Tylko raz pozwoliłem Cygance powróżyć sobie z dłoni. Praktycznie rzecz biorąc, Cyganki były dwie: jedna pełniła funkcję naganiaczki, druga czarownicy. Opowiem może jednak wszystko od początku. A ów początek datuje się na czerwiec 1974 roku.
Byłem wówczas 18-letnim młodzieńcem, przekonanym, że wkrótce zawojuję cały świat, a do owego zawojowania potrzeba niewiele. Ot, pstrykniesz palcami – i spełni się wszystko, co sobie tylko zamarzysz. Oczywiście na sukces w każdej dziedzinie trzeba ciężko popracować, ale wtedy jeszcze o tym nie wiedziałem. Właśnie skończyłem ogólniak i zdałem na wymarzone studia. Czekało mnie pięć lat wspaniałego studenckiego życia.
Od lat byłem zakochany w Irenie, która mieszkała w tym samym bloku co ja, i to zakochany z wzajemnością. Zaczynały się wakacje, a Polska na Mistrzostwach Świata w Piłce Nożnej w Niemczech pokonała Haiti 7:0. Cóż więcej potrzeba młodemu człowiekowi do szczęścia? Po owym pamiętnym meczu wyszedłem na Bulwar nad Wisłą, żeby się przejść i uspokoić piłkarskie emocje. Usiadłem na ławce i przymknąłem oczy, rozkoszując się przyjemnym ciepełkiem.
3 razy staniesz na ślubnych kobiercu
Nagle dotarł do mnie natarczywy głos:
– Powróżyć?
Odchyliłem powieki. Przede mną stała młoda, dosyć ładna Cyganka. Byłem w dobrym nastoju, więc wyciągnąłem przed siebie dłoń. Zerknęła na nią i zaczęła coś wołać w stronę kępy krzaków. Chwilę potem wyszła z nich stara Cyganka. Ile mogła mieć lat – 80, 90?
– Ja ci powróżę – powiedziała. – Ale najpierw połóż na dłoni duży pieniądz, wtedy powiem ci prawdę.
Nie miałem przy sobie wielkich pieniędzy, ale tego, co miałem, też nie chciałem stracić. Spojrzałem na nią podejrzliwie.
– Ja położę 5 dych, ty dasz nogę w krzaki i tyle cię będę widział – stwierdziłem. Na te słowa Cyganka roześmiała się, ukazując bezzębne dziąsła.
– Ja powiem o tobie wszystko. Jak uznasz, że skłamałam, możesz mi nie zapłacić. Ale wiem, że dasz mi te pieniądze. Trzymaj je w kieszeni i pokaż swoją dłoń.
Na taki układ mogłem przystać. Cyganka zaczęła opowiadać pewne fakty z mojego życia, o których nie mogła wiedzieć. Zachowałem nieruchomą twarz pokerzysty, lecz w duszy wszystko przewracało mi się ze zdumienia. Wreszcie na koniec, po dłuższym oglądaniu boków mojej dłoni, stwierdziła jednoznacznie:
Ty będziesz trzy razy szczęśliwy, gdyż trzy razy staniesz na ślubnym kobiercu. Zapamiętaj, trzy razy będziesz mówił: „I nie opuszczę cię aż do śmierci”.
Na koniec wyciągnęła rękę po pieniądze. Nie myśląc wiele, wyjąłem z kieszeni 5 dych i wręczyłem je Cygance.
6 lat później wziąłem ślub z Ireną
Oboje mieliśmy po 24 lata i uważaliśmy, że nadchodzące dni mogą ofiarować nam tylko to, co najlepsze. O my naiwni! Zamieszkaliśmy w mieszkaniu moich rodziców, w ciasnym pokoiku. Byliśmy niby dorośli, ale nadal nieodpowiedzialni. Ja poszedłem do pracy, ale Irena wylegiwała się do południa i niekiedy pozwalała się nawet obsługiwać mojej mamie. Nie pomagała w domu, nie robiła nic.
Pierwsza kłótnia wynikła już pod koniec miodowego miesiąca. Naszych rodziców nie było stać na zafundowanie nam podróży do Bułgarii nad Morze Czarne, więc pojechaliśmy tylko na tydzień na wczasy pod gruszą. Tak wówczas mówiło się o wycieczkach, które zakłady pracy wykupowały swoim pracownikom w prywatnych domach w mazurskich wioskach.
Irena miała do mnie pretensje, że pokój jest brzydki i nie mamy balkonu. Potem zaczęła jęczeć, że pieczywo jest nieświeże, a schabowy w stołówce śmierdzi. Po prostu nic się jej nie podobało! Pewnego dnia, wkurzony jej marudzeniem, trzasnąłem drzwiami i poszedłem z nowo poznanymi miejscowymi chłopakami na piwo. Oczywiście wróciłem dobrze ululany i bez pieniędzy. Nie pamiętam, co się z nimi stało; pewnie ktoś mi je po prostu zwinął. Bo raczej wątpię, żebym wszystko wydał w ten jeden wieczór. Jak widać, oboje zachowywaliśmy się jak dzieci, które nie do końca zdają sobie sprawę z tego, na co je stać i jakie powinny mieć wymagania od życia.
Byliśmy po prostu bardzo niedojrzali. Cóż, to oczywiście nie mogło się dobrze skończyć… Rok później byliśmy już po rozwodzie. Oboje doszliśmy do wniosku, że nie ma co dalej ciągnąc tego wózka, bo każde z nas szarpie jego dyszel w swoją stronę. Kiedy sąd ogłaszał, że od tej pory przestajemy być mężem i żoną, przypomniałem sobie wróżbę Cyganki. Więc coś w niej było na rzeczy… A niech to! Kto w takim razie będzie moją drugą żoną?
Przez następne pięć lat jakoś nie udało mi się znaleźć kandydatki. Miałem przelotne romanse, ale żaden z nich nie miał tej intensywności co tamten z Ireną. Pewnego dnia wracałem z pracy trochę wcięty, przynajmniej tak mi się wydawało. Natomiast obiektywnie byłem nawalony jak szpadel i w pewnej chwili nogi zwyczajnie odmówiły mi posłuszeństwa. Musiałem przysiąść na parkowej ławce. Jak usiadłem, tak i wkrótce usnąłem.
Obudziłem się… w jakimś łóżku. Byłem rozebrany i przykryty kołdrą aż pod szyję. Wokół ładnie pachniało, a ja, spanikowany, zastanawiałem się, jak trafiłem do obcego domu. Nic nie pamiętałem. W pewnej chwili w drzwiach pojawiła się… Irena. Okazało się, że wracając z pracy przez park, zobaczyła mnie na ławce i zrobiło się jej mnie żal. Kiedy się ocknąłem, dałem się jej grzecznie zaprowadzić do mieszkania i potem równie grzecznie poszedłem spać.
– Zawsze byłeś po wódce dżentelmenem, więc wiedziałam, że nie sprawisz mi kłopotów – powiedziała Irena. Dostałem śniadanie, a że tego dnia wypadała akurat wolna sobota (w tamtych czasach nie wszystkie soboty były wolne), nie musieliśmy się spieszyć do pracy. Zaczęliśmy rozmawiać i wspominać stare, dobre czasy. Wprawdzie wytknęliśmy sobie nawzajem popełnione przez siebie błędy, ale tak po przyjacielsku i z humorem. Chyba żadne z nas nie miało już żalu ani pretensji do drugiej strony.
– Od czasu naszego rozstania byłem z kilkoma dziewczynami – przyznałem się jej – ale nigdy nie czułem się przy nich tak dobrze jak przy tobie… To znaczy, nigdy mi tak mocno nie biło serce. Cholera, mimo wszystko byłem z tobą szczęśliwy.
Ona również miała kilku partnerów, ale to też były jedynie przelotne romanse.
Wzięliśmy ślub po raz drugi
Chwilę później wylądowaliśmy w sypialni. Stara miłość nie rdzewieje, powiecie. Coś w tym jest. Zostaliśmy ze sobą. Rok później po raz drugi wzięliśmy ślub i spróbowaliśmy od nowa. Już nic nas nie uwierało, żadne chciejstwa i marzenia nie do spełnienia. Wiedzieliśmy, że życie daje tylko tym, którzy ciężko pracują i uparcie dążą do wyznaczonego sobie celu.
Dwa lata później urodził nam się syn. Szalałem z radości i niemal nosiłem Irenę na rękach. To były najszczęśliwsze dni naszego związku. Pół roku później nasz synek umarł. Dopadł go jakiś wirus. Irena popadła w straszną rozpacz i zaczęła obwiniać mnie o śmierć małego. Twierdziła, że stale wyjeżdżałem w delegacje, praca była dla mnie ważniejsza od rodziny i nie zajmowałem się synkiem nawet wtedy, gdy raczyłem się pojawić w domu.
Zaczęliśmy skakać sobie do oczu i wzajemnie zrzucać na drugie winę. A przecież żadne z nas w tej sprawie nie zawiniło… Wszystkie złe słowa i pretensje podpowiadała nam rozpacz i niemożność pogodzenia się ze śmiercią ukochanego dziecka. Kilka miesięcy później sąd dał nam rozwód.
Każde z nas poszło w swoją stronę ze zranionym i krwawiącym sercem. Mimo wszystko czas leczy rany. Twarz synka zatarła się w mojej pamięci, ale twarz Ireny, choć próbowałem, nie chciała zniknąć mi głowy. Już dwa razy było nam ze sobą dobrze, ale i dwa razy źle.
„Powinienem poznać jakąś kobietę” – myślałem, lecz im mocniej wypychałem ze swojego serca Irenę, tym mocniej ją kochałem. Nie mogłem przestać wspominać pięknych chwil spędzonych razem. Biłem się tak z samym sobą przez trzy lata, aż w końcu zrozumiałem, że nie chcę żadnej innej, bo tylko Irena może dać mi szczęście. Pojechałem pod jej stary adres, ale tam powiedziano mi, że jakiś czas temu wyprowadziła się do innego miasta.
Nie mogłem nic zrobić. Jej rodzice nie żyli, ze wspólnymi znajomymi zerwała kontakt. Miałem tylko nadzieję, że wspomnienia szczęśliwych chwil z Ireną wystarczą mi do końca życia. A z dnia na dzień tęskniłem za nią coraz bardziej. Pewnego dnia, późną wiosną, napisałem do radia. W liście opowiedziałem o swojej miłości i poprosiłem, żeby mi pomogli odnaleźć Irenę. Nie wierzyłem, żeby ktokolwiek odpowiedział, jednak pewnego dnia usłyszałem swój apel na antenie.
Tydzień później rozległ się dzwonek do drzwi
W progu stała moja ukochana. Ona też za mną tęskniła, ale nie wierzyła, że po tym wszystkim mogę ją jeszcze kochać. Opowiedziałem jej przepowiednię Cyganki i wtedy Irena orzekła, że w takim razie muszę się z nią znowu ożenić.
– Nie przeżyłabym, gdybyś teraz oświadczył się komuś innemu – powiedziała i zaciągnęła mnie do urzędu. Niezależnie od uroczystości w USC, trzeci raz przysiągłem Irenie, że nie opuszczę jej aż do śmierci. Jesteśmy już razem ponad 20 lat, więc może się uda.
Czytaj także:
„Siostra wyrzekła się mnie, bo nie pasowałam do jej idealnego życia. Wróciła, gdy potrzebowała przeszczepu nerki”
„Byłam pewna, że moje małżeństwo się już skończyło, więc zaczęłam szukać adoracji u innych. Nie wiedziałam, że to tylko nas wzmocni”
„Mój syn ma romans z moją przyjaciółką! Wiedziałam, że od dawna mu się podoba, ale zrzucałam to na karb dojrzewania...”