„Rodzice chcą, żebym pracowała w wakacje. Jeszcze czego! Nie będę biegać z brudnymi talerzami za jakieś grosze”

Moja pasierbica była rozwydrzona fot. Adobe Stock, astrosystem
„Co roku powtarzali te gadki i próbowali mnie wysłać w wakacje do jakiejś pracy. – Zośka. Tym razem to nie są żarty. Na przyjemności zarabiaj sobie sama, nie będziemy wiecznie ich finansować – powiedziała mama. Byłam pewna, że zaraz odpuszczą, bo przecież wiedzą, że nie lubię się stresować. Poza tym zasłużyłam na odpoczynek!”.
/ 23.12.2022 19:15
Moja pasierbica była rozwydrzona fot. Adobe Stock, astrosystem

Zdałam maturę, i to całkiem nieźle. Dostałam się na psychologię, złożyłam wszystkie papiery i radośnie oznajmiłam rodzicom:

A teraz przede mną długie wakacje!

Popatrzyli się na siebie znacząco.

– Kochanie, jesteś już dorosła. Nie możesz cały czas się oglądać na nas. I liczyć, że na wszystko damy ci pieniądze. Chcemy, żebyś studiowała, i będziemy cię utrzymywać. Dostaniesz pieniądze na podręczniki, ubrania. Ale na przyjemności musisz zarobić sama – oświadczył tata.

Słuchałam go jednym uchem

Co roku powtarzali te gadki i próbowali mnie wysłać w wakacje do jakiejś pracy.

– Zośka. Tym razem to nie są żarty. Odpoczywaj do połowy sierpnia, jedź z dziewczynami do Mikołajek. Ale potem masz sobie znaleźć pracę. Albo my ci ją znajdziemy – powiedziała mama.

Miała wyjątkowo poważną minę. Wystraszyłam się, ale tylko na chwilę.

„Odpuszczą, jak zawsze” – powtarzałam sobie.

Na Mazurach byłam dwa tygodnie. Potem zaczęłam planować kolejny wyjazd.

– No i jak tam? – zagadnął nagle przy kolacji tata. – Masz już pracę?

Próbowałam grać na czas.

– No tak, mam coś na oku, ale to jeszcze nic pewnego, czekam na odpowiedź – łgałam.

Byłam pewna, że tata kupił moją bajeczkę. Ale trzy dni później temat powrócił.

– No ciągle czekam – wykręcałam się.

Zaczęłam jednak mieć złe przeczucia, że w tym roku mogą mi nie odpuścić.

– Chyba z tej twojej pracy nic nie będzie. Ale się nie martw. Coś ci załatwiliśmy – mama uśmiechnęła się szeroko. – Syn koleżanki z pracy jeździ tam co roku. Piękny ośrodek nad morzem. Na drugą połowę sierpnia potrzebują kelnerki. Zaczynasz za tydzień.

Czy mama chce, żeby mnie obłapiali jacyś faceci?

Kelnerka? Czy oni oszaleli?

Ja mam plany, już się umówiłam z dziewczynami na wypad na Hel! Chcą mi popsuć wakacje?

– Kelnerka? Mamo, naprawdę chcesz, żebym była kelnerką? Chcesz, żeby mnie podszczypywali i klepali po tyłku podstarzali lowelasi? – uderzyłam w dramatyczny ton.

– Nikt cię nie będzie podszczypywał. To nie knajpa, tylko ośrodek wczasowy, rodzinny. Rodzice, dzieci, babcie, ciocie. Ale jak wolisz, jest też posada na zmywaku.

Mama zagrała va banque. Wiedziała, że nienawidzę zmywać.

– OK, jak koniecznie chcecie, żebym była nieszczęśliwa, to pojadę – chwyciłam się ostatniej deski ratunku.

Chlipnęłam.

Wiecie, jak nie lubię ludzi, jak mnie stresują. Ale OK, dobrze. Tylko musicie wiedzieć, że tego się po was nie spodziewałam.

Rzuciłam serwetkę na stół i obrażona poszłam do siebie. Obdzwoniłam wszystkie przyjaciółki, żeby się wypłakać. Wyrzekałam na okrutnych rodziców, na wyzysk, niewolnictwo… Rodzice nie dali się złamać. Tydzień później wsiadłam w pociąg i pojechałam na poniewierkę. Bardzo się starałam, żeby być na nie, ale ośrodek był naprawdę ładny. Dwa piętrowe pawilony z apartamentami, kilkanaście domków. Centralne miejsce zajmował budynek ze stołówką, siłownią i basenem. Ale szybko przypomniałam sobie, po co tu jestem. I że na pewno będę musiała mieszkać w suterenie albo na dusznym poddaszu.

– Jestem Zosia. Mam tu pracować jako kelnerka – przedstawiłam się w recepcji.

Aldona (takie imię miała na plakietce) skierowała mnie do gabinetu kierowniczki ośrodka, ta zaś do szefowej stołówki.

– Jestem Magda. Witaj w zespole. Zaczynasz jutro od śniadania. Musisz być gotowa na siódmą rano. Zaczniesz od rozkładania naczyń i potraw. Śniadanie jest w formie szwedzkiego stołu, więc potem trzeba tylko zbierać brudne naczynia, pomagać gościom przy robieniu kawy. Dasz radę. Twoją opiekunką będzie Ania, wszystko ci wyjaśni. Mieszkacie razem, więc poznacie się jeszcze dziś. A na razie się rozejrzyj po ośrodku, idź na plażę. Rozgość się.

Wbrew moim obawom domek, w którym miałam mieszkać, był nowy i czysty. Stał na uboczu, wśród innych domków osób z obsługi. Potem pobiegłam prosto na plażę. Wiedziałam, że to ostatni dzień mojej wolności, więc postanowiłam z tego skorzystać. W barze na plaży na prosecco wydałam wszystkie oszczędności. Lekko się zataczając, dotarłam pod wieczór do domku.

Moja współlokatorka już tam była

– Zosia? Cześć, Anka – dziewczyna podała mi rękę.

Chciałam coś odpowiedzieć, ale dopadła mnie czkawka.

– Jezu, ty jesteś pijana – Anka przewróciła oczami. – Mam nadzieję , że Magda cię nie widziała.

– Ale ja zaczynam dopiero od jutra – wybełkotałam.

– I co z tego? Magda bardzo nie lubi, gdy personel po pijaku pałęta się po ośrodku. To jest zresztą w regulaminie. Czytałaś?

Nawet nie pamiętałam, gdzie rzuciłam papiery, które wręczyła mi Magda. Bezradnie rozłożyłam ręce.

– Dobra. Będę cię dziś kryła. Ale to ostatni raz. Na kolację lepiej nie chodź. Powiem Magdzie, że zasnęłaś. Przyniosę ci coś do jedzenia.

Obudziłam się o 3 nad ranem. Byłam strasznie głodna. Anka głośno sapała przez sen. Poświeciłam komórką i zobaczyłam, że na stoliku stoi talerz przykryty serwetką. Zasnęłam znowu. Obudziło mnie szarpanie za ramię.

Wstawaj, wpół do siódmej, spóźnimy się – krzyczała Anka.

Bolała mnie głowa, opadały powieki. Ale zwlekłam się i poszłam pod prysznic. Za pięć siódma dotarłyśmy do stołówki. Dostałam czarny fartuch i po chwili z naręczami talerzy, kubków i sztućców kursowałam między kuchnią a jadalnią. A potem było już tylko gorzej.

„Hej, panienko, ten kubek jest brudny”, „Dlaczego nie ma już paróweczek? Mój Jasio je tylko paróweczki”, „To ma być kawa? Tego się nie da pić!” – i tak do 10.30. Potem jeszcze walka ze spóźnialskimi, którzy domagali się podania im śniadania, bo „przecież zapłacili”. Gdy już zniosłam wszystkie brudne naczynia, sprzątnęłam stoliki i nakryłam je do obiadu – miałam przerwę. 45 minut. Zdjęłam fartuch i wyszłam na patio. Nie czułam nóg ani rąk. To był pierwszy dzień. Jak przetrwam 13 kolejnych? Klapnęłam na ławkę i sięgnęłam po butelkę z wodą. Mój telefon zaczął wibrować. „Mama”.

Wściekła odrzuciłam połączenie

Co miałam jej powiedzieć? Że posłała mnie do piekła?

– Papierosa? – na ławce koło mnie przysiadł jakiś chłopak.

Nie widziałam go wcześniej. Pewnie z kuchni.

– Nie palę. Choć chyba w tej chwili żałuję – uśmiechnęłam się kwaśno. – Zośka. Pierwszy dzień w karcerze.

– Antek. Drugi tydzień. W tym roku. Bo w ogóle to już trzecie sezon. Nie wiem, czy cię to pocieszy, ale po kilku dniach się człowiek przyzwyczaja.

Przewróciłam oczami i wróciłam do pracy. Obiad był jeszcze gorszy. Ganiałam z wazami i półmiskami po całej jadalni. Kilka razy się pomyliłam. Wegetarianom z „piątki” zaniosłam pieczeń rodziny z „piętnastki”. Po dwóch godzinach byłam skołowana i sfrustrowana.

– Dałaś radę – to była Magda.

Spojrzałam na nią zdziwiona.

– No, naprawdę. Nikogo nie oblałaś zupą, nie nawrzeszczałaś na żadnego upiornego bachora i do niczyjego dania nie wpadły ci okulary. Tak, tak, to wszystko moje osiągnięcia z pierwszego dnia pracy w tym ośrodku, 10 lat temu. Ale dziś już masz wolne. Widzimy się jutro o 7. A, i przynieś podpisane dokumenty, które ci wczoraj dałam.

Ciężko mi było się do tego przyznać, ale pochwały Magdy miło połechtały moje ego. Zadowolona z siebie poszłam popływać. Tym razem darowałam sobie prosecco. Przeczytałam w domku i podpisałam papiery od Magdy, które dostałam. Było tam m.in. zobowiązanie do niepicia alkoholu na terenie ośrodka i do godnego zachowania. Anka pracowała przy kolacji, więc na spacer poszłam sama. Robiło się ciemno. Usłyszałam gdzieś w oddali głosy i dźwięk gitary. Za domkami personelu w płocie była furtka. Za nią widać było polankę.

Płonęło na niej ognisko. Poszłam w tamtą stronę

– Cześć, pierwszaku – zawołał na mój widok chłopak, który grał na gitarze.

To był Antek.

Chodź, poznaj towarzyszy niedoli. Tam w wiadrze jest piwo, częstuj się.

Otworzyłam puszkę piwa. Usiadłam pod drzewem i zaczęłam się rozglądać.

– Jeszcze jedno? – Antek podał mi puszkę.

Gitarę przejął inny chłopak.

Nie wiem, podpisałam ten regulamin…

– Wiesz, mamy taką niepisaną umowę z Magdą. Tu jesteśmy poza ośrodkiem, więc możemy się napić piwa. Jak tylko wrócimy potem grzecznie prosto do swoich domków i nie będziemy rozrabiać w ośrodku – to Magda przymyka oko. Wiesz, ona też kiedyś zaczynała od kelnerowania. Rozumie nas. Zatańczysz?

Wróciłam do domku o północy. Zmęczona, ale i zadowolona. Tak jak obiecywał Antek – z każdym dniem było lepiej. Popołudniami, gdy nie miałam dyżuru, graliśmy z innymi pracownikami w siatkówkę, frisbee, opalaliśmy się, chodziliśmy do letniego kina w miasteczku i na lody. A wieczorem zawsze spotykaliśmy się na polanie przy ognisku. Gdy w sobotę dostałam pierwszą tygodniówkę, byłam z siebie bardzo dumna. Zadzwoniłam do mamy.

– Jestem potwornie zmęczona. Praca jest ciężka, ludzie okropni, a przełożona to zołza – postanowiłam, że łatwo rodzicom nie odpuszczę.

– Naprawdę? Monika mówi co innego. Wiesz, ta, której syn tam pracuje już trzeci rok z rzędu. Ma na imię Antek. Podobno się znacie. Mówi, że świetnie się bawisz…

– No dobra, masz mnie. Nie jest tak źle. Ale robota ciężka. Wieczorem nóg nie czuję!

Potem miał być wieczorek pożegnalny

Taka tradycja. W każdą sobotę w ośrodku był bal. Dla gości i personelu. Nie liczyłam na takie atrakcje. W bagażu nie miałam żadnej sukienki nadającej się na taki wieczór.

– Idź do Kaśki, mieszka w siódemce. Ma pół szafy kreacji, chyba nosicie podobny rozmiar – poradziła mi Anka.

Kaśka pożyczyła mi amarantową mini na cienkich ramiączkach. Gdy upięłam włosy w kok, wyglądałam naprawdę nieźle.

– Tylko pamiętaj, nie możemy się bawić tylko w swoim gronie – ostrzegła mnie Anka. – Kilka walczyków z dzieciakami, mamusiami i tatusiami. Potem będziesz mogła się poprzytulać z tym twoim Antkiem.

– Jakim moim! – żachnęłam się. – Ledwie się znamy. Okazało się, że to syn jakiejś psiapsióły mojej mamy. To przez niego tu jestem.

Anka oczywiście miała rację. Antek mi się podobał. Ja mu chyba też. Co wieczór odprowadzał mnie do domku. Kupował mi lody. Kilka razy tańczyliśmy przy ognisku. Wieczorek rozkręcał się powoli. Koło 22 dzieci poszły spać i przygasły światła. Zobaczyłam Antka tańczącego ze starszą panią. Wymieniliśmy znaczące spojrzenia. Mina Antka zdawała się mówić „już niedługo”. Po północy parkiet zaczął pustoszeć. Zostali młodzi goście i personel. Z głośników popłynęła „Dziewczyna o perłowych włosach”. Stanął przede mną Antek i wyciągnął rękę. Podałam mu dłoń i zaczęliśmy tańczyć przytuleni. Potem Antek zaprowadził mnie do tylnych drzwi.

Na zapleczu trwała alternatywna impreza

Ktoś wcisnął mi do ręki kubek z białym winem.

Zmiana turnusów, dziś zasady nie obowiązują – uśmiechnęła się Anka.

– Pracujesz rano? – zapytał Antek.

Pokręciłam przecząco głową.

– To chodźmy na spacer.

Poszliśmy na plażę i usiedliśmy na piasku.

– Kąpiemy się? – zawołałam.

Zrzuciłam sukienkę i w samych majtkach wbiegłam do wody. Antek pobiegł za mną. Po kąpieli wybiegłam z morza pierwsza. Nie byłam wcale taka odważna i wyzwolona, jak udawałam. Żaden chłopak nie widział mnie jeszcze nago. Ubrałam się, nim na brzeg wybiegł Antek. Położył się na piasku i ciężko oddychał.

– Szybka jesteś – rzucił w końcu.

A potem odwrócił się na brzuch i spojrzał mi w oczy.

– Jestem tu do końca września. Zostaniesz?

Pokręciłam głową. Udawałam. Tak naprawdę byłam już zdecydowana, że jak tylko będzie możliwość, zostanę tu dłużej.

– Magda na pewno się zgodzi. We wrześniu zawsze brakuje kelnerek – wyszeptał mi do ucha Antek.

To było w zeszłym roku. Za tydzień znów tam jedziemy!

Czytaj także:
„Miałam jedną zasadę: nigdy nikomu nie pożyczam pieniędzy. Złamałam ją raz. Straciłam kasę i przyjaciółkę”
„Mąż dawał mi 200 zł miesięcznie, a resztę pieniędzy wydawał na kochankę. Nie pracowałam, więc nie miałam głosu”
„Koleżanka zazdrościła mi pieniędzy i pozycji. Sama nie umiała zapracować na swój sukces, więc odebrała wszystko mnie”

Redakcja poleca

REKLAMA