„Przyjaciółka rozwodzi się z mężem i chce, bym zeznała, że ją zdradzał i znęcał się nad nią. Mam kłamać przed sądem?”

rozmowa przyjaciółek fot. Adobe Stock, JackF
„– Ja? Chyba żartujesz! Jaki ze mnie wiarygodny świadek? Przecież wy nigdy nawet się nie pokłóciliście w mojej obecności. Gdybyś mi się nie zwierzała, myślałabym, że jesteście idealnym małżeństwem. Nie widziałam też Tomka z inną kobietą”.
/ 30.10.2022 20:30
rozmowa przyjaciółek fot. Adobe Stock, JackF

Dzisiejszej nocy znowu nie zmrużyłam oka. Przewracałam się z boku na bok i zastanawiałam się, co zrobić, jak się zachować. Z jednej strony Kasia ma rację – jesteśmy przyjaciółkami i powinnam ją wspierać w trudnych chwilach. Ale czy to oznacza, że mam kłamać w sądzie?

Poznałyśmy się w liceum. Pierwszego dnia usiadłyśmy w jednej ławce, bo żadna z nas nie miała w klasie znajomych, i szybko się zaprzyjaźniłyśmy. Spędzałyśmy razem czas także po szkole, zwierzałyśmy się sobie z radości i smutków. Byłyśmy jak papużki nierozłączki. I choć po maturze nasze drogi się rozeszły, bo wybrałyśmy różne kierunki studiów, to nasza przyjaźń przetrwała. Spotykałyśmy się w każdej wolnej chwili. I wtedy, gdy byłyśmy studentkami, i wtedy, gdy wyszłyśmy za mąż i urodziłyśmy dzieci. Wydawało się, że nic nie jest w stanie zniszczyć naszej przyjaźni. A jednak…

Chciała od niego wyciągnąć pieniądze

Tydzień temu przyjaciółka wyznała, że jej mąż złożył w sądzie pozew rozwodowy wraz z wnioskiem o podział majątku. Prawdę mówiąc, nie byłam zaskoczona, bo w ich związku od dość dawna nie działo się najlepiej. Tomek, kiedyś dobry i czuły, z czasem odsunął się od Kasi. Nie raz żaliła mi się, że coraz później wraca do domu i prawie z nią nie rozmawia. A kiedy ich córka poszła do szkoły, wyprowadził się do mieszkania, które odziedziczył po rodzicach. Kasia łudziła się, że ich małżeństwo uda się uratować, bo skoro zamieszkał sam, nie chodzi o inną kobietę. Ale gdy dostała pozew, zrozumiała, że to koniec.

– Pragnie wolności, proszę bardzo. Nie będę stawać mu na drodze. Ale nie dam się oszukać – opowiadała.

– Co masz na myśli? – nadstawiłam ucha.

– O majątek. Tomek chce mi zostawić mieszkanie i płacić alimenty tylko na córkę. A co ze mną? Przecież zajmowałam się domem, by on mógł rozwijać firmę, a nie leżałam i pachniałam.

– Chcesz alimentów także dla siebie?

– To chyba jasne! Połowy firmy niestety nie dostanę, bo założył ją jeszcze przed ślubem. Ale pieniądze mi się należą. Nie zamierzam liczyć każdego grosza, kiedy on będzie opływał w dostatki.

– Mówiłaś mu o tym?

– Mówiłam. A on mi na to, że nie ma takiej możliwości, bo pracuję i zarabiam. I że powinnam cieszyć się z mieszkania. Podobno inne rozwodzące się kobiety nawet na to liczyć nie mogą.

– No proszę, jaki łaskawca! – zdenerwowałam się – Chyba nie zamierzasz się poddać?

– Oczywiście, że nie. Będę walczyć przed sądem. I dlatego potrzebuję twojej pomocy.

– A co miałabym zrobić?

– Tak w skrócie? Zeznać, że Tomek mnie zdradzał i znęcał się nade mną psychicznie.

Mam kłamać? I to pod przysięgą?

Patrzyłam na nią jak na wariatkę. Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę.

– Słucham?!

– To bardzo ważne. Mój adwokat mówi, że jeśli sąd orzeknie rozwód z wyłączną winą Tomka, to alimenty mam pewne. Dużo wyższe niż wtedy, gdy rozstaniemy się bez orzekania o winie lub jeśli sąd uzna, że wina leży po obydwu stronach.

– Ale przecież to on od od ciebie odszedł. Jego wina jest bezsporna! – zakrzyknęłam.

– Teoretycznie tak, ale w praktyce niekoniecznie. Dobry i sprytny adwokat – a takiego na pewno wynajął – zaraz udowodni, że nie byłam idealną żoną, i sąd uzna winę obojga. Dlatego jest mi potrzebny wiarygodny świadek, taki, który dobrze nas znał. Czyli ty – uśmiechnęła się.

– Ja? Chyba żartujesz! Jaki ze mnie wiarygodny świadek? Przecież wy nigdy nawet się nie pokłóciliście w mojej obecności. Gdybyś mi się nie zwierzała, myślałabym, że jesteście idealnym małżeństwem. Nie widziałam też Tomka z inną kobietą.

– Ale mogliśmy się pokłócić. Mogłaś słyszeć, jak mnie poniża, wyzywa. I mogłaś widzieć, jak wchodzi do hotelu z blond pięknością. A kiedy indziej z rudą albo czarną…

– Moment. Czy ty chcesz, żebym skłamała? Pod przysięgą? – nie dowierzałam.

– A tam, zaraz skłamała. Nie dramatyzuj. Przecież nie raz ci opowiadałam o podłym zachowaniu Tomka, nie raz skarżyłam się, że wraca do domu coraz później. Myślisz, że na rybach wtedy był? Na sto procent spędzał czas z jakąś panienką. Potwierdzisz tylko to, co na pewno się wydarzyło.

– No nie wiem… – pokręciłam głową.

– To tylko przypuszczenia.

– Czyli co? Odmawiasz? Nie wierzę! Przecież jesteśmy przyjaciółkami, zawsze się wspierałyśmy w trudnych chwilach. Myślałam, że mogę na ciebie liczyć. A ty… – patrzyła na mnie z wyrzutem.

Nie chcę stracić przyjaciółki...

– Nie, nie odmawiam… – zmieszałam się – Po prostu mnie zaskoczyłaś… Muszę się zastanowić, wszystko sobie przemyśleć.

– Nie rozumiem nad czym tu myśleć, ale w porządku. Zastanów się i daj znać, co postanowiłaś. Byle szybko. Mój adwokat musi odpowiedzieć na pozew Tomka. A ta odpowiedź w dużej mierze zależy od twojej decyzji – burknęła.

No i od tamtej pory właściwie nie śpię. Przewracam się z boku na bok i zastanawiam, jaką decyzję podjąć. Czuję się zagubiona i rozdarta. Z jednej strony bardzo bym chciała pomóc przyjaciółce w jej rozwodowej potyczce z mężem. Chciałabym, żeby dostała dla siebie wysokie alimenty, bo uważam, że jej się należą. Dużo zrobiła, wiele poświęciła, by Tomek osiągnął sukces.

Ale z drugiej… nie czuję się na siłach, żeby zeznawać tak, jak ona tego oczekuje. Nie lubię i, co tu ukrywać, nie potrafię kłamać. Boję się, że kiedy sprytny adwokat Tomka weźmie mnie w obroty, zarzuci gradem podchwytliwych pytań, to się pomylę i wyjdzie na jaw, że mówię nieprawdę. Nie chcę odpowiadać za krzywoprzysięstwo!

Poza tym, głupio mi tak oczerniać Tomka. Kasia zawsze było mi dużo bliższa, ale przecież z nim też się przyjaźniłam. I teraz miałabym na sali sądowej wylać mu na głowę wiadro pomyj? Na samą myśl o tym robi mi się słabo. Najchętniej w ogóle bym się w to nie mieszała. Zdaję sobie jednak sprawę, że jeśli odmówię, stracę najlepszą przyjaciółkę. Kaśka nigdy nie zapomni mojego „nie”. I to boli najbardziej.

Czytaj także:
„Kopnąłem w tyłek idealną kobietę, bo bałem się ślubu. Nie chciałem się tłumaczyć z wyjść czy wydatków przed babą. Teraz żałuję”
„Mówi się, że matka i córka to najlepsze przyjaciółki. Bzdura! Ja nie dość, że swojej nie lubię, to wręcz żałuję, że ją urodziłam”
„Szef rozstawiał mnie po kątach jak w obozie pracy. Ale nie ze mną takie numery. Zbuntowałam się i wyszło mi to na dobre”

Redakcja poleca

REKLAMA