„Przyjaciółka załatwiła mi pracę, ale szybko zajęłam jej miejsce na stanowisku dyrektora. Należał mi się ten awans”

Znajoma obgaduje mnie w pracy fot. Adobe Stock
„Wszyscy dokładnie wiedzą, jaka jesteś naprawdę. Wredna, bezwzględna i fałszywa. Udawałaś moją przyjaciółkę, a tak naprawdę myślałaś tylko o tym, żeby zająć moje miejsce. Zakręciłaś się koło szefa i osiągnęłaś to, co chciałaś. Ciesz się. – wrzasnęła na koniec, a potem obróciła się na pięcie i wyszła”.
/ 01.07.2022 12:28
Znajoma obgaduje mnie w pracy fot. Adobe Stock

Kiedy 3 lata temu po urlopie wychowawczym wróciłam do pracy, okazało się, że już nie ma tam dla mnie miejsca. Co prawda biurko stało, komputer też, ale siedziała przy nim już inna dziewczyna. Szef nie ukrywał, że zdecydowanie woli ją ode mnie. I, jak szeptano na korytarzach, wcale nie o pracę tu chodziło. Ja kiedyś nie byłam chętna, ona wręcz przeciwnie.
– Pani Agato, rozstańmy się w zgodzie. W nagrodę zapłacimy pani za okres wypowiedzenia. I odprawę – kusił szef.

Zgodziłam się, bo i tak wiedziałam, że nie będę miała w firmie łatwego życia. I pewnie szybko mnie zwolnią pod byle pretekstem. A tak przez kilka miesięcy mogłam brać pensję za friko i spokojnie szukać innego zajęcia. Wiedziałam, że nie będzie to łatwe, ale wierzyłam w siebie.

Byłam świetnie wykształcona, miałam już pewne doświadczenie zawodowe i kilka udanych projektów na koncie. Dlaczego więc miałoby się nie udać? A potem szukałam, szukałam i jakoś nie mogłam znaleźć. Dzwoniłam, pytałam, wysłałam dziesiątki CV. I nic. Wraz z upływem czasu malały moje wymagania finansowe, a rosła depresja. I wtedy bardzo pomogła mi Milena.

Dostałam pracę po znajomości

Poznałam ją przez swojego męża. Jest żoną jego kolegi z pracy. Spotkałyśmy się na firmowej imprezie naszych panów i od razu się polubiłyśmy. Zaczęłyśmy się umawiać na babskie pogaduchy. Milena jest nieco starsza ode mnie i mądrzejsza życiowo, więc to do niej biegałam ze wszystkimi swoimi problemami. Z tym związanym z brakiem pracy też. Pocieszała mnie, ocierała mi łzy. I zapewniała, że już rozesłała wici po znajomych i rozgląda się w swojej firmie. I na pewno lada dzień trafi się jakaś wolna posada. Myślałam, że tak tylko mówi, żeby dodać mi otuchy. Jednak nie…

Pewnego dnia zadzwoniła do mnie uradowana i powiedziała, że w jej biurze szukają kogoś do sekretariatu. Szepnęła o mnie dwa słowa szefowi, no i od razu umówiła na rozmowę kwalifikacyjną.
– Stanowisko może poniżej twoich kwalifikacji, ale lepsze to niż nic. A jak się dobrze zakręcisz, pokażesz, co umiesz, to szybko awansujesz. U nas cenią ludzi z inicjatywą i pomysłami – namawiała. Nie musiała mnie przekonywać. Byłam pod jej firmą na godzinę przed spotkaniem, żeby się broń Boże nie spóźnić. Zdenerwowana i pełna nadziei.

Milena sama wprowadziła mnie do gabinetu szefa, przedstawiła. Rozmawialiśmy pół godziny, szef przejrzał moje papiery. Trochę skrzywił się, gdy usłyszał, że mam małe dziecko, ale szybciutko zapewniłam go, że w razie choroby zajmie się nim babcia. Pomyślał, pomyślał i mnie przyjął. Na okres próbny. Po wyjściu z jego gabinetu rzuciłam się Milenie na szyję. Byłam pewna, że gdyby nie jej pomoc i rekomendacja, nikt nawet nie chciałby ze mną porozmawiać.
– Mam nadzieję, że kiedyś będę miała okazję ci się odwdzięczyć – uścisnęłam ją najserdeczniej, jak umiałam.
– E tam, nie ma o czym mówić. Przecież jesteśmy przyjaciółkami, musimy sobie pomagać – uśmiechnęła się.

Szybko dostałam awans

Przez następne tygodnie dwoiłam się i troiłam, żeby dostać „normalny” etat. Wywalczyłam go sobie już po trzech miesiącach. Nadal bardzo się starałam i po pół roku mnie awansowali. Zostałam asystentką szefa. Miałam co prawda bardzo dużo obowiązków, ale też niezłe zarobki, więc nie narzekałam. Byłam odpowiedzialna za wszystkie ważne dokumenty, spotkania i organizowanie pracy w poszczególnych działach firmy. Brałam też udział w zebraniach, na których rozważano nowe projekty.

Doskonale wiedziałam, nad czym akurat pracuje się w firmie, lecz sama nigdy nie zabierałam głosu. Od asystentki nikt tego nie oczekiwał. Przypatrywałam się więc pracy innych i dochodziłam do wniosku, że mogłabym robić to samo co oni. Przecież w starej firmie zajmowałam się podobnymi projektami. Kilka razy chciałam nawet coś zaproponować, ale zabrakło mi odwagi. Aż któregoś dnia...

Dokładnie pamiętam tamtą nasiadówkę. Atmosfera była tak gęsta, że siekierę można było w powietrzu powiesić. Nikt nie miał sensownego pomysłu na kampanię reklamową dla znanego producenta leków. Ludzie przedstawili kilka projektów, ale szef od razu je odrzucił.
– To już było! Nudne! Za mało nowatorskie. Ruszcie głowami bo stracimy ważnego klienta – pieklił się. W sali konferencyjnej w pewnej chwili zapanowała złowroga cisza. Ludzie spoglądali po sobie niepewnie, nie wiedząc, co dalej będzie. A mnie akurat od kilku dni po głowie chodził pewien pomysł… Zebrałam się na odwagę i zaczęłam mówić.

Szef i kierownicy działów spojrzeli na mnie zdumieni, ale potem zauważyłam, że przysłuchują się z uwagą. Mój pomysł został dostrzeżony i doceniony. Koledzy trochę go poprawili, nieco dopracowali i przedstawili klientowi. Był zachwycony. Potem już nikt się nie dziwił, gdy zabierałam głos. W pracy czułam się coraz pewniej. Wiedziałam, że mam już ugruntowaną pozycję. Wszyscy liczyli się z moim zdaniem i po kątach szeptali, że pewnie czeka mnie kolejny awans.

Moje relacje z Mileną się pogorszyły

Byłabym chyba najszczęśliwszą kobietą pod słońcem, gdyby nie zachowanie Mileny. Sęk w tym, że moja przyjaciółka zaczęła się zmieniać. Już nie umawiała się ze mną na kawę, nie była taka serdeczna. Na początku nie rozumiałam, o co chodzi. Myślałam, że może ma jakieś kłopoty w domu i po prostu brakuje jej czasu i nastroju na pogaduchy. Kilka razy próbowałam namówić ją nawet do zwierzeń, lecz się wykręcała. Mówiła, że ma coś pilnego do załatwienia, albo że dziecko jest chore i musi iść z nim do lekarza.

Sprawa wyjaśniła się przypadkiem jakiś miesiąc temu. Szłam do kuchni, żeby zrobić sobie kawę. A ona tam stała z koleżanką i rozmawiała na mój temat. Gdy tylko usłyszałam swoje imię, schowałam się za filarem, żeby mnie nie zobaczyły, zaczęłam się przysłuchiwać rozmowie. Byłam ciekawa, co powiedzą.
– Ta Agata to podstępna żmija. Dla kariery zrobi wszystko. Trzeba na nią uważać, bo nas tu wszystkich wykosi. I pomyśleć, że sama jej tu pracę załatwiłam. Ale wydawała się taka miła, nieporadna… No cóż, każdy może się pomylić… – mówiła moja przyjaciółka.

Zrobiło mi się potwornie przykro. Chciałam wyjść zza filaru i zaprotestować; zapytać, dlaczego mnie tak oczernia, jednak nie mogłam wydobyć z siebie głosu. Więc po prostu bez słowa uciekłam. Wróciłam do swojego pokoju i jakoś przetrwałam do końca pracy. W domu popłakałam się jak dziecko. Mąż głaskał mnie, uspokajał.
– Nie przejmuj się. Może Milena miała zły dzień? A może zazdrości ci, że ty idziesz jak burza, a ona ciągle stoi w miejscu? Zobaczysz, powścieka się, pogada, wyładuje emocje i wszystko wróci do normy – pocieszał mnie.

Wycierając nos, pomyślałam, że przy najbliższej okazji umówię się z nią na jakąś kawę i postaram się spokojnie i po przyjacielsku porozmawiać. Zależało mi w końcu na naszej znajomości. I ciągle pamiętałam, jak wiele jej zawdzięczam. Okazja do spokojnej rozmowy już się nie trafiła. Niestety.

Najpierw mieliśmy w pracy gorący okres, jak to pod koniec roku, a potem po firmie rozeszła się wieść, że lada dzień szykuje się reorganizacja. I niektórzy będą się z tego powodu cieszyć, a inni płakać. Nie byłam specjalnie zaskoczona, bo szef już od jakiegoś czasu wspominał, że mało kreatywne osoby zostaną zwolnione, ponieważ potrzeba nam świeżej krwi. Nie wiadomo było tylko, kiedy to nastąpi i kto wyleci. Ludzie dostali amoku, a ja spałam spokojnie. Nie bałam się utraty pracy. Co więcej, spodziewałam się awansu. Moje notowania ciągle rosły, regularnie dostawałam premie. I rzeczywiście. Tydzień temu, gdy tylko weszłam do firmy, szef wezwał mnie na rozmowę.
– Pani Agato, trudno mi się z panią rozstać, bo jest pani świetną asystentką, ale marnuje się pani na tym stanowisku. Od następnego miesiąca obejmie pani kierownictwo działu – oświadczył mi.

W pierwszej chwili aż podskoczyłam z radości. Jednak potem mina mi zrzedła. Uświadomiłam sobie, że tym działem kieruje przecież moja przyjaciółka. Czyżby miała zostać zwolniona?
– A co z Mileną? – zapytałam.
– No cóż, z panią Mileną się rozstajemy. Brakuje jej dobrych pomysłów.
– Chce ją pan wyrzucić?! – jęknęłam.
– Ostrzegałem ją, że musi wziąć się ostro do roboty, ale chyba nie wzięła sobie tego do serca. A może się po prostu wypaliła? W każdym razie już dostała wypowiedzenie – powiedział.

Wyszłam z gabinetu szefa przybita. Jakoś nie potrafiłam cieszyć się ze swojego sukcesu. Marzyłam, żeby iść w górę, jednak wcale nie chciałam wskakiwać na miejsce mojej przyjaciółki. Choć nie miałam żadnego wpływu na sytuację, dręczyły mnie wyrzuty sumienia. Żeby chociaż był to ktoś inny, mniej mi bliski… Ale ona?! Zamierzałam nawet wrócić do szefa i powiedzieć, że rezygnuję z awansu. Jednak po krótkim namyśle doszłam do wniosku, że to i tak nic nie da. Jeśli ja go nie przyjmę, zrobi to ktoś inny. I nie będzie się zastanawiał, czy wchodzi na czyjeś miejsce. A Milena i tak straci pracę. Miałam nadzieję, że przyjaciółka o tym wie i to rozumie. Okazało się, że nie…

Jak tylko wróciłam do swojego pokoju, wpadła do mnie wściekła jak osa.
– Ty małpo. Bardzo pięknie mi się odwdzięczyłaś za okazaną ci pomoc. Przez ciebie straciłam pracę. Jak mogłaś? Wiesz, jak się czuję? Jakbyś mi wbiła nóż w plecy! – napadła na mnie. Krzyczała tak głośno, że aż ludzie powychodzili na korytarz i zaciekawieni zaczęli przyglądać się całej awanturze.
– Uspokój się. Przecież to nie moja wina. Nie miałam wpływu na decyzję szefa – próbowałam jej tłumaczyć, ale natychmiast mi przerwała.
– Nie miałam wpływu, nie miałam wpływu… – przedrzeźniała mnie. – Myślisz, że ktoś w to uwierzy? Niewiniątko. Wszyscy dokładnie wiedzą, jaka jesteś naprawdę. Wredna, bezwzględna i fałszywa. Udawałaś moją przyjaciółkę, a tak naprawdę myślałaś tylko o tym, żeby zająć moje miejsce. Zakręciłaś się koło szefa i osiągnęłaś to, co chciałaś. Ciesz się. – wrzasnęła na koniec, a potem obróciła się na pięcie i wyszła. Nie chciała słuchać moich wyjaśnień.

Naprawdę nie wiem już, co mam robić. W firmie nie mam na razie łatwego życia. Teoretycznie wszystko jest w porządku, współpracownicy ze mną rozmawiają, wykonują moje polecenia, ale za plecami mnie obgadują. Nie jestem ślepa ani głucha. Widzę te znaczące spojrzenia, słyszę szeptanie po kątach. Koledzy zachowują się tak, jakbym rzeczywiście była czemuś winna. A przecież nie jestem. Mąż mówi, że to zwykła ludzka zazdrość i że muszę spokojnie przeczekać. Jak się oswoją z moim awansem, odpuszczą. Nie wiem, czy tak będzie, choć bardzo bym tego chciała. Na rozmowę z Mileną też nie mam żadnych szans. Po awanturze ze mną od razu zabrała z biurka swoje rzeczy i poszła. Od tamtej pory nie pokazała się w pracy i jak znam życie, do końca okresu wypowiedzenia się nie pokaże.

Milena jest podobno jest ciężko chora

Jej mąż zostawił w kadrach zwolnienie lekarskie. Dzwoniłam do niej kilka razy, lecz nie odbierała. Więcej już nie próbuję. Może po pewnym czasie to ona się odezwie? Przecież sama mi kiedyś mówiła, że jak się dobrze zakręcę, szybko awansuję. No i wykorzystałam szansę. Czy to źle? Mąż mówi, żebym o niej zapomniała, że Milena nie jest moją przyjaciółką.
– Gdyby nią była, to mimo własnej porażki cieszyłaby się z twojego sukcesu, zamiast rozsiewać na twój temat złośliwe, zawistne plotki – tłumaczy mi. Wiem, że ma rację, ale mimo wszystko czuję wielki żal. Chciałabym, żeby między mną a Mileną wszystko było jak dawniej. Tylko czy to jeszcze możliwe?

Czytaj takżę:
„Moja przyjaciółka to interesowna manipulantka. Rzuciła męża dla kochanka, który po kilku tygodniach i tak ją rzucił”
„Przyjaciółki powiedziały, że facet mnie zdradza, więc prawie z nim zerwałam. Okazało się, że pomyliły Sławka z jego bratem”
„Gdy moja przyjaciółka została zwolniona, znalazłam jej pracę marzeń. Na sekstelefonie Ela odnalazła się świetnie”

Redakcja poleca

REKLAMA