„Regularnie zdradzam męża i nie żałuję. Za moje namiętne wypady z apetycznym kochankiem płacę jego pieniędzmi”

Kobieta, która zdradza męża fot. Adobe Stock, Photographee.eu
„Czułam się coraz bardziej opuszczona, zawiedziona swoim życiem. Po co mi kasa, skoro mąż nie miał dla mnie czasu? Tak naprawdę, to nie planowałam go zdradzić, ale czy mam wyrzuty sumienia? Nie. Gdyby mnie nie zaniedbywał, poświęcał mi więcej uwagi, nawet nie pomyślałabym o romansie”.
/ 20.10.2021 17:59
Kobieta, która zdradza męża fot. Adobe Stock, Photographee.eu

Było niedzielne przedpołudnie. Miałam zabrać się za gotowanie obiadu, gdy do kuchni wszedł mąż. Powiedział, że chce o coś spytać.

– O co chodzi?

– O rachunek z greckiej restauracji. Zajrzałem przed chwilą na nasze konto bankowe i zobaczyłem, że zapłaciłaś wczoraj prawie pięćset złotych. Wszystkich znajomych zaprosiłaś na kolację? – wpatrywał się we mnie.

Poczułam, jak nogi się pode mną uginają, ale jakoś opanowałam nerwy.

– Tylko Kaśkę. A rachunek jest taki wysoki, bo zamówiłam szampana. Niedawno miała urodziny i chciałam jej zrobić przyjemność. To chyba nie problem? – rzuciłam od niechcenia.

– Oczywiście, że nie. Lubię ją. I cieszę się, że spędziłyście miły wieczór – odparł i wrócił do swojego gabinetu.

Upewniłam się, że zamknął za sobą drzwi i zadzwoniłam do Kaśki.

– Słuchaj, jakby Maciek pytał, to wczoraj byłyśmy u Greka. Ja cię zaprosiłam, z okazji urodzin. Był szampan. Pamiętaj! – wyszeptałam.

– O rany znowu zapłaciłaś kartą? Przecież mówiłam ci, żebyś używała tylko gotówki – zdenerwowała się.

– Wiem, ale zapomniałam…

– No dobra, masz załatwione. Ale uważaj. Twój mąż nie jest głupi. Umie kojarzyć fakty. A wtedy…

– Nawet nie kończ zdania – przerwałam jej.  Na samą myśl, co by było wtedy, ciarki przeszły mi po plecach.

Naprawdę wyszłam za mąż z wielkiej miłości, choć większość znajomych podejrzewała, że dla pieniędzy. Maciek był właścicielem firmy, w której dostałam pierwszą pracę. Był sporo starszy ode mnie, ale nieziemsko przystojny i bardzo sympatyczny. Nie ukrywam, że to ja pierwsza zaczęłam go podrywać, a on podjął grę. Po kilku spotkaniach już wiedziałam, że chcę spędzić z nim resztę życia. Gdy więc  dziesięć lat temu poprosił mnie o rękę, nie wahałam się nawet chwili. Byłam przekonana, że nasze życie będzie cudowne, pełne niezapomnianych wrażeń i romantycznych uniesień.

Przez pierwsze miesiące rzeczywiście tak było. Maciek traktował mnie jak księżniczkę. Obsypywał prezentami, codziennie zapewniał o swojej miłości. Spełniał moje wszystkie zachcianki i życzenia. Robiliśmy mnóstwo szalonych rzeczy. Wsiadaliśmy w samolot i lecieliśmy na weekend do Paryża, Londynu, Rzymu. Albo na kilka dni gdzieś do ciepłych krajów. Bawiliśmy się, wygrzewaliśmy na plaży, pływaliśmy motorówką. A nocami kochaliśmy się do utraty tchu. Spędzaliśmy ze sobą mnóstwo czasu. To były naprawdę wspaniałe dni.

Potem przyszła codzienność

Któregoś pięknego dnia mąż stwierdził, że kończy z szaleństwami, bo musi bardziej zająć się interesami.

– Jeśli tak dalej będę zaniedbywał firmę, to zbankrutujemy – tłumaczył.

– A tam, przesadzasz. Na pewno nie będzie tak źle. Masz przecież ludzi do roboty – próbowałam skłonić go do zmiany zdania. Podobało mi się nasze dotychczasowe życie i nie chciałam z niego rezygnować.

– Kochanie, pieniądze z nieba nie spadają. Trzeba je zdobyć. A poza tym sam wolę wszystkiego przypilnować.

Od tamtej pory zajmował się tylko i wyłącznie pracą. Rozbudowywał firmę, zdobywał nowych klientów, inwestował. Bogaciliśmy się w bardzo szybkim tempie. Przyjaciółki zazdrościły mi pięknej rezydencji, drogich ciuchów, najnowszego samochodu, nieograniczonego dostępu do konta.

A ja byłam… nieszczęśliwa. Czułam się coraz bardziej zaniedbywana, opuszczona, zawiedziona swoim życiem. Po co było mi to wszystko, skoro Maciek nie miał dla mnie w ogóle czasu? Wychodził do pracy bladym świtem i wracał późnym wieczorem. Najczęściej potwornie zmęczony, rozdrażniony. Zjadał kolację, kładł się do łóżka i od razu zasypiał. Nie miał  czasu ze mną porozmawiać, nie chciał się ze mną kochać. Gdy próbowałam się do niego przytulić, odwracał się na bok, twierdząc, że jest bez formy.

Może gdybym pracowała albo gdybyśmy mieli dziecko, to nie przejmowałabym się tym tak bardzo.  Ale gdy Maciek mi się oświadczył, odeszłam z firmy. A dzieci? No cóż. Mąż nie chciał mieć więcej potomstwa. Stwierdził, że jest już za stary, że syn i córka z pierwszego małżeństwa zdecydowanie mu wystarczą. Ja też nie paliłam się do macierzyństwa, więc nie naciskałam. W efekcie przez całe dnie byłam sama.

Oczywiście spotykałam się od czasu do czasu z przyjaciółkami, chodziłam na różnego rodzaju imprezy, zakupy, ale nie o to mi chodziło. Brakowało mi uwagi i uwielbienia męża. Chciałam, by tak jak kiedyś poświęcał mi mnóstwo czasu, okazywał miłość i zainteresowanie. Gdy któregoś dnia mu o tym powiedziałam, tylko się skrzywił.

– No wiesz, zachowujesz się jak rozkapryszone dziecko – fuknął. A potem wyrecytował jednym tchem, że jestem niesprawiedliwa i niewdzięczna. – Niejedna kobieta chciałaby się znaleźć na twoim miejscu. Zrozum to wreszcie! – zakończył i swoim zwyczajem poszedł spać.

Zrozumiałam wtedy, że nie ma sensu wracać więcej do tematu, bo Maciek i tak mnie nie zrozumie. Zrobiło mi się tak smutno, że aż się popłakałam.

Nie planowałam tego romansu. Mimo wszystko ciągle bardzo kochałam męża i nie chciałam go zdradzać.

Zdecydował przypadek…

Po tamtej rozmowie postanowiłam pojechać na działkę do Kaśki. Na Mazury. Miałam nadzieję, że jak się jej wypłaczę na ramieniu, to poczuję się lepiej. Ona jedna mnie rozumiała. Inne koleżanki mówiły to samo, co Maciek. Że pana Boga za nogi złapałam, że nie mam prawa narzekać, bo innym ludziom żyje się gorzej. Tymczasem Kaśka zawsze trzymała moją stronę.

Ruszyłam w sobotni poranek. Byłam już prawie u celu, gdy zepsuł mi się samochód. Rozkraczył się w leśnej głuszy i za nic w świecie nie chciał ruszyć. Zamierzałam zadzwonić po pomoc drogową, ale jak na złość akurat rozładowała mi się komórka. Stanęłam na poboczu i zaczęłam machać na przejeżdżające auta. Mijały mnie jednak z zawrotną prędkością. I kiedy już prawie straciłam nadzieję, jedno się zatrzymało.

Wysiadł z niego młody chłopak.

– Potrzebuje pani ratunku? – bardziej stwierdził, niż spytał.

– Nie wiem, co się stało – wykrztusiłam, pokazując na samochód.

– Spokojnie, zaraz zadzwonię po kuzyna. Ma tu niedaleko warsztat. Wszystkim się zajmie – odparł.

Patryk, bo tak miał na imię mój wybawiciel, zajął się mną bardzo troskliwie. Zaczekał ze mną na lawetę, pojechał do warsztatu, a potem odwiózł mnie do Kaśki. Przez całą drogę rozmawialiśmy. Okazało się, że jest studentem, mieszka w Warszawie, w akademiku, wieczorami  pracuje w klubie. A teraz jedzie w odwiedziny do rodziców. Na pożegnanie poprosiłam, żeby dał mi swój numer telefonu.

– Jak już wrócę do Warszawy, to chcę się z panem spotkać, podziękować za wszystko. Bez pana zginęłabym w tej leśnej głuszy – tłumaczyłam.

– Będzie mi bardzo miło. Z przyjemnością umówię się z tak wspaniałą kobietą – patrzył mi prosto w oczy.

– A tam wspaniałą, pewnie wyglądam teraz jak czarownica – odruchowo poprawiłam włosy.

– Nic podobnego. Jest pani piękna. I wyjątkowa – dotknął mojej ręki.

Poczułam jakieś dziwne ciepło

Gdy odjechał, złapałam się na tym, że już za nim tęsknię, ale szybko odpędziłam tę myśl. Miałam przecież męża, niebawem stuknie mi czterdziestka, a chłopak miał  niewiele ponad dwadzieścia lat. Obiecałam więc sobie, że po powrocie do Warszawy wręczę mu w prezencie jakieś dobre wino i na tym nasza znajomość się skończy. Kaśka jak zwykle przyjęła mnie bardzo serdecznie. Spokojnie wysłuchała moich żalów. Potem jednak zaczęła wypytywać o Patryka.

– Podoba ci się?

– No coś ty! Przecież go nie znam. Pomógł mi tylko z samochodem – zaczęłam tłumaczyć.

– Dobra, dobra, jak nie chcesz mówić, to nie mów. Ale ja na twoim miejscu skorzystałabym z okazji.

– Zwariowałaś? Przecież to dzieciak. Jest ode mnie przynajmniej z piętnaście lat młodszy – zaprotestowałam.

– Ale bardzo apetyczny. I wpatrywał się w ciebie jak w obrazek.

– Naprawdę?

– Jasne. Masz jego numer telefonu?

– Mam. Obiecałam, że się z nim spotkam i podziękuję za pomoc.

– To zadzwoń i podziękuj. Jak najszybciej. Może coś z tego będzie.

– No coś ty, mam przecież Maćka.

– Ale Maciek nie ma dla ciebie czasu. A tamten na pewno będzie miał. Mogę się o to założyć. Spotkaj się z nim, bo zwiędniesz – przekonywała.

Im dłużej o tym rozmawiałyśmy, tym większą miałam ochotę na spotkanie z Patrykiem. Wtedy jeszcze nie zamierzałam z nim zdradzać Maćka. Chciałam po prostu jeszcze raz usłyszeć, że jestem wspaniała, piękna i wyjątkowa. Bardzo mi tego brakowało. Zadzwoniłam po tygodniu od powrotu do Warszawy.

Umówiliśmy się w kawiarni. Wprost nie mogłam się doczekać, kiedy znów go zobaczę. Wręczyłam mu butelkę wina, zaczęliśmy rozmawiać. Siedzieliśmy prawie do zamknięcia. Byłam zachwycona. Mąż prawie w ogóle się do mnie nie odzywał, a jeśli już, to tylko w ważnych sprawach. A Patryk z uwagą słuchał tego, co mówię, sam opowiadał ciekawe rzeczy, no i prawił mi komplementy. Mnóstwo komplementów. Najwspanialsze było to, że był szczery. Potrafię wyczuć, kiedy mężczyzna tylko udaje miłego. Patryk naprawdę był mną zachwycony.

Kiedy zaproponował kolejne spotkanie, powiedziałam tak. Świetnie się czułam w jego towarzystwie i nie zamierzałam z tego rezygnować. Następne nasze spotkania były niewinne. Po prostu siedzieliśmy w kawiarni, popijaliśmy kawę i gadaliśmy. Po trzech miesiącach Patryk zaproponował wypad na dwa dni na Mazury, do domku jego kolegi.

– Pospacerujemy po lesie, popływamy łódką. No i wypijemy wreszcie wino, które od ciebie dostałem – kusił.

– Jeszcze je masz? – zdziwiłam się.

– Oczywiście, że tak. Chyba nie sądziłaś, że otworzę je bez ciebie – dotknął czule mojej dłoni.

– W porządku, przyjedź po mnie przed południem. Zaparkuj jak zwykle, na stacji benzynowej – odparłam.

Podejrzewałam, że na spacerze i piciu wina się nie skończy, ale miałam to gdzieś. Bardzo pragnęłam bliskości. A skoro Maciek przestał się mną interesować, musiałam poradzić sobie inaczej. Po powrocie do domu powiedziałam mężowi, że jadę z Kaśką na Mazury. Mruknął tylko: w porządku i zajął się swoimi sprawami. Było tak, jak przypuszczałam. Nie poszliśmy na spacer, a wino otworzyliśmy dopiero po kilku godzinach.

Gdy tylko dotarliśmy na miejsce, Patryk zaczął mnie rozbierać.

– Przestań. Mam męża, jestem od ciebie starsza… To nie ma sensu – próbowałam się jeszcze bronić.

– Ciii – zamknął mi usta pocałunkiem. A potem zaniósł mnie na łóżko.

To był wspaniały, szalony seks. Dziki, namiętny… Kiedy po wszystkim leżeliśmy przytuleni, omal się nie popłakałam. Nie z poczucia winy, że zdradziłam męża. Ze wzruszenia i szczęścia. Od dawna nikt nie dał mi tyle czułości i satysfakcji…

Wróciłam do domu następnego dnia, wieczorem. Męża jeszcze nie było. Natychmiast położyłam się spać. Czułam się naprawdę podle. Pojawiły się wyrzuty sumienia. Pomyślałam, że jednak nie miałam prawa zdradzić Maćka, że przecież przysięgałam… Wrócił przed północą. Gdy wszedł do sypialni, nakryłam się kołdrą po sam czubek głowy. Bałam się, że wyczyta z moich oczu, co zrobiłam, zacznie zadawać pytania. Nawet nie spojrzał w moją stronę. Położył się, odwrócił na bok, mruknął dobranoc i zasnął.

To było prawie rok temu. Od tamtej pory spotykam się z Patrykiem regularnie. Dwa, trzy razy w miesiącu. Przygotowuję się do tych spotkań bardzo starannie. Idę do fryzjera, do sauny, na masaż… Chcę być piękna i pociągająca. Zapraszam go gdzieś do restauracji lub na zakupy. Burzy się, mówi, że nie chce być moim utrzymankiem, ale potrafię go przekonać. Lubię się z nim pokazać, kupić mu jakieś fajne rzeczy. I patrzeć jak się z nich cieszy… A potem jedziemy do takiego małego hoteliku na skraju miasta. Jest drogi, ale bardzo dyskretny. Żadnych kamer i wścibskiej obsługi.

Za te wypady ja płacę. A właściwie nie ja, tylko mój mąż, bo to przecież on zarabia. To dlatego tak zależy mi na zachowaniu tajemnicy. Myślę, że Maciej już samej zdrady by mi nie darował. A jakby się jeszcze dowiedział, że za jego pieniądze żywię i ubieram młodszego kochanka… Kaśka ma rację, muszę bardziej uważać, płacić wszędzie gotówką. Karta kredytowa zawsze zostawia ślad…

Czy mam wyrzuty sumienia, że zdradzam męża? Nie. Już teraz nie mam. Gdyby mąż mnie nie zaniedbywał, poświęcał mi więcej uwagi, nawet nie pomyślałabym o romansie z Patrykiem. Ten chłopak jest mi potrzebny do życia jak powietrze. Miłość i podziw w jego oczach mnie wzmacniają. Zresztą myślę, że w pewnym sensie Maciek też korzysta na tej znajomości. Jestem szczęśliwszą kobietą. A więc nie marudzę już tak jak wcześniej, nie stroję fochów, nie robię mu wyrzutów, że prawie nie ma go w domu… Po prostu żyjemy – razem, choć osobno.

Czytaj także:
„Faceci narzekają, kiedy żona poprosi o wyniesienie śmieci. Ja samotnie wychowuję trójkę dzieci, pracuję i ogarniam dom”
„Będąc małym chłopcem, zakochałem się w pewnej dziewczynie. Dziś jestem mężem jej córki”
„Myślałam, że to miłość, a on dybał na moje pieniądze! Połknęłam haczyk, bo byłam spragniona romansu”

Redakcja poleca

REKLAMA