Martę poznałam w dziwnych okolicznościach. Była kiedyś dziewczyną Arka, chłopaka, z którym zaczęłam chodzić i który zapewniał mnie, że tamta miłość już się wypaliła. Lubię jasne sytuacje, więc poprosiłam ją o rozmowę.
– Nic nas nie łączy – zapewniła mnie. – Byliśmy ze sobą dość długo, ale to już zamknięty rozdział.
Dostałam od niej błogosławieństwo
Związek z Arkiem rozwijał się, byłam bardzo szczęśliwa. Los w bonusie dał mi nie tylko wspaniałego chłopaka, ale i przyjaciółkę. Marta z czasem coraz więcej dla mnie znaczyła. Była mądra i zabawna, wszystko wokół niej wydawało mi się lepsze, fajniejsze. Też chciałam być taka jak ona.
Nasze śluby odbyły się w odstępie trzech miesięcy. Ona była moją druhną, a ja jej. Wyszła za mąż za Igora, miłego człowieka, Arek też go polubił. Wszystko układało się idealnie. Przyjaźń i miłość – jak w bajce. Mąż nie dawał mi powodów do zazdrości tym, jak teraz traktował Martę. Kochał tylko mnie.
Często spędzaliśmy czas we czwórkę, wyjeżdżaliśmy razem na wakacje. Kiedy na świat przyszły dzieci – najpierw nasz – Antoś, potem ich Martynka – było jeszcze lepiej.
Więzi tak się zacieśniły, że byliśmy niemal jak rodzina
Marta stała się mi bardzo bliska, spędzałyśmy razem całe dnie, rozmawiałyśmy albo po prostu milczałyśmy, dotrzymując sobie towarzystwa. Wskoczyłabym za nią w ogień, ale wiedziałam też, że i ja mogę na nią liczyć w każdej sytuacji.
– Coś ona za często tu bywa – kręciła nosem moja siostra. – Kiedyś byli z Arkiem razem, pierwszej miłości się nie zapomina.
Fuknęłam na nią. Miałam pewność, że mąż mnie kocha i nigdy nie zauważyłam, żeby między nim i Martą iskrzyło. Takie rzeczy się wyczuwa, kobiety mają intuicję. Siostra bezpodstawnie oczerniała uczciwą dziewczynę tylko dlatego, że była mi bliższa niż ona.
Aby uczcić piątą rocznicę ślubu, mój mąż zaplanował romantyczny wyjazd we dwoje.
– Ty, ja i wieczór nad jeziorem. Kolacja przy świetle księżyca, co ty na to? – spojrzał na mnie z ukosa, w charakterystyczny dla siebie sposób.
Jakby był lekko zawstydzony tym, co powiedział.
Kochałam w nim tę wrażliwość
Prędko okazało się jednak, że romantyczny wypad we dwoje nie jest taki prosty, gdy ma się dziecko. Jedna babcia nie mogła zająć się Antosiem, bo akurat zwichnęła nogę, druga – mieszkała zbyt daleko.
– Jedziemy całą rodziną, to może zabierzemy Martę i Igora? – zapytałam. – Antek będzie mógł bawić się z ich Martynką, a i nam będzie weselej.
– Skoro tak uważasz – nadął się lekko Arek.
Spojrzałam na niego zdziwiona. Nigdy nie miał nic przeciwko naszym przyjaciołom. Skąd ta rezerwa?
– Liczyłem na wypad we dwoje, ale widać musi być nas więcej, żebyś się dobrze bawiła… – wzruszył ramionami.
Objęłam go i zajrzałam w oczy. Chciał być tylko ze mną! Po pięciu latach małżeństwa! Rozpłynęłam się w poczuciu szczęścia i bezpieczeństwa.
– Jedźmy sami – szepnęłam. – Zapomnij o tym pomyśle. Byłam głupia.
Ostatecznie jednak pojechaliśmy w szóstkę. Czworo dorosłych i dwoje dzieci. Było za późno, żeby wszystko odkręcać, poza tym wówczas uważałam, że to naprawdę dobry pomysł.
Ten wypad od początku był nieudany
Arek nie miał humoru, prawie się nie odzywał, zamiast myśleć o szczęśliwej rocznicy, zaczęłam się martwić. Podejrzewałam, że ma poważny kłopot, z którym nie chce się podzielić, żeby mnie nie martwić. Nie wiedziałam, jak bardzo byłam bliska prawdy.
Kiedy dojechaliśmy na miejsce, aż krzyknęłam zachwytu. Czekał na nas śliczny domek, który Artur wynajął, nic mi o tym nie mówiąc.
– To miała być niespodzianka dla ciebie – mruknął lekko zażenowany, kiedy zawiesiłam mu się na szyi. – Myślałem, że będziemy sami, ale na szczęście dom jest wystarczająco obszerny, żebyśmy zmieścili się wszyscy.
– Nie przeszkadzamy? – Igor zaparkował obok naszego samochodu. – Bo wyglądacie, jakbyście witali się po długiej rozłące.
– Daj spokój – Arek odsunął się ode mnie, jakby się wstydził.
Poczułam się nieswojo. Coś było nie tak.
– Kto gdzie śpi? – z samochodu wysiadła Marta, po czym uwolniła Martynkę z fotelika.
Podbiegł Antoś, dzieci piszczały, zrobiło się gwarno. Na chwilę zapomniałam o złym przeczuciu. Wymarzona kolacja, którą obiecywał mi mąż, była niewypałem. Arek milczał i nie dawał się wciągnąć w rozmowę.
„Trzeba było zorganizować opiekę dla dziecka i przyjechać tu we dwoje” – myślałam, obserwując towarzystwo.
Marta też była dziwnie zamyślona
Kiedy wstawaliśmy od stołu, Arek nagle powiedział:
– Chyba pójdę się przejść. Idziesz ze mną? – spojrzał na mnie pytająco.
Uznałam, że pyta z grzeczności, że tak naprawdę chce być sam, bo potrzebuje coś przemyśleć. Niepokoiłam się, ale miałam do niego zaufanie.
„W końcu wszystko mi powie, jak zawsze. Nie należy go popędzać” – pomyślałam.
– Posiedzę przy Antosiu, zwykle budzi się w nowym miejscu. Wracaj szybko – powiedziałam.
Długo czekałam. W końcu wyszłam przed dom. Księżyc jasno świecił, na tle ciemnej tafli jeziora zobaczyłam dwie sylwetki. Arek i Marta. Rozmawiali dość burzliwie.
– Co się dzieje? – podeszłam do nich.
Drgnęli, jakby zobaczyli ducha.
– Nie chciałem tego – powiedział nagle Arek. – Walczyłem ze sobą, ale dłużej nie mogę.
– To chyba nie najlepszy moment – powiedziała ostrzegawczo Marta.
– A kiedy będzie dobry? Nie mogę tak dłużej, musimy coś postanowić.
Rozmawiali, jakby mnie nie było.
– O czym mówicie? – spytałam.
– O nas, o tobie, o Igorze – powiedziała Marta.
Czy mi się wydawało, czy patrzyła na mnie ze współczuciem?
– Wszystko się pogmatwało – Arek ścisnął skronie, jak udręczony człowiek.
– Pomyliłam się wtedy – powiedziała spokojnie Marta. – Mówiłam ci, że już się nie kochamy i naprawdę tak myślałam. Ale, niestety, wszystko wróciło. To uczucie nas przerosło, mnie i Arka. Nie wiemy, co robić. Mówię ci to, bo jesteś dla mnie ważna. Nie chcę cię oszukiwać.
I co ja mam teraz zrobić z tą wiedzą? Wróciliśmy do domu i nadal żyjemy, jakby nic się nie stało. Liczę, że Arek się opamięta. Zerwałam kontakty z Martą, ale wiem, że Arek się z nią widuje.
Oddaliliśmy się od siebie, brakuje mi męża i przyjaciółki. Za jednym zamachem straciłam oboje.
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”