„Rodzice wymyślili mi karierę, nie miałam nic do gadania. Gdy nie dostałam się na studia, powiedzieli, że jestem porażką”

Ukochany ukrywał przede mną żonę i dziecko fot. Adobe Stock, Monstar Studio
„Kiedy byłam mała, nie przeszkadzała mi ich nadmierna troska, ale już w liceum zaczęłam dostrzegać różnice w tym, jak wygląda moje życie i życie rówieśników. Nie mogłam chodzić na imprezy, dyskoteki czy urodziny. Rodzice uważali, że moim zadaniem jest się uczyć, a nie bawić. Już od dziecka miałam realizować plan, który dla mnie obmyślili”.
/ 28.01.2023 08:30
Ukochany ukrywał przede mną żonę i dziecko fot. Adobe Stock, Monstar Studio

W sumie ten mój wymarzony zawód ma wiele wspólnego ze stomatologią. Przecież wciąż będę pomagać ludziom, przywracać im urodę, nawet leczyć. Jestem jedynaczką, w dodatku jedyną wnuczką dziadków, zarówno ze strony mamy, jak i taty. Pewnie dlatego byłam oczkiem w głowie całej rodziny. Od dziecka słyszałam: tego nie rób, tamtego nie próbuj, to ci zaszkodzi. Rodzice troszczyli się o mnie i dbali najlepiej, jak potrafili.

Chyba nawet za bardzo…

Kiedy byłam mała, nie przeszkadzała mi ich nadmierna troska, ale już w liceum zaczęłam dostrzegać różnice w tym, jak wygląda moje życie i życie rówieśników. Nie mogłam chodzić na imprezy, dyskoteki czy urodziny.

Jesteś za młoda na takie zabawy – zwykła mawiać mama.

– Teraz twoim obowiązkiem jest jedynie nauka – dodawał tata.

Rzeczywiście, innych obowiązków nie miałam. Nie musiałam, jak inne dzieci, wcześniej wracać do domu, aby zająć się młodszym rodzeństwem. Nie musiałam pomagać mamie w kuchni, bo ona nie znosiła, jak jej się „ktoś wtrącał do garów”, nawet śmieci nie wolno mi było wynosić, żebym przypadkiem się nie przedźwignęła. A do sprzątania przychodziła pani Waleria… Z natury jestem osobą spokojną i niekonfliktową, więc nigdy nie buntowałam się przeciwko stawianym mi zakazom i ograniczeniom. Nawet nie wiem, jak to się stało, lecz od zawsze było wiadome, że w przyszłości zostanę dentystką; jak mama i babcia. Rodzice podjęli za mnie tę decyzję, a ja się nie sprzeciwiałam. Bo zresztą po co?

Chodziłam na dodatkowe zajęcia z biologii, a w trzeciej klasie liceum dostałam na urodziny kurs przygotowawczy na uczelnię medyczną. Odtąd sobotnie przedpołudnia spędzałam na uczelni, na której już za kilka miesięcy miałam studiować. W sumie cieszyłam się z pokładanych we mnie rodzicielskich nadziei, lecz w głębi serca wcale nie marzyłam o karierze stomatologa. Choć oznaczało to w przyszłości dobre pieniądze – zwłaszcza że rodzice planowali kupić mi osobny gabinet – czułam, że nie swoje pragnienia i ambicje bym realizowała.

– A co innego możesz robić? Co ty, córa, innego potrafisz? – pytała rodzicielka, kiedy zastanawiałam się nad sensem studiów medycznych.

Rzeczywiście, nie wiedziałam, co jej odpowiedzieć

Bo ani nie interesowałam się sportem, ani literaturą, ani muzyką. Najlepiej kontynuować rodzinne tradycje, i tyle. Na koniec liceum stała się rzecz, która nie miała prawa się zdarzyć: szkołę skończyłam ze świetnymi wynikami i maturę zdałam całkiem nieźle, ale zabrakło mi kilku punktów, aby dostać się na wymarzoną uczelnię. Rodzice byli zszokowani, zawiedzeni i jeszcze bardziej zasmuceni niż ja.

– Jak mogłaś nam to zrobić? Stworzyliśmy ci idealne warunki do nauki, niejedna osoba mogła ci pozazdrościć! Jak mogłaś się nie dostać? Jesteś porażką! – płakała mama, a tata patrzył na mnie pełen zawodu i żalu.

Po całodobowych lamentach i żalach, po wielokrotnych telefonach na uczelnię i odwiedzinach w sekretariacie, rodzice nie do końca pogodzili się z nową sytuacją. Ale coś trzeba było postanowić. Ich decyzją miałam rozpocząć studia zaoczne z medycyny, a w ciągu tygodnia się uczyć. I tylko uczyć. Nie wymagali ode mnie pójścia do pracy, ale tego, abym w przyszłym roku już na pewno zasiliła kręgi studentów medycyny. Początkowo tak się stało. Ale prawdą jest, że w tygodniu miałam dosyć czasu i na naukę, i na to, aby coś robić dodatkowo. Za namową jednej ze szkolnych koleżanek zapisałam się na bezpłatny kurs fryzjerski.

„Co mi tam! Przynajmniej będę umiała dobrze czesać samą siebie i rodzinę” – pomyślałam, aplikując do policealnego studium.

Rodzice nie byli zachwyceni tym pomysłem

Zbagatelizowali go już podczas pierwszej rozmowy. A ja z biegiem czasu zaczęłam… uwielbiać te zajęcia!

– Ty chyba oszalałaś! Masz być lekarzem, a nie jakąś tam fryzjerką! – krzyczała mama, kiedy zasugerowałam, że może zamiast gabinetu stomatologicznego, otworzę swój zakład fryzjerski.

Niebawem czekają mnie ponowne egzaminy na uczelnię. Mama z tatą stresują się i nie śpią po nocach. Może byliby spokojniejsi, gdyby wiedzieli, jaką decyzję podjęłam? Nie, dopóki nic nie wiem na pewno, nie przyznam się im, że złożyłam papiery na kosmetologię… Wiem, że to jest to, co chciałabym robić. Medycyna nigdy w życiu nie sprawiała mi żadnej przyjemności. Czy nie powinnam więc mieć prawa robić w życiu tego, co naprawdę lubię?

Czytaj także:
„Działałam jak lep na nieudaczników, którzy bawili się moim kosztem. Dopiero, gdy jeden wrobił mnie w dziecko, otrzeźwiałam"
„Zaszłam w ciążę w wieku 15 lat. Liczyłam, że mama pomoże mi wychować dziecko. Jej propozycja mnie przeraziła”
„Niczego nie pragnęłam bardziej niż macierzyństwa. Gdy moja siostra urodziła, uknułam plan, żeby odebrać jej syna”

Redakcja poleca

REKLAMA