– But! – wrzasnęła Kryśka na widok zastygłej stearyny, którą przelałam przez dziurkę od klucza.
– Chodzi o to, że Lilka jest głupia jak but, tak? – zażartowała Danka.
– Nie – dałam jej kuksańca. – O to, że wrócisz do domu z buta, jak nie przestaniesz się ze mnie nabijać.
Który to już raz lałyśmy wosk na andrzejkowym spotkaniu? Chyba dwudziesty. Kryśka zapoczątkowała tradycję i tylko ona z nas trzech podchodziła do tematu z powagą.
Salon Kryśki co roku w andrzejki wyglądał jak z bajki. Migoczące świeczki, kolorowe lampiony, szklane kule wypełnione liśćmi. Dynie, szyszki, wycięte z papieru nietoperze. Nastrojowa muzyka w tle. Zapach korzennych przypraw. A wokół stołu my – roześmiane, znowu młode.
– Lila, to są szpilki – stwierdziła Danka, wbijając wzrok w cień rzucany na ścianę przez kształt z wosku.
Nie wiem, gdzie się dopatrzyła wysokich obcasów, ale nie przepuściłaby okazji do rzucenia kolejnej kretyńskiej uwagi. Za to ją zresztą uwielbiałam.
– Czerwone, na wysokim obcasie, które podziwiałyśmy wczoraj na wystawie – wtórowała jej Kryśka. – Kupisz je. Na bank.
Nawet nie pamiętałam, co wtedy mówiła
Kryśka była pewna, że wróżba się spełni. Odkąd pamiętam, interesowała się ezoteryką, chłonęła książki na ten temat, wierzyła w przesądy i przeznaczenie. Sympatyczne dziwactwo.
– Jasne – przytaknęłam z przekąsem. – Moje stawy już szaleją z radości. Podobnie jak linia debetowa.
Kryśka wiedziała, że wszystkie oszczędności wydałam na wymianę dachu, i że z powodu bólu kolan od tygodni chodzę na płaskiej podeszwie, lecz nie dawała za wygraną.
– Pamiętasz, jak pół roku temu stawiałam ci tarota?
– Pamiętam jedynie spektakularny wystrój twojego salonu.
Zasłoniła wtedy okna ciemnymi, aksamitnymi kotarami. Przy małym, okrągłym stoliku ustawiła dwa tapicerowane krzesła. Na blacie stolika Kryśka umieściła kandelabr ze świecami, obok rozłożyła talię wysłużonych kart. Wpadła nawet na pomysł, by wypożyczyć czarnego kota sąsiada, ale oddała go, gdy podarł jej rajstopy. Założyła połyskliwą suknię i tuzin pobrzękujących bransolet. Prezentowała się nieziemsko. Nic dziwnego, że niewiele zapamiętałam z przepowiedni.
– Skup się, Lilka. O czym mówiłam po rozłożeniu kart?
– Że będziesz piękna, zdrowa i szczęśliwa – zakpiła Danka.
– Coś w tym stylu – przytaknęłam.
– Obie zgrywacie takie zdystansowane – żachnęła się Kryśka. – Ale zaraz zrzedną wam miny.
– Kiedy właśnie to powiedziałaś! Dopiero na końcu…
– …otóż to – weszła mi w słowo Kryśka. – Na końcu powiedziałam, że kupisz auto dostawcze.
– A ja cię wyśmiałam, bo owszem, planowaliśmy zakup auta, ale kompaktowego. Nic dużego nie potrzebujemy, odkąd dzieci się wyprowadziły.
W tym samym momencie dotarła do mnie prawda i, tak jak przewidziała Kryśka, zrzedła mi mina. A wesołkowatej Dance, choć zakrawało to na cud, zabrakło języka w gębie.
Wyśmiałam wróżbę, a ona się spełniła
– Przecież ty… – wydukała w końcu, patrząc na mnie – od dwóch miesięcy jeździsz autem dostawczym.
– I mówisz – dodała Kryśka triumfującym tonem – że nie wyobrażasz sobie, jak inaczej mogłabyś wozić do renowacji te swoje wyszperane Bóg wie gdzie meblowe perełki.
– Ale… – zacięłam się.
– Kiedy w końcu uwierzycie we wróżby? – spytała Kryśka.
Jej słowa nas znokautowały. Jak to możliwe, że kupiłam dokładnie takie auto, jakie wywróżyła, choć w ogóle nie miałam tego w planach? Czy Kryśka naprawdę posiadała dar? Do tej pory, podobnie jak Danka, uważałam wszystko za zabawę. Nie analizowałam proroctw Kryśki. Nie zwracałam uwagi na to, czy się spełniają.
Z obawą rzuciłam okiem na wosk, rzekomo w kształcie buta. Myśli wirowały mi w głowie. Miałabym uwierzyć, że kupię czerwone szpilki, w których i tak nie zamierzałam chodzić? Nagle chaos w głowie się ułożył i dotarła do mnie oczywista prawda.
– To klasyczna samospełniająca się przepowiednia – powiedziałam z ulgą. – Twoje słowa musiały dać mi do myślenia. Pokierowały czynami. Podświadomie zrozumiałam, że przyda mi się auto dostawcze, zwłaszcza że wtedy moja meblarska pasja rozkwitła.
Dankę też opuściło napięcie. Uśmiechnęła się, uniosła kciuki do góry i już chciała coś powiedzieć, gdy ciszę przerwał dźwięk komórki.
Dzwonił mój mąż. Wychodził na spotkanie z kolegami. Nie mógł znaleźć swoich odświętnych butów. Prosił, bym mu przypomniała, gdzie są.
Przyjaciółki słyszały rozmowę. Kiedy się rozłączyłam, Kryśka patrzyła na mnie z uniesionymi brwiami. Danka przystawiła figurę z wosku do światła.
– Chyba to nie są szpilki – zaczęła.
– Obcas jest niski i szeroki. Męski.
Hmmm, zastanawiające…
Tego dnia postanowiłyśmy z Danką, że już nigdy nie będziemy żartować z pasji Kryśki. I mamy zamiar dotrzymać danego sobie słowa.
Czytaj także:
„Przyjaciółka wywróżyła mi miłość z kart tarota. Śmiałam się z niej i nie wierzyłam... do czasu”
„Kiedyś uważałam, że horoskopy to stek bzdur, ale teraz... Chyba zacznę w nie wierzyć. To dzięki nim poznałam... miłość"
„Cyganka wywróżyła mi 3 małżeństwa. Nie wiedziałem, że przez całe życie nie będę mógł uwolnić się od jednej kobiety”