„Przyjaciółka przez 14 lat kryła mojego męża i jego romans. Byłam w życiowym dole, gdy on zabawiał się z sekretarką”

Zdradzona kobieta fot. Adobe Stock, JENOCHE
„I właśnie wtedy, kiedy miałam już odchowane dzieci, a z mężem łączyło mnie bardziej koleżeństwo niż miłość, dowiedziałam się, że 14 lat temu, kiedy byłam w ciąży z Helenką, kiedy mieliśmy same kredyty i długi, a mój ojciec był ciężko chory, Paweł miał kochankę”.
/ 19.04.2022 06:32
Zdradzona kobieta fot. Adobe Stock, JENOCHE

Miał na myśli nowego, firmowego SUV-a, którego zamówił ze wspólnikiem w salonie kilka miesięcy temu. Miał to być samochód reprezentacyjny, do jeżdżenia na spotkania z kluczowymi klientami, wożenia kontrahentów i ogólnie robienia wrażenia, że firma Pawła i Janka prosperuje.

SUV faktycznie imponował. Piękne, czarne auto o słusznych rozmiarach, ze skórzaną tapicerką. Oczywiście Paweł i Janek już ustalili harmonogram, kto kiedy będzie nim jeździł prywatnie.

– Żegnaj, skarbie! – rzucił mój małżonek w ślad za Jankiem oddalającym się ich cudem motoryzacji. – Będę tęsknił!

Oczywiście miał na myśli samochód. Janek jeździł nim przez cały weekend i kolejny tydzień, na kolejną sobotę Paweł zaplanował dla mnie, Helenki i Marysi wycieczkę nad rzekę. Przed tą wycieczką zadzwoniłam do Beaty, żony Janka, żeby zapytać, czy możemy pożyczyć ich przenośną lodówkę.

– Kochana, nie ma sprawy, tylko, że mnie od tygodnia nie ma w mieście. Nawet jeszcze nie widziałam tego legendarnego samochodu! – roześmiała się. – Niech Paweł weźmie tę lodówkę z garażu. Jakby Janek nie wiedział, gdzie stoi, to niech do mnie zadzwonią.

Byłam niemal pewna, że Janek nie będzie wiedział, gdzie znaleźć tę lodówkę. Znałam tę parę od piętnastu lat. Może i przyjaciel męża z młodych lat był kreatywnym biznesmenem, ale w domu zarządzała jego żona.

Ich relacja przypominała trochę układ matka–dziecko, może dlatego, że pomimo usilnych starań przyjaciele nie mieli potomstwa i Beata przelewała swoje instynkty opiekuńcze na męża.

U nas było inaczej. Przy dwójce małych dzieci musieliśmy być idealnie zgranym zespołem. Niemal czytaliśmy sobie z Pawłem w myślach, a każde z nas wiedziało, co ma robić. Kiedy przyszła sobota, lodówka już była zainstalowana w samochodzie, a ja w trasie przez telefon zdawałam Beacie relację z tego, gdzie jedziemy.

– Wóz jest świetny – oceniłam.

– Kiedy wracasz? Musimy pojechać nim gdzieś we dwie!

– Dopiero we wtorek. Pewnie, że pojedziemy! Muszę wreszcie zobaczyć, na co nasi mężowi wzięli taki morderczy kredyt! – zaśmiała się.

Nie spodziewałam się takiego znaleziska

Sobota w plenerze z dzieciakami tylko pozornie brzmi jak świetna zabawa. W istocie jest to kilka godzin karmienia, pojenia, zdejmowania i wkładania na powrót sweterków, znoszenia marudzenia i odpowiadania na pytania: „Daleko jeszcze?” oraz „Czy mogę pograć na telefonie?”.

W pewnym momencie zostawiłam dzieci na kocyku z mężem, a sama poszłam do samochodu po tabletki przeciwbólowe, które wypadły mi po drodze z torebki.

– Cholera, gdzie toto wyleciało? – mruczałam do siebie, zaglądając pod siedzenia. – O jasny gwint! Co to jest?!

Ostatnie pytanie wypowiedziałam na głos, trzęsąc się z obrzydzenia. Bo pod tylną kanapą znalazłam…  prezerwatywę!

– Paweł! – natychmiast pognałam z powrotem do męża i odciągnęłam go od dzieci. – Kto jeździł samochodem przez ostatni tydzień?

– Janek – odparł zdziwiony moim wzburzeniem. –  Taka była umowa, ja jeździłem naszym. A co?

Dobrze, że dzieci zajęły się grą na telefonie, bo to, co nagadałam mężowi, nie nadawało się dla ich uszu.

– Co ty mówisz? – mąż zbladł. – Jak to: zostawili prezerwatywę? Idę posprzątać! Rany, ależ ja go opieprzę! Przecież to mogły znaleźć moje dzieci!

– Paweł… – zatrzymałam go, bo najwyraźniej nie dotarło do niego to, co najważniejsze w tej historii. – Beata od tygodnia jest u matki. Nie widziała nawet jeszcze tego samochodu… Zaraz… dlaczego robisz taką minę?! O nie, ty wiedziałeś!

To był dla mnie kolejny szok: odkryć, że mój mąż wiedział o romansie wspólnika. Byłam wstrząśnięta.

– To nasi przyjaciele! – mówiłam napastliwym szeptem, kiedy dzieci zasnęły w drodze powrotnej. – Co to za kobieta? Od jak dawna to trwa? Dlaczego go kryjesz? Jak możesz patrzyć w oczy Beacie, wiedząc, że on ją zdradza?

Ale mój mąż nie czuł się winny

Wytłumaczył mi, że to nie jest nasza sprawa i najlepiej będzie nie mówić Beacie o kompromitującym znalezisku. Wręcz mnie o to poprosił. Argumentował, że z Jankiem łączą go interesy, a większość wkładu wspólnika to pieniądze jego żony.

Ostatnie, czego nam było trzeba – zgodnie z jego słowami – to rozpadu małżeństwa przyjaciół i zawirowań finansowych. Poza tym – dodał – to naprawdę była ich sprawa, a gdyby Beata poznała prawdę, mogłoby to ją skrzywdzić.

– Wiesz, że oni ciągle starają się o dziecko. Lekarz mówi, że Beata musi unikać stresu. A wiesz, co ona będzie czuła, kiedy jej to powiesz?

– No wiem… – zawahałam się. – Z drugiej strony ja bym wolała się dowiedzieć o czymś takim, zanim zaszłabym w ciążę z mężczyzną, który bzyka inną w firmowym samochodzie!

Paweł tylko zacisnął usta i pokręcił głową nad moją zaciętością. A wieczorem, przed spaniem, jeszcze raz poprosił, żebym nic nie mówiła Beacie. Bo „skutki mogłyby być nieprzewidywalne”. Po namyśle obiecałam mu, że nic nie powiem.

Ale kiedy dwa dni później zobaczyłam przyjaciółkę, poczułam się okropnie winna. Była taka podekscytowana.

– Pojutrze robię test! – oznajmiła. – Może tym razem zaskoczyłam… Jeśli tak, to patrz, fotelik chyba kupię. Jak myślisz? Rany, jaki wielki bagażnik! Wózek się zmieści bez problemu!

Przez całe spotkanie unikałam jej wzroku. Nie mogłam nie myśleć o tym, co robił Janek w samochodzie, w którym Beata chciała wozić ich przyszłe dziecko. Ale wytrzymałam. Nic nie powiedziałam.

Minął kolejny tydzień  i samochód znowu poszedł w ręce Janka. Pojechał nim na spotkanie z klientem w innym mieście.

– Z klientem? – zrobiłam podejrzliwą minę.

– Daj spokój! – żachnął się Paweł. – Naprawdę nie możesz odpuścić?

A więc znowu go krył! Wiedział, że wspólnik jest z kochanką. I ja też o tym wiedziałam! Chyba dlatego wpadłam w panikę, kiedy zobaczyłam na wyświetlaczu imię Beaty. Miała wolny wieczór i chciała, żebym z nią wyskoczyła na siłownię.

Odmówiłam, wykręcając się obowiązkami przy dzieciach, ale poprosiła do telefonu Pawła i w trzy minuty załatwiła mi cztery wolne godziny.

– Super, że jesteś! – powitała mnie przed wejściem. – Co jest? Co masz taką grobową minę? Ej, no mów!

I pękłam. Po prostu nie mogłam tego dłużej w sobie dusić. Opowiedziałam jej o tym, co znalazłam w samochodzie. Byłam przygotowana na łzy, szok, złość, może wściekłe dzwonienie do Janka i żądanie natychmiastowych wyjaśnień. Zamiast tego Beata powiedziała spokojnie.

– Test wyszedł negatywny. Znowu się nie udało… Ale próbujemy dalej…

Nie przerywałam jej. Utkwiła wzrok gdzieś w oddali i powiedziała mi, że ma prawie czterdzieści lat, a z każdą miesiączką jej szanse na zajście w ciążę maleją.

– Jeśli teraz rozstanę się z Jankiem, to stracę ostatnią szansę na dziecko. Rozumiesz? – wreszcie spojrzała mi w oczy i przeraziła mnie intensywność tego spojrzenia. – Zanim znalazłabym faceta, który chciałby mieć ze mną dziecko, minęłyby miesiące, może lata. Koniec, nie zdążyłabym! A powiem ci, że niczego nie pragnęłam w życiu tak bardzo, jak być matką. Więc zrobimy tak: uznamy, że tej rozmowy nie było. Ani Paweł, ani Janek nigdy nie dowiedzą się, że cokolwiek mi powiedziałaś. Bo jeśli zdradzisz to Pawłowi, uprzedzi Janka i wszystko zacznie się sypać.

Zapytałam ją, czy jest tego pewna. A jeśli Janek się zakocha w tamtej kobiecie i zechce do niej odejść? Czy nie lepiej byłoby ukręcić temu romansowi łeb teraz, wybaczyć mu i dalej starać się o dziecko? Jej odpowiedź mnie zaskoczyła i nieco zmroziła.

– Nie interesuje mnie, z kim on sypia i do kogo odejdzie, jeśli tylko uda mu się mnie zapłodnić – wycedziła. – Ja będę mieć dziecko, on niech robi, co chce. Ale raczej wątpliwe, żeby gdziekolwiek z kimkolwiek odchodził, bo to ja zainwestowałam w firmę z pieniędzy po rodzicach. Więc o to się nie martw, po prostu nic nie mów Pawłowi.

Byłam zasmucona całą tą rozmową

Zapytałam ją nawet, czy nie gniewa się, że jej powiedziałam. Roześmiała się gorzko i bardzo szczerze odpowiedziała, że trochę tak. Bo ta wiedza – wedle jej słów – nie była jej do niczego potrzebna.

– Ja bym chciała wiedzieć – starałam się bronić swojej decyzji.

– Każdy myśli, że chce wiedzieć, dopóki się nie dowie – odparowała. – Uwierz mi, gdyby to Paweł cię zdradzał, wolałabyś, żeby nikt ci o tym nie doniósł. Macie małe dzieci, kredyty i całe wspólne życie.

Oczywiście zaprotestowałam, ale ona tylko pokiwała z politowaniem głową. Wiedziała swoje, ja swoje. Rozstałyśmy się i przez kolejne miesiące właściwie nie miałyśmy kontaktu, tyle co przez chłopaków.

Kiedy powiedziałam Pawłowi, że zatrzymałam dla siebie tajemnicę Janka, ogromnie mu ulżyło. Uznałam, że jestem winna to kłamstwo Beacie, nie chciałam jeszcze bardziej komplikować sytuacji.
Pół roku później Beata do mnie zadzwoniła. Oznajmiła radośnie, że jest w ciąży.

– To niewiarygodne! Jestem taka szczęśliwa! – śmiała się do słuchawki. – Słuchaj, musimy się spotkać i opowiesz mi wszystko, co wiesz o ciąży, porodzie, karmieniu i w ogóle!

Wyglądało na to, że zapomniała o zdradzie Janka. Spełniło się jej marzenie. Bardzo wspierałam ją przez całą ciążę, uspokajałam, kiedy panikowała, mówiłam, co będzie potem. Gdy urodziła Zuzę, byłam w szpitalu razem z Jankiem.

Patrząc teraz na nich, żałowałam

Przez cały ten czas nie dałam po sobie poznać, że coś wiem. On także zachowywał się przy mnie jak zawsze. Wobec żony był troskliwy, uwielbiał ich córeczkę; musiałam przyznać, że jest dobrym mężem i ojcem. Patrząc teraz na tę szczęśliwą rodzinę, żałowałam, że się wtrąciłam.

O mały włos moja „prawda” nie doprowadziła do tego, że tych dwoje by się rozstało. Wtedy nie byłoby na świecie Zuzy, a Beata prawdopodobnie cierpiałaby na depresję. Żyłam z tą myślą przez wiele lat, patrząc, jak rosną nasze dzieci, i ciesząc się, że mam fajnego męża, z którym udało mi się przez tyle lat tworzyć szczęśliwą rodzinę. Nawet kiedy mąż już mi zobojętniał, a dzieci wykręcały się od moich czułości.

Ostatnio byliśmy gośćmi na Pierwszej Komunii Zuzy. Helenka, już trzynastolatka, przesiedziała całą mszę naburmuszona, Marysia, już pełnoletnia, w ogóle odmówiła przyjścia. Kiedy patrzyłam na wciąż małą, kochaną Zuzię, poczułam nagle, że moje życie wkroczyło na nowy etap. Po trzech lampkach wina podzieliłam się tą myślą z Beatą.

– Jedno dziecko mam dorosłe, drugie marzy tylko o tym, żebym zostawiła je w spokoju – westchnęłam. – Mam za to spłacone wszystkie kredyty i zapisałam się na kurs hiszpańskiego. Myślę też, czy by nie zdawać na studia, bo w sumie zawsze chciałam studiować.

– A jak z Pawłem? – zapytała, kończąc kieliszek białego wina na tarasie przed restauracją. To już był jej kolejny. Poznawałam po tym, jak powoli i z namysłem mówiła, nieco niewyraźnie, ale za to bardzo otwarcie. Jakoś tak zebrało nam się na szczerość.

– Wiesz, po tylu latach małżeństwa to już trzyma nas ze sobą chyba tylko siła przyzwyczajenia. Bardziej jesteśmy jak kumple niż kochankowie. Ale za rok wszyscy kończymy pięćdziesiąt lat, wy i my. Tu już chyba nic się nie zmieni. W sumie to nie narzekam.

– Więc to dobrze, że nie powiedziałam ci o tej stażystce… – mruknęła, a ja drgnęłam.

– Jakiej stażystce?

– Ups! – otworzyła w przestrachu szeroko oczy. – Kurczę, chyba za dużo wypiłam… Nic nie mówiłam, zupełnie nic!

Ale ja jej nie odpuściłam. I właśnie wtedy, kiedy miałam już odchowane dzieci, a z mężem łączyło mnie bardziej koleżeństwo niż miłość, dowiedziałam się, że czternaście lat temu, kiedy byłam w ciąży z Helenką, a Marysia właśnie nie dostała się do przedszkola, kiedy mieliśmy same kredyty i długi, a mój ojciec był ciężko chory, Paweł miał kochankę.

Kiedy przydusiłam Beatę, zaczęła mówić

– On nie wie, że ja wiem – mruknęła. – Janek też nie. Po prostu kiedyś zostawił telefon w domu i pojechałam do firmy mu go zawieźć. Dopiero pod drzwiami sobie przypomniałam, że tego dnia miał kogoś odebrać z lotniska. Chciałam dać go Pawłowi, ale ten… – wybełkotała coś, czego nie zrozumiałam – no on tam był z tą dziewczyną ze stażu. Na dywanie, obok biurka. Nie zauważyli mnie, więc poszłam… Rany, ile ja się z tym męczyłam, ile ja cię unikałam… No, ale to dobrze, że ci nie powiedziałam, miałaś dzięki temu szczęśliwe życie, no nie? Nawet wtedy, kiedy ty mi powiedziałaś o Janku… Wiesz, on wiedział o tej stażystce, kłamał dla kumpla… – zaczęła już zupełnie gubić chronologię.

Nie byłam w stanie jej odpowiedzieć. Mechanicznym krokiem wróciłam do restauracji, usiadłam koło męża i dolałam sobie wina. Kiedy mnie zapytał, czy coś się stało, odpowiedziałam, że zupełnie nic.

Papiery rozwodowe złożyłam dwa miesiące później. Beata nie miała racji. Gdybym mogła wybierać, chciałabym się dowiedzieć wcześniej. Może przez to nie miałabym takiego życia, jakie miałam, ale co mi po nim, skoro okazało się oparte na kłamstwie?

Ona wolałaby nie wiedzieć. Chciała mieć z mężem dziecko i to jej wystarczyło do szczęścia. Była zła, że jej powiedziałam o jego zdradzie. Wolała zamieść wszystko pod dywan. To była jej decyzja. Ja odwrotnie, nie potrafię jej wybaczyć, że ukryła przede mną to, co wiedziała.

Wiem, że wtedy udźwignęłabym tę prawdę i inaczej pokierowała swoim życiem. Być może nie skończyłabym w wypalonym związku, tracąc powoli kontakt z dziećmi i wmawiając sobie, że mimo wszystko mi się udało.

Która z nas postąpiła słusznie? Nie wiem, naprawdę nie wiem… Bo czy w takiej sytuacji w ogóle może być jakieś słuszne wyjście?

Czytaj także:
„Zamiast iść do łóżka z żoną, oglądałem w internecie pikantne filmiki. Zachowałem się jak osioł i tak mnie potraktowała”
„Podpisałem pakt z diabłem, by awansować. Sprzedawał informacje o moich rywalach, ale w zamian żądał okropnych rzeczy”
„Kochanek mojej żony zginął w wypadku, a ona jest w śpiączce. Jechali powiedzieć mi o swoim romansie”

Redakcja poleca

REKLAMA