„Przyjaciółka potraktowała mnie jak tanią siłę roboczą. Wiedziała, że nie mam kasy, więc zatrudniła mnie do harówki za grosze”

Mściłam się na byłym mężu dojąc go finansowo fot. Adobe Stock, Kittiphan
„Uprzątniecie tego mieszkania to był koszmar. Okna nie były myte od paru miesięcy, meble pokrywała gruba warstwa kurzu. – Pieniądze zostawię na stole – obiecała Marzena. I faktycznie tam były. Całe 50 złotych! Na tyle wyceniła moją pracę kobieta, która jeszcze niedawno mówiła, że zrobi wszystko, by pomóc mi stanąć na nogi”.
/ 06.04.2023 15:15
Mściłam się na byłym mężu dojąc go finansowo fot. Adobe Stock, Kittiphan

Poznałyśmy się przypadkiem, chociaż już od paru miesięcy pracowałyśmy w jednej firmie i przynajmniej teoretycznie mogło stać się to wcześniej. Do tego dnia jednak mijałyśmy się, uprzejmie wymieniając kurtuazyjne pozdrowienia na dzień dobry. W końcu ona była tu pracownicą na stanowisku, a ja tylko zwykłą sprzątaczką bez wykształcenia.

– O! Bardzo przepraszam – powiedziała pewnego razu speszona, kiedy swoimi wysokimi obcasami podeptała chwilę temu umytą przeze mnie podłogę.

– Nic się nie stało – odparłam, siląc się, by zabrzmiało to miło, chociaż w głębi duszy porządnie zrugałam tę szczupłą kobietę w okularach. – Na drugi raz patrz jak chodzisz! – burczałam bezgłośnie pod nosem, bo nie lubiłam, jak ktoś nie szanował mojej pracy.

– Może ma pani zapalniczkę? – zapytała po chwili, nerwowo rozglądając się po opustoszałym o tej porze biurze.

Widać było, że jest czymś zestresowana

Miała spiętą twarz, a jej dłoń drżała. W dodatku mimo późnej pory, jakby zupełnie nie szykowała się do domu. Na jej biurku nadal leżał nie wyłączony laptop i stała filiżanka z kawą. Sięgnęłam do kieszeni fartucha:

– Proszę – powiedziałam i podałam jej zapalniczkę.

Kobieta, stukając obcasami, poszła na sam koniec korytarza, bo to było jedyne miejsce w naszej firmie, gdzie można było palić. Kiedy uporałam się z podłogą, wyszłam za nią i też sięgnęłam po papierosa. Choć wiele razy obiecywałam sobie zerwanie z nałogiem, dotąd nie udało mi się tego dokonać. Tłumaczenie, jak to niszczy moje zdrowie i urodę, a dodatku jak obciąża skromny domowy budżet, nic nie dawało. Zapaliłam i tępo popatrzyłam przed siebie. Jak to się stało, że przeszłyśmy na „ty”? Tego dnia wymieniłyśmy zaledwie parę zdań na jakieś ogólne tematy i skomentowałyśmy pogodę. Obie po dziurki w nosie miałyśmy tego wiatru i deszczu. Jednak następnego i kolejnego dnia znowu późnym popołudniem spotkałyśmy się na papierosie na korytarzu. W końcu ona wyciągnęła do mnie rękę i powiedziała:

– Jestem Marzena.

Na co odpowiedziałam:

– Miło mi, Basia.

Od tego czasu regularnie spotykałyśmy się w palarni i niczym dobre przyjaciółki wymieniałyśmy się swoimi spostrzeżeniami na temat różnych życiowych komplikacji. Obie nie miałyśmy łatwo i to chyba tak przyciągnęło nas do siebie. Ja przyznałam się, że samotnie wychowuję córkę i ledwo wiążę koniec z końcem, bo mam na utrzymaniu jeszcze schorowaną matkę.

Ona wyznała, że jest samotna i praca to jej życie

Dodała, że choć zarabia nieźle, to poważnie myśli o zmianie pracy, bo ma wyższe zawodowe aspiracje.

– Tutaj do niczego już nie dojdę, czuję, że się nie rozwijam – mówiła wprost i szczerze dodawała, dlaczego zostaje popołudniami: – W domu nie mam dostępu do Internetu. Stąd wysyłam CV i listy motywacyjne, no i na bieżąco przeglądam wszystkie oferty w prasie – przyznała, co odebrałam za duży dowód sympatii.

W końcu komuś, kogo nie darzy się zaufaniem, nie zwierza się z czegoś takiego. Też nieraz myślałam o lepszej posadzie dla siebie, ale nie miałam na to zbytnich szans. Kasię urodziłam, zanim zdałam maturę. Z małym dzieckiem nauka nie była mi w głowie, tym bardziej że z jej ojcem już od samego początku nie układało mi się najlepiej. Zamiast zajmować się zdobywanie wiedzy, mnie pochłaniało życie osobiste i problemy dnia codziennego. Zwierzyłam się Marzenie ze swoich życiowych perypetii. I z tego, że też uciekłabym stąd, gdzie pieprz rośnie.

– Pracodawcy szukają kogoś z co najmniej średnim wykształceniem, a ja mam tylko podstawówkę – mówiłam gorzko.

– Nie martw się, dasz radę. Wszystko zależy od tego, czy sama będziesz tego naprawdę chciała – powiedziała, dając mi do zrozumienia, że wierzy w mój powrót do nauki, w zdanie matury i kto wie, może że na tym nie zakończę swojej edukacji. – Mam ciotkę, która zaczęła studia, dopiero kiedy jej dzieci poszły na swoje. Dzisiaj pracuje w banku i nieźle zarabia – dodała mobilizująco.

Rozmowy z nią działały na mnie w pewnym sensie jak darmowa terapia i sprawiały, że od nowa odzyskiwałam nadszarpniętą przez nieudane małżeństwo i pracę poniżej moich możliwości wiarę w siebie. „Może rzeczywiście pójdę do wieczorówki” – zastanawiałam się nieraz. Jednak zawsze na przeszkodzie stawały względy finansowe. Szkoła kosztowała, a w dodatku chcąc dalej się uczyć, musiałabym przynajmniej od czasu do czasu brać wolne, co na pewno obniżyłoby moją pensję. Nie mogłam sobie na to pozwolić, bo zbyt dużo osób było przecież ode mnie zależnych.

Powiedziałam, że nie stać mnie na szkołę

– I tylko to cię powstrzymuje? – Marzena spojrzała na mnie z niedowierzaniem.

I jak to ona miała w zwyczaju, obiecała szybko i od razu jakoś zaradzić sytuacji. Następnego dnia z porozumiewawczym uśmiechem wyciągnęła mnie za łokieć na korytarz.

Mam koleżankę, która szuka pani do sprzątania. Może być późnymi popołudniami albo wieczorami, kiedy tylko ci pasuje. Zarobisz sobie na szkołę – wyjaśniła, a ja ucieszyłam się, bo dodatkowy grosz zawsze się przydawał.

Tym bardziej, że akurat te pieniądze zamierzałam, tak jak powiedziałam Marzenie, przeznaczyć na dalszą naukę. Chciałam mojej dorastającej córce pokazać, że na coś jeszcze mnie stać. Dla dziewczyny w jej wieku matka jest autorytetem. Marzyłam, by moja Kaśka była ze mnie duma i nie musiała się mnie wstydzić.

– Jasne, że biorę tę pracę – powiedziałam zdecydowanie i za pośrednictwem Marzeny umówiłam się z moją przyszłą pracodawczynią.

Robota niemal paliła mi się w rękach

Bez kłopotu godziłam to dodatkowe zajęcie ze sprzątaniem biura. W dodatku z tygodnia na tydzień wyraźnie odczuwałam poprawę mojej sytuacji finansowej. Pani Dorota nie tylko regularnie płaciła mi sto złotych za cotygodniowe porządki w swoim trzypokojowym mieszkaniu, ale bywało, że dorzucała do tego parę groszy ekstra za umycie okien czy wyszorowanie tarasu. Nie mogłam narzekać. Miesięcznie dawało to zupełnie niezłą sumkę. Byłam za to wdzięczna Marzenie, bo bez jej rekomendacji nie znalazłabym przecież tak dobrze płatnej dodatkowej pracy. Marzena, po pewnym czasie, tak jak zapowiadała, odeszła z naszego biura, bo znalazła sobie lepszą posadę – dostała dyrektorskie stanowisko w firmie budowlanej. W nowej pracy rozkwitała. Ubierała się w markowe ciuchy, kupowała drogie kosmetyki, zmieniła nawet samochód. Nie zerwałyśmy jednak kontaktu.

Teraz mogę wreszcie żyć na dobrym poziomie – mówiła wprost.

Cieszyłam się, że układa jej się tak, jak chciała. Zresztą u mnie też było coraz lepiej. Pani Dorota poleciła mnie swoim dwóm przyjaciółkom. One też na mnie nie oszczędzały i płaciły tak samo dobrze jak ona. Dzięki temu miałam regularny dodatkowy dochód i już trzy dni w tygodniu zajęte pracą. Byłam zadowolona tym bardziej, że niedawno zapisałam się do liceum wieczorowego i postanowiłam zrealizować swoje marzenie – zdać maturę!

Będę trzymała za ciebie kciuki – moja Kaśka dodawała mi odwagi, co dodatkowo mnie mobilizowało.

Cieszyła się, że chcę zmienić swoje życie, a w dodatku i ona odczuła, że nasz status finansowy się poprawił. Miałam na nowe buty dla niej i sukienkę, o której marzyła. Dla nastolatki modne ciuchy to często podstawa dobrego samopoczucia, wiedziałam to i cieszyłam się, że teraz mogę spełnić wiele jej zachcianek. A także swoich, kupiłam sobie na przykład drogie perfumy, o których jeszcze niedawno mogłam tylko marzyć.

To świetna nowina, że tak ci się układa – powiedziała Marzena, kiedy opowiedziałam, co u mnie, ale po chwili dodała ze smutkiem: – Tylko trochę szkoda, bo ja właśnie chciałam cię zatrudnić do sprzątania u siebie.

Zbiła mnie tym z pantałyku

Niby dodatkowa gotówka zawsze się przydaje, mówiłam to każdemu, ale teraz, kiedy podjęłam decyzję o nauce, nie byłam pewna, czy dam radę po pracy w biurze ogarnąć tyle mieszkań. Jednak miałam wobec Marzeny pewne zobowiązania. W końcu to ona zmobilizowała mnie do nauki i pomogła znaleźć dodatkową pracę, dzięki której stać mnie było na szkołę i życie na ciut wyższym poziomie. Nie mogłam jej odmówić.

– Jakoś dam radę – powiedziałam.

Teraz mój tydzień był bardzo napięty. Ledwo przybiegałam z biura, podawałam mamie i Kasi obiad, a już musiałam pędzić do sprzątania u którejś z moich pracodawczyń. W piątki i soboty chodziłam do szkoły. To jednak nie było najgorsze. Najgorsze było to, z czym przyszło mi się zmierzyć w mieszkaniu Marzeny. Nie dość, że była to największa przestrzeń, jaką przyszło mi sprzątać, bo mieszkanie liczyło ponad sto metrów, to jeszcze było niemiłosiernie zapuszczone i poza Marzeną mieszkały w nim dwa długowłose owczarki colie. Kiedy weszłam tam pierwszy raz, ręce mi opadły. Samo odkurzenie walającej się wszędzie sierści zajęło mi godzinę, a i tak nie byłam zadowolona z efektu. Uprzątniecie tego mieszkania to był koszmar. Okna nie były myte od paru miesięcy, meble pokrywała gruba warstwa kurzu. A kiedy przyszło do rozliczenia się...

Pieniądze zostawię na stole w kuchni – obiecała Marzena.

I faktycznie tam były. Całe 50 złotych! Na tyle wyceniła moją pracę kobieta, która jeszcze niedawno mówiła, że zrobi wszystko, by pomóc mi stanąć na nogi. W dodatku doskonale wiedziała, ile dostaję za sprzątanie dużo mniejszych mieszkań. Minę miałam nietęgą, ale zakasałam rękawy i wzięłam się do roboty. W końcu obiecałam, że wezmę u niej to sprzątanie, a że dużo jej zawdzięczam, muszę to robić za tak lichą stawkę. Smutno mi tylko, że Marzena potraktowała mnie jak najtańszą siłę roboczą, którą można wykorzystać za psi grosz. Kogo jak kogo, ale ją było stać na więcej. A na mnie postanowiła zaoszczędzić!

„Jak tylko mi się uda, pod byle pretekstem zniknę z jej życia” – obiecałam sobie w duchu, bo nie zgodzę się na takie traktowanie.

Czytaj także:
„Miałam jedną zasadę: nigdy nikomu nie pożyczam pieniędzy. Złamałam ją raz. Straciłam kasę i przyjaciółkę”
„Mąż dawał mi 200 zł miesięcznie, a resztę pieniędzy wydawał na kochankę. Nie pracowałam, więc nie miałam głosu”
„Koleżanka zazdrościła mi pieniędzy i pozycji. Sama nie umiała zapracować na swój sukces, więc odebrała wszystko mnie”

Redakcja poleca

REKLAMA