Kiedy w piątek zegar nareszcie wskazał czwartą, z radością wyłączyłam komputer i narzuciłam płaszcz. Miałam w planach jeszcze wielkie zakupy, a potem nareszcie babskie spotkanie! Nie widziałam się z dziewczynami już od dawna, więc byłyśmy nieco do tyłu jeśli chodzi o wszystkie najnowsze plotki i wydarzenia. Trzymałyśmy się z sobą już mnóstwo lat, bo od liceum. Wtedy właśnie usiadłyśmy w dwóch sąsiednich ławkach i jakoś tak się potoczyło, że przypadłyśmy sobie do gustu. Każda z nas lubiła inny przedmiot, więc doskonale się uzupełniałyśmy.
Po maturze nasze drogi trochę się rozeszły
Wiadomo, jak to jest. Ja i Kaśka wyjechałyśmy na studia, Aldona i Dorota znalazły pracę i zostały na miejscu. Jednak kiedy tylko zjeżdżałyśmy ze studiów do domu, zawsze znalazł się czas na spotkania, podczas których miałyśmy sobie mnóstwo do powiedzenia. Pierwsze miłości, rozczarowania, doświadczenia w pracy… Nie ma to jak obgadać takie sprawy z przyjaciółkami!
Kiedy po studiach wróciłyśmy do rodzinnego miasta, jakoś spontanicznie ustalił się zwyczaj, że co dwa miesiące, zawsze w piątek, spotykałyśmy się w mieszkaniu jednej z nas na plotki, wino i coś pysznego do jedzenia. Nasze miasteczko nie było znów takie wielkie, więc oczywistym jest, że wpadałyśmy na siebie częściej, ale te spotkania były dla nas święte i tylko wielkie katastrofy usprawiedliwiały nieobecność.
Tym razem miałyśmy się spotkać u mnie. Na szczęście narzeczony wychodził z kolegami, więc wiedziałam, że nie będzie wzdychał ani ostentacyjnie zakładał słuchawek, żeby nie słyszeć naszych narzekań na cały męski ród. Odpadało też śmianie się pod nosem, kiedy moje przyjaciółki chwiejnym krokiem opuszczały nasze mieszkanie nad ranem. Do tego planowałam upiec według przepisu znalezionego w gazecie tartę czekoladową, a wiedziałam, że Wojtek jej się nie oprze i musiałabym chować ją po kątach, żeby mi jej nie zwęszył.
Zdążyłam zrobić w spokoju zakupy, szczególnie dużo uwagi poświęcając wyborowi najlepszego wina, potem wyprawiłam Wojtka, życząc mu dobrej zabawy, i mogłam zabrać się do pieczenia. Ciasto, pochwalę się nieskromnie, wyszło mi rewelacyjnie i dziewczyny nie szczędziły mi komplementów. Na początku, jak zawsze, rozmawiałyśmy o jakichś błahostkach. Aldona, jedyna mama w naszym gronie, opowiadała nam o wybrykach swoich bliźniaków, Dorota, bizneswoman, o promocjach, jakie szykują się w jej salonach fryzjerskich…
– A gdzie wysłałaś Wojtka? – zagaiła Kaśka, kiedy zabierałyśmy się za drugą butelkę wina. – Nie słychać, żeby grał w te swoje gry, nie szuka niczego w lodówce i nie prycha, chociaż narzekamy, ile wlezie. Oddałaś go pod opiekę mamusi?
– Nie, jest na wieczorze kawalerskim – machnęłam ręką. – Wiecie, ten Krystian, jego najlepszy kumpel, żeni się za tydzień i urządzają jakąś imprezę.
Nalewałam właśnie wino do kieliszków, więc tylko usłyszałam, że nagle zapadła cisza. Kiedy podniosłam głowę, zauważyłam, że wszystkie dziewczyny wpatrują się w mnie szeroko otwartymi oczami.
– Co jest? – zdziwiłam się. – Wiem, wiem, też nie sądziłam, że on się kiedykolwiek zdecyduje na ślub, ale ta jego narzeczona nie da sobie w kaszę dmuchać…
– Ale nie o to chodzi! – przerwała mi Aldona. – Puściłaś Wojtka?! Samego?!
– No, a jak? – teraz z kolei zdumiona byłam ja. – Przecież kawalerem nie jestem, żebym mogła z nim iść.
– Ja bym mojego w życiu nie puściła – skwitowała Aldona. – Na jakim ty świecie żyjesz? Nie wiesz, co teraz się wyprawia na takich imprezach? Gołe laski, tańce na rurze, drinki za grube tysiące!
– Nie przesadzajmy – łagodziłam. – Jak mogłabym go nie puścić, przecież to nie dziecko, swój rozum ma!
– Faceci, gdy są w grupie, wracają do czasów jaskiniowców – orzekła ponuro Dorota. – Nigdy nie wiadomo, co takiemu strzeli do głowy…
O ile na początku byłam jeszcze pewna siebie, i Wojtka, to kilka strasznych historyjek opowiedzianych przez moje przyjaciółki później, do tego podlanych obficie winem, nie byłam już taka radosna.
A może rzeczywiście coś było na rzeczy?
Bo w końcu dlaczego Wojtek nie opowiadał mi, co planują, choć zazwyczaj nie mieliśmy przed sobą tajemnic? Może rzeczywiście coś ukrywał, bo mieli w planach jakieś bezeceństwa? Krystian byłby zdolny do takich rzeczy, tym bardziej że jego narzeczona ostro wzięła go pod pantofel i może chłopak chciał po raz ostatni w życiu zakosztować wolności? Mało znałam tę dziewczynę, ale chodziły słuchy, że jest dosyć wymagająca i nie pozwala Krystianowi na tradycyjne nasiadówki w pubie. Może próbował po raz ostatni przed ślubem zerwać się ze smyczy i ciągnął ze sobą jeszcze Wojtka?
– Tylko co ja mam zrobić? – pytałam bezradnie dziewczyn, ściskając w ręce telefon i bezskutecznie próbując dodzwonić się do Wojtka.
To mnie jeszcze bardziej przybiło, bo mój chłopak normalnie nie wypuszczał komórki z rąk. Pewnie był w jakimś klubie, gdzie muzyka grała tak głośno, że nic nie było słychać. Albo, co gorsza, robił sobie zdjęcia ze striptizerkami, za nic mając moje telefony…
– Musisz przekonać się na własne oczy, co on odwala – zawyrokowała Aldona.
Ponieważ nie wiedziałyśmy, gdzie się udać, postanowiłyśmy zacząć poszukiwania od mieszkania Krystiana. Żadna z nas nie była w stanie prowadzić, więc zamówiłyśmy taksówkę. Do dziś mi wstyd, kiedy sobie o tym przypomnę. Cztery pijane dziewczyny, z których jedna rozpaczliwie szlochała, a reszta usiłowała ją pocieszyć. Zanim wysiadłyśmy jeszcze chwilę czaiłyśmy się w samochodzie pod blokiem, żeby przekonać się, że u Krystiana świecą się światła. Co ten taksówkarz musiał sobie o nas pomyśleć…
Później przez chwilę poukrywałyśmy się za kontenerami ze śmieciami, do dziś nie wiem po co. Chyba miałyśmy się za jakichś wielkich szpiegów… W końcu musiałyśmy jednak dać za wygraną, bo nic się nie działo, a z pojemników śmierdziało niemiłosiernie.
– Muszą już być na górze – orzekła Kaśka. – Te tancerki, albo i jeszcze gorzej… Chyba się spóźniłyśmy, dziewczęta!
Jeśli myślała, że odpuszczę, to się grubo myliła. Wyszłam dumnie zza kontenerów i ruszyłam w stronę klatki. Na szczęście pamiętałam numer mieszkania, więc nie musiałam wydzwaniać po sąsiadach. Kiedy Krystian w końcu podniósł słuchawkę domofonu, wydawał się dziwnie rozkojarzony.
– Tu Inga! – warknęłam. – Lepiej mnie wpuść, bo i tak wiem, co się dzieje!
Protestował, ale niedługo. Podzieliłyśmy się z dziewczynami na dwie grupki, jedna szła schodami, druga jechała windą, w razie gdyby pośpiesznie pozbywali się dziewczyn. Żadna z nas nie zauważyła jednak niczego podejrzanego. Kiedy weszłyśmy do mieszkania, przestałam się temu dziwić. Tych dziewczyn nie mieliby nawet gdzie upchnąć. W powietrzu było gęsto od papierosowego dymu, a opary alkoholu omal nie zwaliły nas z nóg. Do tego wszędzie jakieś kable, ekrany, klawiatury… I stado chłopaków.
– Inga? – zdziwił się Wojtek, wyglądając z ciemnego kąta pokoju. – Stało się coś?
Nagle straciłam cały rezon i popatrzyłam ze złością na dziewczyny. To one nabiły mi głowę takimi durnymi pomysłami!
– A…, tak tylko, chciałam zobaczyć, jak się bawicie…
Jak się okazało, bawili się świetnie
Urządzili sobie maraton gier komputerowych. Podobno narzeczona Krystiana, maniaczka zdrowego stylu życia, zapowiedziała mu, że ona nie toleruje takiego spędzania wolnego czasu i najlepiej byłoby, gdyby tego sprzętu się pozbył, bo tylko emituje szkodliwe promieniowanie. Chłopak postanowił pożegnać się z bohaterami wirtualnego świata, a wierni kumple towarzyszyli mu w tej drodze…
– Na coś takiego bym nie wpadła – powiedziała Aldona, kiedy chyłkiem wycofywałyśmy się z mieszkania, aby zachować resztki honoru. – Zawsze to lepiej, animowane stwory zamiast gołych bab…
Czytaj także:
Moje przyjaciółki gadają tylko o wnukach. Mam tego dość
Zostałam kochanką szefowej. Bez tego nie zrobiłabym kariery
Po trzech rozwodach miałem dość kobiet. Skupiłem się na córce