„Przyjaciółka sabotowała mój związek, bo uznała, że ona wie lepiej z kim powinnam być. Szybko tego pożałowała…”

Chciałam się zaprzyjaźnić z byłą mojego faceta fot. Adobe Stock, New Africa
„Moja przyjaciółka nie bardzo lubi Władka. Uważa go za frajera, mało przedsiębiorczego robota, który żyje od kreski do kreski i nie jest zdolny do wielkich czynów. – To typ szeregowca, a ty potrzebujesz co najmniej majora. Zastanów się, czy warto dalej tracić na niego czas. Po co ci taki przeciętniak?”.
/ 18.12.2022 12:30
Chciałam się zaprzyjaźnić z byłą mojego faceta fot. Adobe Stock, New Africa

Podobno w każdym związku zdarzają się kryzysy; niektórzy nawet obliczyli ich częstotliwość i wypadło im, że pierwszy poważny pojawia się około siódmego roku wspólnego życia. To by się zgadzało, bo zaraz po naszej szóstej rocznicy mój partner coraz częściej wydawał mi się przeciętny, a nawet trochę nudny.

Z dawnej fascynacji prawie nic nie zostało!

Władek jest taki, jak jego imię – staroświecki, oczywisty i porządny. Właściwie to same zalety, ale czasami chciałoby się trochę fantazji, a może nawet szaleństwa. Jednak skąd to brać, gdy mężczyzna fantazji nie posiada, a szaleństwa się boi? Wtedy wszyscy inni faceci zaczynają się wydawać fajniejsi i ciekawsi, a stąd już tylko krok do ostatecznego rozczarowania. Ja taki krok prawie zrobiłam…

Moja przyjaciółka Justyna ma działkę za miastem, nic wielkiego – mały domek w sam raz na to, aby się schować przed deszczem i przenocować , oraz spory kawałek trawy do opalania się i leniuchowania na leżakach. W sezonie spędzamy u niej prawie każdy weekend. Władek zaraz po przyjeździe znika z wędką i nie wraca do późnego wieczora, a reszta gada, śpiewa, pije wino i wspomina dawne czasy. Justyna od dawna zapowiadała, że ściągnie na swoją działkę mężczyznę idealnego. Miał być nie tylko przystojny jak młody bóg, ale i dowcipny, inteligentny oraz zabawny. Jak twierdziła, to „prawdziwy facet”, czyli macho, w towarzystwie którego żadna kobieta nie zginie.

– Zobaczycie duszę i charakter obleczone w takie mięśnie, o których marzy niejeden chuderlak. Aleks to ucieleśnienie marzeń niejednej z nas. Trochę się tylko boję, że nasi panowie, a szczególnie Władek, nie będą zadowoleni… Ale cóż, może się czegoś nauczą? Jeszcze będziecie mi wdzięczne – obiecywała Justyna.

Moja przyjaciółka nie bardzo lubi Władka. Uważa go za fujarę, za mało przedsiębiorczego robota, który żyje od kreski do kreski i nie jest zdolny do wielkich czynów.

– To typ szeregowca – mówi – a ty potrzebujesz co najmniej majora albo pułkownika. Zastanów się, czy warto dalej tracić na niego czas. Władzio prochu nie wymyśli, żadnej bitwy nie wygra, orderu nie dostanie. Po co ci taki przeciętniak?

Podejrzewałam więc, że Aleks został przez Justynę zaproszony specjalnie dla mnie, żebym dokonała konfrontacji tego, co mam, z tym, co mogę mieć. Nie protestowałam, bo jak napisałam wcześniej, zbliżał się kryzys uczuciowy, a poza tym najzwyczajniej byłam ciekawa. Co mi szkodziło się przekonać, czy to męskie cudo naprawdę zasługuje na taką adorację?

Na pierwszy rzut oka Aleks zasługiwał

Nie ukrywam, że mnie zamurowało, bo naprawdę rzadko widuje się takich przystojniaków. Ani grama zbędnego tłuszczu, na bicepsach gładka, opalona skóra, krótka, zadbana broda, modne ciuchy, no, jednym słowem – ciacho ekstra, prima sort! Mój Władek w swojej starej flanelowej koszuli, rozwleczonych dżinsach i śmiesznym kapelusiku wyglądał jak własna karykatura. Wiem, że nad rzekę nie ma się co stroić, nieraz mi tłumaczył, że tam ma mu być przede wszystkim wygodnie i tak, żeby go komary nie obgryzły do kości. Musi też mieć wystarczająco dużo kieszeni na te wszystkie haczyki i spławiki. Jednak mimo wszystko przy Aleksie nie miał szans. Co dziwne, wcale się tym nie przejął. Spokojnie przygotowywał swoją rybną zanętę, zagniatając ciasto z mąki i ziemniaków i nie zwracając uwagi na to, z jakim zdumieniem Aleks zerkał na jego upaprane ręce.

Sam miał dłonie jak od manikiużystki – wypielęgnowane i czyściutkie.

– A ty co będziesz dzisiaj robiła, kochanie? – zapytał Władek. – Namawiam na spacer za ten dąb z kapliczką. Tam, dwadzieścia metrów w prawo, jest dywan konwalii, właśnie kwitną. Warto zobaczyć…

Kocham konwalie, a te leśne mają wprawdzie mniejsze kielichy kwiatowe i są drobne, ale za to jak pachną! Więc po przedpołudniowej kawie zaproponowałam spacer do lasu. Moja przyjaciółka wymówiła się jakimiś zajęciami (zrobiła to specjalnie, żebyśmy zostali z Aleksem sami), dlatego ruszyliśmy na tę konwaliową wyprawę tylko we dwoje. Trochę mnie rozśmieszyło i zaskoczyło to, że mój towarzysz przed wyjściem pół godziny czyścił swoje buty ze szczególnym pietyzmem, szorując na mokro białe podeszwy. Nie było mokro, nie było błota, ale droga do lasu jest piaszczysta, a w samym lesie nie da się iść jak po lastryko, dlatego to czyszczenie wydało mi się głupie. Jednak czekałam cierpliwie, chociaż szkoda mi było czasu na przyglądanie się, jak on chucha i dmucha na te swoje trampeczki. Potem było zabezpieczanie się przeciwko komarom i kleszczom, krem nawilżający na twarz, najpierw jedne okulary słoneczne, potem drugie, a jeszcze później trzecie, telefon, słuchawki i wreszcie ruszyliśmy.

Mówił przez cały czas

Głównie o sobie: o swoich sukcesach, zdobyczach, kobietach, które za nim szaleją, treningach na siłce, właściwej diecie, treningu personalnym, oczekiwaniu na awans, który mu się należy jak psu buda. Doszliśmy do skraju brzeziny i dopiero wtedy powiedziałam:

– Wiesz co, teraz bądźmy cicho, bo tutaj jest pełno zwierzyny. Po co ją płoszyć?

Zatrzymał się tak gwałtownie, że prawie zarył butami w piasku, i zapytał:

– Zwierzyny? Jak to? Tu jest jakaś zwierzyna?

– No pewnie – odparłam. – Przecież to las. Są sarny, jelenie, daniele, dziki…

– Dziki?! – jęknął. – Niemożliwe. Żartujesz. Chcesz mnie przestraszyć?

– A ty się boisz zwierząt? – zapytałam. – To chyba ciebie się trzymają żarty?

– Skąd, nie boję się – zaprotestował. – Oczywiście, że nie ma mowy o strachu. Po prostu chodzi mi o ciebie, bo słyszałem, że dzik potrafi być naprawdę groźny.

– Ale gdyby nawet nas zaatakował – już zaczynałam z niego pokpiwać – tobyś mnie chyba obronił, prawda? Co tam jeden dzik dla takiego faceta? No, chyba że locha z małymi, wtedy mielibyśmy małe szanse, ale nie martw się, do tej polany konwaliowej już niedaleko. Wprawdzie w pobliżu jest bajoro i tam dziki lubią się taplać w błocie, ale może będziemy mieli szczęście i akurat ich tam nie będzie.

, że ma ochotę wziąć nogi za pas i uciekać, ale resztki ambicji mu na to jeszcze nie pozwalały. Dopiero kiedy w pobliżu trzasnęły gałęzie i między sosnami coś mignęło, nie wytrzymał.

– Uciekaj! – wrzasnął. – Tam coś jest. Wiejemy…

Uciekał tak szybko, że tylko migały białe podeszwy jego butów. Zostawił mnie samą na pastwę tych dzików, których się tak śmiertelnie przestraszył. Nie usłyszał, jak wołałam, że to tylko sarna, ale on był taki przerażony, że bałby się nawet zająca.

Obejrzałam konwalie sama

Sama wróciłam do domu mojej przyjaciółki. Jego już tam nie było; przed kwadransem odpalił samochód i wrócił do miasta, gdzie na siłce można spokojnie i bezpiecznie udowadniać swoją męskość.

To niby miał być ten macho? – zapytałam Justynę. – A gdybyśmy faktycznie nadziali się na lochę z małymi i gdybym ja na przykład skręciła sobie nogę, to co? Też by zwiał? I ty mnie chciałaś „ubrać” w takiego kolesia? Ładna z ciebie przyjaciółka!

– Skąd mogłam wiedzieć? – odpowiedziała. – Prawdą jest, że faceta poznaje się w praniu, dlatego przydałby się konkurs na mężczyznę. Byłoby wiadomo, kto jest kto, i wtedy nie można by mówić o zaskoczeniu albo oszustwie. Jeśli kobieta chciałaby tchórza, bo sama jest odważna za dwoje, to takiego by brała. Bluszczowata szukałaby podpórki, ta, która sama jest jak podpórka, szukałaby bluszczu. I wszyscy byliby zadowoleni. A Władek jaki jest?

– Cichy, spokojny, zadowolony z tego, co ma, życzliwy ludziom i wesoły. Już sobie wyobrażam, jak by się śmiał, widząc przerażonego Aleksa. Nie jest gladiatorem, ale na sto procent nie zostawiłby kobiety, dziecka ani nawet słabego zwierzęcia, gdyby wiedział, że coś im grozi. Nawet gdyby miał małe szanse na obronę. To dobry człowiek.

– Czyli kochasz go w końcu czy nie kochasz? – spytała.

– Kocham, kocham… Tylko miałam mały kryzys. Na szczęście szybko minął i nie spowodował szkód. Miałam szczęście, bo gdyby okoliczności były inne, Aleks mógłby nadal grać superbohatera. I kto wie, czy nie nabrałabym się na to?

– Czyli należy facetów egzaminować w sytuacjach ekstremalnych?

– Tak. I to z codziennego życia, bo w nim najwięcej trudnych wyzwań. Na przykład powiedz, że się zagadałaś z koleżanką i zgubiłaś torebkę ze wszystkimi dokumentami i kartami kredytowymi. Sprawdź, co powie, a potem pomyśl, czy warto się przyznawać, że kłamałaś. Powodzenia.

Czytaj także:
„Rozwiodłem się po 8 miesiącach małżeństwa. Teraz ta zołza chce 50 tysięcy złotych za wesele, którego nie chciałem”
„Rozwiodłam się z mężem, by szukać przygód i szybko tego pożałowałam. Znalazł sobie młodą lafiryndę, a mnie zakłuła zazdrość”
„Zaledwie pół roku po swoim ślubie, mój brat wdał się w romans z moją przyjaciółką. Szybko uznał, że nie kocha żony”

Redakcja poleca

REKLAMA