„Rodzice odgrywali teatr za każdym razem, gdy szliśmy do ciotki. Zachowywali się jak świętoszki, bo dybali na jej majątek”

praca opiekuna osoby starszej fot. Adobe Stock
„– To niedopuszczalne, Joanno. Cóż za brak kindersztuby! Telefon przy obiedzie… – zagrzmiała ciotka. – Tyle razy ci powtarzaliśmy, dziecko kochane. Rodzinne posiłki należy celebrować – natychmiast wbiła się ze swą kwestią mama. No chyba sobie jaja robią! Przecież przeprosiłam, do licha”.
/ 14.03.2023 14:30
praca opiekuna osoby starszej fot. Adobe Stock

Ten kraj to jakaś porażka! Już kiedy jechałam z lotniska na stację kolejową, wiedziałam, że popełniłam błąd – trzeba było zostać w Amsterdamie. Co z tego, że przydybałam Krzyśka z Greczynką z góry? Wielka tragedia – trzeba było kopnąć dziada w tyłek, poprawić koronę i żyć dalej.

W ochłonięciu pomogły mi zdecydowanie wczesnowiosenne widoki za oknem pociągu: te budy podoklejane do domów, łopoczące na wietrze płachty folii niczym sztandary, wory śmieci na poboczach… Ojczyzna. Mama z ojcem też się nie ucieszyli na mój widok, tak jak się spodziewałam, a w moim dawnym pokoju był składzik gratów czekających na termin wywozu odpadów wielkogabarytowych.

Wiedziałam, że się ułoży

Wiadomo, wzięłam ich przez zaskoczenie ale jednak ciężkie krople wypełniały powoli czarę goryczy. Syf, beznadzieja i brak perspektyw – tak to widziałam wbrew radosnym komentarzom w radio i telewizji. Kiedy po tygodniu zadzwoniła Marta z pytaniem, czy chciałabym zostać jej zmienniczką przy sprzątaniu w Mediolanie, nie wahałam się ani chwili. Warunki były dobre, dziewczyny we trzy wynajmowały mieszkanie niedaleko od centrum… Italia, słońce, ciepło, Włosi!

– No to super, Aśka – ucieszyła się Marta. – Dam ci znać na sto procent do weekendu, ok?

– Już się pakuję – obiecałam. – Mrugniesz tylko okiem i lecę.

Powiedziałam w domu, że zamierzam znów wyjechać, i chyba wszystkim ulżyło. Ojciec dopytywał, czy na pewno, bo już się zaczął za robotą dla mnie rozglądać, jakiś wakat się zrobił w Domu Kultury, gdzie pracował. Ta, jasne, będę bilety sprzedawać na koncerty disco polo i gwiazdorzyć na gminnych dożynkach!

– Strasznie zadzierasz nosa, Asiu – zwróciła mi uwagę mama, gdy mi się trochę ulało na temat tutejszych perspektyw. – Czas byłoby zacząć myśleć jak dorosła osoba, a nie wypatrywać gruszek na wierzbie. Twoje koleżanki już dzieci wożą.

– I smacznego – burknęłam.

Co to w ogóle za chrzanienie trzy po trzy? Jakbym chciała wyjść za mąż, zaraz byłoby darcie szat, że koszty, a gdybym, nie daj Boże, zaciążyła, mama pierwsza by mi strzeliła pogadankę o odpowiedzialności.

– W każdym razie – powiedział ojciec – na niedzielę nic nie planuj. Pójdziesz z nami na obiad do ciotki Myszki. Bardzo chce cię zobaczyć, zanim znów wyjedziesz.

Eee, odkąd to chodzimy na rodzinne obiadki do nadętej babcinej siostry, która od początku traktowała małżeństwo swojej wnuczki jako mezalians?

Tata zawsze się nabijał

Że z niej hrabina, co to bułkę przez bibułkę…

– Nie poznaję cię – nabzdyczył się, gdy mu to przypomniałam. – Zrobiła się z ciebie taka malkontentka!

– To prawda, niestety – przytaknęła mu mama. – Wszystko krytykujesz, nic ci się nie podoba. Jak tam było tak wspaniale, to dlaczego wróciłaś?

– Bo mówiliście przez telefon, że za mną tęsknicie – wzruszyłam ramionami i poszłam do swojego pokoju.

Nie rozstawałam się z telefonem, nawet do kibla z nim chodziłam, i powoli dostawałam paranoi – zwariuję, jeśli będę musiała tu zostać. W niedzielę niemal chodziłam już po ścianach – weekend się kończył, Marta nie dzwoniła. Rodzice zażądali, bym schludnie ubrała się do ciotki i nie fiksowała przy jedzeniu.

– Ani słowa o niewłaściwych tłuszczach, glutenie czy innych bzdurach – zapowiedział ojciec.

– Bądź miła – mama ścisnęła mnie za rękę tuż przed wyjściem. – Ciotka to majętna osoba, lubi cię, a wiesz…

– Dybiemy na spadek? – upewniłam się; mama tylko prychnęła ze złością.

Mogłam sobie darować, wiem. Nawet miałam przez chwilę wyrzuty sumienia, włożyłam kieckę, żeby widzieli skruchę, i postanowiłam być miła w gościach. A łatwo nie było, bo ciotka już od drzwi wzięła mnie w krzyżowy ogień pytań: co dalej, czy mam kawalera, kiedy zamierzam założyć rodzinę. Prowadziła śledztwo, mama z ojcem patrzyli na mnie znad talerzy z rosołem niczym zaprzysiężeni członkowie wielkiej inkwizycji, w telewizorze leciała czołówka „Pierwszej miłości”. Modliłam się, by już się zaczęło, bo ciotka popatrywała w ekran coraz bardziej nerwowo, ani chybi była w ciągu. I wtedy komórka rozwibrowała mi się w kieszeni. Wyjęłam, rzuciłam okiem na wyświetlacz. Marta!

– Przepraszam na chwilę – zerwałam się z krzesła. – Zaraz wrócę.

Pogadałyśmy może ze trzy minuty, wszystko było załatwione.

Italia stała przede mną otworem!

Weszłam do stołowego i ujrzałam trzy pary oczu miotające w moim kierunku śmiertelne spojrzenia.

– To niedopuszczalne, Joanno – zagrzmiała ciotka. – Cóż za brak kindersztuby! Telefon przy obiedzie…

– Tyle razy ci powtarzaliśmy, dziecko kochane – natychmiast wbiła się ze swą kwestią mama. – Rodzinne posiłki należy celebrować.

No chyba sobie jaja robią! Przecież przeprosiłam, do licha.

– Raz jeszcze proszę o wybaczenie – rzekłam niczym heroina w przedwojennym filmie. – Czekałam przez cały tydzień na tę wiadomość. To była sprawa życia i śmierci.

– Ale nikt nie umarł, prawda? – wkroczył do akcji ojciec.

Na to znów odezwała się ciotka:

– Teraz się, Jacku, wziąłeś za wychowanie córki? – zapytała. – Teraz uczysz Joannę zasad dobrego wychowania? Odrobinę za późno chyba.

Co za komedia, słowo daję. Przecież to się nadaje do oglądania tylko z dystansu, jaki powstaje między ziemią a lecącym samolotem!

– À propos zasad, pozwolicie, że zapytam… – odezwałam się, bo jednak coś tu było mocno nie halo. – Czy włączony w czasie posiłku telewizor to nie jest faux pas?

No i rozpętało się pandemonium. Ciotka blada i obrażona – ok, w sumie po niej żadnej refleksji się nie spodziewałam… Ale żeby nawet moi rodzice? Do licha, przecież miałam rację, zasady to nie jest szwedzki stół, z którego można sobie wybierać to, co nam pasuje. Przynajmniej nie wtedy, gdy się chce kogoś pouczać! Rany, jak dobrze, że stąd wyjeżdżam… 

Czytaj także:
„Miałam jedną zasadę: nigdy nikomu nie pożyczam pieniędzy. Złamałam ją raz. Straciłam kasę i przyjaciółkę”
„Mąż dawał mi 200 zł miesięcznie, a resztę pieniędzy wydawał na kochankę. Nie pracowałam, więc nie miałam głosu”
„Koleżanka zazdrościła mi pieniędzy i pozycji. Sama nie umiała zapracować na swój sukces, więc odebrała wszystko mnie”

Redakcja poleca

REKLAMA