Złoty pierścionek lśnił na moim palcu. Zaproszenia ślubne dla stu pięćdziesięciu osób zostały już rozesłane. Śnieżnobiała suknia wraz z welonem wisiały w szafie, czekając na swoją premierę. Wesele, które miało się odbyć za kilka tygodni, było dopracowane w najmniejszym szczególe. Wkrótce miałam zostać żoną – dla każdej kobiety jest to jedno z najważniejszych wydarzeń w życiu. Pod warunkiem że mężczyzna, którego kocha, jest tym samym, któremu ślubuje miłość przed ołtarzem.
Zanim Robert mi się oświadczył, byliśmy razem przez siedem lat. Tworzyliśmy zgodny i stabilny związek, bez kryzysów i dramatów, ale i bez porywów namiętności, bez przyśpieszania pulsu. Któregoś wieczoru Robert powiedział po prostu: „Chyba najwyższy czas się pobrać”, a kilka dni później wybierałam sobie pierścionek zaręczynowy.
Moja fascynacja przerodziła się w coś więcej
Nie o takich oświadczynach marzyłam. Tłumaczyłam sobie jednak, że życie to nie amerykańska komedia romantyczna, które tak bardzo lubiłam oglądać. Z domu wyniosłam przekonanie, że związek jest udany, jeśli mężczyzna nie zdradza żony, oboje chodzą razem w niedzielę do kościoła, a na stole codziennie jest świeży obiad. Myślałam, że w życiu nie ma miejsca na romantyczne uniesienia, ponieważ nigdy ich nie zaznałam. Dopóki nie poznałam Adama…
Spotkaliśmy się na firmowej imprezie bożonarodzeniowej, dwa miesiące przed planowanym ślubem. Był nowym pracownikiem w naszej firmie. Zapytał, czy może się do mnie przysiąść i zaczęliśmy rozmawiać. To było niesamowite i jednocześnie banalne, lecz od pierwszych słów miałam wrażenie, że znamy się bardzo długo. Grzecznościowa rozmowa bardzo szybko zamieniła się w zwierzenia, jakie ujawnia się tylko przed najbliższymi.
Dużo się o nim dowiedziałam. Że lubi podróże, egzotyczną kuchnię, sporty ekstremalne; uczy się chińskiego, robi zdjęcia, chodzi na wernisaże. Uderzyło mnie, jak inny jest od Roberta. Mój narzeczony pracował w biurze, zwykle po pracy oglądał telewizję do wieczora, a na obiad co dzień jadłby schabowe.
Zaczęłam się spotykać z Adamem. Fascynowało mnie jego podejście do życia. Adam był ciągle w ruchu! Niczego nie planował. Mówił, że trzeba cieszyć się tym, co przychodzi. Tym, co najbardziej wyraziste i wartościowe, samą esencją życia. Cała otoczka jest nieważna. Uczył mnie ulegać swoim pragnieniom dokładnie wtedy, kiedy nadchodzą. Niczego nie odkładać na lepsze potem.
To wszystko było dla mnie nowe – tak inne od tego, co znałam. Uświadomiłam sobie, jak odmienne życie można wieść. I że to zależy tylko ode mnie, w jaki sposób będę żyć.
Moja fascynacja Adamem bardzo szybko przerodziła się w głębokie uczucie, co więcej, odwzajemnione. Pękało mi serce, bo przecież za kilka tygodni miałam stanąć przed ołtarzem i ślubować miłość innemu mężczyźnie. Kochałam Roberta, lecz nie w taki sposób, jak pragnęłam kochać; jak kochałam Adama!
Wreszcie zrozumiałam, czego chcę
Chciałam odwołać ślub. Wiedziałam jednak, że życie to nie film, w którym ucieka się sprzed ołtarza na oczach wszystkich, a potem żyje się długo i szczęśliwie. Bałam się skandalu wśród rodziny i znajomych, który w moim mieście przybrałby kolosalne rozmiary. Bałam się skrzywdzić Roberta, który przecież był mi tak bliski. Bałam się przekreślać te wszystkie lata i chwile, które razem przeżyliśmy.
Adam powiedział, że możemy wyjechać za granicę, mogę zerwać wszystkie kontakty i zostawić przeszłość za sobą. I zobaczyć, co będzie dalej… Jednak myśl o wyprowadzce do obcego kraju, gdzie nie znam nikogo, i zostawieniu całego dawnego życia za sobą napawała mnie przerażeniem. Uświadomiłam sobie, że fascynuje mnie osobowość Adama, ale nie mogłabym żyć w ten sam sposób co on. Dotarło do mnie, że to by się nie udało: ja zostałam inaczej wychowana, wyznaję zupełnie inne wartości. Potrzebuję tej stabilności i bezpieczeństwa, którą wcześniej byłam znudzona.
Gdzieś przeczytałam, że lepiej jest być jak bijące źródło, nie jak staw, w którym stoi zawsze ta sama woda. Przy Adamie czułam się jak przy źródle. Teraz wiem, że źródło zawsze jest płytkie. Niestałe, ciągle w ruchu. Bez przeszłości, bez przyszłości… Przecież nie takiego życia chciałam.
To staw posiada niezbadaną głębię, pełną tajemnic i mądrości nabywanej z czasem, gromadzonej jak cenny skarb. To on jest schronieniem dla wielu drobnych istot, to on jest domem i azylem. Zawsze stały i bezpieczny. Przecież taka chcę być. Taka jestem. I kogoś takiego znalazłam.
Powiedziałam o tym Adamowi. Tydzień później zwolnił się z pracy i wyjechał. Nigdy więcej go nie widziałam. Mój ślub był piękny, a Robert nigdy się nie dowiedział o najważniejszym wyborze, jakiego musiałam w życiu dokonać. Wierzę, że wybrałam słusznie.
Czytaj także:
„Nie umiałem wybrać, więc miałem 2 kochanki. Kochałem je tak samo, ale sielanka się skończyła, bo dowiedziały się o sobie”
„Kocham męża i kochanka. Obaj są mi potrzebni do życia jak powietrze. Nie mam zamiaru z tego rezygnować”
„Od 5 lat mam romans i wciąż nie mogę zdecydować. Zostać z nudnym, ale przyzwoitym mężem, czy odejść do gorącego kochanka?”