ani jego. Bez łaski.

Nie miałam pojęcia, jak się zachować. Po Asi mogłam się spodziewać każdej reakcji, ale Krzysiek? Nigdy nie powiedział czegoś podobnego. Musiał być przerażony.

Wróciłam do salonu, spojrzałam na Tomka i powiedziałam z pretensją:
– Widzisz, co narobiłeś?
Zabrałam z komody torebkę, ruszyłam do korytarza, włożyłam buty, kurtkę i po prostu wyszłam. Musiałam się przejść, pomyśleć, uspokoić.

Snułam się po mieście jak osoba, która doznała amnezji. Wybrana trasa nie miała żadnego sensu, co rusz przystawałam lub zmieniałam kierunek, jakbym coś sobie nagle przypomniała. W rzeczywistości obracałam w głowie nowinę Tomka i moje własne słowa. Były to tak natrętne myśli, że nie potrafiłam skupić się na krokach.

Dlaczego tak się wkurzyłam? Całkowicie zepsułam Tomkowi radość. Zobaczyłam w jego oczach szczęście i co? Zmiażdżyłam go jak muchę. Spanikowałam. Pierwszy raz od lat nie postawił mnie i moich potrzeb na pierwszym miejscu. Skoncentrował się na tym, co uszczęśliwiłoby jego. A ja zachowałam się bezdusznie. Przecież taki wyjazd byłby spełnieniem jego marzeń. Ba, naszych wspólnych… Jeszcze nie tak dawno oboje pragnęliśmy odkrywać nowe lądy. Cztery lata temu w ogóle bym się nie zastanawiała, tylko do razu zaczęła pakować walizki. Ale teraz?

Teraz musiałam myśleć o Krzysiu i Asi. Nie mogłam jednak zrobić Tomkowi świństwa, nawet jeśli się bałam, że sobie bez niego nie poradzę, że jak wyjedzie, to go stracę, bo kogoś tam pozna. Poza tym trzy lata to szmat czasu, a związek na odległość to mit.

Mimo tych wszystkich obaw nie miałam prawa zatrzymywać go w kraju, sprawiając, by do końca życia żałował, że nie spełnił marzenia, nie rozwinął się zawodowo. Musiałam mu pozwolić podjąć taką decyzję, jaka najbardziej mu odpowiadała. Bo inaczej mnie z kolei zjadłyby wyrzuty sumienia. I wcale nie jest powiedziane, że nasz związek by przetrwał. Poświęcanie się dla kochanej osoby ma swoje granice, podobnie jak cierpliwość. Ja jeszcze ich nie przekroczyłam, ale Tomek dotarł do swoich.

To trudna decyzja, ale nie mogę postąpić inaczej

Wróciłam do domu chyba po dwóch godzinach. Tomek był w kuchni. Podeszłam do niego, przytuliłam się do jego pleców, obejmując go w pasie, i szepnęłam:
– Przepraszam…
Obrócił się i pocałował mnie w czoło.
– Nie gniewam się. I to ja cię przepraszam. Masz rację, myślałem tylko o sobie.
Głośno wciągnęłam powietrze. To, co zamierzałam powiedzieć, nie było łatwe.
– I bardzo dobrze. Masz do tego święte prawo. Tym razem postaw na siebie. Wiem, że to dla ciebie ważne.
Tomek niepewnie zajrzał mi w oczy.
– A ty? A Krzysiek i Asia?
– A my będziemy na ciebie czekać.
– Serio?
– Serio, serio.

Uścisnęłam go, po czym poszłam do pokoju rodzeństwa, żeby wyjaśnić im, jaki jest plan. Pozwolili mi się wypowiedzieć. Nie przerywali, wysłuchali cierpliwie. Krzysiek wyraźnie poczuł ulgę. Asia zachowała kamienny wyraz twarzy, ale od tej rozmowy jej zachowanie wyraźnie się poprawiło.

Spędzała więcej czasu w domu, mniej na mnie warczała, chętniej pomagała. Nie dlatego, że Tomek wyjechał. Chyba dobrze podziałało na nią to, że ktoś – czyli ta straszna siostra-kapo – zatroszczył się o jej potrzeby, uznał je za priorytet w swoich życiowych planach. Oczywiście zawsze to robiliśmy, ale teraz zmiana byłaby ogromna, a ja, choć przez ostatnie lata Aśka ostro dawała mi w kość, nie odegrałam się na niej, nie porzuciłam, nie próbowałam na siłę przenicować jej życia. I smarkula była mi za to autentycznie wdzięczna.

Od wyjazdu Tomka minęło 6 miesięcy

To niewiele w porównaniu z kolejnymi trzydziestoma, które jeszcze musimy przeżyć oddzielnie. Dużo piszemy na Messengerze, wymieniamy się niezliczoną ilością zdjęć, prawie codziennie rozmawiamy przez Skype’a. Jednak to nie to samo co dotyk, czułe słowa szeptane do ucha czy ciepło drugiej osoby w łóżku. Brakuje mi porannego buziaka w czoło, wspólnego oglądania telewizji. Tęsknię nawet za rozrzuconymi skarpetkami i kubkami, które wszędzie zostawiał.

Przez pierwsze tygodnie potwornie tęskniłam, jednak z każdym dniem przyzwyczajałam się i teraz już mi Tomka tak nie brakuje. Łapię się na tym, że nie pamiętam jego zapachu ani naturalnego brzmienia jego głosu, nieprzetworzonego przez komunikator. Nasze rozmowy stają się rzadsze i krótsze. Oboje zaprzęgnięci w życiowy kierat nie mamy czasu spokojnie pogadać albo zwyczajnie brakuje nam tematów. Bo ile można opowiadać o pracy czy zakupach? To smutne, że odległość osłabia relację, ale takie jest życie. I tego też się spodziewałam.

Z ponurą miną przekładam kartki kalendarza. Wierzę jednak, że damy radę, że nasza miłość to przetrwa. Nawet jeśli niebawem w ogóle nie będziemy mieli o czym rozmawiać, wytrwam. Dla Tomka. Gdy znalazłam się w ciężkim położeniu, nie wahał się wyciągnąć pomocną dłoń, wręcz ofiarował się cały. Za to należą mu się szacunek i partnerka, która z nim zostanie, nawet jeśli dzielą nas tysiące kilometrów.
Damy radę.

Czytaj także:
„Od 2 lat jestem kochanką szefa. Wszyscy gadają po kątach, ale dla mnie to układ idealny”
„Mąż zostawił mnie dla wypindrowanej kochanki i ma zamiar przyprowadzić ją na ślub naszej córki. Po moim trupie”
„Przygarnęłam syna siostry, by miał się kto mną zaopiekować na starość, a wyszło, że spłacam jego kredyty”

Redakcja poleca

REKLAMA