„Przyjaciółka traktowała mnie jak świnkę-skarbonkę. Wyciągała kasę, kiedy chciała. Ale z kredytem to już przesadziła...”

dziewczyna, którą wykorzystała przyjaciółka fot. Adobe Stock, zigres
„– Naprawdę głupia jesteś! – moja mama jak zwykle znajdowała dziurę w całym. – Z czego się cieszysz? Przecież to zwykła reklamówka. Takie dają w hotelach albo u kosmetyczki. Grosza na ciebie nie wydała. Rzuca ci ochłap jakiś, a ty myślisz, że Bóg wie co dostałaś!”.
/ 09.06.2022 08:15
dziewczyna, którą wykorzystała przyjaciółka fot. Adobe Stock, zigres

Przy Wiolce trochę lepiej zaczęłam się ubierać, ale dalej to ona była gwiazdą – dyrygowała mną, jak chciała. I najwyraźniej zamierzała mnie spalić w swoim blasku. Gdyby nie moja mama, nieźle  bym teraz wyglądała – goła, bosa i w długach. Na szczęście wzięła sprawę w swoje ręce!

Mama nie znosiła Wioli, mojej najlepszej przyjaciółki. Uważała ją za cwaniarę i jędzę. Kręciła mi dziurę w brzuchu, żebym z Wiolą zerwała znajomość…

– Co ty widzisz w tej dziewczynie? – złościła się. – Masz bielmo na oczach? Przekonasz się w końcu! – przepowiadała. – Ona tak cię załatwi, że się nie pozbierasz!

A ja Wiolę lubiłam! Byłam w nią wpatrzona jak w obraz, bo to piękna dziewczyna i moje całkowite przeciwieństwo. Chciałabym wyglądać tak jak ona: mieć długie nogi, sześćdziesiąt centymetrów w pasie, biust DD i lśniące włosy. Poza tym Wiola jest wygadana, pewna siebie, nikt jej nie podskoczy. I zawsze dostaje to, czego chce…

Wciąż pożyczała ode mnie kasę

Była gwiazdą w naszej korporacji. Wszyscy ją znali, chociaż nie wszyscy lubili. Szczególnie dziewczyny plotkowały, że potrafi być wyrachowana i bezwzględna.

– Idzie po trupach! Jeśli jej staniesz na drodze, to cię zdepcze – obmawiała Wiolę dawna przyjaciółka. – Zero moralności. Ile ja się przez nią napłakałam!

Nie rozumiałam tego gadania, bo dla mnie Wiola to był prawdziwy ideał. Wszystko mi się w niej podobało… Ona na takie myszki jak ja nie zwracała uwagi, więc o mało się nie przewróciłam, kiedy tamtego dnia zatrzymała swoje autko.

– Wskakuj, Zuzka! – zawołała z uśmiechem. – Podrzucę cię. Co masz moknąć.

Faktycznie pogoda była kiepska. Lało od rana, a autobus nie przyjeżdżał. Stałam w powiększającym się z minuty na minutę tłumie pasażerów, przewidując, że się nie wepchnę do środka i na sto procent spóźnię do pracy. Propozycja Wioli była wybawieniem i zaszczytem!

– Dzięki – wyjąkałam przejęta. – Fajnie, że mnie zauważyłaś. Jesteś super.

– Nic takiego – powiedziała. – Tylko po drodze zahaczymy jeszcze o stację benzynową. Muszę zatankować.

Podjechałyśmy pod dystrybutor i Wiola lekko jak tancerka wyskoczyła z auta. Zaczęła czegoś szukać w przepastnej torbie. Szukała i szukała… Na koniec zrobiła płaczliwą minę i z powrotem dobiegła do samochodu.

– Słuchaj, kochana, poratuj mnie! – zawołała. – Nie wzięłam portfela. Nie mam ani kasy, ani karty kredytowej, a bak pusty. Nie dojedziemy do roboty!

– Jasne, oczywiście, nie ma sprawy – ucieszyłam się, że mogę jej pomóc.

Trochę się zdziwiłam wprawdzie, że zażyczyła sobie „do pełna”, ale trudno. Na szczęście miałam pieniądze, bo było zaraz po wypłacie. Wiola ani słowem nie wspomniała, kiedy odda dług. Rozumiałam, że zrobi to na drugi dzień, jednak się pomyliłam. W ogóle nie było tematu! Wstydziłam się upominać, tym bardziej że Wiola zaczęła być dla mnie bardzo miła. Uśmiechała się, pytała, co u mnie słychać, wyciągała na zwierzenia. Dwa czy trzy razy podrzuciła mnie do domu, raz przyniosła kawę z automatu. Wszyscy zauważyli, że mnie wyróżnia.

Kiedyś przypadkowo spotkałyśmy się w markecie. Wiola była z jakimś facetem, robili zakupy.

– Pozwól, Zuzka – przedstawiła nas. – Mój znajomy, moja przyjaciółka.

Myślałam, że zemdleję z radości. „Przyjaciółka”! To było coś!

Wiola miała w firmie niezłą pensję, jednak jakoś ciągle brakowało jej kasy.

– Jestem rozrzutna! – śmiała się. – Nie to co ty, dusigroszu… Znowu musisz mnie poratować, bo nie wyrabiam – bardziej stwierdziła, niż zapytała.

– Tylko nie mogę za dużo, bo zrobię debet – pierwszy raz zastrzegłam się nieśmiało.

– No i co z tego? – parsknęła. – Kto dziś nie ma debetu na koncie? Oddam ci i spłacisz.

Oddawała albo nie oddawała. Czasami pożyczyła dwie stówki, a zwracała dwadzieścia złotych, mówiąc ze śmiechem:

– Więcej nie mam. Bierz, ile daję, bo za chwilę nawet tego nie dostaniesz!

Podsunęła mi papiery do podpisu

Często wyjeżdżała służbowo i zawsze przywoziła mi jakiś upominek.

– Naprawdę głupia jesteś! – moja mama jak zwykle znajdowała dziurę w całym. – Z czego się cieszysz? Przecież to zwykła reklamówka. Takie dają w hotelach albo u kosmetyczki. Grosza na ciebie nie wydała. Rzuca ci ochłap jakiś, a ty myślisz, że Bóg wie co dostałaś!

Kiedyś Wiola przybiegła rozentuzjazmowana i zaczęła opowiadać, że za niezbyt duże pieniądze może kupić mieszkanie, które aktualnie wynajmuje.

– Gospodarze wyjeżdżają do dzieci za granicę i potrzebują kasy – mówiła z podnieceniem. – Spieszą się, więc muszą błyskawicznie załatwić kredyt. Potrzebuję żyranta… Mam nadzieję, że mi nie odmówisz?

Znałam to mieszkanie: duże, ładne, w dobrej dzielnicy, cena była rzeczywiście przystępna, ale żyrowanie kredytu wydawało mi się jednak ryzykowne.

– Wiesz, zastanowię się, pogadam z mamą – zaczęłam.

Ale Wiolka mnie zakrzyczała:

– Twoja mama mnie nie znosi. Nie zgodzi się, a ja mam nóż na gardle! Albo jedziemy zaraz do banku, albo nici z chałupy. Umówiłam się, że dziś złożę wniosek o kredyt. Tylko w takim wypadku moi gospodarze zgodzili się poczekać. Inaczej wystawiają chatę na rynku wtórnym i koniec. Ktoś mi ją sprzątnie!

Najgorsze, że wcale mnie tak bardzo nie prosiła. Po prostu przyparła do muru, a ja ani zipnęłam. Jak przestraszony zając! Dałam się zaciągnąć do banku i podpisałam, co było trzeba. Suma kredytu przyprawiła mnie o palpitacje serca, ale obie z Wiolą dobrze zarabiamy, więc bank nie miał wątpliwości. Za dwa dni miał nastąpić przelew…

Dziś mam w niej śmiertelnego wroga

Wróciłam do domu z miną zbitego psa. Moja mama natychmiast wyczuła, że coś jest na rzeczy, i tym razem ona przyparła mnie do muru.

– Jezus Maria! – jęknęła. Powiedz, że to nieprawda!

– Stało się.

– A wiesz na pewno, że ona chce za to kupić mieszkanie?

– Tak mówi…

Mama, nawet nie zdejmując fartucha, wrzuciła kurtkę na grzbiet i złapała kluczyki od samochodu.

– Zuzia, jedziemy! – zakomenderowała gromkim głosem. – Wiesz przynajmniej, gdzie ta cholerna Wiolka mieszka?

– Jasne, że wiem.

Był już wieczór. W oknach Wioli ciemno – znak, że jej nie ma w domu. Moja mama odetchnęła z ulgą.

– Mamy szczęście – powiedziała przejęta. – Dzwonimy do sąsiadów.

Mama umie gadać z ludźmi. Z tą starszą panią, która nam otworzyła swoje drzwi, też porozmawiała od serca. Mama zapytała, czy ta pani coś wie o sprzedaży mieszkania obok, bo słyszałyśmy o takiej możliwości i jesteśmy zainteresowane. Sąsiadka zrobiła wielkie oczy i bardzo się zdziwiła:

– Co pani mówi? Niemożliwe! Chcą sprzedawać? Nic nie mówili!

– Może sama zapytałabym? – mama nie odpuszczała. – Daleko mieszkają?

– Gdzie tam. Dwa bloki stąd. Zaraz do nich zadzwonię…

I tak się wszystko wydało! Wiola nie tylko nie kupowała mieszkania, ale i od trzech miesięcy nie płaciła czynszu za wynajem. Była zadłużona w gazowni i elektrowni. Kłamała, zwodziła właścicielkę mieszkania, zamykała przed nią drzwi, nie odbierała telefonów.

– Pani, nie daj Boże takiego lokatora! – usłyszałyśmy od właścicielki. – Na szczęście wkrótce kończy się umowa najmu i zaraz ją stąd wyrzucę! Tylko kto mi jej długi popłaci?!

Na drugi dzień czekałam przed bankiem na długo przed otwarciem. Mama siedziała w samochodzie. Pilnowała mnie, ale też wspierała… Wycofałam swoje żyrowanie kredytu Wioli. Napisałam wszystkie pisma, jakich chcieli. Wędrowałam od urzędnika do urzędnika i tłumaczyłam, dlaczego to robię. Dotarłam bardzo wysoko. Po dwóch godzinach do banku wpadła Wiola. Już otwierała usta, żeby na mnie nawrzeszczeć, ale zza moich pleców wyłoniła się mama. I Wiola przycichła, skurczyła się, zmalała… Jak przekłuty balonik – taka się zrobiła mała i brzydka.

Dzisiaj mam w niej śmiertelnego wroga, ale mnie na razie nie rusza. Boi się, że wszystko rozgadam, więc daje mi spokój. A kiedy mnie pytają: „Jak tam twoja Wiolka idolka?” odpowiadam: „Dziękuję, źle!”. O dziwo, dalszych pytań nie ma.

Czytaj także:
„Oświadczyłem się ukochanej po 5 latach związku. Ona błyskawicznie odpowiedziała >>nie<<. Myślałem, że się przesłyszałem”
„Miałam kolegę z pracy za manipulatora. Myślałam, że sobie ze mną pogrywa, a on miał problemy. Postanowiłam mu pomóc”
„O Dagmarze marzył każdy facet w firmie, ale ona wybrała mnie, zwykłego szaraka. Zauroczyłem ją swoją nieśmiałością”

Redakcja poleca

REKLAMA