Kiedyś byłyśmy z Dorotą niemal nierozłączne, ale to się zmieniło, kiedy wyszłam za Filipa i urodziłam Franka. Przestałam mieć czas na niekończące się nocne pogaduchy, a do kawiarni przychodziłam z wózkiem. Wiedziałam, że przyjaciółka to rozumiała, ale i tak miałam wrażenie, że byłam słabą przyjaciółką. Moje życie było udane, choć może nieco zbyt monotonne, a ona przeżywała burzę za burzą. Prawie wyszła za mąż, ale odkryła, że narzeczony miał dziecko, o którym „zapomniał” jej powiedzieć…
To Dorota wymyśliła ten weekend w Warszawie
Powiedziała, że musi się oderwać, zabawić, znowu poczuć wolna.
– Tobie też to dobrze zrobi, kochana! – przekonywała mnie. – Franek ma prawie trzy lata, a ty jeszcze nigdy nie wyjechałaś choćby na jedną noc bez niego! Filip sobie poradzi, ty musisz zadbać o siebie!
Miała trochę racji, od kiedy zaszłam w ciążę, liczyło się tylko dziecko. Byłam mamą i żoną, jakbym przestała być kobietą.
– Wynajmiemy apartament, mam zniżki w jednym serwisie – oznajmiła przyjaciółka. – Ja za wszystko płacę. Tak! – uciszyła moje protesty. – To ja potrzebuję tego wyjazdu i ciebie. Ty masz dziecko, wydatki, trudno, żebyś jeszcze musiała się na to rujnować.
Pokazała mi nasz apartament na stronie internetowej i zrobiło mi się głupio, że wybrała coś tak eleganckiego, a ja nie mogę się do tego dołożyć. Ale nie miałam pieniędzy na takie luksusy. Gdybym miała organizować coś w moim budżecie, wylądowałybyśmy w wieloosobowym pokoju w młodzieżowym hostelu.
– Słuchaj, umówmy się, że kiedyś ty mnie gdzieś zabierzesz i zaszalejemy za twoje, dobra? – zaproponowała ze śmiechem Dorota. – Ale na razie to ja płacę. Pójdzie z kasy, którą oszczędzałam na kieckę ślubną.
Zabrzmiał w tym smutek i zgodziłam się na wszystko, byle jakoś pomóc jej uporać się z trudnym rozstaniem. Apartament w rzeczywistości był jeszcze bardziej luksusowy i imponujący niż na zdjęciach. Miałyśmy wielki salon z telewizorem panoramicznym i dwie sypialnie, każda z ogromnym łóżkiem i starannie dobranymi dekoracjami. W kuchni była oczywiście lodówka, którą Dorota natychmiast zapełniła przywiezionym alkoholem, owocami i serami.
– To na jutro – wyjaśniła, wykładając delikatesy na półki. – Dzisiaj idziemy na kolację do restauracji, a potem robimy rajd po klubach w centrum. Wiem, gdzie się bawi warszawka, może nawet spotkamy jakichś celebrytów!
Hm, myślałam, że raczej zjemy coś w fast foodzie, żeby nie przepłacać, a potem pójdziemy wcześniej spać, by rano iść zwiedzać. Ostatnio byłam w dużym mieście chyba z dekadę temu, a przy Franiu nie miałam nawet jak iść do kina, marzyłam więc o czymś więcej niż kotlety i wódka, które równie dobrze mogłam mieć w domu. Kolejnym zgrzytem było wieczorne szykowanie się do wyjścia. Okazało się, że ja wzięłam cały plecak wygodnych ciuchów i sportowe buty, żeby łatwiej było mi przemierzać duże odległości w mieście, a walizka Doroty mieściła głównie seksowne szpilki (aż trzy pary!), obcisłe sukienki i wydekoltowane bluzki. Ona więc wystroiła się w kieckę w kolorze turkusu, a do niej włożyła obłędne botki na szpilach, a ja…
– Nie mam nic odpowiedniego do eleganckiej restauracji – wyznałam, zażenowana. – Naprawdę musimy iść w takie miejsce?
– Olej restaurację, i tak mamy stolik – poradziła – ale ubierz się fajnie do klubu! Czekaj, coś ci pożyczę!
Nie wiem, czy zapomniała, czy udawała, że zapomniała, że przytyłam w ciąży i jeszcze nie udało mi się wrócić do dawnej sylwetki. Chociaż kiedyś nosiłyśmy ten sam rozmiar, teraz w życiu bym się nie wcisnęła w żadną z jej kiecek. Stanęło na tym, że dała mi czerwoną bluzkę, w którą wprawdzie się zmieściłam, ale przez superobcisły materiał i mój dość obfity biust niemal wylewający się przez dekolt, czułam się skrępowana i uparłam się, że narzucę też jej szal. Musiałam też iść w butach Doroty, które niemiłosiernie gniotły mi stopy, bo zielone adidasy nijak nie pasowały do czarnych spodni, które szczęśliwie z sobą wzięłam.
W restauracji było przyjemnie, byłam zadowolona, że jem coś, czego nie musiałam sama gotować, a wino, którego całą butelkę zamówiła Dorota, dobrze mi wchodziło.
Jednak po deserze miałam już dość
Marzyłam o powrocie do apartamentu i przespaniu całej nocy!
– Żartujesz?! – Dorota byłą wstrząśnięta moim „stetryczeniem”. – Noc dopiero się zaczyna! Idziemy najpierw do… – tu zaczęła wymieniać modnie brzmiące nazwy klubów, a ja stłumiłam ziewnięcie.
Powiedziałam, że pójdę z nią do jednego lokalu, wypiję drinka i wrócę taksówką do apartamentu. Niby się zgodziła, ale ledwie weszłyśmy, już zaczęła mnie przekonywać, że jest cudownie i absolutnie musimy zostać dłużej. Drinków nawet nie zdążyła nam zamówić, bo jacyś faceci, młodsi od nas i przystojni, wyhaczyli ją przy barze i zaproponowali wino.
– Czemu nie? – zgodziła się z zadowoleniem, chociaż uszczypnęłam ją dyskretnie w plecy, dając znać, że nie mam ochoty na żadne takie znajomości.
No dobrze, Adam i Dominik postawili nam to wino i myślałam, że uda mi się gładko wywinąć od dalszego wspólnego picia, ale Dorota dopiero się rozkręcała. Wyraźnie wpadł jej w oko Dominik, którego ręka już spoczywała na jej talii i widziałam, że chce, żebym ja rozmawiała z Adamem. Dwa drinki później nadal nie miałam jak wyjść z klubu, bo już cała trójka mnie tam zatrzymywała.
– Słuchaj, ja mam męża i dziecko – powiedziałam Adamowi. – Rano chcę iść zwiedzać, może wpadnę do jakiejś galerii. Sorry, ale muszę iść.
– Doris! – Adam zawołał na Dorotę tak, jak się przedstawiła. – Oliwia chce iść, ale nie możemy jej puścić samej, no nie? Musi z nami jeszcze zostać!
– Mam lepszy pomysł! – Dorota bawiła się wybornie. – Chodźmy do nas! Mamy cały apartament i lodówkę pełną alkoholu!
Zmartwiałam, słysząc ten pomysł, i natychmiast wyciągnęłam wstawioną przyjaciółkę z ramion Dominika pod pozorem wyjścia do łazienki.
– Co ty robisz?! – syknęłam. – Chcesz ściągnąć obcych facetów do naszego mieszkania?! Oszalałaś?
– Nie przesadzaj, nie są już obcy – przewróciła oczami. – I serio podoba mi się Dominik. Posiedzimy, napijemy się, a potem pójdziemy spać…
Wiedziałam, że wcale tak nie będzie
Wszyscy poza mną byli wstawieni i rozochoceni. Dominik rozpinał Dorocie stanik wzrokiem, a Adam, chociaż dostał jednoznacznego kosza, ciągle zachęcał mnie, żebym zdjęła ten szal, „bo gorąco”. Nie chciałam, żeby szli z nami, ale Dominik już wezwał taksówkę, a Dorota dyktowała mu nasz adres. Nie wiedziałam, co zrobić. Myślałam, żeby zadzwonić do Filipa, ale była trzecia w nocy. Zresztą, co mu miałam powiedzieć? Że czekam, aż taksówka zabierze mnie, Dorotę i dwóch przypadkowych gości z klubu do naszego apartamentu?
– Słuchaj, oni nie powinni z nami jechać! – złapałam przyjaciółkę za ramiona i poczułam, jak się chwieje. – Przecież mogą nam zrobić krzywdę! Nie rozumiesz tego?
– Mnie tam Dominik nic nie zrobi. Prędzej ja jemu – zarechotała i zrozumiałam, że była już zupełnie pijana.
W panice chciałam iść do jakiegoś hotelu, byle tylko nie wracać z całym tym towarzystwem do apartamentu, ale ani nie miałam pieniędzy, ani nawet nie wiedziałam, jak to załatwić. Za nasze mieszkanie zapłaciła Dorota i właśnie bardzo jasno dała mi do zrozumienia, że to ona będzie decydować, w jaki sposób będziemy je użytkować. Na szczęście moja sypialnia była zamykana na klucz, więc przekręciłam klucz w zamku i nie wyszłam aż do rana, ignorując pijackie śmiechy zza ściany. Zasnęłam koło piątej, kiedy i wesołe towarzystwo lekko przycichło, a może zajęło się innymi sprawami. Wolałam nie wiedzieć, jakimi. Rano obudziłam się z uczuciem niepokoju. Czy oni już sobie poszli? W mieszkaniu było cicho, więc wymknęłam się cichutko do łazienki i po drodze zajrzałam do salonu, który wyglądał, jakby w śmietniku wybuchł granat. Ale był przynajmniej pusty. Drzwi do pokoju Doroty były uchylone, więc zajrzałam i z ulgą zobaczyłam, że jest sama w łóżku. Po gościach nie było już śladu.
– Heeej? – zamruczała i otworzyła oczy. – Poszli sobie?
– A co? Nie pamiętasz? – nie opanowałam uszczypliwości. – Jest wpół do pierwszej. Miałyśmy jechać do Wilanowa i co?
– Boże, ale ty się zestarzałaś… – wymamrotała. – Nie możesz wyluzować chociaż na jeden weekend? Zabrałam cię tu, żeby nie myśleć o Olgierdzie, żeby znowu poczuć, że może być fajnie, nawet jak facet nie ma czasu odpisać na twoje dziesięć esemesów. I wiesz co? Byłoby fantastycznie, gdybyś nie była taka…
Zamilkła, a ja czekałam na ciąg dalszy. Jaka? Zamężna? Odpowiedzialna? Rozsądna? Wierna mężowi?
– Nigdzie nie idę – Dorota obróciła się na łóżku, wystawiając poza kołdrę gołą nogę. – Możesz iść sama, ja zadzwonię do Dominika, żeby znowu przyjechał.
– Nie no, serio?! – nie mogłam uwierzyć, że aż tak mnie wystawia. – Przypominam ci, że ja byłam z tobą w tym głupim klubie! Miałyśmy iść na koncert szopenowski do „Łazienek”! I iść na kawę na Starówce! Po to tu przyjechałyśmy!
Dorota na to mruknęła, że ona przyjechała się zabawić i zapomnieć o narzeczonym, a potem wyprosiła mnie z pokoju, bo musiała jeszcze pospać.
Wyszłam, ale byłam wściekła
Dzień spędziłam sama i musiałam przyznać, że to wcale nie było takie złe. Kawa na Starówce była pyszna, koncert fortepianowy w cudownym parku bardzo mi się podobał. W międzyczasie stwierdziłam, że nie zostanę na kolejną noc z Dorotą. Przewidywałam „powtórkę z rozrywki”. Czułam, że zadzwoni po Dominika, który pewnie przyjdzie z kumplem, albo – nie daj, Boże! – z większym towarzystwem. Napisałam esemesa do Doroty, że pojadę do domu pociągiem o dwudziestej osiemnaście, ale mi nie odpisała. Koło siedemnastej ponownie do niej napisałam, bo zrobiło mi się głupio, że tak się rozstajemy. W końcu ona zapłaciła za ten apartament i kolację, miała dobre intencje, tylko głupio to wyszło. Ale nie chciałam wielkiej kłótni. Napisałam, że przepraszam i że mój wcześniejszy powrót to nie foch, tylko po prostu uważam, że należy jej się cały apartament dla siebie, i mam nadzieję, że będzie się dobrze bawić. Znowu nie odpisała.
Trochę się bałam kłótni, ale kiedy wróciłam, żeby się szybko spakować, zastałam Dorotę rozzłoszczoną, ale też przybitą.
– Dominik przychodzi? – zapytałam, mając nadzieję, że wciąż ze sobą rozmawiamy.
Spojrzała na mnie czerwonymi oczami i zagryzła usta.
– Dominik mnie okradł. Razem z kumplem. Byłam na policji – westchnęła, unikając mojego spojrzenia. – Raczej nie znajdą ich ani mojej torebki. I telefonu…
Nagle olśniło mnie, dlaczego nie odpisywała przez cały dzień.
– Ukradli ci torebkę? Telefon, portfel…?
– Wszystko. I złotą bransoletkę, którą zdjęłam, kiedy… – mimowolnie spojrzała na łóżko i zrozumiałam, że w pełni skorzystała z nowej znajomości z młodszym przystojniakiem.
Pomyślałam, że mieli gust. Ta bransoletka kosztowała pewnie ze dwa tysiące, a do tego miała dla Doroty wartość sentymentalną.
– Przykro mi… – szepnęłam.
Zostałam z nią, bo wyglądała i czuła się żałośnie
Dominik okradł ją nie tylko z pieniędzy, ale też z poczucia własnej wartości. Zrozumiałam, że nie był Dorotą autentycznie zainteresowany, tylko zwęszył okazję do kradzieży. Nie powiedziałam jej, że trzeba było mnie posłuchać i nie zapraszać obcych kolesi do domu. Mam wrażenie, że akurat ta mądrość wbiła się mojej przyjaciółce głęboko w głowę.
– Przepraszam, wiem, że miałaś rację. Nigdy więcej nie zrobię ci już czegoś takiego – obiecała, a ja ją przytuliłam.
Ale pomyślałam, że nie będzie miała okazji. To, że skończyło się na utracie torebki, było szczęściem w nieszczęściu. Dorota ryzykowała swoim i moim życiem, a jej głównym argumentem było to, że ona zapłaciła za mieszkanie. Współczuję jej, ale myślę, że nie dam się więcej namówić na wspólny wyjazd. I tak tęskniłam za Franiem i Filipem jak szalona.
Czytaj także:
„Przyjaciółka zaczęła się umawiać z moim byłym. Chciałam ją ostrzec, ale nie chciała mnie słuchać, więc niech cierpi!”
„Wiedziałam, że przyjaciółka wyleci z pracy i zrobiłam coś strasznego. Przeze mnie Beatka miesiącami żyła w nędzy”
„Przyjaciółka wprosiła się i zrobiła z mojego mieszkania hotel. Nie miała dla mnie czasu, bo uganiała się za facetami”