„Raz go zdradziłam, a on odszedł do innej? To ja powinnam była odejść pierwsza”

Kobieta porzucona przez mężą fot. Adobe Stock, Prostock-studio
Dwadzieścia lat po ślubie dopadł mnie kryzys. Mąż zrobił się wkurzającym marudą, seks z nim przestał mi smakować, unikałam zbliżeń, bo nie czułam nic, oprócz zmęczenia i niewygody…
/ 15.06.2021 13:19
Kobieta porzucona przez mężą fot. Adobe Stock, Prostock-studio

Od paru tygodni owijałam się kołdrą, żeby nie czuć dotyku Tadka. Zamykałam oczy i wyobrażałam sobie, że jestem gdzie indziej, że czas się cofa i to Piotr bierze mnie w ramiona. Całuje mnie i mówi, jak bardzo tęsknił przez te lata, i że już się nie rozstaniemy.

Znowu jestem młoda, szczupła, mam gładką skórę, bez rozstępów i blizny po cesarce. Piotr bawi się moimi włosami i szepce: „Są jak czarny jedwab! Cudo!”.

Gdyby nie Tadeusz, kariery bym nie zrobiła

Teraz by tak nie powiedział. Noszę króciutkie, postrzępione kosmyki, bo choroba zniszczyła mi włosy. Przy tarczycy tak bywa, trzeba się z tym pogodzić. Piotr pamięta mnie inną – kiedyś byłam wesoła, pełna energii, pięknie śpiewałam. On brzdąkał na gitarze. Nie znał nut, nauczył się paru chwytów i udawał Santanę.

Był próżny, musiał być w centrum, więc kiedy niby mi akompaniował, zawsze siadał tak, żeby być pół metra przede mną. Mówił o mnie „moja kobieta”, choć mieliśmy dopiero po siedemnaście lat. Dla mnie to „moja” było najważniejsze!

Zachorowałam po maturze. Szybko zdiagnozowali nadczynność tarczycy i zaczął się koszmar leczenia. Brałam duże dawki leków, lecz objawy choroby nie ustępowały. Najgorsze było drżenie rąk i zawroty głowy. Chodziłam jak pijana, sąsiedzi zaczęli plotkować, że „taka młoda, a już pociąga z gwinta!”. Waliło mi serce, miałam nieustanne biegunki, chudłam, dokuczało mi swędzenie skóry i paskudne krosty na nogach. Rano budziłam się z podpuchniętymi oczami.

Patrzyłam na siebie w lustrze i nie poznawałam własnej twarzy! Rysy mi zgrubiały, oczy zrobiły się wypuklejsze, cera szorstka i matowa. Brzydłam. Wtedy Piotra wywiało! Wyjechał do innego miasta, potem z Polski, a później słuch o nim zaginął. Ja nigdy nie zapomniałam, był moim pierwszym chłopakiem i pierwszą miłością…

Pojawił się Tadzio i już został ze mną

Nie od razu się w nim zakochałam. Na początku mnie denerwował swoją ustępliwością i wiecznym przytakiwaniem. Po Piotrku, który zawsze miał własne zdanie i kłócił się o drobiazgi, Tadzio wydawał mi się ślamazarną babą! Nieźle dawałam mu popalić, kawał cholery był ze mnie. Po leczeniu izotopowym nie myślałam, że będę miała dzieci. Kiedy zaszłam w ciążę, oszalałam ze szczęścia, ale i ze strachu o zdrowie mojego maluszka. Za to Tadzio nie tracił sił i optymizmu.

– Zobaczysz – uspokajał mnie – będzie dobrze. Urodzisz zdrowiutkie maleństwo, sama będziesz jak ryba, a ja się wami zaopiekuję. Przekonasz się, że mam rację! Dopiero po narodzinach Gosi przekonałam się, jaki jest czuły, dobry, delikatny, i zrozumiałam, że go jednak kocham. Nie szaleńczo, gwałtownie, bezrozumnie, lecz taką spokojną, równą miłością.

Nastały dla nas szczęśliwe lata

Pokonałam chorobę, Gosia rosła i była naszą dumą, zbudowaliśmy dom, ja znalazłam świetną pracę i zaczęłam robić zawodową karierę. Szło nam jak z płatka. Gdyby nie Tadzio, nie zostałabym prezesem firmy. Nie miałabym głowy ani czasu na wyjazdy, dokształcanie się i szkolenia. Mój mąż wziął na siebie ciężar prowadzenia domu i wychowania córki. Zrezygnował z doktoratu, zadowolił się średnią posadą i stanął za mną murem po to, abym mogła realizować swoje ambicje.

Nigdy nie pytałam, czy jest z tego zadowolony. Nigdy mu nie podziękowałam… Praca zawodowa dawała mi wiele satysfakcji. Mogłam się jej poświęcać bez wyrzutów sumienia, że coś zaniedbuję w rodzinie, bo dom był czysty, ciepły, zadbany, Małgosia dostawała świadectwa z czerwonym paskiem, nawet moi starzy rodzice byli pod skrzydłami Tadzia.

Urwaliśmy się z kolacji, on miał pokój w hotelu

Doceniałam to, lecz w głębi serca tęskniłam za odrobiną fantazji i szaleństwa. Gdyby nie spotkanie z Piotrem, mój kryzys małżeński pewnie by nie nadszedł… Prawie nic się nie zmienił. Był elegancko ubrany, miał świetną figurę, bez Tadziowego brzucha. Chyba chodził do solarki, bo twarz, przedramiona, szyja i kawałek torsu wyglądający spod rozpiętej koszuli przypominały wypolerowany mosiądz. Nadal pewny siebie, szybki, zdecydowany, rozkazujący… W porównaniu z Tadziem, jak lampart przy owcy!

To on mnie odszukał. Zadzwonił i poprosił o spotkanie. Dopiero po dwóch godzinach przyznał się, że jest przedstawicielem handlowym dużej spółki i chodzi mu o biznes.

– Oczywiście, nie tylko – śmiał się. – Przede wszystkim chciałem cię zobaczyć! Wiele razy myślałem o tobie i zastanawiałem się, co porabiasz.

– Trzeba było zatelefonować i zapytać.

– Przysięgam, miałem taki zamiar, ale zawsze coś wyskakiwało… Dopiero teraz nadarzyła się okazja.

– Łączysz przyjemne z pożytecznym? Chcesz mnie ugłaskać, żebym podpisała z wami kontrakt? O to chodzi?

– Też, nie będę udawał. Dla mnie to zawodowa szansa, mam trochę kłopotów w mojej firmie, chcę się zrehabilitować. Pomożesz? Przez dawne wspomnienia… Powiedziałam, że przeanalizuję warunki, pomyślę, zobaczymy…

Dałam mu nadzieję, bo chciałam go widywać. Od tamtej rozmowy nasze spotkania przebiegały podobnie – najpierw negocjacje i paragrafy, potem kolacja, wino, wspomnienia, tańce i pocałunki. Rozpalał mnie do czerwoności. Wracałam nieprzytomna, nawet nie bardzo kojarzyłam, że Gosia zdaje maturę, tak byłam pochłonięta sobą i odzyskaną miłością. Znowu byłam zakochana! On coraz śmielej się zachowywał, snuł jakieś plany o wspólnej przyszłości, coś obiecywał.

– Przecież jesteś żonaty – protestowałam, kiedy planował, co zrobimy po skończeniu wspólnej roboty. – Będziesz musiał wrócić do rodziny, prawda?

– Ja nic nie muszę, skarbeńku! Nie pamiętasz, że zawsze robiłem, co chciałem? Nic się nie zmieniło!

– A teraz czego chcesz?

– Teraz chcę ciebie! I będę ciebie miał! Stało się. Dostał ten kontrakt. Nie był zły dla mojej firmy, choć w innych warunkach pewnie bym go nie podpisała. Tamtego wieczoru wymiksowaliśmy się z uroczystej kolacji. Piotr miał pokój w hotelu. Wiedziałam, po co tam idę. Ale było inaczej niż w moich snach.

– Niezła dupa jesteś – powiedział Piotr po wszystkim. – Nie spodziewałem się, że aż tak super będzie! Leżał wygodnie rozciągnięty, z popielniczką na piersiach i dmuchał mi dymem z papierosa prosto w nos. Nienawidzę palenia. Mówiłam mu, że chyba jestem uczulona na tytoń, bo natychmiast kaszlę, łzawią mi oczy i brakuje tchu. Nie mógł nie pamiętać. Po prostu miał to gdzieś! Nie zatrzymywał mnie, kiedy zaczęłam się ubierać.

– Zamówić ci taksówkę? – zapytał, nie ruszając się z miejsca, a potem dodał: – Pa, jesteśmy w kontakcie. Zadzwonię. Myśl o mnie ciepło, mała.

W taksówce pościerałam z twarzy makijaż. Weszłam do domu, ale Tadzio mnie nie powitał, nie krzątał się przy kolacji, nie pytał, jak mi minął dzień. Siedział przy pustym stole, ubrany jak na podróż, obok stała walizka.

Ale jaki rozwód? Kto tutaj chce rozwodu?!

– Klucze zostawiam, nie będą mi potrzebne – powiedział, gdy stanęłam obok. – Zabrałem tylko osobiste rzeczy. Zgadzam się na rozwód bez orzekania o winie.

– Jaki rozwód? Co ty bredzisz?

– Nasz rozwód. Lada moment dostaniesz pozew.

– Kto chce rozwodu?

– Ja. Mam dosyć.

– Przestań się wygłupiać – poczułam, że robi mi się zimno. – Wiem, że ostatnio cię zaniedbywałam, ale to się zmieni!

– Już mi nie zależy. Poznałem kogoś. Nareszcie jestem szczęśliwy.

– Rzucasz mnie dla jakiejś zdziry?!

Po raz pierwszy w życiu widziałam Tadzia w takiej złości.

– Przestań! – wrzasnął. – Nigdy cię palcem nie dotknąłem, ale teraz dostaniesz! Do pięt jej nie dorastasz, więc zamilcz… I odczep się od nas. To koniec!

– Tadziu – próbowałam go zatrzymać. – Przebacz mi. Zostań, co będzie z Gosią?

– Przypomniałaś sobie?! Gosia zaczyna studia w Anglii, wszystko sami załatwiliśmy, bo ty się nawet nie zainteresowałaś, co ona ma zamiar robić po szkole. Więc zostaw Gosię w spokoju.

Naprawdę odchodził! Rzuciłam się do niego, tarasowałam drzwi, złapałam kluczyki od samochodu, ale tylko wzruszył ramionami.

– Idiotka jesteś! – powiedział. – Furiatka! Gdzie ja miałem oczy?

Jak on śmiał mnie zostawić? Taki zwyczajny Tadzio, ten pantoflarz i baba, nagle się obudził i zwiał! Poruszę niebo i ziemię, żeby wrócił! Nie dam sobie sama rady. Nie umiem żyć bez niego! Zginę! Tadzio, przebacz, nie odchodź! Przepraszam cię, przepraszam…

Czytaj także:
„Starzy ludzie ciągle tylko narzekają. Obiecałam sobie, że taka nie będę. I słowa dotrzymam!”
„Wstydzę się pokazywać ze swoimi wnukami. Moja córka źle je wychowała”
„Przez pracę kuratora straciłem wiarę w młodzież. Nie chcę mieć własnych dzieci, bo boję się, że wyrosną na przestępców”

Redakcja poleca

REKLAMA