„Rodzice wyrzucili mojego brata z domu, gdy tylko skończył 18 lat. Był adoptowany i ojciec traktował go jak intruza”

Chłopak, którego rodzice wyrzucili z domu fot. Adobe Stock, New Africa
„Jarek stał się zbędny, przestał być >>własnym<< dzieckiem, bo mama zaszła w ciążę? Jak tak można? Przyzwoitość nakazywała zatrzymać go do osiemnastki? A potem na bruk? To miało być moralne? Raczej podłe i okrutne!”.
/ 19.12.2021 09:20
Chłopak, którego rodzice wyrzucili z domu fot. Adobe Stock, New Africa

Bracia, a tak inni. Jarek spokojny, posłuszny, często siedział z nosem w książce i chyba wtedy był najszczęśliwszy. Z niczym nie miał problemu – ze słuchaniem rodziców, ze szkołą, z zajmowaniem się mną. Jego jasne włosy lśniły w słońcu niczym złoto. Moje, ciemne, sterczały niesfornie na boki, zdradzając mój niepoddający się „czesaniu” charakter. Nie lubiłem słuchać poleceń, czy to rodziców, czy nauczycieli, czy brata, stawianego mi za wzór przez matkę.

Bo ojciec nigdy nie chwalił Jarka, za to gorzkich słów i pasa mu nie szczędził. Nie rozumiałem tego w dzieciństwie, ale szybko odkryłem, że tata dobry jest tylko dla mnie, nieważne, jak bym się zachował. W oczywisty sposób mnie faworyzował, co było dziwne. Zwykle to pierworodny syn jest najważniejszy. Nie w mojej rodzinie. Kiedy ja wybiłem okno piłką, musiałem posprzątać, przeprosić i pójść spać bez kolacji. Kiedy kilka tygodni później Jarek wziął na siebie podobne „przestępstwo” – przez nieuwagę zbiłem kryształowy wazon i bałem się przyznać – ojciec zlał go pasem po tyłku i jeszcze dał szlaban na miesiąc. Każda czwórka przyniesiona ze szkoły przez mojego brata była powodem do kpin. Za moje dwóje ojciec winił nauczycieli i… Jarka, który widać źle mi pomagał w lekcjach. Nie pamiętam, żeby tata gdzieś z nim wyszedł – mnie często zabierał na rower, do kina, na ryby, choć podczas wędkowania cichy i spokojny Jarek byłby dla niego lepszym kompanem niż taki wiercipięta i gaduła jak ja.

Ojciec traktował go jak wroga

To było tak niesprawiedliwe, że aż w oczy kłuło, ale mój brat nigdy się nie skarżył. Nie przeciwstawiał się ojcu, nie wypłakiwał się matce. Ze spokojem przyjmował to, co się działo, i na co jako dzieciak nie miał wpływu, a matka biernie się temu przyglądała. Nie mogłem tego pojąć! Dlaczego ojciec zachowywał się jak wróg swojego syna? Z kolei mama zawsze była w stosunku do Jarka jakaś taka… miękka. Nie, żeby w stosunku do mnie była twarda, ale kiedy patrzyła na starszego syna, w jej oczach dostrzegałem coś, czego nawet nie umiałem nazwać. Dopiero kiedy Jarek kończył osiemnaście lat…

To była niewielka, rodzinna impreza. Mama upiekła tort, zrobiła sałatki, zaprosiła dziadków i ciotki. Jarek zdmuchnął świeczki, dostał prezenty. Po raz pierwszy mógł oficjalnie spróbować wina, czym jako trzynastolatek ekscytowałem się bardziej niż prezentami. Kiedy goście już wyszli, ojciec wziął Jarka na rozmowę. Myślałem, że to będzie pogadanka o dorosłości. Próbowałem podsłuchiwać, by skorzystać z tego uświadamiania, ale matka mnie przegoniła. Zdziwiłem się, że miała zaczerwienione oczy.
Po wyjściu od ojca Jarek zaczął się pakować. Nie rozumiałem, co się dzieje.

– A ty co? Nowe ciuchy dostaniesz na dorosłe życie?

Ponieważ milczał, złapałem go za ramię.

– No, braciszku, powiedz coś.

– Nie jestem twoim bratem – odparł.

Aż mnie cofnęło.

– Jak to nie jesteś moim bratem?

Milczenie. Wkurzyłem się.

– Jako dorosły nie będziesz gadał z takim gówniarzem jak ja?

– Jestem adoptowany. Nie jestem twoim bratem. Nie jestem ich synem. Wyprowadzam się. Koniec.

– Co…? Co ty pieprzysz?

Pobiegłem do ojca z żądaniem wyjaśnień, a on… potwierdził. Że adoptowali Jarka, bo myśleli, że nie mogą mieć własnych dzieci. A potem ja się urodziłem. Przyzwoitość wymagała, by zatrzymali Jarka, póki nie osiągnie pełnoletności. No ale od teraz musi sobie radzić sam. Jak każdy dorosły.

– Ale on nie jest dorosły! Nie stał się dorosły w jeden dzień!

Wrzeszczałem na ojca, bo nie mieściło mi się w głowie takie podejście. Jarek stał się zbędny, przestał być „własnym” dzieckiem, bo mama zaszła w ciążę? Jak tak można? Przyzwoitość nakazywała zatrzymać go do osiemnastki? A potem na bruk? To miało być moralne? Raczej podłe i okrutne! Jeszcze żeby mieli powód się na niego skarżyć, żeby jakoś ich zawiódł, ale nie. Jarek świetnie napisał maturę, zdał egzaminy na studia, miał od października zacząć naukę na politechnice, dostał się na budownictwo, z czego matka była niesamowicie dumna…

No właśnie, matka. Siedziała w kuchni, płakała. Zacząłem ją błagać, żeby coś zrobiła, powstrzymała ojca, ale powiedziała, że ojciec tu rządzi, i dalej płakała. Tylko na tyle było ją stać. No tak, on zarabiał, on był głową rodziny, on rządził, miał ostanie słowo w każdym temacie. A ponieważ był draniem bez serca, straciłem brata. Rodziców w pewnym sensie też. Bo ojca znienawidziłem za to, co nam zrobił, a matce nie mogłem wybaczyć, że mu na to pozwoliła. Jarek zabrał ze sobą trochę ubrań i książek. Matka, w tajemnicy przed ojcem, wcisnęła mu w kieszeń jakieś pieniądze. Pamiętam, że prosiła, żeby zadzwonił, gdy tylko gdzieś się zahaczy. Kazała jechać do jednej z ciotek.

– Dość już zawdzięczam tej rodzinie – odparł. Za młody byłem, by wyczuć, czy mówił z ironią. Potem położył mi dłoń na ramieniu i dodał: – Ty jesteś najstarszym synem – znowu nie byłem pewny, co dokładnie chce mi przekazać. A potem wyszedł i zniknął z mojego życia.

Ojciec nawet się z nim nie pożegnał.

Zakuwałem dniami i nocami, by zdać maturę

Miałem pretensje do całej trójki. Byłem obrażony i wściekły. O to, że jako jedyny nie wiedziałem o adopcji Jarka. O to, jak mój brat – bo ja nadal tak go postrzegałem – był przez całe życie traktowany. Bo choć znałem powód, nadal nie rozumiałem. Tylko co mogłem zrobić, jak się zbuntować? Miałem raptem trzynaście lat. Mogłem pyskować, rozrabiać, wagarować – za co obrywałem, nierzadko pasem. Teraz tylko ja zostałem ojcu do dyscyplinowania. Mogłem olać naukę, ale… nie byłem aż tak głupi. Z powodu gniewu na rodziców nie zamknę sobie drzwi do lepszej przyszłości, nie odetnę drogi ucieczki z tego popapranego domu.

Gdy się uspokoiłem, starałem się unikać ojca i matki. Tak, jej też, bo choć cierpiała, w moich oczach była równie winna co ojciec. Tyle lat minęło, od dawna nie jestem nastolatkiem, a nadal mam do niej żal. Jarek był jej synem, na Boga! Stał się nim, gdy go adoptowali, gdy wzięli za niego odpowiedzialność, gdy zobowiązali się go kochać, a przynajmniej dbać. A ona co? Wyrzekła się go ze strachu przez mężem. No bo nie z miłości czy szacunku. Chyba. Nadal nie rozumiem ich relacji i postawy, surowości ojca, bierności matki, jej uczuć.

I już nie zrozumiem. Trzy lata po odejściu Jarka zmarła na raka. Nie walczyła, jakby nie chciała żyć. O to też miałem żal i pretensje. Nie doczekała żadnej wiadomości od Jarka. Nie zadzwonił do niej, nie przysłał listu, choć do końca o nim myślała. Umierając, trzymała mnie za rękę i błagała, żebym go odnalazł i przeprosił za to, że nie umiała się sprzeciwić ojcu, że go nie broniła, że się bardziej nie starała.
Obiecałem. Tak, kiedyś to zrobię, ale na razie byłem szesnastolatkiem mieszkającym z despotycznym ojcem. Unikałem go jak zarazy. Zamykałem się w swoim pokoju i kułem dniami i nocami, by przygotować się do matury i dostać się na dobre studia. Chciałem jak najszybciej opuścić ten lodowaty dom i tego okrutnego człowieka, który zniszczył naszą rodzinę.

Udało się. Wyjechałem na studia do stolicy i podejmowałem się każdej dorywczej pracy, byle się tam utrzymać. Lekko nie było, ale zaciskałem zęby i wytrzymywałem kolejne tygodnie, miesiące, lata. Zresztą wolałbym mieszkać pod mostem niż wrócić do ojca. Gdy stanąłem na nogi, zacząłem szukać Jarka. Nie obchodziło mnie, że był adoptowany, był moim bratem, jedynym, jakiego miałem. No i obiecałem mamie.

Nie nadrobimy straconych lat

Przyznaję. nie poświęciłem się szukaniu brata bez reszty. Miałem swoje życie, ożeniłem się, urodziła nam się córeczka. Brakowało mi czasu, pewnie też determinacji, by niczym detektyw tropić Jarka. Poza tym nie wiedziałem, czy on w ogóle chce być odnaleziony. Nigdy nie dał żadnego znaku życia. Może nie życzył sobie kontaktów? Z drugiej strony… Nie wiem, jak on postrzegał mnie, ale ja wciąż za nim tęskniłem. Był ze mną od zawsze, a potem zniknął. Brakowało mi go. Kiedy się wyprowadzał, niewiele mogłem zrobić. Teraz obaj byliśmy dorośli. Jeśli więc nie chciał mieć ze mną nic wspólnego, niech mi to powie wprost.

Było jeszcze coś. Moja żona miała liczną i zżytą rodzinę. Odwiedzali się, świętowali razem, zapraszali nas z okazji i bez okazji. A ja co? Niemal jak sierota. Mama nie żyła, ojca nie chciałem znać, Jarek przepadł, a z ciotkami nie czułem żadnej więzi. Niemniej nie chciałem, bo moja córka nie znała nikogo z rodziny swojego taty. Wtedy znalazłem czas i motywację, żeby solidnie wziąć się za poszukiwania Jarka. Zwłaszcza że teraz było łatwiej. Prawie każdy miał telefon komórkowy, internet, był Facebook.
Miałem tylko dwa zdjęcia z Jarkiem, i to z czasów, kiedy byłem ośmio-, a on trzynastolatkiem. A jednak się udało. Poszło w świat, ludzie podawali prośbę dalej i w końcu ktoś napisał, że mężczyzna podobny do chłopaka ze zdjęcia prowadzi firmę w sąsiednim mieście. Nosi inne nazwisko niż ja, ale imię się zgadza.

Pojechałem tam. W biurze zastałem tylko sekretarkę, która skierowała mnie pod konkretny adres. „Pan Jarek nadzoruje budowę”, powiedziała. Czyli budownictwo. Jeśli to on, nie zmienił zainteresowań. Ciekawe, czy skończył studia, czy dał radę bez niczyjego wsparcia? A może został majstrem albo kimś takim, bo spełniał marzenia na tyle, na ile pozwalała mu rzeczywistość, zastanawiałem, jadąc samochodem za miasto.

Zaparkowałem i szedłem na miękkich nogach

Za chwilę spotkam się z bratem… A może to fałszywy trop? Jeśli to on, jak zareaguje? Czy się do mnie przyzna czy odwróci się plecami? Rozejrzałem się i już wiedziałem, że to nie była strata czasu. To był on. Tłumaczył coś facetowi z planami.

– Jarek! – zawołałem, gdy tamten odszedł.

Odwrócił się. Po jego minie widziałem, że on też mnie poznał. Staliśmy w odległości kilkudziesięciu kroków od siebie, po piętnastu latach od dnia, kiedy ostatni raz się widzieliśmy. Nie wiedziałem, co dalej. Co mam zrobić? Pod powiekami zapiekły mnie łzy. Chciałem coś powiedzieć, ale nie byłem w stanie. Głos uwiązł mi w gardle. To on wykonał pierwszy ruch. Powoli zrobił krok w moją stronę, potem drugi. A po chwili już obaj szliśmy szybko ku sobie i wreszcie poczułem, jak obejmują mnie ramiona brata. Przytulił mnie mocno, tak jak robił w dzieciństwie, gdy się czegoś bałem.

– Romek… Co tu robisz? – spytał wyraźnie poruszony.

– Szukałem cię. Zmieniłeś nazwisko.

– Musiałem.

– Mama nie żyje.

– Wiem. A… on?

– Żyje, ale od lat nie mam z nim kontaktu. Wyjechałem na studia i przestałem się odzywać. Nie mogłem mu wybaczyć tego, co ci zrobił, co zrobił nam wszystkim.

Zapadła niezręczna cisza.

– Czemu mnie szukałeś? – przerwał ją.

– Bo tęskniłem za bratem.

– Nie jestem…

– Nie pieprz! Jesteś moim bratem i koniec. A moja córka potrzebuje wujka.

– Masz córkę – uśmiechnął się. – Ja mam dwóch synów.

– Oni nie potrzebują wujka? Bo chętnie bym się sprawdził w tej roli.

Zaśmiał się, objął ramieniem i poprowadził do biura. Poczucie niezręczności malało z każdym kolejnym krokiem… Opowiedział mi, co robił, kiedy opuścił dom. O tym, że bez szkoły nie mógł liczyć na dobrą pracę. Imał się więc różnych fuch, głównie jednak szukając zatrudnienia w budowlance. Parę razy zmieniał firmy, parę razy go oszukano. Dostał w końcu stałą robotę, pod rządami mądrego szefa, który szybko odkrył, że jego nowy pracownik ma w głowie coś więcej. Wysłał go na zaoczne studia, a kiedy Jarek je skończył, wziął go na wspólnika w firmie. Potem mój brat poznał Anię, założyli rodzinę…

– Miałem dużo szczęścia. Mogło się skończyć o wiele gorzej.

Fakt, mógł się stoczyć, skończyć pod mostem albo… w rzece. Tylko dlatego, że ojciec…

– Nieważne – powstrzymał mnie od przeklinania. – To znaczy ważne, ale w inny sposób. Jestem, kim jestem, również dzięki tamtym wydarzeniom. Ukształtowały mnie. Na przykład, by być dobrym tatą…

– Doskonale rozumiem. Ja, zanim Miśka się urodziła, zrobiłem sobie listę zachowań, których absolutnie muszę się wystrzegać, by w niczym nigdy nie przypominać naszego starego…

– Ty też?

Spojrzeliśmy na siebie i zgodnie parsknęliśmy śmiechem. Takim trochę przez łzy, ale śmiechem.
Nie nadrobimy lat, które mogliśmy spędzić razem. Żyliśmy i dorastaliśmy osobno, mieliśmy zupełnie inne doświadczenia, targały nami różne uczucia. Z pewnością inaczej patrzymy na życie w wielu aspektach, ale… nadal jesteśmy braćmi. Mamy czas. Poznamy się na nowo, odbudujemy dawną więź, może nawet silniejszą niż kiedyś. Bo jesteśmy braćmi. To się nigdy nie zmieni.

Czytaj także:
„Arek stracił pracę i zmienił się w zgnuśniałego lenia. Musiałam harować jak wół, żeby wystarczyło na kredyt i jedzenie”
„Eksmąż nie płaci alimentów, a mnie nie stać nawet na prezenty dla dzieci. Czeka nas smutne Boże Narodzenie”
„Odkładałam wszystko na później: marzenia, macierzyństwo... Nie brałam pod uwagę, że mogę nie zdążyć tego zrealizować”

Redakcja poleca

REKLAMA