„Nieznajomy z pociągu zaprosił mnie na randkę. Zaproszenie napisał na murze. To był początek niezwykłej przygody”

Kobieta, która poszła na randkę z nieznajomym fot. Adobe Stock, Sondem
„Przed oczami stanął mi wysoki przystojny brunet, świetnie zbudowany. Oczyma wyobraźni już widziałam siebie i jego przytulonych i tańczących w rytm muzyki. Paweł wziąłby mnie w ramiona, spojrzelibyśmy sobie głęboko w oczy i... – aż zamknęłam oczy, czekając na wyimaginowany pocałunek”.
/ 28.01.2022 14:40
Kobieta, która poszła na randkę z nieznajomym fot. Adobe Stock, Sondem

Trzęsłam się już z zimna, kiedy w końcu ze zgrzytem i sapaniem nadjechał pociąg. Usadowiłam się czym prędzej w przedziale i wyciągnęłam książkę. Jeszcze pół godziny i będę w domu. A czas naglił, miałam dziś urodziny i o 19:00 spodziewałam się gości. W tym tego jedynego...

Paweł był kumplem mego brata i łaskawie zgodził się przyjść na imprezę. Zamierzałam dołożyć wszelkich starań, żeby wyszedł już jako mój chłopak. To dla niego urwałam się wcześniej z wykładów i pobiegłam do fryzjera, dla niego postanowiłam też włożyć seksowną sukienkę.

Kiedy w końcu ten pociąg ruszy – zniecierpliwiłam się, spoglądając na zegarek i w tej samej chwili poczułam, że jedziemy. Jeszcze trochę i zobaczę Pawła – śpiewało mi w duszy. Popatrzyłam na siedzących obok pasażerów. Każdy zajęty swoimi myślami. Kobiety z torbami zakupów, mężczyźni czytający gazety, rozchichotane nastolatki plotkujące pewnie o chłopakach. A właśnie – naprzeciwko mnie siedzi całkiem niezły chłopak.

Miałam strasznego pecha

Jeszcze jakieś 15 minut. Przed oczami stanął mi wysoki przystojny brunet, świetnie zbudowany. Oczyma wyobraźni już widziałam siebie i jego przytulonych i tańczących w rytm muzyki. Paweł wziąłby mnie w ramiona, spojrzelibyśmy sobie głęboko w oczy i... – aż zamknęłam oczy, czekając na wyimaginowany pocałunek. Jednak zamiast tego pociąg zaskrzypiał, maszynista zahamował tak gwałtownie, że wszystkimi rzuciło do przodu. Wylądowałam w ramionach siedzącego naprzeciwko chłopaka.
– Przepraszam – wymamrotałam.
– Nic nie szkodzi. Chyba coś się stało – nieznajomy uśmiechnął się miło.
Jakby na potwierdzenie tych słów, w drzwiach stanął konduktor.
– Proszę państwa, mamy awarię. Naprawa trochę potrwa. Prosimy o opuszczenie pociągu na 15 minut w celach bezpieczeństwa – i poszedł do następnych wagonów.
– No to pięknie – burknęłam do siebie.

Wyszliśmy na peron. Było wściekle zimno, w dodatku jeszcze zaczął padać śnieg. Mokre, białe płatki wirowały wokół mojej głowy. Nigdzie nie było widać żadnego ciepłego pomieszczenia. Schroniłam się pod pobliską wiatę, żeby nie zmoknąć.
– Jeszcze cztery przystanki i byłabym w domu... A tak? – kątem oka zobaczyłam, że gładkie pasma pieczołowicie prostowane przez fryzjerkę skręciły mi się w drobne loczki. – Fryzurę diabli wzięli. Czy ten cholerny pociąg nie mógł się zepsuć trochę dalej? – westchnęłam.
– Mógł – chłopak z pociągu stał obok mnie. – Też mi to nie na rękę, ale chyba nie warto z tego powodu się wściekać?
Mam urodziny – wyjaśniłam. – I pewnie spóźnię się na własne przyjęcie.
– Wszystkiego najlepszego – wyciągnął rękę. – Marcin – przedstawił się.
– Walentyna – odparłam niechętnie.

Och, jak ja nienawidziłam tego imienia. Rodzice chyba mieli nagły przypływ humoru tak mnie nazywając. Wśród tych wszystkich Julii, Anek, Agnieszek czułam się jak mamut. Walentyna brzmiało śmiesznie i... niemodnie. Czekałam na jakąś nieprzyjemną reakcję ze strony chłopaka. Albo co najmniej wybuch śmiechu.

– Och, jak oryginalnie – Marcin uniósł brwi. – Czy...
– Dokładnie tak – przerwałam. – Mówiłam, że mam dziś urodziny. Urodziłam się w walentynki i, jak mówi moja babcia, przyniosłam sobie imię w darze. Ale go nie znoszę.
– Dlaczego? Imię jak imię. Wyobraź sobie, że mogłaś nazywać się Jaśmina... albo Jennifer – zachichotał.
– Hm... albo Blanka, Gerda, Scholastyka, Eufrozyna – zaczęłam wymyślać.
– Widzisz? – spojrzał na mnie ciepło. – Trzeba widzieć dobre strony czegoś, czego nie można już zmienić.
– Tak? To jak można do mnie mówić? Bo babcia zwraca się do mnie Wala, matka Walentynka, ojciec Walerka, a dzieciaki w szkole zawsze robiły ze mnie żarty – mówiłam. – Mój brat w ogóle nie używa tego imienia, mówi, że mi współczuje.
– A może... Tynka? Nieźle brzmi, chociaż Walentynka bardzo mi się podoba, brzmi tak uroczo – powiedział.
– Jesteś może psychologiem? – zerknęłam na niego z ukosa.
– Nie. Pracuję w sklepie motoryzacyjnym. A ty? Skąd wracasz?
– Z uczelni – odparłam – Pracujesz w soboty? – zaciekawiłam się.
– Jedna sobota w miesiącu. W tygodniu od dziesiątej do osiemnastej – wyjaśnił.

Rozmowa rozkręciła się szybciutko

Okazało się, że mieszkamy w tym samym mieście, pewnie nawet czasami się mijamy. Dobrze się czułam w jego towarzystwie. Podobał mi się – wesoły, dowcipny, elokwentny. Straciłam poczucie czasu, więc kiedy rozdzwoniła się moja komórka aż podskoczyłam.
– Mała gdzie jesteś? – to był mój brat.
– Pociąg miał awarię, ale zaraz powinnyśmy ruszyć – wyjaśniłam.
– Dobra – odparł.– Gdyby coś się działo, to dzwoń. Aaa... – dodał jeszcze – Pawła nie będzie.
– Jak to? – zmartwiłam się. – Dlaczego?
– Powiem ci w domu. Czekam na ciebie na stacji. Cześć.
– Cześć...

Zrobiło mi się smutno. Spojrzałam na Marcina pustym wzrokiem. Chciał coś powiedzieć, ale konduktor właśnie zawołał, że można już wsiadać.
– Coś się stało? – zapytał Marcin już w pociągu.
– Nie, nic – pokręciłam głową. – Mój brat dzwonił i... właściwie nic takiego, po prostu nie będzie jednego gościa. „Tego najważniejszego” – dodałam w myślach.
– A to chyba nic takiego strasznego, prawda? Nie miej takiej smutnej miny.

Przytaknęłam, ale dobry humor już mi nie wrócił. Nie słyszałam, co Marcin do mnie mówi, ale w pewnym momencie zorientowałam się, że czeka na odpowiedź.

– Sorry, zagapiłam się – przeprosiłam, ale myślami byłam daleko od niego. Zastanawiałam się, dlaczego Pawła nie będzie? I dlaczego w ogóle nie układa mi się z facetami? Co ja takiego w sobie mam, że każdy mężczyzna ode mnie ucieka? Zamyślona wysiadłam z wagonu, nie zwracając uwagi, że Marcin coś mówi. Powiedziałam mu tylko krótkie do widzenia i poszłam jak automat przed siebie.
– No, głowa do góry – próbował pocieszyć mnie Krzysiek. – Paweł, hm... no nie mógł być, ale przesyła ci gorące życzenia.
– Nie ściemniaj – mruknęłam. – Łaski bez. Co mu wypadło? Nowa laska? – spytałam złośliwie.
– E, nie... to znaczy... Oj i tak się dowiesz – jąkał się brat. – Ta laska, z którą się ostatnio spotykał i co potem zerwali... No cóż, okazało się, że jest w ciąży – wydusił, obserwując moją reakcję. – Dziś się o tym dowiedział.
– No to pięknie – jęknęłam. – Żegnaj piękny Pawełku – zakończyłam melodramatycznie.

Nie bawiłam się na swoich urodzinach

Przez następne dni humor też mi nie dopisywał. Tylko jakoś coraz mniej myślałam o Pawle, a więcej o Marcinie. „Taki fajny chłopak”, myślałam za każdym razem, gdy wracając pociągiem do domu mijałam tę pamiętną stację.

Tego popołudnia, wracałam z zajęć nieco wcześniej niż zwykle. Było jeszcze całkiem widno. Pociąg zatrzymał się na „awaryjnej” stacyjce. Spojrzałam w okno i... zamarłam. Na płocie, na wprost peronu widniał napis wymalowany sprayem:

Tynka, piątek, 19, Kajka.

Kajka to była nasza kawiarnia studencka. Byłam pewna, że wcześniej tego napisu nie było. Zaraz... myśli mknęły jak błyskawica.

To do mnie?

Tynka – tak nazwał mnie Marcin wtedy pod wiatą. On czy nie on? Ale kiedy to zrobił? Wczoraj napisu nie było. Mógł jechać rano wcześniej, wysiąść i napisać. Tylko po co? Bo mu wpadłam w oko – odpowiedź nasunęła się sama. Eee tam – pomyślałam. Ale... właściwie, co mi szkodzi zaryzykować?

Po zajęciach postanowiłam udać się do „Kajki”. Im bliżej 19:00 tym bardziej moje napięcie rosło. A jeżeli to nie było do mnie? Tynka – Martynka na przykład. Ależ jestem naiwna. W dodatku lecę na byle skinienie jakiegoś nieznajomego chłopaka.

Spanikowana stanęłam w drzwiach. Nikogo znajomego tam nie było. Zła na siebie odwróciłam się na pięcie i wpadłam w ramiona Marcina.
Widzę, że wpadanie na ciebie weszło mi w krew – wyszeptałam zmieszana.
– I tak powinno być – roześmiał się. – Cieszę się, że cię widzę – dodał ciepło.
– Masz... interesujące pomysły – też się uśmiechnęłam.
– Żałowałem, że tak szybko mi uciekłaś ostatnim razem, bo strasznie chciałem cię jeszcze zobaczyć, Walentynko. Miałem nadzieję, że spotkam cię w pociągu albo w mieście, ale nie mogłem krążyć ciągle po ulicach. Wpadłem na pomysł z tym napisem, ale nie sądziłem, że się uda..
– A ja nie myślałam, że ktoś może być taki pomysłowy - powiedziałam.
– Jak komuś na kimś zależy, to chyba zrobi wszystko... – stwierdził przytulając mnie mocno.
– A poza tym, mam twoją książkę, którą zgubiłaś w pociągu.

To było parę lat temu, a my wciąż jesteśmy razem. A napis na płocie tuż przy starej stacji, trochę już zamazany przez czas i pogodę przypomina nam nasze pierwsze romantyczne spotkanie.

Czytaj także:
„Wpadliśmy po 3 miesiącach znajomości. Myślałam, że jakoś to będzie, ale on… powiedział, że nie jest gotowy i odszedł”
„Joannie zazdrościłam kiedyś wszystkiego. Okłamałam ją, by poczuła się gorsza, tak jak ja przed laty”
„Moja wnuczka się zakochała, ale rodzice chcą dla niej bogatego męża. Tym przedpotopowym myśleniem zniszczą jej życie…”

Redakcja poleca

REKLAMA