Gdy się obudziłam, musiało już być po ósmej. Słyszałam odgłosy drobnych dziewczęcych stóp miotających się między łazienką, kuchnią i drugim pokojem.
Emilka szykuje się do wyjścia – pomyślałam z rozczuleniem. – Moja mała wnusia kończy studia! Jak ten czas leci!
Mój syn z żoną i córkami mieszka w małym miasteczku. Po tym, jak Emilka, moja najstarsza wnuczka dostała się na studia, zamieszkała u mnie w Łodzi.
– Wstałaś, babciu! – stwierdziła i ucałowała mnie w policzek. – Ale nie obudziłam cię? Bo właśnie zmywałam!
To znaczyło, że uczyła się do późna i wieczorem nie zdążyła pozmywać.
Wpadała na moment do kuchni, gryzła wielki kęs kanapki i wracała do łazienki.
– Jak to dobrze, babciu – śmiała się – że nie mam do umalowania tylu oczu co mucha!
– Tylu oczu nie masz, ale i tak fruwasz jak mucha – odpowiedziałam.
Rozumiałyśmy się doskonale i przy mojej wnuczce, wcale nie czułam tego osławionego "konfliktu pokoleń". I Emilka też chyba nie. Mówiła mi o swoich sprawach i chętnie słuchała moich opowieści.
– Babciu, opowiedz mi o swojej babci. Lubię te przedpotopowe historyjki! – prosiła często w długie zimowe wieczory.
– Ależ to nic nowego, Emilko! – śmiałam się. – Czasy się zmieniają, ale natura ludzka pozostaje taka sama! Młodzież przeżywa pierwsze miłości, każda dziewczyna chce być "tą jedyną i inną", ale jednocześnie mieć taką samą bluzkę, jak jej koleżanki – dodałam – i jakoś nie widzą w tym sprzeczności!
– Ale ja lubię słuchać o twojej babci – przymilała się Emilka.
– Moja babcia mi nieraz mówiła: życzę ci, Tosiu, żebyś kiedyś była bogata i żeby cię służba obsługiwała, ale gdybyś jednak była biedniejsza, to naucz się "na wszelki wypadek" gotować, żebyś z głodu nie umarła! – aż uśmiechnęłam się do tych wspomnień. I dlatego, "na wszelki wypadek", od wczesnego dzieciństwa moja babcia uczyła mnie wszystkiego, co umiała sama – dokończyłam historyjkę.
Muszę przyznać, że tę naukę babci dobrze pamiętam i przekazuję ją wnuczce.
– A po co?– dziwiła się moja synowa, widząc druty migające w rękach córki – dzisiaj dziewczyny nie mają czasu robić na drutach, dawniej to co innego.
– To może ja, Anusiu, nie powinnam korzystać z komputera, bo dawniejsze babcie tego nie robiły? – pytałam.
– Masz argumenty, mamo! – śmiała się moja synowa.
Ile ja mam szczęścia w życiu! – myślałam nieraz. Syn wyrósł na porządnego człowieka, synowa jest dla mnie jak córka, wnuczki mnie kochają i dzięki Bogu, jesteśmy zdrowi. Co mi więcej potrzeba?
A i Emilce życie jakby zaczynało się układać. W ostatnich dwóch latach spośród licznego grona jej przyjaciół i kolegów zdecydowanie wyróżniał się Adam. Wysoki szczupły chłopak z ciemną czupryną, wpatrzony w Emilkę jak w obraz.
Normalna kolej rzeczy – myślałam czule. – Wyraźnie mają się "ku sobie".
Pamiętam, jak Emilka przyprowadziła go do nas pierwszy raz.
– Babciu, to jest Adam – przedstawiła mi dryblasa. – No... ten... znaczy się... rozumiesz, babciu! A to babcia Tosia – zwróciła się do niego – opowiadałam ci!
– Mam nadzieję, że nic strasznego! – uśmiechnęłam się do chłopaka. – Miło mi. Mogę ci mówić po imieniu? Skoro już mnie znasz ze słyszenia...
– Emilka rzeczywiście mi opowiadała – przytaknął Adam. – Ale... pani jest zupełnie inna... Taka... no...
– ...nie "babciowata"! – podpowiedziała mu szybko Emilka. – Zgadłam?
To nasze pierwsze spotkanie było od razu spod znaku "pokrewnych dusz", jak by powiedziała Ania z Zielonego Wzgórza. Sympatię między młodymi wyczuwało się na kilometr, jak i to, że chłopak dobrze się poczuł w naszym domu.
Opatrzność czuwa nad moją Emilką – podziękowałam w duchu Bogu. – Chłopak sympatyczny, kulturalny i wyraźnie wpatrzony! Oby... nie zapeszyć! – i jako niewierząca w przesądy, szybko "odpukałam" w niemalowany spód szuflady.
Czas biegł, Emilka i Adaś zaliczali kolejne egzaminy, a ich uczucie kwitło.
W końcu poważnie zaczęli planować wspólną przyszłość. Babcia Adasia zamierzała przenieść się do syna i synowej, bo chorowała i potrzebowała opieki. Swoje malutkie M-2 chciała oddać młodym.
Aż któregoś zimowego dnia Emilka oderwała oczy znad książki.
– Babciu – zaczęła – masz chwilkę?
– Dla ciebie zawsze – odpowiedziałam. – Coś się stało?
– Nie wiem... – zaczęła powoli. – Wiesz, babciu, jak dobrze rozumiałam się zawsze z mamą i tatą... – ciągnęła.
– Rozumiałaś? Mówisz to w czasie przeszłym? – zaniepokoiłam się.
– No, nie jest... źle – szybko poprawiła się Emilka. – Ale coś jest nie tak! Ostatnio, ile razy pojadę do domu, oboje ciągle przypominają mi o Piotrku!
– O... Piotrku? – zatkało mnie – przecież to była... szkolna sympatia! Było, minęło. Prehistoria!
No właśnie! – Emilka aż krzyknęła – ale rodzice przyjaźnią się z rodzicami Piotra! I mówią mi, że Piotrek jest jedynakiem, że rodzice są zamożni, że z nim niczego by mi nie zabrakło! I że Adam jest przy nim biedny, jak mysz kościelna! No i takie tam... w tym stylu!
– Jak mysz jest kościelna, to nie taka biedna – palnęłam szybko i pomyślałam – a to się narobiło!
– Powiedz mi, dziecko, szczerze – zapytałam wprost – a ty sama jesteś pewna uczuć swoich i Adama? Chcecie razem spędzić resztę życia?
– Tak, babciu. Nie zrezygnuję z Adama dla żadnej "dobrej partii". To było może dobre sto lat temu!
– Wtedy też nie było dobre – uśmiechnęłam się. – A mówiłam ci, jak moja babcia wyszła za mąż? Nie? To posłuchaj...
Nie miała osiemnastu lat, kiedy jej rodzice upatrzyli sobie kandydata na zięcia! Był sporo starszy, ale to było na porządku dziennym i nie stanowiło problemu. Problemem było to, że babcia go nie chciała! Mało tego! Była zakochana i to z wzajemnością w młodym majstrze z pobliskiej fabryki. A to już wołało o pomstę do nieba! Rodzice ostro by się sprzeciwili, więc moja babcia udawała, że niby się zgadza, ale... jeszcze nie teraz, za parę miesięcy... – zwlekała, żeby tylko doczekać ukończenia 18 lat! Według prawa stała się pełnoletnia i mogła zawrzeć związek małżeński sama, bez zezwolenia rodziców. I tak właśnie zrobiła
– Uciekła z tym chłopakiem? – zaciekawiła się Emilka.
– Po co miałaby uciekać? – uśmiechnęłam się. – Którejś niedzieli wyszła do kościoła wcześniej niż zwykle, sama, a wróciła później niż zwykle z mężem. Poślubiła swojego Władka tak, jak stała, w skromnej niedzielnej sukience, bez rozgłosu, kwiatów, gości i wesela! "Wzięliśmy ślub – powiedziała spokojnie zaskoczonym rodzicom – pokochajcie Władka, bo to teraz mój mąż, przed Bogiem i ludźmi. Prosimy was o błogosławieństwo" i oboje uklękli przed rodzicami. Musiało ich nieźle zamurować – śmiałam się – ale co mogli zrobić? Nic! Małżeństwa już zawartego nie mogli przecież nie uznać. I do końca swoich dni – wspominałam dalej – moja babcia mówiła, że lepiej smakuje zalewajka z miłością, niż frykasy bez niej.
– Pewnie! A jej rodzice zaoszczędzili na weselisku – praktycznie i wesoło podsumowała Emilka – też bym tak chciała! Wiesz, babciu, chciałabym mieć cichy skromny ślub, najlepiej w starym góralskim kościółku! – rozmarzyła się na dobre. – A te pieniądze, co by miały iść na wesele, może by na krótką wycieczkę do Włoch wystarczyły, no nie? Zwiedzilibyśmy Wenecję, a w Rzymie pomodlilibyśmy się z Adasiem u grobu naszego Ojca Świętego i poprosili o błogosławieństwo. To by było lepsze od wszystkich weselisk świata! – wyszeptała.
Pocałowałam Emilkę w głowę. Nie mogłam jej przecież powiedzieć, że aż mi serce zabiło, tak mi się spodobała jej myśl!
Pierwsze wiosenne dni Emilka i Adaś spędzali w górach, w Bukowinie Tatrzańskiej. Codziennie miałam telefon od Emilki, która każdą rozmowę zaczynała: – Och, babciu! Jestem taka szczęśliwa!
Wieczorem, na dzień przed ich powrotem, zatelefonowała do mnie moja synowa.
– Mamo – zaczęła nerwowo – czy Emilka niczego ci nie mówiła przed wyjazdem? Może coś planowała?
– Nie... nie mówiła – odpowiedziałam wolno. – A o czym? Jesteś czymś zaniepokojona, Anusiu?
– Sama nie wiem – synowa zawahała się – ale Emilka przed chwilą dzwoniła do mnie! Śmiała się, że jutro wraca z Adamem i z wielką niespodzianką! Była taka... rozpromieniona, jakaś inna! Dopiero po tym telefonie przypomniało mi się, że przed wyjazdem Emilka opowiadała mi o twojej babci.
Poczułam nagle tak mocne bicie serca, że aż mi odjęło mowę! Czyżby naprawdę zdecydowali się to zrobić?
– Anusiu – powiedziałam wprost – myślisz, że Emilka i Adaś wzięli ślub w Bukowinie? To życz im szczęścia! Oby byli ze sobą tak szczęśliwi, jak moja babcia była ze swoim mężem!
Rozmawiałyśmy dość długo i serdecznie, obie wzruszyłyśmy się szczerze do łez, ale były to łzy szczęścia.
Po tej rozmowie długo siedziałam, pogrążona we wspomnieniach, spoglądając na fotografie stojące przy książkach: uśmiechnięty Ojciec Święty, ślubne zdjęcie syna, komunie wszystkich wnuczek, Emilka jako studentka, moi rodzice i moja babcia jako młoda dziewczyna.
Dopiero teraz zwróciłam uwagę, że Emilka bardzo jest do niej podobna.
– Babciu, kochana! – pomodliłam się w duchu – pobłogosław młodym i opiekuj się nimi tak, jak mną się opiekowałaś...
Więcej prawdziwych historii:
„Wpadliśmy po 3 miesiącach znajomości. Myślałam, że jakoś to będzie, ale on… powiedział, że nie jest gotowy i odszedł”
„Joannie zazdrościłam kiedyś wszystkiego. Okłamałam ją, by poczuła się gorsza, tak jak ja przed laty”
„Byłam beznadziejna w ukrywaniu romansu. To był największy błąd w moim życiu, który przypłaciłam miłością męża”